Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 22


Od naszego powrotu minął zaledwie tydzień, a ja już zdążyłam zatęsknić za internetem.
Nic się nie zmieniło, ku mojemu zgorszeniu, bo Lider nie zezwalał mi na rozmowy z żadnym członkiem, przynajmniej nie bez jego towarzystwa. Tak więc miałam na karku wstrętną niańkę, przez którą moje codzienne życie miało posmak smalcu, jedzonego łyżką ze słoika. Nie żebym kiedyś próbowała, ale jak wpychałam to Hidanowi do gardła to nie był zachwycony, a on jest naszą brzaskową świnią - je wszystko. No, może przegięłam, ale je parówki, a tam jest wszystko!
- Aomi, wyłaź do kurwy nędznej z łazienki! - usłyszałam zza drzwi i wyplułam białą pianę do zlewu, robiąc minę do lustra.
- Wyłaź z łazienki, wyłaź z łazienki. - skomediowałam głos jaśnie wielkiego i mHrocznego pana Ucipy, który warknął i uderzył pięścią w drzwi. Zaraz jednak się opanował, bo super niania przystąpiła do ataku i odpędziła Itasia do pokoju, zapewniając mi cholernie niepożądaną prywatność. Białowłosy demon roześmiał się cicho. Był jednym z nielicznych, którzy wiedzieli o całej podróży, o innym świecie i zainteresowaniach Deia w pornolach. Choć ja zawsze podejrzewałam, że on ma dziwne zapędy i lubi tą samą płeć. Bo wiecie, Dei to baba. Na serio, taki tchórz na pewno nie ma jaj. Chyba, że w lodówce, z przeznaczeniem na jajecznice. Wytarłam pyszczek w ręcznik i wyszłam, rzucając Liderowi pełne żalu spojrzenie. Niby powinnam się cieszyć, nikt mi nie truł, dostałam osobny pokój oddalony od reszty i wszyscy mnie unikali. Tak, jak byłam dzieckiem tego właśnie chciałam, ale teraz było mi to wyjątkowo nie na rękę. A jak oznajmił Lider to potrwa póki nie obiecam mu na całą swoją moc, że nie wspomnę o tym słowem.
Jasne, kurwa, już przyrzekam!
Sunąc w stronę kuchni minęłam salon, gdzie Kisame toczył zapamiętałą walkę z ożywionymi i spleśniałymi skarpetkami. Biedactwo, w tym tygodniu robił pranie. Ostatnie co zobaczyłam to jak czarna skarpeta z białym puchem rzuca się na niego i wpełza mu do gardła, blokując drogi oddechowe. Oczywiście, wielce tym przejęta postanowiłam zrobić dziś tosty. Co do rybci ktoś mu pomoże, tego byłam pewna. Lider zniknął, ale byłam pewna, że wciąż mnie pilnuje, co i tak nie skłoniło mnie do zaprzestania planowania jego śmierci.
- Jakbym go jebła donicą i udusiła paprotką, to by miał. - mruknęłam, otwierając lodówkę i krzywiąc się. Oczywiście, po co zakupy, prawdziwy ninja żrą odchodzący ze ściany tynk! Z moich ust wydobyła się cała wiązanka, ale to nie ona była powodem dla którego nagle paru członków wpadło do środka. Cóż, skoro lodówka jest pusta, to równie dobrze może wylecieć przez okno i zabić liderowe petunie i bratki! Przynajmniej tak uznałam, kiedy podnosiłam ją i wyrzucałam...
- G-gdzie lodówka? - mruknął Sasori, a potem przeniósł wzrok na okno i jęknął. Co jednak bardziej ciekawe - nikt mnie nie opieprzył, nie skrzyczał, nie zwyzywał. Nic, zero, nul. Jakbym nie istniała, a lodówka sama wywędrowała, uprzednio wyrażając swój smutek, z powodu jej ubytków! Wrzasnęłam i zaczęłam tupać w miejscu jak dziecko, ale znów mnie olano.
- Nienawidzę was! - wrzasnęłam niczym nastolatka, przechodząca swój bunt i wnerwiająca rodziców. Tyle, że nastolatka nie ma takiej siły jak ja i nie może unieść kuchenki, by przywalić w ścianę. Nie może też zacząć rzucać zastawą w ruchome cele, które w tej chwili nosiły nazwę - Akasie. Wyraźnie nie przeszkadzało im to, że w tyłkach mają widelce, a łyżeczki w uszach nie pozwalając nic słyszeć, ale wciąż nie powiedzieli do mnie słowa. Byłam już na tyle zdesperowana by wyskoczyć z ubrań i latać w kółko, kiedy ktoś chwycił mnie za rękę i obrócił w swoją stronę. Stanęłam twarzą w twarz z Tośką, która to wydawała się być jednocześnie zła i rozbawiona.
- No Aoś, koniec głupot. - zaświergotała i pogłaskała mnie po głowie.
Czemu miałam ochotę ją użreć?
Może dlatego, że choć odzywała się do mnie to traktowała mnie z pewnym dystansem, jakby miała do czynienia z kompletnym czubem. Uniosłam górą wargę, ukazując kiełki i warknęłam na nią.
- Nie traktuj jej tak jak ta banda idiotów, Toshi. - cichy, choć wyjątkowo silny głos zwrócił uwagę wszystkich na drzwi, gdzie Shi piłowała paznokcie. Moja jedyna nadzieja! Aż mi się łezka w oku zakręci...a, nie sory. Woda z dachu przecieka, więc to na policzku to nie łza.
- A co mam robić?! - syknęła urażona Tośka i skrzyżowała ręce na piersiach, by pokazać, że ona tylko wypełnia rozkazy. Ja rozumiem, że ją coś z Liderkiem łączy, no ale że się za mną nie wstawiła to jest masakra. Może trzyma urazę o budyń w kapciach?
- Chodź ze mną do Peina, bo mam dość ignorowania siwej. - oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu głosem Shi i ruszyła w głąb korytarza. Ekstra, idzie walczyć by mnie nie ignorowali, choć sama właśnie zignorowała moją obecność. Z kim ja mam do czynienia?! Tośka zniknęła nim zdążyłabym powiedzieć 'Konsantynopolitańczykowianeczka'. Tak, wyszła bardzo wolno, jak żyje nie widziałam, żeby ktoś tak powłóczył nogami prócz mnie.
Warknęłam na biedne dziewice w płaszczykach, na co te podskoczyły i zadowolona opuściłam pomieszczenie.

~***~

Dźwięk telefonu stacjonarnym przeszył ciszę w moim pokoju. Uniosłam ciszę i wypracowanym, pogodnym głosem przywitałam się.
- Dzień dobry, to linia dla samobójców. Jak mogę pomóc?
Co się patrzycie? Nie wiem czy zauważyliście, ale jestem wnuczką śmierci. Muszę jakoś dowiadywać się o tej bandzie śmieci, którzy chcą ze sobą skończyć. Zawsze o takich jest największy kurwa bój. Bo są te debilne pały, ze skrzydłami i aureolą, które walczą o przetrwanie takiego samobójcy. Nie wolno im poświęcać takich dusz, bo jak wiadomo - ci co kończą ze swoim życiem idą od razu do piekła, gdzie panuje niemiłosierny wręcz upał. Byłam tam ostatnio na wakacjach i spiekłam się jak frytka!
Oczywiście, nie słuchałam co gadała dziewczyna po drugiej stronie słuchawki, jakoś mało mnie to obchodziło. Zaczekałam, aż weźmie wdech, by zamęczyć mnie kolejnym słowotokiem, by chrząknąć.
- Przepraszam, ale trochę mnie to nuży. Możemy przejść do rzeczy? Chce pani skakać z mostu, czy łykać tabletki?
Usłyszałam pukanie do drzwi i zerknęłam w ich stronę. No tak, nikt nie wiedział, że bawię się w linię dla samobójców. Nie musieli też wiedzieć, że za umieszczenie numeru na telebimach i samolotach zapłaciłam z pieniędzy organizacji. Zatarłam wszystkie ślady, więc nie powinni nigdy się domyślić kto je ukradł. No, chyba, że będą się sugerować tym wielkim czarnym napisem "Kod do sejfu jest żałosny - Aomi'. Ale oni w życiu nie wpadną na ten pomysł, co ja się martwię?
- Prooooszę. - krzyknęłam, odkładając słuchawkę, choć szloch po drugiej stronie widocznie przybrał na sile. A niech mnie, ona i tak się zabije. Zza drzwi wyłoniła się głowa Hidana, a widząc moje zdziwienie i uznając, ze to specyficzna forma zaprosin, wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Wydawał się dziwnie skruszony i zagubiony, co nie omieszkałam mu wypomnieć, wybuchając śmiechem. Ten zaraz sapnął i przewrócił oczami, czekając, aż spadnę z łóżka i trochę się poturlam. To już nie był śmiech z jego zachowania, zauważyłam coś, czego ten pacan nie dostrzegł pewnie, skupiając się na łechtaniu własnego ego.
- Hidek-dzidek, widziałeś się w lustrze? Masz różowe wąsy. - podpowiedziałam mu, trzepocząc rzęsami, a ten zaczął trzeć skórę pod nosem, robiąc dziwną minę. W końcu zrezygnował i usiadł, łapiąc mnie za ramiona i usadzając prosto.
- Musimy pogadać. - oznajmił poważnie i z pewnością przestałabym się uśmiechać, ale był cały w różowym, roztartym flamastrze. Byłam święcie przekonana, że to z inicjatywy Tobiego Hidan dostał takie majestatyczne wąsy!
- No?
- Wiesz...- wziął wdech. Przygryzł wargę. Podniósł wzrok, odwrócił głowę. Potupał nogą, odchrząknął. Znów wziął wdech. Zniecierpliwiona pomachałam mu ręką przed twarzą.
- Jestmtimbrem! - oznajmił tak szybko, że słowa zlały się w jedną całość i miałam problem ze zrozumieniem.
- Co? - spytałam tylko, przekrzywiając głowę.
- Jestem twoim bratem, Aomi.
No taak. Scena rodem z Gwiezdnych wojen i znane wszystkim 'Jestem twoim ojcem' wymięka. Kurde, nie spodziewałam się, że dowiem się tego po raz drugi od kogoś z różowym wąsem, no ale czego spodziewać się po tak zjebanej organizacji?
- Łał, Ameryki nie odkryłeś. To co, przyniosłeś mi jakąś czekoladę, czy coś? - spytałam energicznie, zbijając go z tropu. Wiem, że on nie pamięta Ziemi, ale to nie moja sprawa, nie będę udawać zaskoczonej. Tym bardziej nie będę udawać, że mnie to cieszy, nie jestem aż tak utalentowaną aktorką, by nie zwrócić w połowie. Siwus pokręcił głową i wciąż wpatrywał się we mnie zaskoczony, więc westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
- Szatanie, Hidan, ja WIEM wszystko. Nie zaskoczyłeś mnie, ani trochę, więc lepiej spadaj, bo przerwałeś mi ważną rozmowę.
Bzdura. Ale fajnie straszyć ludzi, że wie się wszystko. Mogłabym wyszarpać parę pikantnych informacji, jakie pamiętam z tamtego świata, ale zachowam je jak karty, by w dobrej chwili wyłożyć na stół.
- Albo czekaj! - wrzasnęłam, rzucając się za wychodzącym i wciąż zszokowanym Hidanem. - Znajdź Tobiego i przekaż mu ode mnie 'Madara tęga pała'. To taka zabawa, nie patrz tak. - rzuciłam naburmuszona, a gdy tylko wyszedł, kiwając głową w zadumie, zachichotałam złośli...stop. Wróć. Zaśmiałam się do sufitu, rozkładając ręce i przybierając pozę psychopatki z kreskówek. Zawsze chciałam zrobić to profesjonalnie. Wiecie, jak pierwszorzędny czarny charakter.

~***~

Obiad mogłam w końcu jeść ze wszystkimi, więc z wielką chęcią zajęłam swoje miejsce między Shi, a Miyu, patrząc jak Kisame napełnia mój talerz breją w kolorze rzygowin. Potrafię zjeść dużo rzeczy, mogę żywić się w trakcie misji liśćmi, trawą, a czasem wpieprzę gołębia jak Houkou da mi swój psi instynkt, ale choćbym miała głodować, choćby skóra miała mi wisieć na żebrach nie tknę tego paskudztwa!
- Co to jest? - spytała Tsu, wpatrując się w zawartość talerza, jakby ta miała się podnieść, zatańczyć makarenę i znów opaść. Breja zatrzęsła się, jakby rozważała tę myśl na poważnie, a mnie chwycił skurcz żołądka.
- To? Moja specjalność. - oświadczył Kisame, szczerząc zębiska i wsunął widelec do ust, zachwycając się smakiem potrawy. A ja poczułam jak mi się coś cofa do gardła. Nie tylko ja siedziałam wbita w krzesło. Wszystkie panny i większość Akasiów nie jadła, prócz, o zgrozo Kakazu, Zetsu i właśnie Kisame. No, ale czego spodziewać się szmacianej lalce, roślino-podobnej istocie i rekinie. Wydałam z siebie ciche jęknięcie, gdy Sasori również podniósł widelec i posmakował tego czegoś, uśmiechając się zaraz. Lalka, nie czuje smaku, więc mu to nie robi! Deidara podążył śladem swojego mistrza, ale jemu z trudem przyszło przełknięcie. Itaś dzielnie zatkał nos i wlał sobie trochę do gardła. Peina nie było, ale oczami wyobraźni widziałam, jak karmi kosz na śmieci. A Tobi oczywiście nie jadł. Zobaczyłam niepewny ruch Miyu, kiedy Hidan zabrał się do jedzenia, ale powstrzymałam jej rękę i utkwiłam wzrok w Kisame.
- Powiesz mi, co tam jest, Kisa?
- Jasne. Flaczki sardynek, gałka oczna, ogon makreli, płuca gęsi, trochę glonów, wątróbka, a Zetsu poprosił bym dodał krowi ozór i faktycznie, nabrało smaczku. I jeszcze parę rzeczy. - oznajmił, a ja zacisnęłam usta w wąską kreskę, spoglądając jak większość członków nagle traci kolory i jak jeden mąż wstają, biegnąc do łazienki. Jak bydło, rzucili się jeden przez drugiego, powstrzymując odruchy wymiotne. Powiedziałam większość, bo Sasori, Zetsu i Kaku dalej jedli, mając to gdzieś. Rybiasty spojrzał za wybiegającymi kolegami, a następnie przeniósł wzrok na mnie, unieszczęśliwiony.
- Chciałem dobrze.
- Wiem, Kisa, wiem. Oni nie potrafią tego docenić. - oznajmiłam kojącym głosem i ruchem ręki zarządziłam odwrót od stołu. Tak więc kolejno zaczęły wymigiwać się Tosh - z bólem brzuch i jękiem 'Miesiąączka', Shi i Tsu - wegetarianki, i Miyu - najedzona krakersami. Ja też zaczęłam się podnosić i wtedy Mrs. Ryba spojrzał na mnie wielkimi, załzawionymi oczami, pociągając nosem.
- Nie posmakujesz nawet? - spytał żałośnie, a ja skrzywiłam się i mimowolnie usiadłam, biorąc do rąk widelec. Musicie sobie wyobrazić z jaką trudnością przyszło mi nabranie brei i zatrzymanie jej przed ustami. Przełknęłam ślinę i rzuciłam okiem na Kisame, który ze szczęściem, jakie zwykle odznacza dzieci, wpatrywał się we mnie. Cóż, przecież nie może być tak źle. Wsunęłam widelec do ust i natychmiast pożałowałam tych myśli. MOGŁO być źle, a nawet gorzej. Poczułam jak pot zrosił moje czoło, a zawartość ust uderzyła od wewnętrzne ścianki, chcąc wydostać się razem z wymiotami. Ale nie, wytrzymałam i przełknęłam zawartość ust, zaraz zrywając się na nogi i spoglądając na rybkę przez mgłę.
- To...to przepyszne Kisa. Nie dam rady zjeść więcej, ale bardzo mi smakowało - skłamałam i ruszyłam wolno do drzwi, kiwając mu jeszcze ręką. Gdy tylko moja noga stanęła na korytarzu zerwałam się do biegu, wręcz lecąc w stronę łazienki, do której próbowało się dostać paru jełopów. Nie chciałam dopychać się przez nich wszystkich, więc przeskoczyłam i dopadłam do kwiatka, wymiotując do doniczki. Obtarłam dłonią usta i podniosłam się, idąc do pokoju i kiwając się na boki, ale w połowie drogi znów mnie dorwało i tym razem otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, rzucając się do okna. Na szczęście otworzone stanowiły idealne ujście dla mojego...hm, wnętrza. Ktoś zgarnął mi włosy z twarzy i zebrał je z tyłu, pozwalając mi się spokojnie wyrzygać. Pusta i zmęczona odsunęłam się, robiąc zeza. Mam nadzieję, że nikt nie stał pod oknem, bo miałby śmierdzący problem.
- Lepiej? - spytał ktoś, a ja pokiwałam głową i pogłaskałam się po brzuchu. Zaraz potem odwróciłam się w stronę mandarynkowego boya i skrzywiłam, przypominając sobie co kryje się pod tą fałszywą maską słodkiego chłopca. Dosłownie z tą maską.
- Powinieneś posmakować dzisiejszego specjału. Palce lizać, istna uczta dla podniebienia - sarknęłam, cmokając i pstrykając palcami, dla podkreślenia swoich słów. Nie to, że kuchnia Kisame jest zła, ale idealnie. Jedynie jajecznica w jego wykonaniu była do przełknięcia, cała reszta potraw była na takim samym poziomie co dania Deidary. Najgorsi kucharze, nawet Hidan lepiej sobie dawał radę. Ba, gotował doskonale - ubierając perwersyjny fartuch z gołą babą i będąc pobrudzonym mąką wyglądał niemal jak szef kuchni. Z tym naciskiem na niemal.
Tobi zachichotał i pogłaskał mnie po głowie, na co odsunęłam się niezadowolona. Z tym, że jego dłonie nie pozwoliły mi uciec i zacisnęły się na moich ramionach.
- Ałaa!- syknęłam, otwierając szeroko oczy. Dopiero błysk w szparze Tobiasza przypomniał mi, że przekazane przez siwusa słowa mogły już do niego dotrzeć. Uśmiechnęłam się głupkowato, a on tylko nachylił się nad moim uchem, wydając z siebie warknięcie. Brr, zły Madara!
- Nie wiem skąd ty wiesz, ale nic mnie to nie obchodzi. Trzymaj buzię na kłódkę, Aomi, a może pozwolę ci żyć - rzucił i pchnął mnie ścianę, w którą przywaliłam plecami. Prychnęłam, patrząc jak odwraca się i odchodzi. Super, grożą mi. Normalnie mam majtki mokre ze strachu. Tak się przejęłam, że kolana są z waty, a serce bije mi jak cholera!
Choć może z tym ostatnim nie przegięłam, ale niestety znałam prawdziwy powód tego rytmu.
- Kłódka kłódką, mam kluczyk - mruknęłam bezsensownie i wyszłam za Tobim, rozglądając się. Ale korytarz był pusty. Jak w horrorze, było tak cicho, że to aż nie pasowało do Akatuski. Jak przed burzą, przeszło mi przez myśli i skocznie ruszyłam do pokoju, który na powrót przyszło mi dzielić z psycholkami - jedna z nielicznych wad życia w grupie.

~***~

Noc jak to noc - pora, w której wszystkie płyny nagle postanawiają dać o sobie znać. Wstałam więc w te egipskie ciemności, a że nie mam podczerwieni w oczach to zaliczyłam uderzenie w każdy mebel, rozrysowując sobie w głowie plan pokoju. Nie żeby coś, ale w dzień było tu mniej sprzętów. Zdałam sobie o tym sprawę, wpadając na taboret na korytarzu, którego NA BANK tam nie było. Nie mam aż takiej sklerozy chyba, prawda? Może przyszedł, ma w końcu nogi. I jest bystrzejszy niż większość moich kolegów z fachu. Mówię prawdę, oni są tępi jak nasze plastikowe noże, zarąbane z restauracji od kiedy te prawdziwe wywaliłam przez okno. A za oknem dobrały się do nich sroki. Plaga srok! I oposy! I szopy pracze! Ogółem cały zwierzęcy światek polubił nasze noże.
Wychodząc z łazienki, postanowiłam wstąpić do kuchni. Czasem lubię posiedzieć przy otwartej, aczkolwiek pustej i zepsutej lodówce, która wciągnęliśmy znów przez okno, i pokarmić starymi krakersami myszy. Choć ostatnio po takiej akcji gonił mnie szczur, który wyraźnie chciał mi dać do zrozumienia, że ma chrapkę na coś większego od krakersów. Jak widać moje życie wróciło do pełnej normy.
Wsunęłam się do pomieszczenia i ku totalnemu zdumieniu dostrzegłam Tośkę, siedzącą na blacie, ubraną i na coś wyraźnie czekającą. Obok niej stała walizka, a choć trybiki w mojej głowie przeskakują o tej porze wolno to jednak udało mi się dojść do wniosku, że albo ona nas opuszcza, albo wyjeżdża na potajemne wakacje. Nie dostrzegła mnie, piłując paznokcie, a ja oparłam się o ścianę i strzeliłam kosteczkami, zwracając nareszcie jej uwagę.
- A-Ao? - upewniła się, zaskoczona moim widokiem.
- Nie, pani Jadzia. Wybierasz się gdzieś? - spytałam prosto z mostu, robiąc krok do przodu. Toshi zerwała się, zasłaniając ciałem walizkę i zaśmiała głupkowato. Była wyraźnie spięta i niezadowolona z mojego widoku.
- Oszalałaś, Aośka? Skąd ci to przyszło do głowy?
- Może nie jestem najbystrzejsza, ale raczej nie brałaś walizki na tą wielogodzinną wyprawę, której celem było dotarcie do kuchni. Ja wiem, że tu się można zgubić, ale ty jesteś spakowana, jakbyś miała zaginąć na parę tygodni - wyłożyłam same fakty, nie dopuszczając do siebie kłamstw i bzdur. Jej zachowanie tylko umocniło mnie w przekonaniu, że ona odchodzi - odchodzi bez pożegnania. A to bardzo nieładnie i powinna o tym doskonale wiedzieć.
Uniosła kąciki ust, choć jej oczy się nie śmiały. Widziałam wyraźnie jak napina mięśnie i przygryza policzek od wewnątrz, zastanawiając się zapewne jak mnie zbyć. Lub lepiej - jak pozbyć się niewygodnego świadka ucieczki.
- Mogłam załatwić wszystko po cichu, ale ty jak zwykle musisz wtykać nos w nie swoje sprawy, prawda? Nie możesz się odwalić, Aomi? Wracaj do jasnej cholery do łóżka - zagrzmiała, zaciskając dłonie w pięści. Parsknęłam, ale nagle rozległ się wybuch i musiałam zasłonić twarz przed okruszkami, pyłem i kawałkami ściany. Wyjrzałam zza rękawa piżamy i spojrzałam na niewyraźnie postacie, poruszające się prędko pod osłoną dymu. Nawet nie mrugnęłam jak stali przy mnie zaalarmowani Akasie - zaspani i nieogoleni, ale stali. Przybrali pozycje obronne, a obok mnie pojawił się sam Lider, dumny i poważny, choć bokserki w serduszka nie działy na jego korzyść. Nie miałam jednak zamiaru chichotać, bo utkwiłam na powrót wzrok w postaciach.
- To Toshi - mruknęłam niewyraźnie, by tylko on mógł mnie słyszeć.
- Wiem - odparł, a ja westchnęłam. Jednak szybko sprowadzono mnie na ziemię i to dosłownie, bo musiałam paść przed burzą pełną kunai'ów. Zaraz potem po prostu rozpoczął się atak, wrogowie napadli nas bez żadnego słowa, bez dobry wieczór, przepraszam czy pocałuj mnie w dupę. Niewychowane gbury. Nie miałam broni, więc kiedy nagle mnie zaatakowali postawiłam na taijutsu, z którego nie jestem specjalnie zła, ale tez nie wypadam szczególnie dobrze. Kopnęłam obcego prosto w mostek, a ten odleciał i zaraz został zgarnięty przez ogon Hiruko. Albo Haruko, dalej nie pamiętam imienia laleczki Sasoriego. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam chłodne powietrze - bądź co bądź byłam tylko w koszuli z długim rękawem. Nie lubię spodni w piżamie. Ktoś zarzucił mi na ramiona płaszcz, więc okryłam się nim z wdzięcznością i uniosłam dłoń, błyskając oczami. To zabawne uczucie, gdy w twojej ręce kształtuje się kosa, tak przyjemnie łaskocze. Uśmiechnęłam się, łaknąc krwi i flaków. I to nie moich, a cudzych.
Lubię walczyć, widok rozrywanego ciała koi bardziej niż uspokajająca muzyka. A jeszcze łamanie gnatów, babciu, melodia dla moich uszu! Gdy przeciwnicy okazują się naprawdę godnymi rywalami jest jeszcze lepiej, ogarnia mnie większa chęć by wbić w nich ostrze i szarpnąć z całej siły. Teraz było o tyle trudno, że dym, który jak na złość nie chciał opaść, utrudniał wypatrywanie i rozpoznanie kto wróg, kto sprzymierzeniec. I kręcąca się wciąż wśród nas Toshi, atakująca jak żmija z zaskoczenia. Słysząc szmer, obróciłam się i kopnęłam kogoś prosto w szczękę. Czasem nie obchodzi mnie, czy bije tego kogo trzeba. A potem obrywam, bo komuś zlałam nos w czasie walki. Komuś, kto walczył po mojej stronie.
Nie wiem kiedy zaczęliśmy podążać bardziej w stronę lasu, nie wiem kiedy poślizgnęłam się na gałęzi i poleciałam do przodu, ani też ile czasu upłynęło od kiedy przyjebałam ryjkiem o ziemię, a kiedy obudziłam się w salonie. Wszyscy byli nieco poszkodowani, choć nie było aż tak źle jak mogłoby być gdyby wrogów było więcej.
Podniosłam się do siadu i syknęłam cicho, zezując na opatrunki na twarzy. Zaraz potem spojrzałam w dół, na bandaż na brzuchu i plaster na całą długość łydki. Akasie prezentowali się o tyle przyzwoicie, że prócz małych draśnięć i podkrążonych oczu wydawali się być jak nowi. Dużo gorzej było z Miyu, ktoś potraktował ją nieźle elektrycznością, bo prócz stojących na wszystkie strony włosów widać było poparzenia. Na całe szczęście Shi zajmowała się wszystkimi, udostępniając trochę medycznego jutsu. Tsu zaś siedziała z Liderem po drugiej stronie pokoju i namiętnie szeptali między sobą. Ktoś uderzył mnie w czoło, zmuszając do ponownego padnięcia na poduszki i tym kimś był nikt inny jak Dei-gej. Był wnerwiony i miał założony opatrunek na całą głowę. Hhahaha, wyglądał jak palant!
Wybuchłam śmiechem i zaraz umilkłam, czując na sobie te wszystkie groźne spojrzenia. Co, nie w sosie byli panowie? Zabawne, ja miałam wyśmienity humor. Może dlatego, że miałam okazję powalczyć, użyć kosy, pozamiatać nią na boki i zmrozić wzrokiem krew w żyłach paru osób.
- To było Hebi. - usłyszałam i natychmiast przekręciłam głowę, krzyżując z Peinem spojrzenia. Hebi. Ta nazwa coś mi mówiła, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć co.
- Sasuke - mruknął spokojnie Itacz, a ja natychmiast doznałam olśnienia i zerwałam się na równe nogi, zataczając kółko i siadając na dupie. Za bardzo kręciło mi się w głowie. Zacisnęłam jednak pięści i momentalnie w głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl, które odegnała dobry nastrój równie szybko jak pstryknięcie palca. Toshi uciekła z Hebi. Z Sasuke, tym uke który chce zabić łasice i szuka zemsty za klan. Zaklęłam szpetnie pod nosem i podniosłam się już dużo pewniej, naciągając koszulkę i idąc do wyjścia. Musiałam pomyśleć w samotności, musiałam przetrawić zdradę, która przede wszystkim dotykała mnie, a nie Akatsuki.
- Zostawcie ją. - usłyszałam jeszcze za sobą, a kolejne głosy były rozróżniałam ani rozmówcy, ani tematu. Zresztą to nie ważne. Zdrada boli, ale da się ją przełknąć. Jak gorzką pigułkę. Zawsze można ją zignorować i skupić się na czymś dużo słodszym.
Na zemście.
_________________________________________________________________________________
Tego się nie spodziewaliście, ha! Zaskoczyłam was, co nie, co nie, co nie?!
No, ale jak już tak zatęskniłam za Ao to co mi szkodzi znów ponabijać się z syfu i kuchni w Aka. To temat uniwersalny... xD
Dedykuje.
Znowu Shi - jak zawsze, onee-sama!
Reni - bo mi przypomniała o planach na Ao o.O
Sunako - jestem w szoku, że w ogóle pamiętasz tego bloga xp
Czujcie się rozpieszczeni xD

Rozdział z dnia 05.03.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy