Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

17 maja 2013

Rozdział 41

  - Jak mogłaś zapomnieć, masz dziurę zamiast mózgu?! - ryknął na mnie Itachi, ledwo opanowując się przed ukręceniem mi głowy. Zza przymkniętych powiek nie mogłam dostrzec jak strasznie zdenerwowany był, nie chciałam patrzeć mu jednak w oczy - to skończyłoby się dla mnie najprawdopodobniej śmiercią. To był pierwszy raz odkąd dołączyłam do Akatsuki, kiedy Uchiha po prostu się na mnie wydzierał. Na ogół cichy i spokojny, przez mój malutki błąd wybuchł, bluzgając i złorzecząc na moją biedną osóbkę.
Przecież każdemu zdarza się wyrzucić coś z pamięci. W moim przypadku taką rzeczą okazał się fakt, że ninja czatują na nas przed siedzibą. Kiedy wjechałam w ten tłum autem, trochę spanikowałam, prawda, ale koniec końców udało się przecież umknąć przed tym wściekłym motłochem. Nawet obyło się bez większych szkód, no nie?
  Tylko Deidara po drodze wypadł, Miyu skoczyła za nim, a Hidan sam wyskoczył, nie mogąc znieść dalszej jazdy.
  Ale ja byłam cała!
  - Robisz z igły widły, wszystko mam pod kontrolą - mruknęłam, a Łasic strzelił kosteczkami w palcach. Uniosłam dłonie, wycofując się na ślepo do tyłu, aż tyłkiem oparłam się o nasz samochód. Dym drażnił mój nos, a odłamki szkła chrupały pod podeszwami butów.
  - Pod jaką kontrolą?! Wjechałaś w drzewo, prawie zginęliśmy, skończona kretynko! - wrzasnął, a ja otworzyłam oczy, wbijając wzrok w jego szyję.
  - Kompromitujesz się, skoro uważasz, że to wystarczy by cię zabić - syknęłam, a Uchiha rzucił się na mnie wściekle. Zastygłam w bezruchu, nie bardzo wiedząc, w którą stronę uskoczyć - z lewej miałam drzewo, po prawej wszędzie leżały szklane kryształki i nie widziało mi się na nie rzucać. Kątem oka dostrzegłam owijające się wokół mojej nogi korzenie, a potem zostałam wciągnięta pod ziemię tuż przed tym, jak Itaś przeciął powietrze kunaiem.
  Kurczę, on naprawdę chciał mnie zabić!
  Sekundę spędziłam w totalnej ciemności i zostałam wypchnięta na zewnątrz, dwadzieścia metrów od dymiącego samochodu. Wyplułam ziemię z ust i zajęłam się czyszczeniem języka z użyciem rąk, wbijając wzrok w szamoczącego się w pnączach Uchihe - Shi dzielnie tworzyła kolejne liany, zacieśniające się wokół rąk i nóg czarnowłosego. Tuż obok mnie z ziemi wyrósł Zetsu i zdałam sobie sprawę, że moim wybawcą nie była Kotono - nie byłaby w stanie odsunąć mnie i jednocześnie unieruchomić Itachiego, z powodu głody jej pokłady chakry drastycznie się zmniejszyły.
  - Dzięki - rzuciłam zatem w stronę chwasta, a ten pokiwał głową.
  - Chyba powinnaś się stąd zmyć, ona go dłużej nie powstrzyma. Nie, nie da rady, determinacje ma, ale zbyt mało chakry zostało. Mało, mało, racja. Tam nie wyczuwam ninja. - Wskazał palcem kierunek, po czym podszedł do drzewa, wnikając w nie. Zerknęłam na siostrzyczkę, usiłującą przekonać wściekłego Uchihę, że zabicie mnie niczego nie zmieni, a nawet pogorszy naszą sytuację, ale nie za bardzo jej to wychodziło. Postanowiłam zatem skorzystać z rady Zetsiaka.
  Przy okazji znalazłabym Miyu, wolałam nie zostawiać jej samej otoczonej kłębuszkiem wrogów. Głupio, żeby dziabnęli ją kataną w brzuch.
  Ryu nie miałby kim rządzić, a przecież potrzebował doświadczenia, by w przyszłości władać światem.

~***~ 

  Ponieważ znajdowałam się w okolicach siedziby, znałam położenie każdego krzaczka, drzewka, kamyczka, gniazda, dziupli, listka i w ogóle wszystkiego. Wystarczyło tylko poruszać się w taki sposób, by unikać oddziałów i dotrzeć do Miyu - potem zgarnąć ją, zawlec do Peina, poczekać na Shi i obmyślić plan działania, mający na celu uratowanie nam tyłków.
  Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.
  Niestety byłam specjalistką od przyciągania kłopotów, można by rzec, że pech upatrzył sobie mnie na ulubioną ofiarę i obdarowywał miliardem niełask, problemów i sytuacji, w których atrakcyjna wydawała się być kąpiel w rybich wnętrznościach.
  Kiedy przecisnęłam się pod moim ulubionym krzakiem róż, wszystkie moje zmysły zawyły na alarm, bo parę metrów ode mnie zatrzymał się niewielki oddział ninja. Zastygłam w bezruchu, ze ślepiami rozwartymi na oścież, chcąc w ten sposób zlać się z tłem - moje tęczówki był wprost stworzone do maskowania się w takiej sytuacji! W czasie gdy ja resztkami swej woli utrzymywałam się w jednej pozycji, nie zważając na mknące w moją stronę mrówki, tamci ucięli sobie słodką pogawędkę. No ja pierdolę, czy wszyscy muszą koło tych róż gadać? Nie mogą zawlec tyłków i sobie pójść? Przygryzłam wargę, posyłając im w myślach kunsztowną wiązankę bluzgów, kiery wzrok jednego z nich zatrzymał się dosłownie na mnie.
  Świetnie, wspaniale po prostu.
  Koleś nosił maskę, na szyi zaś dyndała mu opaska Iwy. Więcej nie zdążyłam zauważyć, bo mrugnęłam i w tej samej sekundzie tamten zerwał się z miejsca, wyprowadzając w moją stronę atak. Zaskoczona zerwałam się do pionu - na ogół ANBU wygłaszało jakąś kretyńską przemowę nim dobywało kunai, ale ten widocznie wolał działać, niż pytać. Co za debil!
  Sama robisz dosłownie to samo.
  Milcz!
  Szybko wydostałam z kabury jeden sztylet, decydując się na starcie z użyciem wyłącznie noży i taijustu. Nie mogłam wezwać kosy, bo to wiązało się z uwolnieniem skrywanej dotąd chakry i wszyscy wokół rzuciliby się na mnie jak ćmy do światła! Zablokowałam zatem atak, odpychając kolesia kopniakiem w brzuch i obracając kunai w palcach jak prawdziwy mistrz ostrza. Pozostała dwójka wciąż starała się wyjść z szoku, spoglądając to na swego towarzysza, to na mnie. Tymczasem ten pierwszy zdołał utrzymać się na nogach i po prostu zaszarżował w moją stronę. Wycelowałam w niego kunaiem, ale uniknął go - szczerze powiedziawszy mój cel pozostawia wiele do życzenia, jestem typem walczącym w bezpośrednim starciu. Skupiłam chakrę w stopach, uginając lekko kolana, a gdy tylko ofiara znalazła się wystarczająco blisko, wyskoczyłam, przeskakując nad nią, by znów się wybić i znaleźć się na głowie mężczyzny. Objęłam udami jego szyję, krzyżując łydki, a następnie przyłożyłam wypełnione chakrą pięści do jego czaszki, miażdżąc ją w uścisku.
  - Spiralne zmiażdżenie! - wykrzyknęłam, napawając się faktem, że po raz pierwszy od dołączenia do Aka miałam tak naprawdę możliwość wykorzystania jednej ze stu siedmiu torturujących umiejętności Asury. Ninja pode mną zaczął się wierzgać, rzucać i rozpoczął bezsensowne teleportowanie nas w każde kolejne miejsce, podczas gdy ja odcinałam mu dopływ powietrza i zwiększałam ucisk na głowę. W sumie spodziewałam się, że prędzej się udusi, ale włożyłam ciut za dużo siły i posoka prysnęła mi w twarz. Fragmenty organów i kości znajdowały się teraz nie tylko na mnie, ale też w najbliższym otoczeniu. Ciało osunęło się, ale zgrabnie zeskoczyłam z niego, ścierając maź z buzi. Dwójka z Suny - poznałam po ochraniacz, ależ spostrzegawcza jestem - spoglądała na mnie w takim zdumieniu, że lada moment oczy miały im wyjść z orbit. Podciągnęłam rękaw koszulki, gotowa zaprezentować im kolejną sztuczkę. Spojrzeli po sobie, trzęsącymi rękami wyciągając noże - zabawne, ANBU nie okazywało takiego strachu jak zwykli shinobi. Zdążyłam zrobić tylko krok, wymuszając tym samym cofnięcie się moich przeciwników, kiedy jeden z nich nagle splunął krwią tuż pod swoje nogi. Ten drugi aż podskoczył, a ja nie miałam zamiaru czekać na lepszy moment i z rozbiegiem trzasnęłam go pięścią w nos, aż koleś wylądował trzy drzewa dalej, nieprzytomny i oszpecony.
  Choć w sumie, przypominając sobie jak wyglądał, większych zmian nie wprowadziłam
  - Mam wrażenie, że obecnie byle kto może zostać shinobim - usłyszałam skrzekliwy głos i zerknęłam przez ramię na Akasunę schowanego w tej paskudnej kukiełce. Uśmiechnęłam się, choć musiałam prezentować się wyjątkowo makabrycznie z kawałkami mózgu na ubraniu.
  - Sasor! Widziałeś Miyu? Muszę ją znaleźć. I w ogóle żałuj, że opuściłeś misję, było zabawnie - powiadomiłam go, podchodząc do kolesia pod drzewem i sprawdzając, czy żyje. Jeszcze tliła się w nim iskra, pomimo pogruchotanego nosa wciąż oddychał, więc by skrócić mu męki poderżnęłam mu gardło.
  Jak zwykle miłosierna.
  Prawda?
  - Po co wciąż tu wracasz? - spytał Sasori, a ja uniosłam brew, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
  - Do tych krzaków? To najlepsza kryjówka, ty i Dei też mnie tam nie zauważyliście jak Tośka od... No... ten.
  - Nie o to mi chodzi, idiotko - sapnął głośno, a ja przyłożyłam palec do ust, natychmiast się krzywiąc i spluwając na bok. Fuj, miałam na palcu kawałek płata czołowego, obrzydlistwo.
  - Głośniej, kurwa, nie słyszeli po drugiej stronie - sarknęłam, a kukiełka wydała z siebie jakieś dziwne stęknięcie i zaraz się otworzyła, prezentując wygodnie siedzącego w środku czerwonowłosego. Chciałabym się w niej kiedyś przejechać, jak tak o tym myślę. Wygląda na wygodną!
  - Skup się, Aomi. Próbuję ci właśnie zaproponować ucieczkę - stwierdził oschle. Musiałam zrobić naprawdę idiotyczną minę, bo kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze.
  - Skąd ucieczkę? O czym ty bredzisz?
  - Mówię o odejściu z Akatsuki. Myślałem o tym już wcześniej, teraz jednak jest idealna sposobność, nie wyślą nikogo na poszukiwania, bo mają własne problemy.
  Jego słowa, przesiąknięte odrobiną entuzjazmu, dziwnego samozadowolenia, zirytowania tym, że musi mi wszystko tłumaczyć i nadzieją na to, że mój mózg nareszcie zaczął pracować, wydawały się dochodzić do mnie z wyjątkowo daleka. Choć stał kilka metrów dalej, nagle przeniosłam się o setki mil w tył, a postać marionetkarza malała stopniowo, pozostawiając po sobie echo.
  Chciał odejść? Wielu rzeczy mogłam się spodziewać, ale nie takiego tekstu. W swoich rozważaniach nie brałam nawet pod uwagę tego, że któryś z tych płaszczykowych weteranów mógłby opuścić jaskinię i uciec. Dziewczyny, a i owszem, to były niezależne, wyjątkowo sprytne kunoichi, nieznoszące pomiatania sobą - sama takie zgarniałam do szeregów. Płaszczyki byli w moich oczach kolejnymi organami, budującymi jeden, spójny organizm. Widziałam ich jako bezkształtną masę z dwoma połówkami mózgu - Peina i Madary. Tymczasem nie tylko moje koleżanki godzinami obmyślały plan wyniesienia się stąd i po raz kolejny miałam nieprzyjemność rozmawiać z kimś tuż przed jego zniknięciem.
  - P-Po co chcesz odchodzić? - zapytałam, siląc się na zupełnie obojętny ton. Akasuna przewrócił oczyma, podnosząc się do pionu. Wyszedł z ciała kukły, a nici z chakry, dotąd przyczepione do opuszek jego palców, zniknęły.
  - Ta organizacja spada na psy. Nie mogę tolerować - oświadczył, poprawiając machinalnie płaszcz, choć ten ruch wydał mi się teraz wyjątkowo nerwowy. - Zrozum, Aomi, to jedyna szansa, byśmy niepostrzeżenie wydostali się stąd i zaczęli wszystko normalnie, bez ingerencji tych złoczyńców od siedmiu boleś...
  - Czekaj, jak my? - powtórzyłam, ściągając brwi i opierając dłonie na biodrach. Sasori pierwszy raz w pełni się uśmiechnąl, zbijając mnie tym z tropu.
  - Głupstwem byłoby cię tu zostawić samą. W szczególności, gdy twoja obecność mnie uspokaja - wyznał, a ja drgnęłam. Czy to była jego pokrętna metoda, mająca wywołać u mnie rumieńce i przyspieszone bicie serca?
  Jebańcowi trochę się udało, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nieprzyzwyczajona byłam do wysłuchiwania jakichkolwiek komplementów, nawet tych pośrednich. Odwróciłam głowę, po kryjomy przełykając ślinę i nadając sobie wyjątkowo poważny wygląd.
  - Niby dlaczego miałabym się zgodzić na jakąkolwiek ucieczkę? - odezwałam się, ale czerwonowłosy nawet nie czekał aż dokończę swoje zdanie, pojawił się natychmiast przede mną, kładąc mi dłonie na ramionach.
  - Między innymi dlatego, że wszystko zaplanowałem. Zabierzemy Ryu, nie będziesz musiała się martwić o to, że wychowa się w towarzystwie tamtych... - Wykonał bliżej niezidentyfikowany ruch głową, prawdopodobnie wskazując mi miejsce, gdzie w jego mniemaniu znajdowała się siedziba. Houkou jednak jasno dawał mi do zrozumienia, że była z drugiej strony, ale nie miałam zamiaru tego komentować. Argument był dobry, uderzył w czuły punkt każdej troskliwej matki, czyli jej ukochane dziecko. Aż mnie ścisnęło w sercu, gdy zdałam sobie sprawę, że Ryu wciąż się w otoczonej wrogami siedzibie, a ja sobie tutaj gadam.
  - Ja...
  - Nie przerywaj - uciął szybko. - Poza tym wiem, że tobie też zależy na odcięciu się od Madary. Ten skurwiel traktuje cię jak śmiecia, nic cię przy nim nie trzyma. Zwłaszcza, że on się tylko tobą bawi, wyrzuci cię gdy tylko mu się znudzisz, bo nic do ciebie nie czuje.
  Skrzywiłam się, przygryzając wargę, żeby nie powiedzieć czegoś wielce melodramatycznego, w stylu "Ale ja go kocham!". Wydawało się, że Sasori kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak przegranym położeniu znajdowałam się ze swoją, pożal się Boże, miłością. Rozumiecie mój nędzny stan - zwracam się do tego tam na górze!
  - To zła droga, Aomi. Ona prowadzi tylko do zguby, nikt nie wyjdzie z tego cało poza Madarą. Powinnaś wybrać właściwą ścieżkę, póki jeszcze masz taką szansę.
  Nie mogłam się opanować przed głupim uśmieszkiem. Jakimś cudem każdy ostatnio zwracał mi uwagę na to, że dokonałam złego wyboru i teraz kroczę ku niechybnej zagładzie. Ci z Konoha chcieli, bym wróciła na dobrą ścieżkę - dołączyła do nich, Sasori kazał wybierać właściwą, konkretniej chciał, żebym się do niego dołączyła. Dlaczego ich definicje dobrej drogi były dobre? W czym były lepsze od tej mojej? W niczym, byłam o tym święcie przekonana. Więc o co im, do diabła, chodziło? Miałam podążać zgodnie z własnym sumieniem, czy dostosowywać się do tego, co mi powiedzieli?
  Dlaczego wciąż narzucano mi swoje zdanie?
  - Mylisz się. Życie to nie jedna dobra ścieżka i jedna zła. Życie to zbiór dróg, pozwól, że sama wybiorę tę właściwą - mruknęłam cicho, a oczy Sasoriego rozchyliły się w zdumieniu. Potem wszystko trwało ułamek sekundy - jego ręce ześliznęły się z ramion, na dłonie, kiedy coś ukuło mnie w pierś. Opuściłam wzrok, z zaskoczeniem spoglądając na sztylet i ściekającą po nim krew. W pierwszej chwili myślałam, że to moja własna - ostrze jednakże wbijało się tylko delikatnie, więc to było niemożliwe.
  Aomi...
  Wydałam z siebie zduszony jęk, gdy zrozumiałam, że klinga przechodzi na wylot przez ciało lalkarza. Dostrzegłam jedynie jego oszołomienie i wtedy doszło do mnie, że ktoś właśnie wbił mu sztylet prosto w serce.
  - Nie przeszkadzam wam? - głos mężczyzny przesycony był słodyczą, ale u mnie i tak wywołał odpłynięcie krwi z twarzy. Zabawne, że w obliczu takiej sytuacji, pomyślałam sobie, że reakcja Deia na Miyu była na ogół dość podobna do mojej. Ja i blondyn przeżywaliśmy jednocześnie dwa, przeciwstawne sobie uczucia - paniczny lęk i radość tak wielką, że rozsadzała serce.
  - Madara - wydukałam, a czarnowłosy uśmiechnął się szelmowsko, płynnym ruchem wyciągając sztylet z piersi Sasoriego i przyciągając go za włosy do siebie.
  - Dobrze rozmawiało ci się z tym zdrajcą, kochanie? Powinnaś się odpowiednio pożegnać, wydawaliście się być sobie bliscy - warknął, a ja zamrugałam, odsuwając się o krok i wpadając plecami na demona. Zmaterializował się chwilę temu i teraz przyglądał się uważnie mężczyźnie, w którego oczach ukazywały się czerwone przebłyski.
  - Nie mam pojęcia o co ci chodzi - wybełkotałam, a on bez słowa szarpnął ciałem lalkarza, odrzucając go na sam środek niewielkiej polanki. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i ruszył w stronę marionetkarza, spoglądając na korony drzew.
  - Dalej, wyłaź! Wiem, że tam jesteś - ryknął, a ja posłałam demonowi pytające spojrzenie. Przeistoczył się w psa, przysuwając nos do podłoża i zaciekle niuchając. - On za chwilę umrze, nie uratujesz go?
  Nawet stąd widziałam jak składa znaki do katona i bezwiednie ruszyłam w jego stronę, chcąc mu to udaremnić. W tej samej chwili jakiś cień przemknął po ziemi i tuż obok Sasoriego dostrzegłam pochyloną Tsuki. Włosy opadały jej na twarz, a drżące ręce delikatnie wyjmowały z sztucznej piersi serce Akasuny. Tobi rzucił się w jej stronę z paroma shurikenami, ale jakiś cień przeskoczył tuż przed Tsu, odbijając wszystkie.
  - Zapłacisz mi za to - oświadczyła tylko, po czym zerknęła na mnie. Nie było to spojrzenie, które zapamiętałam z naszego ostatniego spotkania, tym razem dostrzegłam jej wściekłość i choć nie do końca wiedziałam, czym zawiniłam, wydawało się, że mnie również dosięgną konsekwencje czynów Uchihy. Zaraz potem zniknęła tak nagle, jak się pojawiła, a Madara roześmiał się wesoło, czochrając sobie włosy dłonią.
  - Masz mi coś do powiedzenia, Hanai?
  Cóż, domyślałam się, że zwracał się do mnie.
  Brawo, Sherlocku.
  Trzym ryj, Watsonie.
  Zogniskowałam spojrzenie na plecach czarnowłosego, przypominając sobie jak wykrzyczałam mu w twarz parę głupich rzeczy. Ledwo powstrzymałam się przed strzeleniem sobie liścia, nie miałam teraz na to czasu.
  - Co tutaj robiła Tsuki? Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? Sasori był zdrajcą? Skąd wiesz? A te cienie Tsu, o co z nimi chodzi?
  Błyskawicznie zmaterializował się przede mną, obejmując dłonią szyję i zaciskając ją, przez co zaczęłam się dusić.
  - Zamknij się, z łaski swojej. To ja tu zadaję pytania.
  W oczach zabłysł sharingan, zacisnęłam zatem powieki, kurczowo starając się zmusić go do puszczenia mnie wolno. Na nic zdawało się moje wbijanie paznokci i wściekłe rzucanie, nawet Houkou nie mógł mi pomóc - jako ogoniasty bał się sharingana równie mocno co Deidara. Kiedy poluźnił uścisk, wyrwałam się, upadając na kolana i łapczywie biorąc oddech. Zdecydowałam się spojrzeć chociaż na jego nogi, by wiedzieć, gdzie się znajduje - zanim jednak zdążyłam wcielić swój plan w życie, kopnął mnie i wylądowałam na skalnej ścianie, zsuwając się z niej na ziemię.
  - Ty bezduszny sukinsynie - wycharczałam, ale w tej samej chwili mignęła mi przed oczami kolejna postać. Czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami upewnił mnie, że to któryś z Akasiów - kaptur uniemożliwiał jakąkolwiek identyfikację. Rozmasowując szyję, oczekiwałam aż na mnie spojrzy, a kiedy do tego doszło, zapomniałam języka w gębie.
  To niemożliwe! Nawet ja nie mam takich schizów, no ludzie!
  - M-Madara? Tu... - Zmierzyłam go od dołu do góry, a potem zerknęłam na stojącego parę metrów dalej mężczyznę. - ... i tu?
______________________________________________
Wydaje się być dziwnie krótkie, ale pisałam ten rozdział z rozpędu, korzystając z pierwszego wolnego od paru miesięcy. Mam za sobą biologię, pozostał mi jeszcze tylko ustny angielski i będę miała spokój!
Teraz tak:
1. Co myślicie o nowym szablonie? Mi osobiście się podoba, zwłaszcza, że chciałam jakiejś zmiany, ale jestem ciekawa waszego zdania.
2. Czy mi się wydaje, czy ta pieruńska ankieta nie działa? xO
3. Czytaliście ogłoszenia? Myślicie, że to dobry pomysł?

Enjoy!

6 komentarzy:

  1. Po pierwsze, miałam jakieś takie wspaniałe i słuszne uczucie, że chwilę po zmienieniu szablonu, wstawisz notkę! Ach, to cudowne doświadczenie starej blogerki :D! *koniec samozachwytu*.
    Pozwolisz, że najpierw wypowiem się na temat punktów pod rozdziałem? No jasne, że pozwolisz >D!
    Szablon jest cudowny i uroczy, aczkolwiek strasznie nawiązuje mi do klimatu świątecznego. Może czas na hanukę *wyciąga z kartonowego pudła ozdoby choinkowe*?
    Ankieta działa! Działa jak w mordę strzelił!
    Co do opowiadania - jestem jak najbardziej za. W tych krótkich, poważnych momentach nie przesyconych ironią można dostrzec twój rewelacyjny styl, widać, że bardzo wypracowany. No i ta diametralna różnica pomiędzy "starą" pierwszą notką z onetowskiego bloga, a tą tutaj. Wielki szacun, Aoś, szacun i klękanie na kolanach. Na grochu <3!
    Sama notka? Bezbłędna. Zabójcza wręcz. Szkoda mi Sasoriego, byłam niemal pewna, że spierdzieli i cichaczem podwędzi główną bohaterkę, by na koniec opowieści zgrywać dobrego tatuśka. Jak pani Doubtfire, albo coś.
    Na koniec tego nieskładnego komentarza zapytam tylko, czy naprawdę wprowadzasz Obito? Jeszcze większy szaaacuuun! *o*
    Teach me, mastah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahaha, w zasadzie nie chciałam nic wstawiać, ale właśnie ten szablon mnie tak rozczulił, że sobie pomyślałam - napiszę! Widzę, że nie tylko ja tak mam xD
      W sumie fakt, jak tak o tym wspomniałam to te czerwienie, białe gwiazdki i kropki mogą dać takie wrażenie. Sezon na przedwczesną, amatorską hanukę uważam za otwarty!
      Serio? Kurna, mi nie działa, raz pokazuje mi dwa głosy, potem zero, potem jeden, znowu zero, jakby ktoś wchodził i zmieniał głosy xO
      *buja się na boki i bawi palcami* Matulku, nie jestem przyzwyczajona do komplementów, trochę jak Aomi xD Ale dziękuję Ci wielce, kochana, wolę się upewniać, bo później za bardzo się wkręcę, ktoś stwierdzi, że nie powinnam się za takie rzeczy zabierać i boom, koniec entuzjazmu. xD"
      Uff, martwiłam się, bo nie ma tam aż tak dużo zabawnych wstawek, a przynajmniej tak mi się wydaję.
      Och, moja droga, jeszcze zobaczysz. Mam zamiar chociaż trochę zakręcić, zwłaszcza, że przygody Aosi nigdy nie prowadzą jej do konkretnego celu.
      Dziękuję za Twoje komentarze - wszystkie bez wyjątku! x3

      Usuń
  2. Szablon jest uroczy :3
    U mnie ankieta nie ma problemów emocjonalnych o.o
    Notka mi się bardzo podoba i nie mogę się doczekać następnej :D
    Nadal uwielbiam je czytać.
    Pozdrowionka. <3
    Shi~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko u mnie ankieta odmówiła posłuszeństwa, niech będzie przeklęta! xC
      Wybacz, że tak mało Shi w tej notce, nie dałam się jej wykazać xD"
      Cieszę się, onee-san <3

      Usuń
    2. Nie potrzebuję wykazywania się!
      Samą radość sprawia mi czytanie całości, jako że wiem że to ty pisałaś :3

      Usuń
  3. Bejbę, bo będę nie długo miała zamiar przymierzać się do przeczytania twego bloga, bo chyba nigdy tego nie zrobiłam (ajhewnołajdijałaj?), ale widzę, że sporo tego... I mam prośbę, mogłabyś mi napisać o czym twoja historia tak mniej więcej, a raczej więcej jest?
    plzzz :o

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy