Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

19 stycznia 2013

Rozdział 39

Lecieliśmy już ładnych parę godzin w całkowitym milczeniu, gdy w końcu moja ciekawość wygrała z niechęcią do rozmów i wydobyłam z siebie dźwięk. Z początku tylko chrząknęłam, ale zaraz potem, gdy uwaga niemalże wszystkich skupiła się na mnie, postanowiłam przemówić swym pięknym, zachrypniętym od wewnętrznego wrzasku, głosem:
- To w którą stronę lecimy?
Na samym początku odpowiedziała mi cisza, zaraz potem za szmaty złapał mnie Deidara, potrząsając mną wściekle.
- To ty nie wiesz, un?! Myśleliśmy, że rozmawiałaś z Peinem, un!
- Skąd w ogóle takie wnioski, do cholery? - pisnęłam zszokowana, unosząc brwi.
- Przyszłaś taka wkurwiona, un! Myślałem, że dobrze lecimy, skoro nic nie mówisz! - wrzasnął, zaciskając palce na moim płaszczu, na co kłapnęłam mu zębami tuż przy ręce. Odsunął się, a ja warknęłam, przygładzając kołnierzyk. Co za chuj, Kisame mi to prasuje, a ten co?! Zero szacunku dla cudzej pracy.
Poza tym, czy to oznaczało, że cały czas lecimy tak sobie po prostu przed siebie?! Czyli w sumie tracimy czas, podczas gdy nasi wrogowie znęcają się nad ciężarną kotką? I nikt nic nie mówi?!
- Co to za pojebana logika! - krzyknęłam, nakręcając się do tego stopnia, że już w zasadzie emanowałam żądzą mordu. Nie, żebym 15 minut temu dopiero się uspokoiła. - Jakbym rozmawiała z Liderem to byłabym mniej wkurwiona niż jestem, rozmawiałam z tym zadufanym w sobie panem i władcą!
- Czyli z Liderem - wtrącił Hidan, a ja sapnęłam, uderzając otwartą dłonią o czoło.
- Nie! Znaczy... w pewnym sensie tak, ale to nie ten Lider, o którym wy myślicie.
- No to który Lider, un?!
- Nie ten Lider, na którego mówię Lider - wyjaśniłam, a blondyn podniósł dłonie do góry.
- Na którego Lidera ty mówisz Lider, do kurwy nędznej?!
- Na tego, na którego zawsze tak mówiłam. Na Nagato!
- To z nim gadałaś? - spytał Itachi, a ja czułam, jak drżą mi ręce. Zaraz któremuś wykurwię. Co za pojebane bezmózgi, niech mnie ktoś trzyma!
Na całe szczęście do naszej kretyńskiej rozmowy włączyła się znudzona Shi, uderzając w łeb Deidarę, który w końcu przestał rzucać w moją stronę niezbyt pochlebne epitety.
- Ao, gadałaś z Madarą, tak? - spytała, a gdy pokiwałam głową, posłała mi jakiś taki dziwny uśmiech. - W takim razie lecimy na oślep.
- I co teraz? - spytał Hidek, a ja dopiero teraz dostrzegłam ciemne obwódki pod jego oczami. W ogóle był jakiś przesadnie blady. Hmmm, czy on nie miał czasem choroby lokomocyjnej?
Wycofałam się na tyły ptaka, udając, że chce ogarnąć spojrzeniem całą naszą grupę, a nie uciec przed zasięgiem siły wydalającej siwusa. Zaraz potem podniosłam się, wbijając palce w płaszcz Itachiego, żeby nie spaść i westchnęłam.
- Dobra, czas odwiedzić źródło tego gównianego problemu - oświadczyłam, a Dei sapnąć zniecierpliwiony, oczekując konkretniejszych wskazówek. - Kieruj na Konohę, waść. Tam nas pokierują.

~***~

Oparłam głowę na dłoni, sceptycznie spoglądając na miasto, migoczące gdzieś za chmurami na horyzoncie. Nie miałam zamiaru dopuszczać do siebie żadnych wspomnień z przeszłości, nie byłam sentymentalną, żałosną idiotką.
Sentymentalna z pewnością nie jesteś.
Prawda? Ej, zaraz. Czyli już żałosną idiotką jestem!? Ty parszywy kundlu!
Wymamrotałam pod nosem jakieś przekleństwo, na co Dei zerknął na mnie, by po chwili ziewnąć. Nawet on przywykł do mojego zachowania. Uniosłam dłonie i przyłożyłam palce do skroni, zataczając na nich relaksujące kółeczka. Dobra, Ao, skup się, jesteś jedynym mózgiem tej operacji. Każdy tutaj na tobie polega, choć się nie przyznają, frajerzy. Niby Shi mogłaby cię zastąpić, ale łatwo ją rozproszyć obrotowym krzesłem, czekoladą czy innymi takimi duperelkami. Poza tym, nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę,  że ona kompletnie ignoruje swoich towarzyszy! Ja rozumiem tych kretynów, też mam w dupie czy zdechną gdzieś w środku walki, ale żeby mnie?! Ile razy na misjach oberwałam ze strumienia wody, albo z jakiejś wielkiej grudy ziemi, a potem uciekałam w popłochu, torując sobie kosą drogę przez tłum! Przecież Shi w transie nie patrzy kogo zabija, łupie co się nawinie.
Nie o tym miałaś myśleć, ogarnij się!
Strzeliłam sobie policzek.
- Hej, pomóc ci? - zainteresował się Hidan z tyłu, kiwając w przód i w tył. Jego choroba dawała o sobie znać, miał drgawki i co jakiś czas wychylał się zza ptaka, wydając odgłosy świadczące o zwracaniu treści żołądka. Jak nic jego wymiociny zabiły jakieś stado dzików, czy coś. - Mogę ci trzasnąć mocniej.
- Dzięki, braciak, poradzę sobie - mruknęłam zgryźliwie, a on posłał mi wymizerowany uśmiech. Obrzuciłam spojrzeniem resztę załogi, by stwierdzić, że Zetsu od wzbicia się w powietrze nawet się nie poruszył, a Shi z nudów zaczęła turlać się po grzbiecie ptaszyska. Itaś malował paznokcie. Kurwa, nie wierzę. Wbiłam w niego zirytowany wzrok, na co podniósł spojrzenie czarnych oczu na mnie i zamrugał.
- Nie mój kolor? - spytał, a ja załamałam ręce. Ten koleś był może jednym z najpoważniejszych, najmądrzejszych i najsilniejszych ninja w Akatsuki, ale miał parę swoich dziwactw, których nie mogłam nauczyć się tolerować. Dla przykładu ten manicure. Albo zajmowanie jedynej łazienki na blisko godzinę. Nawet ja się szybciej kąpie! Nie mogłam znieść też tego, że Ryu przepadał za swoim wujaszkiem (w zasadzie, gdybym się czepiała, to Ryu był wujaszkiem Itachiego, ale okej).
Największą jego zaletą, dzięki której nie wyśmiewałam go tak często jak kiedyś, było to, że uszczęśliwiał jakimś tajnym sposobem siostrzyczkę.
Shi chyba przejęła zdolność Peina, bo spojrzała na mnie, potem na Itasia, w skupieniu spoglądającego na paznokcie i znów na mnie. Zaraz po tym uniosła się na łokciach i uśmiechnęła.
- Przynajmniej w łóżku jest dobry!
Mogłam się obyć bez tej informacji. Westchnęłam, nie chcąc wchodzić w szczegóły, bo znając życie temat skończyłby na moim życiu prywatnym i spaliłabym się ze wstydu zanim zdołałabym wydukać z siebie jakieś zdanie. Nie uśmiechało mi się komplementowanie Uchihy.
- Dobra, dalej nie polecę, un - oświadczył Dei, a ja z ulgą skupiłam się na jego osobie. Wiatr zwiewał mu z oczu grzywkę, ale zamiast jak zawsze cieszyć ryja z tego, że buja sobie w obłokach - dosłownie - to miał minę mopsa. - Co teraz?
- Resztę drogi powinniśmy pokonać na piechotę, inaczej nas wykryją - wciął mi się w słowo Itachi.
- W sumie gdzie my chcemy pójść? Spora część ninja okupuje nam siedzibę, ale wątpię, by nikogo tu nie zostawili. Mogli podejrzewać, że skierujemy się w stronę którejś wioski - odezwał się Hidan, zakrywając dłonią oczy. Zaraz po tym zaczął powtarzać jakąś swoją modlitwę o siłę. Pewnie chciał wygrać z żołądkiem.
- Nie możemy poruszać się taką grupką. Ja odciągnę ich uwagę, a wy zdobądźcie informacje o tym gdzie przetrzymują Miyu. ANBU albo staruszka Tsunade będą mieć pewnie jakieś papiery, oni dokumentują nawet wyjścia do toalety - zauważyłam, prychając, a reszta pokiwała głowami.
- Pójdę z Aomi - usłyszałam nagle i zerknęłam na Shi zdumiona.
- Poradzę sobie, możesz iść z nim...
- Pójdę z tobą, Aomi - powtórzyła nieznoszącym sprzeciwu tonem, a ja potulnie natychmiast się zgodziłam. Co prawda Itaś nie był zadowolony z wizji łażenia z tą bandą niewyżytych idiotów (miał na myśli Hidana i Deidarę, Zetsu stwierdził, że powęszy w okolicy), ale przekonałyśmy go, że tak jest najlepiej. Chociaż jeden musi myśleć.

 ~***~

- To co teraz? - spytała mnie Shi, chowając się za jakąś gałęzią. Jak zwykle rezolutnie schowałyśmy się w krzakach, na pewno nas nie znajdą. Kto by się spodziewał dwóch przestępców rangi S w lasku obok księgarni? Kryjówka idealna, kurwa!
- Wiesz, ja chciałam po prostu zrobić rozróbę - palnęłam, wzruszając ramionami. Zaraz potem mój wzrok zatrzymał się na górze z wizerunkami wszystkich Kage. - Zaczęłabym pewnie od zdeformowania tych buziek.
- Czyli wandalizm pełną gębą? - upewniła się, a ja przytaknęłam, uśmiechając się wesolutko i zatarłam dłonie. Mwhaha, Aoś spełni swoje dzikie fantazje z czasów psychiatryka, Aoś się pobawi, Aoś dorysuje zmarszczki babci Tsunade!
Zaczęłam głośno rechotać, ale Shi przywaliła mi z pięści w głowę, na co skuliłam się na ziemi, wyginając usta w podkówkę. Nieprzejęta tym, że będę miała fioletowe guza wielkości pomarańczy, zaczęła rozpinać guziki od płaszcza, wydając przy tym najprzeróżniejsze, wynikające ze zirytowania, dźwięki. Musicie wiedzieć, że Kakuzu kupił nam te płaszcze u jakiegoś krawca amatora. Wiadomo, tak wychodzi taniej, a to, że jest zbyt ciepły na lato, ale stanowczo zbyt lekki na zimę nie powinno być przecież dla nas problemem! Dziurawe kieszenie, szwy, które pękają gdy się je za bardzo naciągnie i te guziki. O te guziki mogłabym wołać o pomstę do nieba, bo to na bank jakaś zemsta tych tam na górze o to, że kroczę złą drogą. Żeby zobrazować wam grozę tych olbrzymich guzików, powiem wam, że to jak przeciskanie arbuza przez ucho igły. To taka guzikowa ciąża, o. I żeby rozpiąć płaszcz musi się urodzić blisko 75 guzików.
- Po co montować zamki, po co? - syknęła Shi, a ja spojrzałam na nią ze współczuciem. Zaraz potem odpięłam pierwsze dwa guziki, mordując się przy nich przez 5 minut, a potem wciągnęłam przez rękawy dłonie. I zaczęłam wysuwać się dołem, bo słowo daję, tak jest szybciej. Siostrzyczka niestety nie mogła tego praktykować, bo jej płaszcz był zwężany w okolicach brzucha. Nie przeszłaby przez swoje cycki.
Ha, mówiłam, że moje cycki są w sam raz! Po ciąży trochę się zwiększyły, ale cudów nie było, lepiej dla mnie!
Pocieszaj się, płaska desko...
Hou, bo zostaniesz kastratem!
Wychyliłam łeb spod czarnego materiału idealnie wtedy, gdy Kotono straciła cierpliwość i po prostu rozdarła materiał, rzucając go na ziemię i przydeptując. Jak już podałam jej dzienną porcję czekolady, mogłyśmy ruszać. Obie, jak prawdziwe kunoichi, zniknęłyśmy w kłębie dymu i przeniosłyśmy się na sam szczyt tej pieruńskiej góry. Z wysuniętego najbardziej na prawo końca miałyśmy idealny widok na całą osadę i pięć, wykutych w kamieniu, twarzy. Przykucnęłam biorąc głęboki oddech.
- Znowu widzę swoją wioskę. Jakie to wzruszające - wymruczałam ironicznie, oblizując usta. Nienawidziłam tej wiochy, jeśli mam być szczera. Nigdy nie traktowali mnie poważnie, wciąż mnie ograniczali.
- Ao, co takiego powiedział ci Madara?
To pytanie autentycznie zbiło mnie z pantałyku i straciłam równowagę, lądując na tyłu. Więc to o to jej szło! To był powód, dla którego tak upierała się przy pójściu ze mną! Zacisnęłam szczękę, ale Shi pozostała niewzruszona, mimo moich jarzących się czerwienią oczu. Nawet tryb likwidacji nie zmusiłby jej do odpuszczenia mi odpowiedzi na to pytanie.
- Nic - zaparłam się, odwracając głowę w stronę wioski, ale chwyciła mnie za polik i wytarmosiła.
- Mów natychmiast! Bo będę nieprzyjemna - zagroziła, więc, mając na uwadze to, że powinnyśmy się spieszyć, wydukałam skrótowo co zaszło na korytarzu. Na koniec szybko wybełkotałam pokrótce co wrzasnęłam Madarze na pożegnanie, a Shi zacisnęła usta w wąską kreskę. Ominęłam tylko kawałek o Ziemi, pamiętając, że ona nie może o niczym wiedzieć.
- Jego zachowanie jest idiotyczne - zaczęła, a ja przybrałam minę, mówiącą "Serio? Kiedy to zauważyłaś?". Nie przejęła się tym, przykładając palec do ust. - Ale mam wrażenie, że coś się za tym kryje. Ten facet jest zbyt inteligenty, a sama stwierdziłaś, że ma wahania nastrojów. Może powinnaś być ostrożna.
Miło widzieć, że kogoś martwią moje sprawy. Aż mi się łezka w oku kręci, takie to niecodzienne dla mnie! Niemalże ze wzruszenia wypaplałam jej, że Uchiha w świecie ludzi był zupełnie inny, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
- Dobra, weźmy się do roboty, ci kretyni pewnie dalej się gdzieś chowają - stwierdziłam, narzucając zakończenie tego tematu. Kotono poklepała mnie jeszcze po ramieniu, by po chwili skrzyżować dłonie na piersiach.
- Czyli boom?
- Takie małe, żeby nie rozjebało od razu całej wioski, musimy się hamować - odparłam i obie zaśmiałyśmy się jak psychopatyczne władczynie świata. Co z tego, że żadna z nas nie potrafiłaby wybuchnąć całej wioski, jesteśmy na tyle zajebiste, że możemy sprawiać takie pozory!

~***~

A jednak trochę przegięłyśmy. Choć nie wiem, może Shi planowała tą wielką kulę ognia, którą zapewne widać było nawet z Suny.
Starłam popiół z twarzy i przygładziłam, zapewne przypalone, włosy, spoglądając na Shi. Biegała w kółko, starając się ugasić palące się ubrania - stała znacznie bliżej ładunku niż ja. Co za pech...
Ale plan był dobry! Naprawdę! Złączyłyśmy sznurkiem ładunki Deidary, wybuchowe karteczki i jeszcze parę innych, równie destrukcyjnych zabawek, by umieścić je w nosie kamiennej Tsunade. Potem miałyśmy jednocześnie przygrzać to katonem z pewnej odległości, ale ktoś się zbliżał i nie było czasu... i tak jakoś posłałam tą kulę ognia na lont, chociaż jeszcze nie zajęłyśmy strategicznych pozycji. Z późniejszych sekund pamiętam tylko huk, olbrzymią ścianę dymu, kurzu i ognia, która buchnęła mi prosto w twarz i sypiące się na mnie z góry odłamki skały. Obydwie wylądowałyśmy na samym dole, ale drzewa nieco zamortyzowały upadek, więc na obolały tyłek nie mogłam narzekać. Zakaszlałam, a siostrzyczka stanęła przy mnie, poruszając szybko ustami.
- Co? Nie słyszę. Ej, nic nie mówię? Nie słyszę się! Nie słyszę, Shi, ogłuchłam, aaaaa!
Bez paniki, bez paniki! Zerwałam się na równe nogi, podniosłam dłonie i zrobiłam parę histerycznych rundek wokół drzewa podczas gdy Shi dogaszała bluzkę dłonią i najwyraźniej wciąż do mnie mówiła. Chyba też ogłuchła. I chyba jeszcze nie zdała sobie z tego sprawy.
Dobra, dziecinko, daj mi chwilę, zaraz to naprawię.
Ten demon to czasami był przydatny. Coś mi się odetkało w uszach w idealnym momencie, bo dosłyszałam kroki. Doskoczyłam do swojej partnerki, ale ta już zajęta była leczeniem swoich uszu - jej ręce otaczała niebieskawa poświata.
Każdy z nas musi znać podstawowe techniki medyczne, choćby dla takich sytuacji. Pein wykazał się niebywałym intelektem, zmuszając nas do nauki medycznych jutsu, choć wydaje mi się, że został zmuszony przez Kakuzu. Wiadomo, szmaciarz nie chce wydawać kasy na medyków. Gdyby nie fakt, że mamy zaprzyjaźnionego Seijiego, zostaliśmy zupełnie bez opieki lekarza!
Nawet ubezpieczenia zdrowotnego nie mamy.
Wracając! Wbiłam spojrzenie w miejsce, w których sekundę później zmaterializowało się ANBU. Czyli Hidan miał rację - tfu, okropna myśl, że ten pajac może się nie mylić - i zostawili w wiosce jakiś mały oddział. Wydałam z siebie odgłos chińskiego wojownika karate i przyjęłam pozycję jak do walki bokserskiej. Jakoś tak zawsze mi odbijała głupawka jak widziałam tych zamaskowanych nieudaczników.
- Jesteście bezczelne, skoro rozpoczynacie atak od naszej Góry Hokage - powiedział jeden z nich dziwnie przytłumionym głosem. Postukałam się w jedno ucho, potem w drugie, przełknęłam ślinę i potrząsnęłam głową.
- E... co ona robi? - spytał jakiś jego towarzysz, a ja z zadowoleniem stwierdziłam, że teraz w pełni odzyskałam swój słuch.
- Dobra, spoko, już jest okej. I wiesz kolo, my musimy być bezczelne - stwierdziłam, kątem oka obserwując jak Shi przygładza bluzkę i stara się obetrzeć mordkę z sadzy. - Jesteśmy z Akatsuki w końcu, tam nie płacą za bycie dobrym.
- W ogóle nam nie płacą ostatnio - wtrąciła swoje trzy grosze dziewczyna za moimi plecami, najwyraźniej wyjątkowo zbulwersowana takim stanem rzeczy. Podzielałam jej zdanie, też zaczynało mnie wkurwiać to, że musiałam żebrać od Tobiego, żeby sobie tampony kupić. Wyobraźcie sobie jaką ten czarnowłosy sukinsyn miał radochę!
- Jakby płacili to by nie było tego rabanu, bo nie robilibyśmy skoku na Pałac Feudalnego.
- Hej, my wciąż tu stoimy - przerwał nam Wódz Wilcza Maska, więc obdarzyłam go znudzonym spojrzeniem. W sumie chyba to jeszcze nie byli wszyscy ninja z wioski, choć pewnie już tu zmierzali, bo słyszałam niedaleko jakieś zbulwersowane krzyki. Faktycznie, nie minęła nawet sekunda, jak wokół nas zakłębiło się od gotowych do boju joninów. Paru nawet kojarzyłam z twarzy!
- Hanai Aomi, lepiej się poddaj, póki możesz - zawołał jeden z nich, w których rozpoznałam swojego dawnego opiekuna. Ten typ musiał chodzić za mną gdy chciałam wyjść na miasto. Łaził za mną i Miyu, nawet do łazienki się wpychał, jebany zbok. Podciągnęłam rękawy i wyciągnęłam rękę w stronę Shi, zagradzając jej drogę.
- Poczekaj chwilę, chcę się pobawić trochę sama.
- Egoistka - fuknęła, ale grzecznie przysiadła, podczas gdy ja wyciągnęłam rękę w bok, materializując w niej kosę. Przyjemny dreszcz przesunął się wzdłuż mojego kręgosłupa, a ja zerwałam się gwałtownie z miejsca, momentalnie znajdując przy zblazowanym joninie i przejeżdżając mu krawędzią ostrza wzdłuż torsu. To, zgodnie z moimi przypuszczeniami, zadziałało pobudzająco na członków ANBU, którzy z szybkością wiatru otoczyli mnie z trzech stron, wyciągając swoje bronie. Jeden z nich jako pierwszy uderzył we mnie kataną, ale uchyliłam się, podskakując i odbijając na niej nogami, by wskoczyć prosto między joninów. Spłoszeni świadomością tego, że powinni zostawić wszystko w łapach ANBU, chcieli się wycofać, ale zmusiłam ich do reagowania na moje wymachiwanie kosą. Mój dawny opiekun odbił moje uderzenie, odskakując parę metrów do tyłu.
- Kto by pomyślał, że twój styl walki tak bardzo się zmieni, Hanai. Więc w końcu dorosł...
Nie zdążył dokończyć, bo ostrze, które ktoś wbił mu w plecy, przebiło się przez brzuch i teraz spoglądałam na nie zdziwiona. Zza kolesia wychyliła się Shi, wycierając ręce w mojego dawnego ochroniarza. Widząc mój mój wzrok, napuszyła się i zadarła głowę.
- No co, tyle gadał, że nie mogłam tego znieść! Poza tym, zobacz, ilu ich tu jest, daj mi się też pobawić!
Przewróciłam oczami, ale nie zdążyłam już nic odpowiedzieć, bo wciągnął mnie wir walki. Z jednej strony musiałam uważać na tych paru za mną, z drugiej próbować zapierdolić tych z przodu i jeszcze co jakiś czas rzucać okiem, czy ta wariatka nie weszła mi pod kosę! Na całe szczęście Shi już wkrótce przeniosła się  w stronę drzew, gdzie mogła korzystać ze swoich ulubionych jutsu i siekać wrogów kłodami, gałęziami czy tam szyszkami. Ja lawirowałam pomiędzy ANBU, co jakiś czas zamrażając kogoś, rzucając im pod nogi kule ognia, czy też kopiąc prądem, aż padali na ziemie. Moja pewność siebie była na tyle duża, że pozwoliłam sobie nawet na spełnienie paru moich absurdalnych pomysłów i odwołałam kosę, prześlizgując się pod czyimś nogami. Zaraz potem złożyłam pieczęcie i zacisnęłam powieki, przenosząc się myślami przed klatkę demona. Wiedział po co przyszłam, wokół wciąż rozbrzmiał jego podekscytowany warkot, a złote ślepia świdrowały mnie z niecierpliwością.
- Pokaż im parę sztuczek, Hou-chan! - zawołałam, wyciągając w jego stronę dłonie. Spomiędzy prętów jego więzienia buchnęła w moją stronę mgła, która okręciła się wokół mojego ciała i pociągnęła mnie w dół, ku zakamarkom mojej podświadomości. Następnie zostałam tam zrzucona i tylko delikatnie zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzieje na zewnątrz. Dochodziły do mnie odgłosy, mogłam wykreować przed sobą obraz bitwy, ale nie miałam władzy nad swoimi kończynami. To uczucie niespecjalnie akurat mi się podobało, ale cóż, trzeba czasem rozpieszczać zwierzaka, jeśli chce się go widzieć w dobrym nastroju!
Mamy problem. Lis na horyzoncie.
Hę? Co? Przeraźliwy jazgot doszedł do moich uszu i natychmiast zakryłam je rękoma, by podnieść wzrok na czarną pustkę, rozciągającą się przede mną.
- Houkou, cholero, co ty znowu robisz? Przegrywasz?!
Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Możecie się dziwić, że zarzucałam 5-ogoniastemu porażkę, ale to nie byłoby specjalnie niezwykłe. Houkou, będąc pod pieczęcią, miał naprawdę przejebane, bo raz, że większość mocy szła w pizdu, dwa, że rzadko pozwalałam mu wykorzystywać choćby ułamek tego, co akurat miał, a trzy - babcia nakładała na niego dodatkowe kary za spowodowanie problemów. Biedny demon miał tak niewiele możliwości pozbawienia kogoś życia, że jak czasami mu ustępowałam, rzucał się na oponentów jak dzika bestia. Wyglądało to dość dziwnie. Najpierw trochę zakrwawiona ja, śmiejąca się w twarz każdemu przeciwnikowi, przechodzi metamorfozę, zmieniając się w potwora, który odrzuca broń i bawi się w wyrywanie kręgosłupów.
Hou-chan tylko wydawał się być taki grzeczny i poukładany.

~***~ 

Wszystko ma swoje granice. Zwłaszcza moja cierpliwość, która w tej chwili grzecznie się ze mną pożegnała i skazała mnie na wściekłe wrzaski. Utknęłam w nicości!
Znowu...
Cholera! Nie lubiłam tego miejsca w swojej głowie. Mogłam tu co prawda puścić sobie krótki film z mojego dotychczasowego żywota, ale większość scen tam przedstawiała mnie w złym świetle i ogółem ostatnio zrobiło się z tego trochę +18.
O, czekajcie, jakieś światło! Podskoczyłam, korzystając z tego, że tu w sumie mogę nawet latać (odkryłam niedawno, bajer, co?), ale zamiast przyjąć pozę supermana, zaczęłam pieskiem płynąć w stronę jasnego światełka. Gdy dzieliły mnie od nieco centymetry wyciągnęłam dłoń i wtedy...
Zerwałam się z krzykiem, wymachując rękami. Ten sposób pobudki po zemdleniu był najlepszym ze wszystkich, bo na ogół nad nieprzytomnym ktoś się nachyla i na dobry początek mogę go znokautować. Niestety tym razem się przeliczyłam, bo przy moim łóżku nikt nie stał. Otworzyłam oczy, ale siedziałam w jakimś małym pokoju. Bez okien. W kącie zlokalizowałam tylko jedno krzesło, które po dokładniejszym przyjrzeniu się, okazało się piankowe. Łóżko też było jakieś dziwnie miękkie i zaokrąglone. Styropianowe, jak się później okazało.
- O kurwa, znowu jestem w psychiatryku?! - krzyknęłam na cały głos, a w kącie pojawił się demon. Ale coś mi nie pasowało w jego pozie, był jakoś fałszywie potulny, z wzrokiem wbitym we własne stopy. Kiedy w końcu na mnie zerknął, zrozumiałam, że stało się coś strasznego, bo wbił we mnie spojrzenie szczeniaczka. Natychmiastowo zakryłam oczy dłońmi, nie dając sobą manipulować. - Co ty zrobiłeś?!
~ Po prostu nie podejrzewałem, że mają kolesia, który może kontrolować bijuu. Zaskoczył mnie.
- Nie mów, nie mów, że nas złapali - jęknęłam, a gdy odpowiedziało mi głuche milczenie, zerwałam się z łóżka i wzięłam zamach, uderzając w niego poduszką. - Do chuja, wpakowałeś nas po uszy w gnój!
~ Ktoś tu idzie - oświadczył jeszcze, łapiąc poduszkę i znikając w kłębie dymu. Nawet przeprosić nie zamierzał, bezużyteczny, zapchlony kundel! Klamka w drzwiach się poruszyła, więc bezwolnie sięgnęłam do kabury, ale moje dłonie natrafiły na pustkę. Chciałam przyzwać kosę, ale oczywiście - założyli mi pieczęć, znacznie mocniejszą od tej, którą pamiętałam z Zakładu.
Kiedy więc Naruto wkroczył do sali w towarzystwie Shikamaru, zastali mnie siedzącą na środku pokoju z obrażoną miną.
- Aomi, nie stawiaj oporu, pogadaj z nami - zaczął blondyn, a brunet łypnął pod nosem coś w stylu "To będzie upierdliwe", na co prychnęłam wściekle. Zaraz jednak uśmiechnęłam się szerzej niż to konieczne, przekrzywiając głowę.
- Och, oczywiście, rozgośćcie się. Może kawy? Herbaty? A sorka, nie mogę wam tego zaproponować, siedzę w izolatce wroga - zakpiłam wesolutko, a Uzumaki podrapał się po głowie, zapewne przeczuwając, że to będzie ciężka rozmowa. Był dosłownie parę kroków ode mnie. Tak blisko, że aż wyczuwałam charakterystyczny dla jinchuuriki zapach demonicznej chakry. Może gdybym była normalnym ninją, nie mogłabym wywąchać tego dresiarza, ale co to dla mnie, gdy Houkou już uaktywniał swój węch.
Kurama, ty szmato.
Dobra, może i mój demon nie przepadał za Kyuubim, wielkie mi coś. Hou był w ogóle niechętny pozostałym ogoniastym, ale lisiego demona nie cierpiał najbardziej.
Cóż więc mogłam zrobić, jak nie zerwać się i nie pojawić nagle przed blondynem, przejeżdżając paznokciem po jego policzku.
- Puf, umarłeś -  zauważyłam, odsuwając się i obracając na pięcie, by podejść do łóżka i się na nim usadowić. - Masz zbyt słaby refleks, jak dzieciak z Akademii.
- Aomi...
- Taka zabawa nic ci nie da. Twoją partnerkę również umieściliśmy w izolatce i wiemy już, że jest tu jeszcze paru twoich towarzyszy. Wydaj nam ich, a kara będzie znacznie łagodniejsza - puścił jakąś formułkę Nara, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że to babcia Tsunade wcisnęła mu te słowa w gardło i teraz przekazywał wszystko, ziewając.
- Tacy utalentowani jesteście, to sami ich znajdźcie.
- Dlaczego z nami walczysz, Aomi? Przecież jesteś jedną z nas, jesteś z Wioski Liścia. Wróć na dobrą drogę, do nas. Akatsuki cię zabije - oświadczył Uzumaki, robiąc parę kroków w moją stronę. Ja pieprze, to dziecko z ADHD zupełnie się nie zmieniło. Dalej uważał, że każdego może uratować, że dla każdego jest nadzieja na tym świecie. - Ty też jesteś jinchuuriki, nie oszczędzą cię.
- Wiem - rzuciłam beztrosko, co zaskoczyło obydwóch, bo się zamknęli. - Ale chyba znasz to powiedzenie "Najciemniej jest pod latarnią", co? Nawet taka małpa musi je znać. Nie jestem jak ty, chłopczyku, ja doskonale wiem co robię. I nie narzucaj mi swojej definicji dobrej drogi, bo w moim mniemaniu wybrałam właściwą ścieżkę. Jest dobra dla mnie.
Mój pewny siebie ton i wyrafinowany uśmiech musiały wykreować mnie jako osobę tajemniczą i inteligentną,  ale w zasadzie powtarzałam tylko parę zwrotów, których nasłuchałam się w telewizji. Serio, nie miałam żadnego planu, nie wiedziałam czy nie czasem nie zgubiłam właściwej dróżki przez jakiś wadliwy kierunkowskaz i co najgorsze - przerażona byłam myślą, że nie zdołam w odpowiedniej chwili zapobiec zabraniu mi Hou!
- I nie przeszkadza ci, że mordujesz ludzi? Że niszczysz rodziny, zabierasz ludziom szczęście? - warknął Naruciak, zaciskając dłonie w pięści. Shikamaru ułożył mu dłoń na ramieniu, ale wyglądał na dość zblazowanego typka. Pamiętam, że widywałam go czasami, wychodząc z Zakładu. Nic się nie zmienił.
- Nie - odparłam, wzruszając ramionami. - Poza tym, działam dla dobra mojej własnej rodziny.
- Akatsuki nie jest twoją prawdziwą rodziną!
- Mylisz się, lisku - roześmiałam się radośnie. - Mam tam krewnych, mam męża, dziecko. Nie wierzysz? Pokazałabym ci obrączkę, ale swoją wyrzuciłam... czekaj, pokaż mi gdzie łazienka. W żołądku powinnam mieć jeszcze obrączkę małżonka!
Mój psychopatyczny chichot był jedynym dźwiękiem, jaki w tej chwili rozbrzmiewał w pokoju. Naruto przełknął ślinę, a Shikamaru podrapał się po głowie.
- Nie podejrzewałem, że będziesz chciała z nami rozmawiać, więc przyślemy ci kogoś innego - mruknął, wciąż zdumiony moim wyznaniem, No tak, pewnie nie spodziewali się, że założyłam sobie w Aka małą rodzinkę, nawet ja, słysząc o tym parę lat temu, zaśmiałabym się w głos. Obydwoje wycofali się, blondyn znacznie bardziej niechętnie - najwyraźniej wciąż wierzył, że jeszcze mogę zmienić zdanie. Zamiast nich do pokoju weszła członkini ANBU o marchewkowych włosach i z wężową maską, której splunęłam pod nogi. Zdjęła białą ozdobę zasłaniającą jej twarz i rzuciła nią we mnie, a ja, zaskoczona, nie zdążyłam się uchylić. Jęknęłam więc z bólu - cholerstwo jest cięższe niż wam się wydaje - i ponownie spojrzałam na kobietę.
- Okira?! - ryknęłam, by rzucić się na nią z chęcią uwieszenia się jej na szyi. Odsunęła się jednak w ostatniej chwili, więc zaryłam ryjem o zamknięte drzwi, podczas gdy moja dawna znajoma przeszła przez pokój i usiadła na jedynym krześle.
- Chodź tutaj, mamy do pogadania - nakazała, a ja podczołgałam się ku niej, wlepiając w nią rozszerzone gały.
- Co ty tu robisz, Oki? Jesteś w ANBU? Pracujesz w Konoha? O, masz nawet opaskę. Oł maj, co się z tobą działo? Uciekłaś wte...
Urwałam, bo dziewczyna zakryła mi ręką usta, wzdychając ciężko.
- Już, już, weź oddech, siwa. Aktualnie siedzę, tak, tak, mam. A co do reszty, to zabawne, że pytasz. Po tym jak ty i Miyu zwiałyście, ja i Sara zostałyśmy złapane przy wschodniej granicy wioski. Obiecano nam zdjąć pieczęcie, jeśli przyrzekniemy posłuszeństwo i pomożemy bronić wioskę.
- I się zgodziłyście?! - spytałam zbulwersowana, a Okira wzruszyła ramionami.
- A co innego miałyśmy zrobić? Zresztą, nie wiesz tego pewnie, ale zlikwidowali zakład, a ja zostałam członkiem ANBU. Proszę, zadowolona z tej historii?
- A co z Sarą?
- Chuj ją wie, robi pewnie maślane oczy do Kazekage i zgrywa jebaną cnotkę - mruknęła, a widząc moje spojrzenie, uśmiechnęła się pogardliwie. - Cóż, nie jesteśmy w dobrych stosunkach z tą wywłoką.
Dobra, ta informacja była dla mnie nie do przyjęcia. Kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem, Sara i Okira były dobrymi przyjaciółkami! Przyjrzałam się dokładniej kobiecie przede mną. W sumie niezbyt przypominała tamtą dawną Okirę. Była teraz wyprostowana i jakoś zadziwiająco stanowcza, przez co w moich oczach wypadała na niezwykle dojrzałą. Nawet jej spojrzenie się zmieniło. Zgasły płomyki, które dawniej świadczyły o niepokornym charakterze, a pojawiła się nieznana dotychczas matowość, pustka. Nie wyglądała według mnie na spełnioną, ale przez jej zachowanie, nie byłam w stanie stwierdzić czy to prawda, czy tylko moje odczucia.
- Nie przysłali mnie tu, bym sobie plotkowała, ale jestem ciekawa co tam u was. Wasze podobizny są na plakatach, nawet jest cena za twoją głowę, o ile dobrze pamiętam - oznajmiła mi, uśmiechając się z rozbawieniem. Ukazałam zęby w uśmiechu, dumna z tego co osiągnęłam, by przyklęknąć i oprzeć łokcie na kolanach Oki.
- U nas jest wszystko w porządku, serio. Co prawda branża kryminalistyczna jest wymagająca i pochłania mnóstwo czasu, ale nie narzekam. Wiesz, taka cena sławy - zauważyłam prześmiewczo, przewracając oczami, a dziewczyna skinęła porozumiewawczo głową. Nagle spoważniałam, na co uniosła brwi do góry, zaskoczona moją zmianą. - Dobra, Okira, naprawdę fajnie cię widzieć, ale nie mogę nie skorzystać z tego, że tu jesteś. Przybyliśmy odbić Miyu. Pomóż mi stąd wyjść i powiedz, gdzie ona jest, a zniknę stąd i dam wiosce spokój. Na razie jej istnienie w żaden sposób mi nie przeszkadza.
- Nie - odparła oschle, a jej niebieskie tęczówki, przypominające jezioro, zmieniły się w lód. W ogóle jakoś tak powiało chłodem, gdy mierzyłyśmy się nawzajem wzrokiem. - Nie pozwolę ci stąd uciec. Mało tego, zamierzam dorwać twoich przyjaciół.
- Dlaczego? Przecież ja i Miyu też jesteśmy twoimi przyjaciółkami - stwierdziłam, a Okira parsknęła śmiechem, kiwając głową.
- To było dawno, nie widziałyśmy się trzy lata. Co ty sobie myślisz, że przyjdziesz, pozabijasz moich znajomych z ANBU, a ja, cała w skowronkach, wypuszczę cię na wolność?
- W zasadzie tak.
Moja bezpośredniość zbiła ją z pantałyku, ale zaraz zacisnęła szczękę, odpychając mnie od siebie i podnosząc się, by spojrzeć na mnie z góry.
- Więc się mylisz, do cholery. Ułożyłam sobie życie, słyszysz?! Wychodzę za mąż, jestem szczęśliwa, nie pozwolę ci tego zrujnować, bo masz ochotę pobawić się w wielką panią świata. Z takimi idiotycznymi marzeniami możesz sobie iść do Sary - warknęła, a ja spojrzałam na nią spod byka. Pomimo wspólnej przeszłości, w tej chwili bez wahania wbiłabym jej nóż w krtań.
- Poszłabym bardzo chętnie, o ile pamiętam, była znacznie odważniejsza niż ty - prychnęłam, a Oki zachowała się tak jak chciałam. Uległa tej prowokacji i uniosła nogę, zapewne chcąc mnie kopnąć, ale złapałam za jej podeszwę i wykręciłam nogę, przez co upadła na ziemię. - Ty za to stoisz mi na drodze w ratowaniu Miyu, a tego ci, kurwa, nie wybaczę.
Sięgnęła po to małe, piankowe krzesło i mi nim przyjebała, ale wcale się tym nie przejęłam, robiąc jej ze stopy precla. Wychodziła za mąż? Phi, chodzić już nie będzie, to i nigdzie nie wyjdzie, pieprzona szmata. Myślała, że weźmie mnie na litość, a przecież ja jako jedyna mogłam sięgnąć po tą taktykę - miałam malutkiego synka! I gnidę za męża, należy mi się współczucie!
Nim zdążyłabym zrobić jej poważniejszą krzywdę - nawet z pieczęciami jestem niebezpieczna - do środka wparował Kiba i paru innych, odciągając mnie od klnącej na wszystko dziewczyny. Zaczęłyśmy się głośno wyzywać, póki nie dostrzegłam tuż nad nami glinianego ptaszka, zataczającego kręgi pod sufitem. Zdrętwiałam i zaraz padłam na ziemię, uśmiechając się szeroko i wymawiając jedno z nielicznych słów, których brzmienie w ustach mojego blond przyjaciela mi się podobało.
- Katsu, frajerzy - mruknęłam, a ptaszek dwie sekundy później się detonował. Tuż za nim poszła ściana, a z wielkiej dziury pomachał mi Dei, szczerząc się wesoło. Odwzajemniłam grymas i już chciałam ruszyć w jego kierunku, gdy dostrzegłam Okirę, rzucającą we mnie czymś dziwnym. Zaskoczona złapałam pakunek i, poganiana przez Deia, ruszyłam biegiem w jego kierunku, wyskakując przez dziurę i upadając kolanami na glinianą sowę. Wzbiliśmy się zaraz wyżej, ruszając w stronę, skąd widać było dym.
- Lecimy po Shi? - spytałam, przykładając pakunek od Oki do ucha. Nie tykał, to nie była bomba. Podejrzane.
- Tak, un. Itachi wyciąga ją właśnie z izolatki, a Zetsu i Hidan robią w głównej sali rozróbę, mamy po nich podlecieć na północny kraniec tego pseudo więzienia, un - wyjaśnił blondyn, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie znajdowaliśmy się w wiosce. - Jesteśmy po drugiej stronie tej śmiesznej Góry Hokage, un.
No tak, teraz wszystko stawało się jasne. Konoha pobawiła się widocznie, tworząc tajną bazę w skale, w której zamierzali przetrzymywać jeńców wojennych i nas, kryminalistów. Skrzywiłam się, a zaraz po tym przykleiłam się do nóg Deidary, na co spojrzał na mnie jak na obłąkaną.
- Rany, nigdy nie sądziłam, że tak się ucieszę, że cię widzę! Skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy?
- Tamta pomarańczowa cizia nam powiedziała, un - rzucił, a ja uniosłam brew. - No ta, co ci dała paczkę, un!
- Okira?!
- Nie wiem jak miała na imię, un! Po prostu znalazła nas, powiedziała gdzie jesteście, jak się do was dostać i gdzie jest Miyu. Powiedziała "Musicie odbić mą Najmroczniejszą", un. Skapnąłem się, że chodzi o ciebie, geniusz, co?
- Tsaa - wymruczałam tylko, chcąc go zbyć. Byłam zbyt zajęta próbami rozpakowania tego cholerstwa, którym był jakiś beżowy materiał. Tuż pod nim znajdowała się moja kabura i duży zwój, z dołączonym listem. Przypięłam tą pierwszą, po czym schowałam zwój do kieszeni płaszcza Deia - nie miałam własnego, a poza tym, ten jego nie miał chyba dziur. Chciałam też zabrać się za czytanie listu, ale akurat podlecieliśmy pod jakąś ścianę i Dei posłał w jej stronę ptaka, który rozjebał ją na kawałeczki. Ze środka wyskoczył Itaś z przerzuconą przez ramię Shi, która pokazywała środkowy paluszek blondynce z czterema kitkami i temu wymazanemu flamastrem kolesiowi. Dziwne, skąd oni się tu wzięli?
- Jeb się, Temari, ty głupia zdziro! - wrzasnęła na pożegnanie siostrzyczka, a ptak puścił się szybko w przód. Gdzieś po drodze wskoczyli jeszcze Hidan i Zetsu, ale byłam zbyt zajęta słuchaniem Shi, zdającej mi relację z tego co się działo.
Otóż jak już padłam na placu boju, postanowiła, że mnie zostawi i ruszy po pomoc, ale wtedy pojawił się Kankurou - facet z fioletowymi ślaczkami na ryju - i ją złapali. A potem urządzili jej przesłuchanie, w czasie którego wywlekli na wierzch fakt, że Shi wyjechała z wioski na zakupy i dołączyła nagle do Akatsuki, zdradzając wioskę. A wieczorem umówiła się przecież na oglądanie filmów z jakąś tam dziewczyną, więc wszyscy byli w szoku. Myśleli, że ją porwano, ale w telewizji akurat w tym czasie nadawano naszą wyprawę autobusem. Wyszło na to, że Kotono jest zbiegiem!
Jej przejmująca historia zaczynała mnie trochę nużyć, więc szybko spytałam głośno o cel naszej podróży.
- Suna. Ponoć tam przewieźli Miyu - odpowiedział mi Itaś, a ja pokiwałam głową, zadowolona z tego, że już zmierzamy jej na ratunek. Odsunęłam się na tyły, siadając tuż obok znieruchomiałego Zetsu i odpieczętowałam list.

Moja Roznosicielko Śmierci,
wybacz za tą scenkę, którą mam zamiar odegrać w izolatce. Ze względu na sentyment do twojej osoby muszę i chcę ci pomóc, ale nie mogę się zdradzić z moimi zamiarami - ściany w Konoha mają uszy. Nie zależy mi na tym, by ktoś dowiedział się, że umożliwiłam ci ucieczkę.
Chcę tylko wyjechać z moim narzeczonym i mieć z wami święty spokój. Liczę na to, że nie macie w planach przejęcia Wioski Chmur w Kraju Wodospadu, bo tam chce się udać. Jeśli jednak się pojawi ktoś z Akatsuki, zgniotę go jak robala, obiecuję.
Tymczasem życzę powodzenia. Zawiadomiłam już Sarę, że wpadniecie, nie zdradzałam jej jednak szczegółów, bo nie lubię tej szmaty i tyle. Mam nadzieję, że zdechnie w rowie, możesz jej to przekazać. Przy okazji pozdrów ode mnie Miyu. A, wiedziałaś, że jest w ciąży? Następny bachor przyjdzie na świat, co za ból.
W zwoju masz opisane jak zdjąć pieczęć. Zostaw go sobie, przy Miyu też się przyda.
Kończę, nie umiem pisać listów.
Baronowa Zła.

PS. Ten blondyn z kolegami to jakieś bezmózgi. Trzy raz tłumaczyłam co mają zrobić!

Wygięłam usta w podkówkę, wpatrując się w list. Ta idiotka ukartowała to tak, by mi pomóc! A ja zwyzywałam ją od najgorszych suk w myślach. Cholera, wyślę jej kiedyś jakąś paczkę do tej Wioski Chmur.
- Nie mazgaj się, zdejmij pieczęć - aż podskoczyłam na dźwięk głosu! Zerknęłam na Zetsu ze zdziwieniem, a ten przeniósł wzrok na zwój w kieszeni Deia. Ej, przeczytał list razem ze mną, czy co? Nadęłam policzki, obrazując swoje niezadowolenie, ale kazałam Hidanowi podać mi zwój. Już paręnaście minut później zarówno ja, jak i Shi mogłyśmy napawać się swoją nieograniczoną niczym chakrą.
- Hej, czy to nie Danna, un?
- Co, gdzie?!
________________________________________
Ja się chyba nie nauczę streszczać z akcją. Rozciągam ją, a potem się dziwię, że moje początkowe plany się zmieniają tak bardzo, że końcowy efekt jest zupełnie inny od zamierzonego...
Rozdział o niczym. Zupełnie o niczym, bo w sumie nie posunęliśmy się z ratowaniem Miyu ani o krok. Tak praktycznie to tylko tam rozmawiają. Ja pieprzę, nienawidzę tego rozdziałuuu!

Fajnie by było, jakbyście jakoś to skomentowali, bo chciałabym się dowiedzieć co według was powinno się teraz zdarzyć?
Oczywiście ja już swoją wizję mam, ale i tak jestem ciekawa waszych xP

Dedyk:
- Arii - miło mi się toczy te rozmowy o podbijaniu świata i Apokalipsie na fejsie!
- Ake, Mimi, NeKo - dziękuję za komentarze, zawsze jest mi weselej jak je czytam. I wielkie dzięki za polecenie mnie na stronie!
- Anonimkowi - zacznij się podpisywać, ludziu, będzie mi łatwiej ci dziękować za wszelakie komentowanie!
- GoGoOragne - dziękuję za komentowanie, obserwowanie, a teraz sama w końcu coś napisz na blogu, okej? Nie mam co czytać! Btw. nie tylko ty nie mogłaś dodawać komentów na onecie, ten gnojek wszystkich katował swoim zamułem.
- I wszystkim obserwującym, czytającym, panu Zbyszkowi z kiosku, pani Reni z "Misia", kobiecie wyglądającej jak Ururu z Bleacha... w sumie dedyk for all.

Enjoy!

16 komentarzy:

  1. Yaaay, w końcu notka! Jakże się cieszę xD Na łopatki powaliła mnie choroba lokomocyjna Hidana i wszelkie wrzuty Aomi, ale to już normalne *w*' Zauważyłam z dwa, trzy błędy, ale jeden bardzo rzucił mi się w oczy, albo jestem kretynką i nie zrozumiałam; "Wiatr zwiewał mu z oczu grzywkę, ale zamiast jak zawsze cieszyć ryja, bo jest buja sobie w obłokach - dosłownie - to miał minę mopsa. " Chyba jest tu jakiś błąd logiczny, bo zupełnie nie zaczaiłam sensu zdania o_o'. Poza tym, w końcu założyłam ten adres i KOMĘTUJĘM NOTKĘM. Yaaaaaay, cieszmy się. Cóż jeszcze? Dziękuję za dedykacje *lizusostwo rzondzi* i a propozę wizji następnej notki, to co powiesz na zarzyganie Deidary przez Miyu na samo "dzień dobry"? Albo, niech Miyu przejdzie ciążę tak jak koty, w sensie jej trwania! @_@ U kotków ciąża trwa 9 tygodni, a po 3 tygodniach już widać brzuszek, więc można by zafundować blondaskowi jakiś mini - wylew. Ale to tylko taka sugestiaaaaaaaaaaa... No i czekam na ponowne wejście Tsuki, bo wielce zaintrygowała mnie jej interwencja, a fajna z niej dupa.
    Pozdrawiam,
    Aria ^^

    ps. sakreblę, cóż za nieskładny komentarz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oł maj, faktycznie, dopiero teraz to widzę! *sama nie zaczaiła o co tam chodziło* Tak to jest jak się piszę w nocy i zasypia na blacie xD"
      Dobrze, że mi pokazałaś ten błąd! Zwracaj mi uwagę, to będę poprawiać.
      Yey, masz konto! Witaj w gronie gmailowiczów *nie ma pojęcia, czy coś takiego istnieje, nieważne* I proszę Cię bardzo, droga towarzyszko!
      Ciekawy pomysł, rozpatrzymy to. Zwłaszcza rzygi *uwielbia niszczyć życie Deidarze*.

      Jaki tam nieskładny, wszystko czytelne i zrozumiałe jest! xP

      Usuń
  2. Kocham kocham kocham <3
    Ostatnio nie mam czasu nawet zajrzeć przez szkołę .-.
    Przepraszam T_T
    Jesteś moim góru i nawet jak będę mieć 30 lat będę to czytać do porzygu :I
    Jestem pieprzonym zboczeńcem i pójde do piekła :D
    <3


    Dawno nie rozmawiałyśmy ;_;



    Kochająca Shi :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przez szkołę też mam mało czasu xC
      I nie przepraszaj, Shi, nie ma za co przecież! Jesteś i będziesz częścią tego bloga. Jakby nie ty, to co by Ao zrobiła tylko z Miyu? Chyba by się z rozpaczy powiesiła xD

      Ahaha, nie martw się, w piekle spotkasz mnie i pewnie całą masę znajomych <3

      Usuń
  3. Hie hie hie. Noootaaa! Nie wiem czemu, ale zaintrygowało mnie krzesło z gąbki. Takie w ogóle istnieją? xD W każdym razie podoba mi się ten pomysł. Wszystko, co wiąże się z ubytkami w psychice jest spoko. Tak, a w sumie to nie. Nie wiem czemu zwracam uwagę na takie rzeczy. God, sama za sobą nie nadążam. Oczywiście, oprócz tego nieszczęsnego krzesła (które pewnie zaprzątnie mój umysł na krótki okres czasu) rozjebało mnie wiele innych momentów, których, wybacz, ale nie chce mi się przytaczać (albowiem jam jest człek wybitnie apatyczny), ale coś tam następnym razem wymodzę, obiecuję ;p
    Deedyyk! Dziękuję ^o^. A! Jeśli chodzi o notę na moim pseudo blogu, to… Hmm. Usatysfakcjonuje Cię odpowiedź: „Jestem na etapie mentalnego nastrajania się” ? Jeśli nie, to mam poważny problem.
    Co do wizji ciągu dalszego, to zdecydowanie spodobała mi się koncepcja Arii o kociej ciąży ^.^. Własnych pomysłów nie mam i liczę na Twoją inwencję twórczą.
    Do następnej!

    Btw. Właśnie ogarnęłam, że mam prawo czytać Twojego bloga dopiero od listopada 2012 roku. Jestę kryminalistkom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nie mam pojęcia *myśli* W sumie teraz bym chętnie sprawdziła czy w ogóle się da xD Choć w sumie te żółte gąbki są dość twarde, to może da się z nich zrobić krzesło *teraz będzie rozkminiać*
      Mentalne nastrajanie się to i tak spory krok. Ja czasami muszę być zawalona robotą, żeby zacząć pisać notkę. Taka głupia zależność, im więcej mam zrobić, tym chętniej robię to, czego nie powinnam - czyli piszę opowiadanie xD Może skumasz o co mi chodzi, nie mogę się wysłowić dzisiaj porządnie...

      Och, kryminalista z ciebie przeraźliwy! xD

      Usuń
  4. Wii ;3 "Uratuj moją Najmroczniejszą"? Cóz za wyznania xD nie wnikam co one tam robiły ;p Mam tylko jedno "ale": w tym rozdziale nie było mojego kochanka!! (no oprócz tej wzmianki o tamponach xD)I mimo że na notke narzeasz (a czego spodziewać się po autorach, że napiszą "podoba mi się"?) to wyszła ci naprawde zarąbiaszczo (czyli jak zwykle ^^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak teraz na to patrzę to faktycznie dziwnie wygląda ten tekst xD
      Ale wzięłam go z pierwszych rozdziałów, że takie nawiązanie do przeszłości, blah blah.

      Kurczę, faktycznie, mój luby się nie pojawił osobiście. Co za niedopatrzenie z mojej strony! W następnej musi się pojawić! xD

      I bardzo dziękuję, cieszę się, że przypadła ci do gustu <3

      Usuń
  5. Szybko sprawdź meila! Pilne i to bardzo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam, odpisałam! Wybacz za kłopot, jestem okropną sklerotyczką! xO

      Usuń
  6. Ake: Moi moi! Ten rozdział był totalnie zagilbisty! A poza tym tak jakby posunęliście się z poszukiwaniami w tę stronę, że generalnie wiecie gdzie ona jest... I spróbuj jeszcze raz napisać, że rozdział ci nie wyszedł, to... *kolkolkol*
    NeKo: Heej, moje kicie! Też podoba mi się pomysł z ożyganiem Dei-geja na wstępie. To byłoby takie... Takie superaśne!
    Mimi:Hej... Fajny rozdział...
    ~Akemi-Chan & NeKoMiMi & MinaMina <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie myślałam o tym w ten sposób. Faktycznie, przynajmniej wiedzą gdzie jest Miyu, jest jakiś plus z tej ich nędznej wyprawy. x )
      Cieszę się, że rozdział się spodobał, ale to i tak straszliwy chłam. I nie mogę powiedzieć, że mi wyszedł, skoro to kłamstwo będzie! Ale postaram się ogarnąć z następym, żeby jakoś zamaskować tą porażkę.
      Pomysł z wymiotującą rudą jest godny przemyślenia, więc być może naprawdę biedny Dei będzie miał kąpiel w wymiocinach xD

      Usuń
    2. Przeczytałabyś coś mojego, to byś nie pisała, że twoje to chłam. Bo to nie chłam


      Ake-Chan~~

      Usuń
  7. Kurde. To jest zajebiste. Normalnie.. Pisz szybciej, Aomi. Nie mogę się doczekać^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ci się podoba x3
      Postaram się, acz u mnie częstotliwość pojawiania się notek jest naprawdę różna. Raz daję po miesiącu, niekiedy trzeba czekać nawet cztery, więc z góry za to przepraszam.

      Usuń

Obserwatorzy