Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 21


Szłam przez ulicę z rękoma wciśniętymi do kieszeni. Co za cholerna prostytutka, nienawidzę go. Powinnam była wtedy złapać nóż i wepchnąć mu go w brzuch z całej siły.
Puste słowa.
- Puste. - powtórzyłam tępo i zerknęłam w bok, na witrynę sklepową sklepu AGD. Jakże zdziwił mnie widok mojej własnej twarzy na ekranie telewizora. Zajęło mi chwilę nim dostrzegłam kamerę, skierowaną prosto w moją stronę. Skrzywiłam się i zerknęłam w ekran. Kim ja się stałam? Co się ze mną tu stało?
Miałam być bezwzględna, wredna i nieuprzejma, a teraz stanowczo odbiegałam od tego opisu. Chyba zrobiłam się miękka i, ku ironii, przez bandę największych złoczyńców w moim świecie. Tak, Akatsuki mnie rozmiękczyło jak kulkę papieru, którą ktoś wrzucił do wody. Zacisnęłam usta i pierdolnęłam się z otwartej dłoni w czoło. Ach, te moje poetyckie porównania! Wypada w końcu wrócić do siebie, ta zmiana charakteru nie wyszła mi na dobre.
- Dobra Aośka, jebnij się w policzek i wracamy do siebie, raz dwa. I do kurwy nędzy przestań do siebie gadać! - warknęłam, kiwając głową. Tak, to swoista terapia, takie gadanie ze sobą. Więc nie gapcie się tak, bo was rozjadę tirówą! Mwhahaha, jestem sobą!
Oblizałam usta i przyjrzałam się sobie z telewizora. Co ja tu mogę zmienić w tym wyglądzie? Zdjęłam z siebie kurtkę i rzuciłam ją na ziemię, mrużąc oczy. Zerwałam rękawy od szkolnej koszuli i związałam ją, odsłaniając brzuch. Co prawda jest jesień, ale mam to w głębokim poważaniu, dusi mnie ta biała szmata. Wyjęłam gumkę z kieszeni i...ej, co to za reakcja na słowo gumka?! Nie chodziło mi o gumkę jako prezerwatywę, a o taką do włosów wy bando cip! 
Związałam włosy w wysoką kitkę i opuściłam parę kosmyków na twarz. To teraz muszę kogoś zajebać, żeby poczuć się w pełni jak wnuczka śmierci. Rozejrzałam się ciekawie i zauważyłam klub. Klub...hyhyhy.
Nim ktokolwiek ze śmiertelników zdążył mrugnąć ja już stałam przed wielkim bramkarzem, patrząc na niego z dołu co też niekoniecznie mi odpowiadało. Jak wrócę do domu będę takim olbrzymom ucinać nogi, żeby patrzeć na nich z góry. Teraz jednak wyszczerzyłam kły i wypięłam się delikatnie, na co wielki typ przepuścił mnie do środka. Pierwsze wrażenie? Nie ma żadnej bójki! Nosz jasna cholera, po co ja w takim razie tu przyszłam!? W filmach są bitwy, walki, krew i dziwki! A tu?! Co za świat.
Podeszłam do baru i poprosiłam o butelkę piwa, którą wydali mi mimo mojego młodego wieku. Cóż, ponoć mieli prawo zabraniające takiegoż zachowania, ale darowanemu autku nie zagląda się pod maskę. Czy jakoś tak.
- Siema malutka, chcesz się zabawić? - usłyszałam przy swoim uchu i uśmiechnęłam się szeroko. Ofiara - jest. Broń - w dłoni. Oj tak, zaczynamy zabawę!

~***~

Pęd, bieg, sprint. Byleby szybko. Wślizgnęłam się do jakiegoś okna od piwnicy i zjechałam po ścianie, dysząc ciężko. Otarłam krew, która leciała mi z nosa i pomacałam jeszcze łuk brwiowy, który zdaje się miałam rozcięty. Nikt nie powiedział, że w tym ciele będzie łatwo, ale pierwszy bój mam za sobą. I nie uwierzycie jak łatwo doprowadzić paru facetów do furii, rozwalając ich piwa i rzucając butelkami na oślep. W każdym razie było fajnie, póki nie wpadła policja. Udało mi się prześlizgnąć funkcjonariuszom pod nogami i trata taaa! schowałam się w cudzej piwnicy po szaleńczym pościgu. Teraz tylko obdarłam kawałek bluzki i zrolowałam ją, wtykając ze w dziurki od nosa. Mogę oddychać buzią, no nie?! Podniosłam się i splunęłam krwią na ziemię. Następnie odwróciłam się i doskoczyłam do okienka, rozglądając się po podwórku. Czysto. Dawaj Ao, wyłaź, wyłaź. Ależ ty masz gruby tyłek, nażarłaś się tych lodów i cukierków i teraz się nie przeciśniesz!
Hahaha! A jednak, jakoś wyszłam. Nie pytajcie ile mi to zajęło...bo was pozabijam. Przeciągnęłam się, a następnie wyszłam przez furtkę i już miałam odwrócić się i pójść do domu, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Moja ręka mimowolnie znalazła się przed nosem tej osoby i zatrzymała w odpowiedniej chwili, gdy tylko oczy nadążając za nią zerknęły na twarz delikwentki. Osz kurwa.
- A-Aomi?! Co ci się stało?! Jesteś cała od krwi! - Reicheru rzuciła torbę na ziemię i zaczęła mnie obskakiwać. No ekstra, to koniec. Wyrwałam jej się i machnęła ręką, uśmiechając się szeroko.
- Dajże spokój, jestem jak nowo narodzona. - oznajmiłam, wypinając biust do przodu. Ta spojrzała na mnie jak na psychopatkę (którą jestem, nawiasem mówiąc) i pokiwała głową.
- Trzeba cię zabrać do szpitala!
- NIE! - wydarłam się na cały głos, otwierając szeroko oczy. Widząc zdziwienie na jej twarzy uśmiechnęłam się głupawo i podniosłam jej torbę z ziemi - Brat jest w domu, opatrzy mnie. Jest lekarzem...
- Nie wiedziałam, że masz brata. - mruknęła, marszcząc brwi i zabierając ode mnie torbę. Zabawne, miałam ochotę odpowiedzieć jej coś z stylu 'To jest nas dwie', ale zrezygnowałam. Już wystarczająco dziwnie w jej oczach wyglądałam.
- Nie lubię wspominać o mojej rodzinie. A teraz spadam, muszę się przebrać, wiesz... - zaczęłam machać łapkami i cofać się do tyłu, ale ta tylko przewróciła oczyma i podeszła do mnie, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Odprowadzę cię. Bez dyskusji. - zarządziła, a ja z westchnięciem pokierowałam nas w stronę wypasionej Tsu-chaty.

~***~


- Tylko wiesz, straszny syf mamy. - wyjęczałam, idąc z nią ramię w ramię w kierunku domu. Już stąd widziałam światła, więc pokazałam palcem przed siebie, żeby na przyszłość wiedziała gdzie mnie szukać. - Stąd już dojdę.
- Odprowadzę cię pod drzwi. - odparła Rei i pociągnęła mnie za sobą, póki nie stanęłyśmy na ganku. Nacisnęłam klamkę i weszłyśmy do środka. Gestem ręki pokazałam jej, żeby się rozgościła, ale pokiwała tylko głową, stojąc w korytarzu.
- Aomi? Aomi, mamy tunel! - wrzasnęła Miyu i wystawiła głowę z drzwi od salonu, natychmiast zamierając. Dopiero wtedy dosłyszałam rozmowę Deia i Kisame, o tym jak rozpierdolą ANBU w drobny mak. Do tego doszedł głośny krzyk Hidana, który brzmiał coś w deseń 'Wrócimy do naszego świata! I zobaczę swoją kosę!'. Uniosłam jedną brew, a potem nabrałam powietrza w płuca.
- Rozgość się Reicheru i czuj jak u siebie w domu! - wrzasnęłam, a Rei podskoczyła i spojrzała na mnie jeszcze bardziej zszokowana. Niecodziennie słyszy się w domu koleżanki takie rozmowy. Mimo to jej ludzka ciekawość wzięła górę i zdjęła buty, wchodząc za mną do salonu, gdzie wszystkie fotele zajmowało czcigodne Akatsuki. Ułożyłam dłonie na biodrach i spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę, opierającą się w szoku o ścianę.
- To..to przecież Kakazu sensei! I Madara senpai! - wyjąkała, spoglądając kolejno na twarze kolejnych lokatorów. - A to Hidan-san, lekarz z mojego szpitala. I pan z zoologicznego. I...on pracuje w sexshopie! - wrzasnęła, ale zaraz spaliła buraka gdy z ust Miyu wydobyło się słodkie 'A skąd wieesz?'. Mimo wszystko jak zwykle sensacją okazali się być Shi i Itaś, jako gwiazdy z wielkiego ekranu.
- Słyszałam, że zniknęli po ostatnim dniu zdjęć do nowego filmu. - wymruczała, marszcząc brwi, a ja wzruszyłam ramionami, mamrocząc coś o dalekiej rodzinie, więzach krwi, liście od wujka ciotki babci kuzyna siostry od strony matki i innych duperelach. Oczywiście od razu spostrzegłam jak Lider uważnie obserwuje mój zatkany szmatką nos i zakrwawione rzeczy, ale widać przy gościach się nie odezwie nosorożec. Haha i czego kurwików dostajesz, Peiniusiu. Oblizałam usta i do głowy przyszedł mi szatański plan, więc moje przecudne, śliczne, barwne, *30 minut wymieniania później* oczka utkwiłam w czarnowłosym gno...gnomie. Of kurs właśnie gnoma miałam na myśli!
- To....Madara SENPAI, mógłbyś mi pomóc przynieść herbatę? - zaświergotałam i od razu ruszyłam do kuchni. Tuż po przekroczeniu progu moja ręka sama znalazła się na maszynie zagłady i stanęłam sobie przy drzwiach, czekając na Ucipe. Nie musiałam stać zbyt długo, pojawił się w sekundę po mnie i już otwierał usta, kiedy ujrzał w moich dłoniach patelnię. I na tym się skończył jego widok, bo po tym jak oberwał prosto w twarz padł na ziemię jak kłoda. Upuściłam patelnię i swobodnie przeskoczyłam przez ciało chłopaka, wychodząc do salonu, gdzie wszystkie oczy skierowane były na drzwi.
- Co się stało? - spytał Zetsu, podlewając swoją Halinkę.
- Upuściłam patelnię. - oznajmiłam dość szczerze i usiadłam na oparciu sofy, uśmiechając się do zbitej z tropu Rei. Ta jednak szybko zapomniała o tym gdzie jest i zaczęła męczyć nasze dwie gwiazdy przez bitą godzinę, póki Pein z żyłkami na szyi nie zauważył, która to godzina.
- Będą się o ciebie w domu martwili.
- Więc może zostaniesz na noc! - palnęłam bezmyślnie, a okolczykowany po prostu złapał wazon i rzucił nim we mnie, najwidoczniej na skraju wytrzymałości nerwowej. Uchyliłam się i obserwowałam jak porcelana rozbija się na ścianie. Tsu zacisnęła dłonie na materiale spódnicy, ale od razu poznałam, że zaraz wyjdzie z siebie i komuś przyjebie.
- Wiesz Ao, to chyba nie jest dobry pomysł. Jutro mamy szkołę i ten..powinnam pójść już. - oznajmiła Reicheru, zbierając się z fotela i idąc na korytarz. Kochany Deidara oczywiście zaproponował, że podrzuci ją do domu na co Miyu uznała, że pojadą we trójkę, bo tak będzie weselej. Taa i zajadą po drodze do hotelu miłości. Bleh. W pomieszczeniu była cisza, dopóki nie usłyszeliśmy odjeżdżającego samochodu spod domu. Nawiasem mówiąc ta bryka należała do łasicy i ten stał przy oknie, patrząc z utęsknieniem za swoim cackiem. Materialista!
- Hanai. - zawarczał Pein, patrząc na mnie z mordem. Po nazwisku to po pysku, przeszło mi przez myśl, ale zaraz musiałam paść na glebę, by nie dostać z kolejnego wazonu. Ile ich tam kurwa jest!?
- Przestań w nią do jasnej cholery rzucać, Nagato. - syknęła Toshi, zakładając nogę na nogę i zaciskając usta w wąską kreskę. Uh, czyżby między gołąbkami był konflikt? Aż się łezka w oku kręci. Wyjrzałam zza kanapy i uśmiechnęłam się łobuzersko, póki Shi nie zgarnęła mnie za szmaty i nie zaczęła trząść.
- Jak ty wyglądasz, cała we krwi jesteś! Zresztą, dlaczego jesteś we krwi!? Zabiłaś kogoś?! I nie zawołałaś mnie!? Ty mendo!
Prychnęłam i wyjęłam z nosa prowizoryczny opatrunek, dochodząc do wniosku, że krwawienie ustało. Nie żebym olała Shi...ale właśnie to zrobiłam.
- Możemy przejść do tematu tunelu? - spytał Kisame, marszcząc brwi. Wszyscy bez wyjątku mieli dość tej całej maskarady na ziemi, zwłaszcza, że musieli udawać prawych obywateli. Buhahaha, wszyscy prócz mnie!
- Dlaczego Madara leży z rozwalonym nosem na podłodze? - spytał Zetsu, a Sasori rzucił mi rozbawione spojrzenie. Rozłożyłam bezradnie ręce i pokiwała głową, robiąc niewinną minkę. Wiecie, co złego to nie ja. Bo kogo obchodzi, że na drugie mi Hidoi! Czyli Koszmar, po prostu. Nagato przejechał sobie ręką po twarzy, zdradzając resztki zniecierpliwienia, a następnie wyjął z kieszeni świstek papieru i walnął go na stół.
- To jest miejsce, w którym znajduje się portal. - oznajmił i wszyscy jak jedna żona (bo nie mogę uwierzyć, że któryś Akaś ma jaja) rzucili się i zaczęli sobie wyrywać kartkę. Usłyszałam wiązankę przekleństw i ktoś strzelił w sufit z pistoletu. Zerknęłam na rozwścieczoną Tsuki i podniosłam ręce do góry.
- Dajcie mi kurwa tą kartkę! - wrzasnęła dziewczyna, celując do nas z broni, więc chcąc nie chcąc kawałek papieru wylądował w jej łapach. Nawet nie będę pytać, który idiota dał jej do rąk pistolet... Zrobiłam jedną ze swych specjalnych min, to jest 'Aoś chce, bo Aoś zła!', ale i tak musiałam zaczekać aż Tosh i Shi przyjrzą się jej i dopiero wtedy dostałam do swoich łapek. Zbulwersowana jak diabli wepchnęłam papierek do buzi i zacisnęłam usta z triumfem. Nie minęła sekunda jak byłam trzymana przez Hidana i Kisame za ręce, Itachiego i Zetsu za nogi, a Sasor próbował otworzyć mi gębę. Wiecie co się robi, jak ktoś próbuje wam wepchnąć rękę do ust? Gryzie się. Jak pies, który dawno nic nie jadł, a dostał ochłapek mięsa. Wbiłam się zatem rudemu kłami w dłoń tak głęboko, że poczułam metaliczny posmak krwi. Zamruczałam i przymknęłam oczy, jeszcze mocniej zaciskając szczękę, póki nie poczułam jednego trafnego uderzenia w splot słoneczny.

~***~ 

Gdzieś jest lecz nie wiadomo gdzieeee
Moja świadomość kryje sięęę!
Od dobrych 15 minut śpiewałam sobie w wielką, czarną pustkę z nadzieją, że pojawią się drzwi, bo komuś uprzykrzę życie moim wyciem. Wiecie, jak się zaśpiewało repertuar składający się z wszystkich piosenek z dobranocki (począwszy od zmienionej wersji Tabalugi, kończąc na pszczółce Mai) to cierpliwość kiedyś wysiada. Zamknęłam się i zmarszczyłam brwi, tylko po to by zaraz wpaść na kolejną piosenkę. Podniosłam się z czarnej ziemi i patrząc na czarny świat zrobiłam piruet.
- Potężnym Królem będę więc, ostrzegam bój się lwa! - zawyłam i do moich uszu doszedł cichy, niewyraźny głosik, który przyprawił mnie o palpitacje serca.
~ Ejże, kto to widział wnuczkę śmierci z siłą niczym pchła... - zaśpiewała melodyjnie drobna pannica, która w białej szacie zaczęła iść w moją stronę. Pierwszą moją reakcją było zbulwersowanie, a zaraz potem pokiwałam głową i wytknęłam ją palcem.
- Jak śmiesz ty...ty...Kim ty w ogóle jesteś i co robisz w mojej głowie!?
Gówniara mi nie odpowiedziała, więc podciągnęłam rękawy, gotowa ją sprać, ale w tej samej chwili wylądowałam na ..tym czymś, co było czarną ziemią, a tuż nade mną pochylała się Pani Biała Szata. PBS w skrócie.
- Pierwszego nie zabijesz, inaczej w gruzach legnie plan. Następne sprawią cierpienie, lecz śmierć przyniesie tobie ukojenie. - wyszeptała konspiracyjnym tonem i dopiero teraz zauważyłam, że nad głową trzyma badziewną parasoleczkę, którą okręciła parę razy i ruszyła przed siebie, z głową zadartą do góry. Podniosłam się do siadu i zerknęłam za nią z miną po prostu bezcenną, jakiej nie opisze dla własnego bezpieczeństwa.
- Świiiruuus. - zanuciłam pod nosem i przewróciłam oczami. Rany, urwało się dziecko z jakiejś choinki i szwenda się po cudzych nieprzytomnych umysłach! Aaa..na czym to ja skończyłam?
- Poćwiczyć jeszcze muszę tylko mój królewski szyyk. - zaśpiewałam, podnosząc się z ziemi i wykonując mało znaczący gest, zarezerwowany dla szlachty. To jest pomachałam dziwnie łapką i z zadowoleniem ruszyłam w wędrówkę.

~***~


- Ej, chyba się budzi! - zawołała podniecona Miyek i zadudniło mi w głowie od jej pisku. Na ślepo zaczęłam machać ręką, chcąc trafić w jej durnie wyszczerzony, jak mniemam, ryjek. Coś złapało mnie za rękę i zablokowało mi możliwość poruszania nią, na co wydęłam usta, jeszcze nie otwierając oczu.
- Chce nam coś przekazać? - spytała Tośka, a Shi prychnęła cicho i usłyszałam jak przygładza swoje jakże-ekstra-seksowne kimono.
- Pójdę o zakład, że chce komuś strzelić w pysk. - odparła, a ja uchyliłam powiekę, zdziwiona, że ktoś może tak dobrze mnie znać. Ukazałam w diabelskim (mozilla chciała mi poprawić na "kanibalskim"! xO - od aut.)  uśmiechu kły gdy tylko moje oczy spoczęły na Tobim. Z tym wielkim opatrunkiem na nosie i wkurwionym spojrzeniem wyglądał jak ostatnia ciota. Haha, nie przesłyszeliście się, nie powiedziałam nic o kawaii pacanie!
- Och! Madara senpai, co ci się stało?! - spytałam, udając idealne zdziwienie i z pomocą drugiej ręki podniosłam się do siadu, majstrując przy jego palcach, zaciskających się na moim nadgarstku. Ciota nie ciota, trzyma mocno!
- Lepiej spójrz na siebie, kurwa. - syknął, a ja uniosłam brwi, póki Tsu nie podsunęła mi lusterka. Aaa, mam na nosie opatrunek! Ale, ale, mój jest z żyrafką. Zmarszczyłam nos, a żyrafa zrobiła dziwną minę. Musiałam mieć iście zadowoloną minę, bo Miyu zachichotała i pogłaskała mnie po głowie.
- Mała rzecz, a cieszy. - rzuciła, a Shi w tym czasie położyła mi na kolanach tackę z jedzeniem i wszystkie zaczęły wychodzić, a Toś jeszcze zatrzymała się i zaczęła machać rękami i szaleńczo mrugać.
- Szukasz muchy, podczas gdy druga wpadła ci do oka? - strzeliłam, a panna przejechała sobie ręką po twarzy i trzasnęła drzwiami. Złapałam za jabłko i wgryzłam się w nie, podnosząc wzrok na wciąż zirytowanego czarnowłosego.
- Foo? - wybełkotałam, a potem wbiłam mu paznokcie w dłoń. Krew mi nie dopływa, aaa, będzie mieć siną, brzydką rękę!
- Za wczorajszą akcję powinienem cię zabić. - rzucił czarnowłosy, wciąż zaciskając dłoń i wbijając mi palce w skórę. Nie no, będę musiała ją amputować, przesiąknęła nim! Na jego słowa zareagowałam jednak na swój sposób. Zaśmiałam się drwiąco i poruszałam brwiami komicznie.
- Ale mnie nie zabijesz, bo jestem bardziej potrzebna niż..chociażby ty. - wymruczałam zadowolona i przełknęłam jabłko. Tamten warknął i puścił mnie, po czym odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami tak mocno, że poleciały z zawiasów i narobiły mnóstwo huku. Tsu zerknęła do pokoju, następnie na mnie i na drzwi, po czym widząc jak wzruszam ramionami cofnęła się na korytarz.
- Madara, gotówka czy karta?! - wrzasnęła i w parę minut znalazła Sasoriego, który zajął się wstawianiem drzwi. Ona w tym czasie poczęły szukać portfela swej ofiary. Przyglądałam się rudemu uważnie, odstawiając na wpół zjedzone jabłko. O ole dobrze pamiętam był pierwszą osobą jaka mnie zaskoczyła w Aka. Z tą swoją Hiruko, Haruko, Hipiko, czy chuj wie co. Widocznie Pinokio w końcu zirytował się tym przeszywającym spojrzeniem, bo odwrócił się i zamachał rękoma.
- Czemu się tak gapisz?!
- Po to mam oczy, idioto. - odparłam, dalej nie spuszczając z niego oka. Ten sapnął i wstawił drzwi w końcu, po czym wsunął dłonie do kieszeni i podszedł, zatrzymując się koło łóżka.
- Sory za tamto. - mruknął, przysiadając na skrawku, a ja pomacałam kark i wzruszyłam nonszalancko ramionami. Nie wierzcie w tą pozę, bolało mnie, ale nigdy bym się do tego nie przyznała. No błagam was, tylko mnie drasnął.
I przez draśnięcie zemdlałam,hę?
- Już nic nie czuje. - mruknęłam i przeciągnęłam się, a następnie bez żadnego ostrzeżenia zrzuciłam go z łóżka. Rudy spojrzał na mnie spod byka i warknął coś, że jestem dziś bardzo miła. Przekręciłam się i położyłam stopy na mięciutkim dywaniku, spoglądając w sufit. Nie uciekam wzrokiem, spadajcie!
- Sasori?
- Co? - warknął nieprzyjemnie, ale widząc mord w moich oczach grzecznie usiadł po turecku i spuścił głowę. Grzeczne drewienko, nie spalimy w piecyku, jak to robią z płaskimi na komixxach. No co, ten internet jest dość wciągający! I nigdy nie wyrabiam ze śmiechu gdy Miyu albo Shi próbują zrobić poker face...nieważne. Rudy chrząknął, żeby przypomnieć o swoim istnieniu, więc znów odrzuciłam głowę do tyłu i zrobiłam melodramatyczną minę.
- Sasori, czy ciebie coś trapi? - zapytałam znów jak babka z serialu, zaraz przed tym jak główny bohater oznajmi, że cierpi na nieuleczalną chorobę, której nazwę wymawiać będzie przez pięć odcinków. Zdziwiło mnie zatem, że Sasori wstał i spojrzał na mnie z góry, po czym podrapał się po głowie. Usiadł. Wstał. Zrobił krok. Wrócił. Usiadł. Chrząknął. Znów wstał.
Warknęłam, więc obrócił się szybko i poślizgnął na dywanie, lądując na mnie. Kurwa. Otworzyłam oczy i natknęłam się na jego przeszywający wzrok, ale nim zdążyłam cokolwiek mu powiedzieć musnął moje usta. Czy będzie, czy będzie...?
Tak, celne kolanko trafiło w cel i oto ofiara przemocy zsunęła się na ziemię, klnąc. Podniosłam się do siadu i otarłam wargi wierzchem dłoni, zaciskając dłonie w pięści. Co za jebany, wredny, wykorzystujący nadarzającą się sytuację zjeb!
- Czekam. - rzuciłam tylko, ciskając oczami błyskawice. Ten tylko zebrał się z trudem z ziemi i odwzajemnił mój wzrok.
- Na co?! Może na przepraszam!? Nie kpij sobie ze mnie, Aomi. Zachowujesz się jak dziecko, nie udawaj świętej.
Uśmiechnęłam się słodziutko i przekrzywiłam główkę, po czym podniosłam się i w podskokach podeszłam do drzwi.
- Tsuuu-chaaaaan! Tsuki! Możesz przy... - chłopak zakrył mi dłonią usta i odsunął mnie od drzwi, przygwożdżając do ściany. Zadarłam do góry głowę, mrożąc go spojrzeniem i przygotowałam pięści. Wiadomo, jak mu złamie nos to może przestanie mnie napastować.
Jak tylko wrócę do domu, oj jak tylko wrócę, to zrobię z ciebie zapałki, ty gnoju z brzozy!
- Stul pysk, głupia. Ty nic nie rozumiesz, ona nie jest już jedną z was. Ta mała coś knuje, planuje. Potrzebuje nas tylko po to by stąd uciec.
- Bzdura! - ucięłam i odepchnęłam go, tylko po to by wziąć zamach i znokautować prawym sierpowym. Właśnie w tym czasie weszła Tsu i zerknęła na krwawiącego z nosa rudego, po czym spojrzała na mnie i uśmiechnęła się psychopatycznie.
- Czy ty właśnie złamałaś mu nos?! - wrzasnęła, a ja tylko pokiwałam głową, niezwykle poważna i zdenerwowana. Nie wierzyłam temu łajdakowi z dwóch powodów. Po pierwsze, Tsuki była kimś w rodzaju mojej przyjaciółki. Znałam ją, lubiłam i była jedną z nielicznych osób, które bardziej ceniły zabijanie niż mizianie się. Po drugie on mnie poca...no, to go dyskwalifikuje!
- Nie mogłaś mu obić całej gęby? Zobacz jak on wstawił te pierdolone drzwi. - mruknęła, kręcąc głową z pobłażaniem, po czym podeszła i kopnęła je tak, że natychmiast wypadły z zawiasów. Zaśmiałam się i zaklaskałam po czym wyminęłam ją i ruszyłam przed siebie, słysząc tylko jej głos.
- Wstaw to jeszcze raz. Nie obijaj się, Sasori-kun, to może cię nie zabije, huh?

~***~

Cóż, mimo że Lider oznajmił nam surowo, że nie możemy niczego zabierać nie mogłam uwierzyć, by Miyu nagle urósł kwadratowy brzuch. W dodatku spod koszulki wystawał kabel, o czym nie zdawała sobie pewnie sprawy. Pein też tego nie zauważył, kompletny idiota, ale bądź co bądź każdy coś szmuglował na lewo. Dla przykładu w tym świecie było bardzo, bardzo, bardzo dużo kolekcjonerskich figurek z anime, które wypadały mi chyba nawet z majtek, ale szłam swobodnie, ciesząc się obecnością Izayi w moim biustonoszu.
- Miyu? Widzisz, mówiłam ci, że romanse w sieci kończą się ciążą z komputerem. - szepnęła drwiąco Tośka, dorównując marszem naszej maniaczce internetowej. Tamta tylko uniosła brwi i zaśmiała się, a następnie sięgnęła do uszu Tośki, by poruszyć jej telefonem, z którego zrobiła kolczyki.
- Tak, masz racje. Twoja moda za to na pewno się przyjmie, już widzę miliony ludzi z komórkami w uszach!
Toshi zrobiła niewinną minkę, po czym obie spojrzały na mnie, gdy usiłowałam wepchnąć Natsu za pasek jeansów. Te jego różowe kłaki wbijają mi się w biodro, do jasnej cholery. Zanuciłam wiązankę przekleństw zanim udało mi się go wepchnąć na miejsce i wpadłam na Hidana, który zatrzymał się nagle tuż przed moim nosem. Odbiłam się od jego pleców i uderzyłam tyłkiem o ziemię, wydając cichy pisk związany z wbiciem się jakiejś figurki w tyłek. W zasadzie całek masy figurek...
- To tu. - oznajmił Lider, kiwając zawzięcie głową jak pajacyk w ruskim przedstawieniu. Rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, na co zareagowałam zerwaniem się na nogi i podziwianiem krajobrazu. Cmentarzyk. Mruuh. Ta wspaniała atmosfera obcowania z babunią. Normalnie poczułam się jakbym była krok od domu!
Swoją drogą trzeba wymolestować Houkou, pewnie się stęskniła gadzina.
- No, co teraz? - rzuciłam, tupiąc nogą w sobie znanym rytmie.
- Cóż, trzeba użyć jutsu. - odparł Pein, a ja tylko przytaknęłam, póki gęby wszystkich z Aka nie zwróciły się w moim kierunku. Odwróciłam się, ale za mną nikt nie stał, więc zmarszczyłam brwi i znów spojrzałam na ich irytujące ryjki. No i czemu się tak na mnie gapią, nie ja jedna nielegalnie przewożę towar w gaciach! Oni na pewno też coś tam schowali, więc ten wzrok jest zbę...
- O nieee! - krzyknęłam i przyjęłam pozycję obronną, zdając sobie sprawę o co im chodzi. - Nie ma mowy, spadówa, leczcie się! Krok do tyłu, bo jak wam wkopię to was matka nie pozna, kurwa! No i po co te uśmiechy, wybić wam zęby?! Walcie się!
Cóż, jak to na ziemi moje krzyki nie przyniosły zbytnio skutków i zostałam otoczona przez zadowolone płaszczyki. Do czasu, bo z chwilą gdy pierwszy śmiał mnie tknąć przywaliłam mu z półobrotu w szczękę. Ta, jestem nowym Chuckiem Norrisem! Ten ruch był jednak idiotyczny, bo Usui wypadł mi z rękawa i rzuciłam się za nim na ziemię, ściskając go w łapkach jak najcenniejszy skarb. Osz cholera, czemu Peinuś stoi nade mną i chrząka?
- Oddawaj.
- Sam sobie weź. - odburknęłam i podniosłam się, trzepocząc rzęsami i podwijając do góry bluzkę. Lider spalił buraka, ale Tośka okazała się w tej chwili jego wybawczynią, bo podeszła i bez farmazonów wyjęła mi ze stanika moje ukochane figurki. Oburzona w ostatniej chwili złapał Izaye i odsunęłam się, mrucząc coś pod nosem o zboczeńcach.
- A Shizu-chan maaasz?! - spytała Shi, pojawiając się obok mnie, więc grzecznie wyjęłam z buta nienaruszoną figurkę i zadyndałam nią przed twarzą kobiety. Ta pisnęła jak małe dziecko i wyrwała mi ją, przyciskając do piersi.
- Żądam za nią ochrony. - mruknęłam, a nee-sama pokiwała głową i posłała całej reszcie spojrzenie, które spowodowało, że wszystkie włoski stanęły im dęba.
- Shi, chcesz wrócić do domu? - spytała Łasica, wzdychając ciężko i przyciągnęła moją przyjaciółkę do siebie, tym samym zabierając moją ostatnią formę ataku. Pominę te okropne zdarzenia, gdy związali mi ręce i postawili w odpowiednim miejscu, grożąc stopieniem, za pomocą zapalniczki, Izayi. Co miałam zrobić?!
- No, co teraz? - wybełkotałam, wpatrując się w mini czarnulka, wiszącego za szyję na sznurku. Haha, dowcipnisie. Zobaczymy jak się obudzą w takiej samej pozycji, ciekawe czy będzie im do śmiechu!
- A jak myślisz? - spytał Madara, uśmiechając się drwiąco i mina natychmiast mi zrzedła. Ustalmy coś sobie. Jasne, chce wrócić do domu. Chce zobaczyć Houkou i babcie. Chce wjebać tej bandzie idiotów używając jak największej ilości mocy. Chce przytulić kosę i zlizać z ostrza krew.
Ale jeśli cena za to wynosi wymolestowanie moich ust (drugie tego dnia!) to ja pasuje.
- Nie ma innej metody? Może złożymy ofiarę? Ja mogę być ofiarą! Choć sądzę, że Tobi byłby odpowiedniejszy. Ale to świetny pomysł, nie sądzicie? No kurwa, wredne baby, czemu nie chcecie mnie poprzeć? Głupie cip..
Muśnięcie.
Bleh, fuj, bó, wymiotuje! Zrobiłam zeza i starannie przybrałam maskę totalnego obrzydzenia, by ukryć własne zażenowanie. Cóż i tak paliły mi się policzki, ale mogłam przynajmniej dać upust mojej złości. Tylko mi wepchnij język do ust, a ci go odgryzę. I jeszcze musiał mi się gapić w te oczy, żebym zrozumiała, że to kara za tą patelnie. Kątem oka zauważyłam jak wszyscy skaczą w euforii, widząc jak otacza ich różowa mgiełka. Czarnowłosy odsunął się ode mnie i zadarł głowę tryumfalnie.
- Podobało się? - zakpił, a ja tylko zacisnęłam dłonie i przygryzłam wargi, by zmusić się do nie odpowiadania. Niewysłowioną radość przyniósł mi jego obraz, rozrywanego na strzępy, więc uśmiechnęłam się diabolicznie, zerkając na bok, gdzie Deidara jednym ruchem pozbawiał Miyu prowizorycznej komputerowej ciąży. Ta, już praktycznie przeźroczysta w panice rzuciła się po komputer i w tej chwili zniknęła. Parsknęłam śmiechem i ..o, koniec.

~***~

Czuje się jakbym była na kacu. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła, stwierdzając z zaskoczeniem, że to mój pokój. No, dzielony z Tsu, Toś, Miyu i Shi, ale to mało ważne. Jestem w siedzibie Brzasku! Poderwałam się i zaczęłam skakać po łóżku jak wariatka. Może i było to miejsce pełne grzybów, pleśni, kurzowych zwierzątek, które kradły nam przeterminowane żarcie i innych niezidentyfikowanych obiektów żyjących, ale mimo wszystko był to dom. Własny, niezapomniany, nie do zajęcia.
Miałam lepsze, czystsze i mniej zapchane, więc nie wiem czemu tak się cieszę.
Drzwi się otworzyły i Miyu w czarnym, puchatym szlafroczku i gorącym mlekiem w łapce zajrzała do środka, unosząc wysoko brwi. Zaraz potem wślizgnęła się i pomknęła do własnego łóżka, gdzie przysiadła, zakładając nogę na nogę. Czemu nie była taka szczęśliwa z powrotu? Przecież w końcu miała te swoje elementy kociego przebrania o czym świadczył chociażby ogon, poruszający się we wszystkie strony. Spojrzała na moją uchachaną mordę i zmarszczyła brwi, świdrując mnie wzrokiem.
- Czego zęby wietrzysz? - rzuciła nieprzyjemnie, a jej głos brzmiał tak strasznie, że nie mogłam go nawet porównać do skrzypienia szafy.
- Czemu TY ich nie szczerzysz?! - odparłam, zsuwając się na kolana i krzyżując dłonie na piersiach. Miyu parsknęła niezadowolona, a zaraz potem upiła łyk mleka, by dopiero po paru minutach uznać, że warto odpowiedzieć na moje pytanie.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale wczoraj napadło nas ANBU. Pein twierdzi, ze trzeba zmienić siedzibę, a mi się to nie widzi. - warknęła, a jej usta rozchyliły się, ukazując ostre jak brzytwa kły. Jednak nie zachowanie Miyu mnie zdziwiło, przynajmniej nie tak bardzo jak to, że wydawało się, że ona nic nie pamięta. No, chyba że tak świetnie udawała, ale wątpiłam w to - nigdy nie byłą dobrą aktorką, emocjonalność kota jej na to nie pozwalała.
- Gdzie idziesz? - spytała, kiedy wstawałam i wychodziłam z pokoju, ale nie raczyłam jej odpowiedzieć. Musiałam iść w stronę słońca, a raczej kogoś o ego wielkości tej olbrzymiej gwiazdy. Wiecie, mówi się, ze jest prosty sposób na zabicie faceta.
Kazać mu skoczyć z poziomu jego ego na poziom IQ.
Wierzę w to mocno, zwłaszcza gdy staję naprzeciwko paru żywych przykładów. I oto właśnie blond ćwok stanął przede mną, mrużąc swoje pomalowane na czarno patrzałki.
- Z drogi lesbijko, załatw sobie własny wibrator. - wywarczałam, a Deidara wydął usta i zadarł głowę.
- Uważaj siwa, ja ci wybaczę ten niewyparzony ryj, ale reszta organizacji nie jest tak łaskawa. - mruknął, a potem mnie minął, nie oszczędzając sobie przejechania rękami po moim gołym przedramieniu. Te obrzydliwe języki mnie dotknęły! Jęknęłam i zaczęłam machać rękami z obrzydzeniem, a zaraz potem kopnęłam w drzwi od gabinetu i wpadłam tam, wycierając się w najbliższy płacz. Zabawne, że ktoś akurat stał tak blisko.
- Aomi. - usłyszałam zimno wypowiedziane imię, co zbulwersowało mnie na tyle, że podniosłam łeb i zerknęłam na Łasicę. Moje imię wymaga wypowiadania z UWIELBIENIEM. Nie ma innej możliwości, inaczej po prostu nie będę słuchać!
- Itacz. - odparłam równie oschle i przepuściłam go, by następnie z paniką uderzyć rękami w biurko zaciekawionego Lidera i wrzasnąć ile sił w płucach:
- Co tu się do diabła dzieje, Pein!?

~***~

- Aomi, przestań zgrzytać zębami.
Jasne, łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. W końcu właśnie dowiedziałam się, ze znowu jestem jak ta ostatnia ofiara. Bo oczywiście tylko ja i Pein musimy być tak zajebiści by nie działało na nas jutsu zapomnienia. Czytaj - mój mózg jest nie do kasacji, za dużo sieczka by coś miało się przebić. Normalnie bym się cieszyła, ale teraz to byłą prawdziwa zmora, bo wszystko czego dowiedziałam się w tamtym świecie miało zostać wyłącznie w tym pokoju. Co za tym idzie:
- Nie wiedziałam o romansie ItaczxShi. Choć jeśli mam być szczera wątpiłam, by łasica potrafiła zaspokoić zachcianki mojej onee-sama!
- Nie wiem, że mam brata. A on nie wie, że ja wiem, bo myśli, że nie wiem kiedy ja wiem!
I co najważniejsze, tylko ja zdaje sobie sprawę, że podróż do innego świata skrzywdziła moją psychikę zakazanego i bolesnego dotykania wargami moich ust. Nie uważacie, że brzmi to bardziej zbrodniczo niż "pocałunek"?
Ble, ble, ble.
Pein wyczuł moje obrzydzeni i wyłapał myśli, bo jego usta wygięły się w sarkastycznym uśmiechu.
- Jeśli chcesz mogę ich o tym powiadomić. - zaoferował się uprzejmie, na co zareagowałam jak na porządną psychopatkę przystało.
- Wyrżnę całą siedzibę jeśli tylko spróbujesz!
Lider już podnosił rękę, by pokojowo wytłumaczyć mi, ze grożenie najważniejszej osobie (phi) w siedzibie to głupi pomysł, ale rozległ się huk. No cholera jasna, czy przez jeden dzień nie może być naprawdę spokojnie? Czy ja proszę o zbyt wiele?!
- Toshi i Tsuki się kłócą. - próbował mnie uspokoić Pein, ale i tak zbyłam go machnięciem ręki i wyszłam, przygniatając wszystko morderczą aurą. Byłam zła, cholernie zła, i musiałam pogadać z mendami jak najszybciej. Już ja im przywrócę pamięć! Nikt nie będzie beztrosko zapominał o tych wszystkich strasznych chwilach w normalnej szkole, nikt! Dopiero teraz zauważyłam, że wciąż jestem w piżamie. Nie ważne, prawdziwy morderca we wszystkim wygląda groźnie!
No, chyba, że słodki niebieski kucyk na żółtej piżamce wpieprza równie niebieską co ona trawkę.
Niestety, nie dotarłam do salonu, gdzie prawdopodobnie kłótnia zaczęła się od pilota, bo po drodze natknęłam się na Tobiego i Hidana, najwyraźniej idących na jakąś misję. Skąd wiem? Tylko w takich sytuacjach Hidan wygląda jakby chciał, a nie mógł.
- Aomi-chan, widziałaś gdzieś Kakazu-san? - spytał dziecinnym głosem Tobi i to przelało miarę mojej cierpliwości. Chwyciłam go za kołnierz i szarpnęłam do siebie, by nosem stykać się z tą maską.
- Ty idioto. Jak śmiesz zapominać o takich rzeczach, co Mada...- nie dokończyłam, bo czyjaś dłoń zacisnęła się na moich ustach i przyciągnęła mnie do siebie. No tak, Lider uważał, że nie mamy dzielić się wspomnieniami z resztą.
- Bredzi. Nie piła jeszcze kawy. - oznajmił szorstko Lider i widocznie wykonał jakiś gest ręką, bo Hidan i Tobi zniknęli w dymie. - Myślałem, że nie chcesz, żeby wiedzieli?
Nie chciałam. Choć z drugiej strony chciałam, bo czemu niby zareagowałabym tak gwałtownie? Bo to nie fair. Dlaczego tylko mnie mają dręczyć takie myśli? Z kim mam się podzielić nimi, z Hou...
- Houkou! - zakwiczałam, wyrywając się z uścisku Lidera i wpadając na demona. Objęłam go rękami i nogami i wtuliłam się tak mocno, że pewnie gdyby nie był demonem, to złamałabym mu żebra. A chuj z tym, w końcu miałam go na własność! Białowłosy sapnął i próbował mnie od siebie odepchnąć, ale trzymałam się jak mały pawian swojej mamy.
~ Ao, gnieciesz mnie. - oznajmił, wzdychając ze zmęczeniem. Nie byłam pewna, czy chociaż on pamiętał o całym zdarzeniu, ale wolałam się upewnić, dlatego bez słowa przeniosłam naszą dwójkę w miejsce ciemne i oddalone od ludzi, śmierdzące śmiercią i stęchlizną, pełne brudu i niewiadomoczegojeszcze.
Wiecie, mało kto wie, że pod siedzibą jest spiżarnia, z której prawdopodobnie paręnaście lat temu ktoś korzystał. A teraz była zamknięta i tylko smród utwierdzał mnie w przekonaniu, że trzymano tu jedzenie. Bleh, obrzydlistwo. Ale tu byliśmy sami!
- Powiedz, że pamiętasz, powiedz, powiedz, pooowieeedz. - zamarudziłam, owijając się wokół niego jak jakiś pyton. No co się gapicie, brakowało mi go!
~ Nie jestem pewien o co ci chodzi, ale mam nadzieję, ze o twoje zniknięcie, bo żądam wyjaśnień.
No, tylko na niego można tu liczyć. Odsunęłam się i pstryknięciem rozpaliłam małą ognistą kulkę, która dawała wystarczająco światła, bym widziała demona, ale też nie na tyle, bym wiedziała co wydaje ten dziwny, chrapliwy odgłos z prawej. Wolałam nie wiedzieć.
Naprawdę nie lubię potworów, które kiedyś były truskawkowym dżemem.
_________________________________________________________________________________
Dobra, nie chce mi się więcej pisać. A piszę to od *zerka* 16.10.10, więc powinniście zrozumieć moje lenistwo. Tak wiem, Ao zUa, Ao wredna i w ogóle tutaj sypią się wiązanki przekleństw. Ale prócz lenia dobijał mnie problem z onetem, który grzecznie usunął mi 5 razy dalszy ciąg, a ja nigdy po takim czymś nie mam siły pisać jeszcze raz, bo idę się wyżyć. A potem zapominam i znowu się trudzę i tak w koło Macieju!
Dedyk?
Dla Shi - bo mi kazała to napisać.
Dla Reni - bo kończąc tą notkę akurat z nią pisałam.
Dla was - bo mam takie widzimisię.
Idę się bawić wyglądem bloga, a potem wracam na forum, gdzie zabije kogoś Avadą Kedavrą...

Rozdział z dnia 05.03.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy