Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

10 czerwca 2013

Rozdział 42

  ~***~

Rzadko kiedy zdarzała się na tyle zaskakująca sytuacja, że aż traciłam zdolność formułowania myśli w słowa. Tym razem zaniemówiłam zupełnie, przyglądając się dwóm postaciom o takich samych postawach, sylwetkach, twarzach i co najważniejsze - chakrach, o czym się przekonałam, gdy Houkou udostępnił mi swój węch.
  Musicie bowiem wiedzieć, że chakra to coś bardzo indywidualnego i osobistego, choć wydawałoby się, że każdy ninja posiada taką samą. Różnią się one pewnymi czynnikami, które jestem w stanie wykrywać dzięki wyczulonym zmysłom demona, udostępnianymi mi od święta i w razie niebezpieczeństw. Można było nazwać mnie sensorem, idealnym tropicielem, gdyby nie fakt, że rozróżniałam energię wyłącznie tych osób, z którymi długo trenowałam i przebywałam - cała reszta zlewała się dla mnie w morze zapachów, z których nie byłam w stanie wytrącić jednego, konkretnego. W dodatku wyczuwałam je tylko z określonej odległości, na dłuższych dystansach byłam bezużyteczna. Jak twierdziła babcia i Hidan - mój osobisty trener, zwolniony na jakiś czas ze swoich obowiązków - mogłabym pozbyć się tych wad, tylko że nie szlifowałam zdolności, które zapewniała mi pieczęć z demonem. Byłam zbyt leniwa, wolałam dopracowywać swoje własne, użyteczniejsze techniki, niż bawić się w odróżnianie energii, co nijak nie miało przydać mi się w starciu. Może to moja własna głupota, mówi się trudno.
  Ale znam Madarę. Zważywszy na to jak wiele czasu z nim spędziłam i jak wielu technikom się przyglądałam, gdy tylko mój nos zaczął wyłapywać poszczególne zapachy, natychmiast zidentyfikował chakrę Uchihy, słodko drażniącą moje receptory. Tym razem woń wcale nie sprawiła mi radości, bowiem otaczała nie tylko postać, spoglądającą na mnie kątem oka, ale też mężczyznę, który chwilę temu omal mnie nie udusił. Przełknęłam ślinę, krzywiąc się, ponieważ gardło zapiekło przeraźliwe, po czym skuliłam się nieco pod badawczym spojrzeniem przybyłego przed minutą Tobiego, którego czarne tęczówki naraz rozbłysły złowrogo.
  - Co ci zrobił? - Jego ton był idealnym odzwierciedleniem tego, którym uraczył mnie parę minut temu Madara nr 1, przyglądający się nam z pobłażliwym uśmieszkiem. Nie zdążyłam wydać z siebie żadnego dźwięku - oczy przybysza ześlizgnęły się z mojej twarzy na szyję i dostrzegam, jak zaciska pięści aż bieleją mu kłykcie. Chwilę potem odwrócił się w stronę swego klona i utkwił w nim wzrok. W międzyczasie zdążyli zbliżyć się do nas przeciwnicy - podniosłam się wolno z ziemi, przesuwając po nich wzrokiem. Nawet jeżeli nie rozumiałam co się dzieje wokół mnie, nie miałam zamiaru dopuścić do tego, by wykorzystali moją chwilową słabość. Houkou, choć w takich sytuacjach nie wyściubiał zza swego więzienia nosa, pojawił się obok mnie, obejmując dłonią w pasie i zapewniając mi utrzymanie równowagi. Głupio przyznawać, ale nogi trzęsły mi się jak galaretki - wbiłam w uda paznokcie, jakbym w ten sposób mogła zmusić je do skończenia z tym upokorzeniem.
  Przybyły Uchiha rozejrzał się, po czym z prawdziwą nonszalancją zabrał się za składanie pieczęci. Nim ktokolwiek zdążył atakować, od jego stóp wystrzeliły czarne błyskawice, sunące po ziemi w każdym możliwym kierunku. Tuż przed przygotowanymi do obrony joninami, wystrzeliły w górę, tworząc ścianę. Razem z demonem z niesmakiem stwierdziliśmy że czarny mur utworzył się za naszymi plecami, odcinając nas od świata zewnętrznego. Zostaliśmy w czwórkę, w zasadzie nawet w trójkę, bo z demonem tworzyłam jedną całość.
   Tylko ja i moich dwóch mężów.
  Siłą woli nakazałam swojemu spaczonemu umysłowi zaprzestania wymyślania scenariuszy. Nie jestem Miyu, do jasnej cholery!
  Podskoczyłam, gdy tamci dwaj po prostu skoczyli sobie do gardeł. Przez swoje rozkojarzenie nie byłam w stanie dostrzec ich ruchów, dopiero gdy zamrugałam parokrotnie i włączyłam Tryb Likwidacji dotarło do mnie, że nawet ich umiejętności były takie same. Używali tych samych technik! Do diabła, co to za sztuczki?
  ~ Mam złe przeczucia - odezwał się białasek, wzdychając. - Nie słyszałem jak dotąd o jutsu, pozwalającym stworzyć tak realistycznego klona. Nie jestem w stanie stwierdzić, który z nich jest prawdziwy.
  Jego rozdrażnienie było dla mnie zrozumiałe - to okropne uczucie, kiedy twoje umiejętności zawodzą. W sumie ja przywykłam, on mógł mieć problemy. Mimo wszystko był przekonany, że jeden z nich jest jedynie kopią, musiałam zatem stwierdzić który. Nie wiem co miałoby mi to dać, ale nie miałam zamiaru stać tu z założonymi rękami, uciekać przed kulkami ognia i próbować nie wchodzić im w drogę. To nie było w moim stylu, wolałam z pełną świadomością wpieprzyć się w sam środek walki! Zacisnęłam więc dłoń na koszulce ogoniastego, wbijając w niego stanowcze spojrzenie.
  - Musisz mi użyczyć mocy, rozdzielę ich - oświadczyłam, a widząc, że chce mnie zrugać, natychmiast zakryłam mu usta dłonią. - Nie pyskuj, bo powiem babci, a ona zrobi z ciebie dywan.
  Mój szantaż okazał się wystarczający, bowiem po paru sekundach po moim ciele rozlała się potężna fala chakry, a żyły wypełniły się adrenaliną. Złota aura, będąca skutkiem przesadnie wydzielającej się energii, uformowała mi za tyłkiem dwa ogony - jeden sypiący iskrami, drugi ociekający wodą. Przygarbiłam się nieco, kucając i puściłam się biegiem w stronę walczących. Po parunastu krokach rozpłynęłam się w powietrzu i pojawiłam między nimi, wykrzywiając ich dłonie ze sztyletami i, ze skupioną w rękach chakrą, odrzucając ich w przeciwne strony. Wodny ogon chlusnął o ziemię, wylewając stanowczo za dużo cieczy, która już po chwili sięgała samych kolan. Zanim którykolwiek zrozumiał, do czego dążę, wsunęłam elektryczną kitę w wodę, a tą przeszyły impulsy. Obu poraziło, aż padli na ziemię, zaskoczeni potężną wyładowaniem. Przykurczyłam się, opierając dłonie na kolanach i dysząc - od tak dawna nie byłam w formie ogoniastego, że aż ściskało mi wewnątrz wszystkie organy. Powinnam częściej ćwiczyć.
  - W tej chwili macie mi powiedzieć, który z was jest Madarą - warknęłam, machając ostrzegawczo ogonami. Wiem, że nie była to kretyńska strategia, ale zapewniła mi parę sekund oddechu nim przejdę do dalszej części swojego planu.
  - Ja! - odezwali się naraz, wciąż drżąc, po czym obrzucili się morderczymi spojrzeniami. Nie, żebym się tego nie spodziewała.
  - Udowodnij - mruknęłam tylko, prostując się i rzucając każdemu z nich wyzywające spojrzenie. We wszystkich filmach tak robili i to przynosiło rezultaty! A wiadomo - telewizja nigdy nie kłamie!
  - Głupia! Dobra żona potrafi chyba rozpoznać męża? - ryknął na mnie ten po lewej, zaciskając szczękę w tak znajomy mi sposób. Uśmiechnęłam się triumfalnie, uznając, że to ten jest tym prawdziwym - tylko Madara wciąż obrzucał mnie takimi tekstami. Hah, mój plan jednak wypal...
  - Szkoda tylko, że daleko jej do bycia dobrą żoną - dodał drugi, a ja przeniosłam na niego zdezorientowany wzrok. To w sumie też pasowało do Tobiego.
    - W zasadzie nie znam drugiej takiej, która gorzej pełniłaby swoją funkcję.
  - Nie umie prać, gotować, sprzątać, prasować. Już Kisame jest lepszą gospodynią - westchnął ze smutkiem.
   - Chociaż gotuje tragicznie - dodał z grymasem drugi.
   - Ona wcale nie lepiej.
   - Czasami mam wrażenie, że robi to celowo, żeby mnie otruć.
   - Ty też tak myślisz?!
   Oni się przekrzykiwali, wytykając wszystkie moje wady, a ja stałam na środku, powstrzymując się przed pełnym zgrozy jękiem. Obydwaj pasowali do opisu mojego małżonka, cały czas mnie tyrali! Czując, że moja psychika zaraz popełni haraiki, uniosłam dłoń, zgrzytając wściekle zębami.
  - Morda, do kurwy nędznej! Tak nigdzie nie dojdziemy - stwierdziłam, palcami wolnej ręki zataczając relaksujące kółeczka na skroni. - Dajcie może jakieś wspomnienie, które znałby tylko prawdziwy Tobi, co?
  - Dwa razy uprawialiśmy seks w tej samej wiosce! - wykrzyknął natychmiast ten po prawej, a ja spurpurowiałam, póki drugi nie uderzył pięścią w tafle wody.
  - To nie fair, ja to chciałem powiedzieć! - wykrzyknął, ściągając brwi jak małe dziecko. - Chciałaś mnie wtedy zabić wieszakiem.
   - Zawsze w nocy śpisz na samej krawędzi łóżka, owinięta w kołdrę jak w kokon.
  - I bijesz przez sen, jak tylko cię dotknę - wtrącił drugi, a ja zwiesiłam ramiona wzdłuż ciała. Nie, to bezsensu. Serio, czemu to działało tylko w telewizji? Co ja miałam teraz zrobić, nie miałam żadnego planu B!
   Jak zwykle.
   Pomógłbyś mi, cholerny psie!
  - Aomi, do cholery, skończ już z gadaniem i pomóż mi pozbyć się tamtego falsyfikatu. - Czarnowłosy z lewej podniósł się, spoglądając na mnie wyczekująco.
  - Przestań jej rozkazywać, to moja własność - stwierdził jego przeciwnik, wbijając w niego spojrzenie czarnych jak otchłań oczu. Przez chwilę jego czoło przecinały trzy bruzdy, świadczące o jego głębokim zamyśleniu, po czym jego twarz rozświetlił usatysfakcjonowany uśmiech, a wzrok spoczął na mojej osobie, wywołując ciarki. - Byłaś bardziej uległa z czarnymi włosami.
  Te słowa były zupełnie wyrwane z kontekstu i uniosłam brew, nie pojmując o co mu może chodzić. Madara po lewej stronie również wydawał się zbity z tropu, więc odpuściłam sobie próbę doszukania się odpowiedzi u niego. Zamiast tego zabrałam się za przetrząsanie swojej pamięci, fragment po fragmencie badając, w jakiej sytuacji moje kłaki mogły być barwy smoły.
  W zasadzie była tylko jedna sytuacja, w czasie której zostałam czarnulką.
  Tylko jedna, jedyna, niezwykle niezapomniana.
  Przymusowy pobyt na Ziemi.
  Kiedy tylko doszło do mnie, o czym mówi mężczyzna, aż wzięłam głęboki oddech, spoglądając na złośliwy uśmieszek mojego Madary. Zadarłam kąciki ust do góry, odwracając się twarzą do klona.
  - Kim ty jesteś, skoro on jest moim mężem?
  Czarnowłosy z początku próbował jeszcze kryć swoje niezadowolenie pod zaskoczoną miną, ale widok mojego sceptycyzmu utwierdził go w przekonaniu o własnej porażce. Przejechał językiem po zębach po czym uśmiechnął się szaleńczo, przykrywając swoje ciało dymem. Gdy wyszła z niego o głowę niższa blondynka o dużych, niebieskich oczach i uroczym, zadartym nosku, aż zagotowałam się ze zdenerwowania.
  - Toshiko - syknęłam, mrużąc oczy, a dziewczyna wzruszyła ramionami, nieprzejęta wyczuwalną w moim głosie groźbą.
  - Cóż za niezwykłe spotkanie, Hanai Aomi. Dobrze, że w końcu się połapaliście, niedługo i tak musiałabym pozbyć się tej niezwykle nieatrakcyjnej aparycji - stwierdziła, układając usta w dzióbek i kręcąc noskiem. Aż mi się zrobiło niedobrze.
  - To ty zabiłaś Sasoriego. - To było bardziej stwierdzenie, niż zapytanie, ale Toshi i tak pokiwała twierdząco głową, podskakując bliżej mnie.
  - Genialnie rozegrane, prawda? Wkurwiało mnie, że masz w Tsuki sojuszniczkę, więc zrobiłam z niej twojego wroga. Nie dziękuj, to wszystko wielki umysł Sasuke-kun! - zaświergotała, a ja doszłam do wniosku, że jest idealnym przykładem czarnego charakteru-idioty, który zdradza własne motywy i wyśpiewuje z radością co zrobił. Ja pierdolę, czy tylko mi się wydawało, że takich rzeczy nie mówi się rywalowi numer jeden? Poczułam jak bezwolnie formuje z chakry trzeci ogon, mrucząc pod nosem coraz bardziej złowróżbne słowa. Miałam ochotę rozerwać ją na strzępy za to, co zrobiła, ale nie było mi to dane z dwóch powodów. Po pierwsze, nad nami rozległ się wybuch i poczułam dłoń, zaciskająca się nad moim łokciem i odciągającą mnie do tyłu. Po drugie, zdałam sobie sprawę, że jestem na granicy utraty kontroli nad bijuu i dezaktywowałam swoją formę, by uniknąć rozpierdalania wszystkiego w drobny mak. Ryu był zbyt blisko mnie, bym mogła tak ryzykować, a wolny Houkou nie przejmowałby się nawet tym, że mój syn stanął na linii ognia.
  Tymczasem czarne więzienie rozpadło się na moich oczach i dostrzegłam stojącą niedaleko czerwonowłosą dziewczynę, która poprawiła okulary i pomachała do Toshi.
   - Wykonałaś zadanie, masz wracać! - wrzasnęła, a Toshiko przeklęła, tupiąc wściekle nogą.
  - Cóż, muszę się pożegnać, choć niewątpliwie jeszcze was zobaczę - stwierdziła z niezadowoleniem, kłaniając się w pół i składając parę znaków, wskutek czego pozostał po niej tylko pieniek. Pieprzone jutsu podmiany. Chciałam jeszcze wyrwać się w jej stronę i z nosem przy ziemi wyłapać jej zapach, który nijak nie przypominał już tego należącego do Uchihy, ale mężczyzna wciąż zaciskał palce na moim ciele, nie pozwalając mi się wyrwać. Warknęłam, fuknęłam, zawyłam nawet jak wilk, wzywający o pomstę, a on tylko stał, wpatrując się w znikającą czerwonowłosą. Hologram, pięknie! W końcu wbiłam w jego twarz wzrok, ale widząc sharingan w jego oczach, natychmiast odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku.
  - Czemu mnie trzymasz, puszczaj, zabiję tą sukę!
  - Przestań się rzucać, muszę zarządzić odwrót - powiadomił mnie, nachylając się i obejmując ramieniem moje nogi. Przerzucił mnie sobie przez ramię, teleportując nas wgłąb lasku, gdzie dostrzegłam Itachiego i Shi. Ten pierwszy obracał w palcach shuriken, mamrocząc pod nosem.
  - Sasuke był tutaj - powiadomił nas oschle, a Shi spąsowiała.
  - Ten jebany gnojek nasłał na nas wszystkich, jestem tego pewna. Ukrył się pod inną postacią i wskazał im jak wejść do podziemi, śmierdzący pawian. Jak go dorwę, to go po prostu przeciągnę ryjem po żwirze - dodała, a gdy Madara postawił mnie na ziemi, dostrzegłam jej rozliczne rany. Itachi też nie prezentował się zbyt dobrze. Przysunęłam się bliżej Kotono, dopadając do niej i uwieszając na jej ramieniu, a ona machinalnie ułożyła dłoń na mojej głowie, głaszcząc mnie po włosach.
  - Toshiko tutaj była, użyła jakiegoś justu by udawać Madarę - podzieliłam się z nimi wieściami i dopiero po krótkiej chwili przeanalizowałam to, co powiedzieli. Oderwałam się od dziewczyny, przenosząc przerażony wzrok na Tobiego. - Dostali się do podziemi?! Tam jest Pein! - I Ryu, dodałam w myślach, nie mogąc wykrztusić z siebie imienia syna. Czarnowłosy był jednak nad wyraz spokojny.
  - Spokojnie, Nagato przeniósł się z małym do Ame Gakure.
  Jakoś niespecjalnie mnie to przekonało. Nie chciałam jednak robić za panikarę, więc przełknęłam jakoś własną histerię i udałam, że wszystko jest w porządku. Siostrzyczka musnęła opuszką palca moją szyję.
  - Dusili cię? - spytała, a ja natychmiast poczułam na sobie wzrok Madary. Machnęłam ręką, każąc jej rozstawić ten temat w spokoju. Skoro to Toshiko mnie dusiła, był to po prostu dodatkowy powód, dla którego wyrwę jej jelita i z zrobię z nich skakankę. - Więc... co teraz?
  - Miyu - mruknęłam twardo. - Musimy znaleźć Miyu.

~***~ 

  Chociaż obaj Uchiha stwierdzili, że znajdą Miyu i sprowadzą ją do Ame, a my mamy się ewakuować, nie miałyśmy zamiaru się zgadzać. Uparłyśmy się, więc kazali nam pojawić się potem w jednym punkcie, z którego ruszymy w stronę Ame. Z Shi udałyśmy się na poszukiwania, maskując nasze charakterystyczne cechy - czyli między innymi emanującą od nas zajebistość - i ubierając się w stroje konohańskich shinobi. Dobrze, że po drodze znaleźliśmy te parę trupów, można było nawet rozmiar dopasować! Nasza kryjówka była przetrząsana przez tabun obcych ludzi, co wkurwiało mnie okropnie. Wszystkie moje rzeczy, moje mapy... moja bielizna! Skrytka na sake! Zdążyłam już pokochać tą siedzibę, kurwa.
  - Kakuzu ponoć przeniósł niektóre nasze rzeczy do tajnych pokoi, więc będzie można później po nie wrócić - rzuciła Shi, jak gdyby czytała mi w myślach. Pokiwałam głową, skupiając swą uwagę na znalezieniu Deidary i Miyu. Przy okazji fajnie byłoby natknąć się na Hidana. Wydawało mi się, że znalezienie ich będzie pestką, bo obaj mężczyźni byli miłośnikami szerzenia chaosu - moja krew, psia mać! - a tymczasem nigdzie nie było po nich śladu. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość, a ludzie coraz częściej ku nam spoglądali, kiedy w końcu w oddali rozległ się wyczekiwany huk. Popędziłam w tamtą stronę, ale Shi szarpnęła mnie i popchnęła w krzaki, upadając obok. Chciałam ją opierdolić, ale wskazała mi głową na korony drzew, gdzie stało paru członków ANBU. Jeden z nich krwawił, a po wsłuchaniu się w ich lamenty, zdałam sobie sprawę, że mówią o naszej neko.
  Chwilę później pojawił się ich główny temat rozmowy, nokautując jednego ze stojących uderzeniem w splot słoneczny. Kocica odbiła się od drzewa i przeleciała nad nimi, lądując dwie gałęzie dalej, uśmiechając się szeroko.
  Nic nie robiło na mnie większego wrażenia niż Miyu, wchodząca w swój tryb pogromcy patałachów. Zrzuciła kolejno kabury, ściągnęła bluzę i rozerwała spodnie, by nie krępować sobie ruchów - była przy tym wszystkim tak spokojna, że postronny obserwator pomyślałby, że zaraz rozsiądzie się na drzewie, by wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Choć te w zasadzie już dawno temu odleciały, przepłoszone wybuchami. Przypatrywałam się w ciszy jak ANBU atakuje ją naraz, a ona mimo to wymija ich zgrabnie, wyprowadzając oszczędnie ciosy. Miyu należałoby nazywać nietypowym mistrzem taijutsu. Osiągnęła poziom Lee, dodając do niego kombinację ruchów, na które pozwalały jej kocia giętkość i elastyczność. Kiedy podskakiwała, starając się kopnąć jednego z nich w głowę, a ten się uchylał, to zamiast opaść na ziemię i wykonać inną technikę, używała drugiej nogi, wgniatając mężczyźnie nos w czaszkę. W sumie to było pierwsze podwójne kopnięcie z opóźnieniem jakie miałam okazję oglądać. Następnego złapała za rękę z kataną i łokciem przełamała ją na pół, aż rozległ się głuchy trzask. Wyglądała na zmęczoną, mój nos wyłapywał niewielką ilość chakry, wydzielaną z każdym kolejnym ciosem - puknęłam więc Shi w ramię, pokazując jej którego ma ściągnąć. Choć również pozostało jej niewiele chakry, zgodziła się bez mruknięcia. To cecha najlepszych, że nawet w obliczu własnego przemęczenia, ciągle mają w sobie chęć do walki.
  Wybiłam się z ziemi jak sprężyna, wyciągając rękę przed siebie i zaciskając ją w pięść. Z tą pozycją supermana wbiłam się w jednego z przeciwników, gruchocząc mu szczękę. Stanęłam na dwóch mniejszych gałęziach, spoglądając na Miyu, patrząca na mnie tak, jakby chciała mnie wyściskać.
  - Siwus, ja pierdolę, co tak długo? - zawyła, przerzucając nad ramieniem jonina i odgarniając włosy z czoła.
  - Też byłam zajęta, wiesz? - obruszyłam się, opierając dłoń na korze i otwierając nad sobą portal, z którego wyłoniła się koścista dłoń. Złapała kolesia z króliczą maską za czarne włosy i wciągnęła do środka, skąd doszedł nas jeszcze jęk i beknięcie, nim brama została zamknięta. - A Dei gdzie?
  - Kazałam mu pomóc Kisame, rybka jest bez ręki i kciuka w drugiej, więc nie ma jak machać bronią - oświadczyła, rozwierając oczy na widok kolejnego wroga, którego w ostatniej chwili kopnęła Shi, wyskakując z drzewa. - Dzięks, bejb!
  - Spoko, pchlarzu, wisisz mi pięć patyków - odparła z rozbawieniem Kotono, rozmasowując kark. Miyu wskazała żartobliwie na gałęzie drzew, marszcząc nosek.
  - Pięć patyków? Spoko, wybierz sobie parę!
  Roześmiałam się, ale w tej samej chwili z moich ust wyrwało się stęknięcie, gdy jakiś koleś wbił mi kunai w ramię. Warknęłam na niego i wyrwałam ostrze, wbijając je w brzuch przeciwnika i dopychając kopnięciem. Poziom chakry, jakim dysponowałam, zmniejszał się w zawrotnym tempie. Musiałyśmy zacząć się wycofywać, brakowało już sił tak mi, jak i moim towarzyszkom.
  - Biedny Kisa, Szmaciarz go zaszyje i będzie luzik. Tylko czy Dei miał glinę? - spytałam, w chwili wytchnienia, wskakując na drzewo obok i ścierając pot z czoła.
  - Nie - odparła Miyu, skacząc do przodu, łapiąc się gałęzi i obiema nogami uderzając o klatkę piersiową mężczyzny w masce jaszczura. - Ale on też zna jakieś tam marne techniki, a mi by tylko wchodził w paradę... Ej, gdzie mi z tą karteczką wybuchową, trochę szacunku! Jestem w ciąży, ty parszywy gnojku!
  Posłałam Shi spojrzenie, mówiące "Musimy ją stąd zabrać, bo jak dalej się będzie tak rzucać, to jej to dziecko wypadnie z macicy", a ona pokiwała głową i momentalnie znalazła się przy rudej, łapiąc ją pod rękę.
  - Wynosimy się do Ame, pchlarzu. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę - oznajmiła, a ja w tym samym czasie znalazłam się pod drugiej stronie Akai, opierając jej dłoń na swoim ramieniu. Zaraz potem, ostatkiem chakry, splunęłam ognistą kulkę na stopę i wykopałam ją prosto w twarz typka, który się podniósł.
  Musiałyśmy się streszczać, bo tamci obiecali na nas czekać tylko przez chwilę. Przebierałam nogami, rozdrażniona guzdraniem się moich koleżanek, ale nie mogłam przymusić ich do szybszego marszu. Gdy w końcu znalazłyśmy się nad jeziorem, przy którym miało być miejsce zbiórki, dostrzegłam Itachiego i Hidana, oblizującego ostrze. Prezentował się wyjątkowo dobrze - aż zazdrościłam mu tej regeneracji. Wysunęłam się spod Miyu, podbiegając w stronę mężczyzn.
  - Widzieliście Kisa i Deia? - zagadnęłam, a siwus zerknął w moją stronę i wskazał palcem za siebie. Wyjrzałam mu przez ramię, dostrzegając stertę kamieni i leżącego plackiem blondyna. Obok niego siedzieli Kisame z Madarą. Uchiha bawił się teraz w medyka, usiłując zatrzymać zbyt gwałtowne wykrwawianie się rybki. Nie zważając na obolałe ciało, szybko znalazłam się przy nich, kładąc dłoń na ramieniu rybci. Rozchylił powieki, szczerząc w moją stronę zaostrzone, rekinie zęby.
  - Ao-chan, dobrze, że jesteś cała. Ludzie z wiosek w takim natężeniu stają się nie lada kłopotem - zauważył, a ja pokiwałam głową energicznie i zerknęłam na czarnowłosego.
   - Ehm... Mogę jakoś pomóc?
  - Jasne - odparł promiennie mój małżonek, zbijając mnie z tropu. - Odejdź. Nie potrzebuję twojej pomocy, sama ledwo żyjesz... Jak już coś musisz poczuć się potrzebna, to obudzić Deidarę.
  Jego ton był niezwykle sympatyczny, ale oczy pozostały zimne. Nie powinnam już w ogóle się przejmować takim zachowaniem, ale dotykało mnie do żywego. Cholera, ale w sumie czego ja się spodziewałam? Że nagle w przypływie czułości opatrzy mi ranę na ramieniu? Że obieca zemścić się na Tośce za to, że mnie dusiła? Może łudziłam się, że nagle uzna, że jednak potrzebuje mnie i się martwił?
   Hah, marzenia!
  Zaczęłam nagle żałować, że odmówiłam Sasoriemu, gdy ten proponował mi ucieczkę. Od niego nie nasłuchałam się tak wielu przykrych komentarzy, był spokojniejszy od Madary.
  Sasori. Jak zwykle natłok problemów wyparł mi z umysłu to, co akurat nie było istotne, a myśli uczepiły się tematu przetrwania. Teraz, kiedy nie musiałam martwić się o życie swoje i Ryu - choć w sumie o niego zawsze się bałam - mogłam spokojnie dopuścić do siebie wszystkie te przygnębiające myśli. Sasori najprawdopodobniej nie żył. Toshiko przebiła jego serce, a ja nie potrafiłam wyobrazić sobie, by Tsu dysponowała jakąś tajemną sztuką wskrzeszania, choć wciąż przyłapywałam się na snuciu wizji o tym, że jednak jej się udało. Że ożywiła marionetkę, pomogła mu. Że zrobiła to, czego ja nie mogłam i ochroniła go. Jeśli jednak uznam, że jej się nie udało i Sasori faktycznie zmarł na moich oczach... Po wieki będę się czuła winna jego śmierci. Po raz pierwszy w całym swoim życiu miałam zasmakować tego uczucia, świadczącego o człowieczeństwie. Jakim cudem zwykła osoba była w stanie poradzić sobie z tym ciężarem?
  Marzyłam o nicości. O opanowaniu sztuki stoicyzmu, o byciu obojętnym na wszystko. Itachi, Zetsu, Kakuzu, Madara - oni wszyscy byli w stanie wyłączyć ludzkie odruchy i bez wyrzutów sumienia wykonywać swoją pracę. Nawet Hidan był w stanie niekiedy to robić! A tymczasem ja, przebywając wśród takich ludzi, jak na ironię, zaczęłam czuć więcej niż za czasów ośrodka. Nie miałam nawet kogo specjalnie obwiniać, bo było to zasługą wszystkich,  a i ja po części byłam winna.
  Bez słowa przesunęłam się w stronę Deidary, przy którym siedziała już Miyu. Rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami, a gdy dosiadłam się, blondyn był w stanie posłać mi kpiarski uśmieszek.
  - Dziwne, nie wyrywasz się, żeby ich wszystkich tam rozpierdolić, un? Poddałaś się, głupi siwusie? - spytał, a ja uderzyłam go w brzuch, na co syknął i zamachnął się na mnie ręką. Uchwyciłam ją i zaczęłam wyginać palce, nie za mocno, bo Miyu uważnie przyglądała się moim poczynaniom.
  - Zdałam sobie sprawę, blond księżniczko, że czasem trzeba przyznać się do porażki - zaświergotałam, odwzorowując głos Tosi. Mnie samą od tego zemdliło.
  - Durna jesteś, nigdy nie wolno przyznawać się do porażki, un. Porażka nie jest dla zajebistych - mruknął blondyn, a język z jego dłoni oblizał mi palce, na co natychmiast odskoczyłam, obrzydzona. Podniosłam się, prychając cicho, po czym rozglądnęłam się po naszym tymczasowym przystanku. Każdy był czymś zajęty, wszyscy przygotowywali się do podróży. Nie widziałam nigdzie Zetsu, ale domyślałam się, że dołączy do nas po drodze. Kakuzu i Pein byli w Ame, zapewne towarzyszyła im Konan, a ja liczyłam na to, że nie zbliżyła się na metr do mojego dziecka. Nie lubiłam jej.
  Brakowało też Sasoriego. Ponowne rozpamiętywanie nie wchodziło w grę, więc desperacko starałam się znaleźć swoim myślom temat zastępczy. Do głowy podsunęło mi się tylko wspomnienie wyznania Madarze swoich uczuć, po tym jak przyznał się do tego, że żałuje tych wszystkich chwil ze mną. Moje rozszalałe myśli nagle uczepiły się kurczowo bladego światełka, które rozbłysło pod moją czaszką. A co, jeżeli to też była Tośka? Może już od tamtego momentu tkwiła w swoim zadziwiającym jutsu i mieszała mnie z błotem? Jeśli tak było w rzeczywistości, to nigdy nie wyznałam mu tego co czuję.
  Odetchnęłam z ulgą, unosząc dłoń i zaciskając ją na zakrzepłej krwi na ramieniu.
  Ciekawiło mnie także napomknięcie o czarnych włosach. Od kiedy on wiedział o tym, co działo się w Japonii? Czy ktoś przywrócił mu wspomnienia? Pytania zabulgotały jak wrzątek, zmuszając mnie do znalezienia odpowiedzi. Odwróciłam się, chcąc dorwać Uchihę, ale praktycznie wpadłam w niego nosem, bo akurat stał za mną. Odsunęłam się jak najdalej się dało, krzyżując ręce na piersiach.
  - Mam sprawę - zaczęliśmy jednocześnie i oboje unieśliśmy brwi, spoglądając na siebie. Co za scena, jak wyjęta z jakiegoś tandetnego romansu, dajcie spokój. Przygryzłam wargę, wbijając paznokcie w skórę.
  - Mam do ciebie parę pytań - zaczęłam, a on przerwał mi, unosząc dłoń.
  - To musi zaczekać. Ale dobrze się składa, po przybyciu do Ame chciałem z tobą porozmawiać - stwierdził zimno, po czym wyjął z kieszeni parę czerwonych kapsułek i wyciągnął z nimi rękę. Palcami chwyciłam za dwie, przyglądając im się z zainteresowaniem. - Powinny zregenerować pokłady chakry na tyle, byśmy dotarli do Ame w jak najkrótszym czasie. Nie zostawaj z tyłu.
  Bez słowa łyknęłam jedną z nich, choć w zasadzie doszła do niej jeszcze gorzka pigułka, która pojawiła się w moim przełyku na skutek jego słów. Traktował mnie jak najsłabsze ogniwo, byłam w jego oczach zupełnie bezużyteczna.
  Nikt mnie wcześniej nie uprzedzał, że miłość jest tak bolesnym, toksycznym, żrącym i niszczycielskim uczuciem. Gdyby mnie ostrzeżono, rytualnie rzuciłabym się z mostu nim na dobre zakorzeniła się w tej kpinie, zwanej moim sercem - zamiast tego stałam naprzeciw niego z wzrokiem zogniskowanym na jego twarzy. I choć w końcu patrzył wyłącznie na mnie, wcale nie czułam się przez to lepiej.
________________________
Ao ma doła, a bu.
Ao jedzie do pracy, a fe.
Ao nie ogarnia rekrutacji na studia, no kurwa.
Ale Ao ma wakacje i to jest piękne! Przeczytała już blisko tuzin książek i ma w planach kolejne, co jest jedyną iskerką nadziei w jej brzydkim życiu!
Nie uważam, by mówienie o sobie w trzeciej osobie było złe...
Sorka za denny rozdział. Wybacz, Aria, że zniszczyłam twą wizję o Obito, ale może coś z nim wymyślę xP

Enjoy!

15 komentarzy:

  1. O światłości wszyscy zginiemy ;_;
    Rozdział jak zawsze mega, o dziwo nie przejęłam się zbytnio śmiercią Sasora bo przestałam go lubić.
    Jestem złaaa. Chyba zawsze będzie tak że Uchiha będą zimni :I Nie fajne, ale jednak przyznaj że Cię pociąga xD
    Z książek do czytania polecam Mastertona x3
    Mega.
    Shi tez ma wakacje! Tyle że ja nie mam ochoty pracować o_o a tym bardziej studiować xD
    Po-zdro-wio-nka~!

    Shi-san

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ty, oni zginą, my przeżyjemy wszystkich xD
      Oj pociąga, pociąga, inaczej nie swatałabym go uparcie z Aomi xD
      Oo, wypożyczę go sobie na wyjazd! Ratujesz mi życie x3
      Też nie mam ochoty ani pracować, anie studiować, ani w ogóle dorastać! Najchętniej zostawiłabym wszystko jak jest, pasuje mi życie wiecznej nastolatki, kurde no xC

      <3

      Usuń
    2. No chciałoby się wiecznie "nic nie robic" xD
      Ale system jest niebłagalny ;_;
      No ale my sobie rady nie damy? xD
      Przeżyć wszystkich, jak najbardziej, byłoby to ciekawe :3

      Usuń
    3. W sumie jak my sobie rady nie damy, to nikt sobie rady nie da! xD
      Haha, 70-latki, walczące wciąż z ANBU przy pomocy sztucznych szczęk i lasek... W sumie pomysł niegłupi XD

      Usuń
    4. hahahahahaha >:D
      Mord, mord, mord~

      Usuń
  2. Zajebiste *w* Madaruśka naprawdę sobie ziemię przypomniał?? Aaaaaaaaaa!!! <3 F*ck zachowuje się jak debil -,- No ale rozdział by boski (a w sumie czego innego się spodziewać xD) No to teraz czekamy na rozmowę ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. AŁOMI, CZEMU JA NIC NIE WIEM ŁO NOTCE ;w;
    za karę przeczytam dopiero jutro w szkole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nic nie wiesz? Napisałam Ci na gadu xO Nawet w archiwum mam zapisane, że wysłałam ci powiadomienie!
      Żeby takie srogie kary dawać! ._.

      Usuń
    2. AAAA, na gadu... It explains everything, bo usunęłam AQQ z kompa :C Błagam o wybaczenie, padam na kolana przed Twym Szatańskim Majestatem, gdyż moja bezczelność była niesłuszna i bezpodstawna, wyłącznie z mojej winy xD!
      To przeczytałam w szkole i jak zwykle uchachałam się jak głupia, chociaż muszę zauważyć, że zauważyłam (XDD) mniej gagów i dowcipasków, co jak mniemam, wynika z doła? Ale powiem Ci, Aomi - sama, że na doła najlepiej jest go zakopać. A potem wódą zalać. Albo zakopać doła, a wódkę wypić. ;3
      Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój opowiadania, bo przywiązanie do Uchihy mnie zaskakuje xP! Sądzę, że jeśli odłożysz książeczki na boczek, to znajdziesz więcej czasu na pisanie, nie byłabym dobrą fanką, gdybym tego nie wymagała XD.
      Jak maturka? :33

      Usuń
    3. Z racji wybitnego humoru (związanego z dwudniowym wolnym od pracy) jestem skłonna wybaczyć Ci twoje roztargnienie, nawet tak wybitnym jednostkom się ono zdarza!
      Faktycznie, było mniej, bo i do śmiechu nie za dużo mi też było xD" Ale postaram się to naprawić, zbieram w pracy doświadczenie, bo ośrodek, w którym pracuję, to wylęgarnia absurdów xP
      Lepiej zakopać, a wódę wypić, coby się nie marnowała!
      *bawi się palcami* Bo ja serio kocham tego typa, co z tego, że mangi nie czytam i nie wiem jaki on jest tam, moja wizja przedstawia go jako humorzastego "księciunia" xD
      A maturka tak sobie, wyników jeszcze nie mam, ale na dniach powinny się pojawić i będę wiedziała, czy gdzieś się dostanę ;)

      Usuń
  4. Ahoj, coś tam spłodziłam u siebie :3
    Jak tam wyniki matórki? XDXDXD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ao, posyłaj mi te pytania, bo chciałabym rozdział pisać i uwzględnić wszystko XD
    wal na tu: szmi@op.pl
    bajuuuuu:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ao, ja dalej czekam na moje pytania o-o.
    say sth plz ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, Kik, chwilowo zupełnie jestem bez czasu, nawet własnego bloga nie mogę ogarnąć x.X

      Usuń
  7. Hejo, nie wiem czy to cię jeszcze interesuje, czy w ogóle mnie pamiętasz (jeśli tak, to wiesz jak do mnie trafić XD, jak nie, to olej..)
    W każdym razie u mnie nówka!
    Pozdro!
    Sarenka.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy