Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku
Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥
20 listopada 2012
Rozdział 23
Z pewnością powinnam zastrzec, że nie należę do osób, które łatwo zdenerwować.
Totalna bzdura, wystarczy zabrać mi ostatniego lizaka w sklepie żebym wyrżnęła trzy wioski i jedną stację benzynową.
Wracając jednak - zazwyczaj irytują mnie błahostki, sprawy ważne rozwiązuje tak poważnie na ile tylko mnie stać. Teraz było mi o tyle trudniej, że jeszcze nikt mnie nie zdradził, myślałam, ze nie ma na świecie AŻ takich głupców. Nie uczestniczyłam w zebraniu, nie miałam ochoty słuchać o jednej z moich jako o zdrajcy, którego trzeba zabić. Choć w zasadzie ja sama skazałam ją na śmierć w chwili, gdy dowiedziałam się, ze przeszła na różową stronę pseudo uke. Na samo wspomnienie mam ochotę puścić pawia.
Podniosłam tyłek z podłogi i wyszłam przez okno w pokoju, lądując zgrabnie na nogach. Musiałam niestety rzucić się szybko w paprotki, bo dwa płaszczyki minęły mnie zasępione, zmierzając w stronę części spalonego lasu. Dałabym Hidanowi uciąć głowę, że to sprawką jednego oz Ucip. Doskonale wiedziałam w jakim celu Pein wysłał w to miejsce Sasoriego i Deidarę, ale nie zamierzałam pozwolić im znaleźć siedzibę Hebi przede mną. Choć w sumie mogłabym pójść na łatwiznę, przyczepić się do nich jak ogon i w dobrej chwili znokautować, by zgarnąć wszystkie zasługi. Tak, ten plan bardzo mi odpowiadał. Zwłaszcza, że nie musiałam prosić Houkou o ten pieprzony psi węch. Wiecie, normalny człowiek byłby zachwycony, gdyby jego zmysły się wyostrzyły, ale czując zapach seksu w biurze Lidera, potu z siłowni i mieszani najgorszych smrodów z sypialni Zetsu nie chciałam powtarzać.
Myślisz, że ja mam łatwo?
Zignorowałam głos demona i przeczołgałam się między kwiatami, następnie rzucając się w krzaki. Kurwa, róże. Zajebiście, kto je tu posadził? Ał, mam chyba kolca tam, gdzie go być nie powinno! Zagryzłam wargę, nie chcąc wydać z siebie najmniejszego pisku, choć gdyby wzrok mógł zabijać z pewnością Dei zdychałby w męczarniach. O czym oni do licha gadają, o przepisie na ciasto jagodowe?!
- Wiesz, Sasori no danna, un. Cała tajemnica tkwi w odpowiednim nagrzaniu pieca, un. - zasyczałam cicho przez żeby, parodiując dobrze wszystkim znany głos. Zaraz zamilkłam, bo lalkarz zerknął dziwnie w stronę róż. Nie mrugaj Ao, nie mrugaj. Twoje patrzałki dobrze pasują do tych czerwonych kwiatków! Odetchnęłam cicho gdy ruszyli w głąb lasu i na czworakach pokonałam drogę między krzakiem, a pierwszym drzewem. Pierwsza zasada dobrego ninja brzmi - nikt nie może wiedzieć, ze istniejesz! Nikt, nawet ty sam!
Ociekam zajebistością do tego stopnia, że na serio zapomniałam, że istnieje i potknęłam się o kamień. Cholerna materia, przeszkadza mi w śledzeniu. Podniosłam się na łokciach i zaraz zmrużyłam oczy, czując jak poryw wiatru rozrzuca na wszystkie strony moje włosy.
Swoją drogą, musiałam ściąć włosy. Nie wyszło to z mojej inicjatywy, dlatego was ostrzegę - nigdy nie wpuszczajcie do domu inkwizytora z super odkurzaczem. Zwłaszcza gdy nie wiecie jaki to to ma zasięg ssania. Nigdy nie sądziłam, że będę leżeć na ziemi z włosami w rurze i błagać by ktoś mi odciął łeb...Puścimy w niepamięć tą żałosną historię!
Podniosłam się z ziemi i zacmokałam z niezadowoleniem. Nie no, oni sobie polecą plastelinową sową, a ja co? Przeczepię się do nogi?! Odpada, nie będę siedzieć po tyłkiem ptaka, mam swoją kurwa godność.
Z drugiej strony nie miałam jak ich śledzić jak będą lecieć. Żeby mi nie skonfiskowali po pewnej przygodzie autobusu to może i dałabym sobie radę, ale teraz jedyne co mogę zrobić to zajebać dziecku hulajnogę.
Bo co z tego, ze w filmach mordercy mają wypasione auta, kucharki, sprzątaczki, całą masę sług, wille nad morzem z 15 piętrami!? Jak to powiedział Pein 'To nie jest film, to rzeczywistość!'. Pierdolę to. Nie mamy auta, tylko sowę (?!), w chacie śmierdzi, a żarcie z pewnością nie przewyższa jakością ptasiego gówna z parapetu. Ta breja wciąż stoi mi w przełyku. Nie mogę spać przez to coś, co kiedyś było językiem krowy!
Trochę narzekam. No ale co innego mam robić jak widzę tylko oddalającą się latająca kaczkę? Tupnęłam wściekle nogą i podjęłam najlepszą decyzję w moim zafajdanym życiu. Znajdę Hebi, zajebie im kasę, stworzę własną organizację, zawładnę światem i wybuduje oryginalnych rozmiarów pomnik Izayi! No...Shizusia też.
Muhahahaha..khe,khe, połknęłam coś. Normalnie zajebiście, kolejna porcja białka. To sarkazm, tak tylko przypomnę.
~***~
Przeszłam zaledwie parędziesiąt kilometrów kiedy zdałam sobie sprawę, że nie tylko jestem wyposażona w skrzydła, ale mam jeszcze demona. Czasem zapominam, że nie jestem na Ziemi, przez co najczęściej później muszę cierpieć. To smutne, ale już widzę te odciski, który wyjdą na odciskach od odcisków na odciskach. Nie wiem czemu nie zabrałam z domu butów, ale to nie było mądre posunięcie. Uniosłam dłonie i nabrałam powietrza w płuca.
- Powstań, Bucefale, mój piekielny stworze! Daj się osiodłać swej cudownej, zjawiskowej, niezwykłej, inteligentnej, skromnej, dobrodusznej, pięknej, urokliwej, zajebistej...
~ Skończyłaś? - mruknął demon, pojawiając się przede mną jako wielki pies, na którym mogłam usiąść bez narażenia się na gniew obrońców praw zwierząt. Już raz mnie napadli, oblali sokiem pomidorowym i obskoczyli z transparentami. Houkou miał ubaw...
- Nie, przerwałeś mi prolog, po którym miałam przejść do piękna mojej czarnej duszy. - syknęłam, wdrapując się na pupila. Usadowiłam się wygodnie i jebnęłam go piętami, żeby zmusić go do ruszy. Niestety, reakcja demona była o tyle nieprzyjemna, że wylądowałam na pierwszym z przodu drzewie i zsunęłam się po nim, ryjąc twarzą po korze.
Zanim znów zajęłam miejsce musiałam obiecać, że nie odwalę niczego głupiego. Zacisnęłam dłonie na długiej, białej sierści i zacisnęłam uda, by nie mógł mnie tak łatwo zwalić.
Żeby wam przybliżyć prędkość z jaką Houkuś gnał, powiem wam, że schodząc z niego miałam wyjebiście zaczesaną do tyłu fryzurę.Prócz tego zwymiotowałam w najbliższe krzaki, a pamiętajcie, że to JA uchodzę za wariata drogowego!
Dobra, zawartość żołądka na ziemi, podpórka z kosy na miejscu, a przede mną gąszcz. Zerknęłam kątem oka na demona, a ten przysunął nos do ziemi i zrobił kilka kroków, zatrzymując się przy trawie. Zarysowany pod nią kształt klapy z pewnością nie był dziełem Matki Natury, ale tak czy owak upewniłam się, że to wejście do siedziby Hebi, klęcząc nad klapą i tykając ją patykiem. Przez drewno nie przejdzie na mnie emo gorączka, jestem bardzo ostrożna w takich kwestiach. Podniosłam się i pokiwałam głową, wzywając paru umarlaków. O matko, brakowało mi tych ich nieżywych mordek, pustych oczodołów i zapadniętych policzków! Wciągnęłam przez nos silny zapach stęchlizny i rozkładu, po czym zrobiłam zeza i niemal poleciałam do tyłu, ale podpora w postaci ciała dużego psa pozwoliła mi stanąć na nogi.
- Ten paniusiu, streszczaj się, bo nam ten poker czeka, nie? - mruknął Zdzisław, dłubiąc wykałaczką pomiędzy zębami. Nawet nie musiał otwierać usta, dziura w policzku była pozostałością, jak twierdził, po wojnie. Ja wiedziałam, że tak naprawdę przypierdoliła mu żona, kobieta muskularna i postawna. Prawdopodobnie Niemka.
- Nie wiem czy pamiętasz ale mogę jedną ręką powyrywać ci wszystkie gnaty? - spytałam słodko, a umarlak zastygł w bezruchu, by potem z udręczona miną walnąć:
- Dobra, panowie, uwińmy się przed drugą połową meczu.
Umarlaki mają wiele wspólnego z robotnikami. Leniwi, śmierdzący i najchętniej żłopią piwo. Z tym, że nieżywi czasem jeszcze wykazują natarczywość i przyczepiają się do żywych, gryząc i wyjąc 'Móóózg, zjem ci móóózg.' Oczywiście takie Aka nie musi obawiać się, ze ktoś im wyżre mózg. Rozumiecie, trzeba go mieć. Sługusi wyważyli klapę i zrobili mi przejście, więc po prostu wskoczyłam do środka, lądując zgrabnie na palcach. Zaraz potem klapa znów została zamknięta, tak jak sobie życzyłam, a ja ruszyłam w ciemności przed siebie.
~***~
Od godziny chowam się w jakimś szybie wentylacyjnym, wstrzymując oddech za każdym razem jak ktoś przejdzie obok mnie. Nie wiem jak tu wpadłam, ale trafiłam idealnie, bo dokładnie po 3 minutach, kiedy zdołałam się pozbierać, do pomieszczenia wszedł SasUke w towarzystwie Tosh. O kurwa, co jej się stało? Ubrana jak goth lolitka pasowała do tego jebanego borsuka. Ledwie powstrzymałam się przed warknięciem.
- Miałaś to załatwić po cichu. - warknął w jej stronę czarnowłosy, a Tośka zachichotała i zarzuciła mu ręce na ramiona, uśmiechając się. Sas jednak odsunął się od niej i przeszedł parę kroków, obracając się i wpatrując w nią oschle. Jak mu przejadę po mordzie tarką do warzyw to mnie popamięta. Przekręciłam się i zaczęłam machać nogą w panice, bo coś zaczęło mi podgryzać łydkę. Szczur mutant? Świetnie, pewnie krewniak tego wyhodowanego w naszej zarąbistej siedzibie.
- Nie spodziewałam się, że mała Śmierć cierpi na bezsenność. Zaskoczyła mnie. - broniła się Tośka, rozkładając ręce na boki. Jasne, ta postawa niewinnej tylko mnie zirytowała, więc przyjebałam w ścianę, burząc ją i wyskakując na środek pomieszczenia. Możliwe, że z tą nagłą chęcią wyjścia zza ściany miał coś wspólnego gryzący mnie szczur, ale są to tylko domysły.
- Co za skurwiel, ale mi się wgryzł w kostkę, o kurwa! - wrzasnęłam, skacząc w kółko i próbując zdeptać stworzonko, kręcące mi się pod nogami.
- E? - wydobyło się tylko z gardła Uke, co świadczyło o tym jaki miał mały zasób słownictwa. Cielak jeden. Udało mi się przycisnąć stopą ogon istotki, ale zaraz przymusowo musiałam spieprzyć na sam sufit, bo mutant rzucił się na mnie z kłami. Zadyszana i zmęczona, czekałam aż wróci do ściany, a potem zsunęłam się po nitce z chakry jak spiderman. Spiderwomen znaczy.
- Siema Sasuś, jak tam zdrowie? Dawno się nie widzieliśmy, pamiętasz? Skopałam ci dupę jak mi zająłeś huśtawkę. - wymruczałam, a następnie wyszczerzyłam kiełki w uśmiechu. Sasuke, jak na gościnnego gospodarza wyjął miecz i zaciekle próbował pozbawić mnie głowy, ale jestem szybka. Przebiegłam w swoim życiu tyle kilometrów, że nikt mi nie podskoczy. I byłam górą, nie miał szans mnie trafić, a ja ze dwa razy odbiłam się od jego głowy, psując mu misternie układaną fryzurę i wprawiając w szał.
Z tym, że zapomniałam o Toshi, a ta zrobiła użytek ze swoich zdolności i przygniotła mnie do ziemi, układając dłonie na mojej szyi.
- Za bardzo się wtrącasz, dziewczynko. - warknęła, a ja zmrużyłam oczy, rozluźniając się. Zaraz potem parsknęłam śmiechem, nie spuszczając z niej oka.
- Taki mój urok, szpiegu. Dowiedziałaś się czego chciałaś? - spytałam słodko, pozwalając jej dojść do mylnego wniosku, że ma nade mną w tej chwili władzę. Jasne, akurat mnie powstrzyma czyjeś cielsko na brzuchu! Kiedy jej usta wygięły się w tryumfalnym uśmieszku spięłam się i momentalnie zrzuciłam ją z siebie, przekręcając się i układając dłoń na jej czole. To trwało chwilę, nim jej głowa zetknęła się ze ścianą tak mocno, że panna nie miała szans, by nie zemdleć. Uniosłam się i zaraz odskoczyłam, bo miejsce gdzie stałam przeszył miecz. Sasuś dopadł do swojej podopiecznej i porwał ją na ręce, patrząc w moją stronę z mordem.
- Jeszcze się zobaczymy, Hanai. Zabiję cię zaraz po tym jak pozbędę się mojego bra...
- Stul dziób i zabieraj stąd swoje dupsko. I lepiej nie pokazuj mi się na oczy. - wtrąciłam, lokując dłonie na biodrach i przekrzywiając się lekko. Emo zniknął wraz z Toshi, a ja jednego byłam pewna.
Ona nigdy nie była moją przyjaciółką. Udawała ją by móc przekazywać swemu panu informacje. Miałam dziwne wrażenie, że nawet jej spotkanie było zaplanowane.
~ Martwi cię to? - demon pojawił się obok i przyciągnął mnie, by kawałek sufitu nie spadł mi na głowę. No tak, baza zaczęła się trząść, mogłam się spodziewać, że będą chcieli mnie tu zakopać żywcem.
- Tak w zasadzie ani trochę. Wynośmy się stąd, Dei i Sasori niedługo tu będą. - mruknęłam, a Houkou przytaknął mi skinieniem głowy i pociągnął za rękę do najbliższego wyjścia.
~***~
Nie wracałam do domu. Musiałam zapewnić sobie solidne alibi na ten dzień, w razie gdyby Lider postanowił dociekać dlaczego Hebi zmieniło nagle kryjówkę. Oczywiście wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie mam z tym nic wspólnego, bo to wina szczura mutanta, ale warto chuchać na zimne. Zakwaterowałam się w jakimś małym hotelu, ale z moim pechem musiało się wydarzyć coś niedobrego. W tym przypadku okazało się, że wiocha ma dziś swoje święto i urządza festiwal.
To nie tak, że nie lubię takich uroczystości. No, może i nie lubię, ale to dlatego, że jest głośno, duszno i ...kurwa, przyszły dzieci.
Prócz tego ludzkim potem jedzie na kilometr, a kobiety zmuszane są do wdziewania jakże uroczych kimon, które zawsze mnie uwierają. Właśnie dlatego opuściłam pokój w normalnym stroju, mimo dociekliwych pytań recepcjonistki, czy nie chce kupić ładnego stroju na festiwal. Przepchnęłam się przez tłum na ulicy, wykorzystując do tego zarówno nogi jak i łokcie, a następnie zatrzymałam się przed jakimś barem i zastygłam przed drzwiami. Zaraz potem odwróciłam się na pięcie i z prędkością wiatru wpadłam do sklepu, kupując pierwszą lepszą Yukatę. Cóż, niecodziennie czyta się informacje, że "Kobiety w Yukatach płacą połowę ceny!". Kto by się nie skusił na picie za pół darmo?!
Oczywiście kupiłam też japonki. Nie mogę już chodzić na boso, bo niedługo w ogóle nie będę chodziła! Na szczęście lato nie wymagało ode mnie ubierania tych cholernie ciasnych strojów, a pozwoliło przywdziać dużo swobodniejszą formę kimona. Choć i tak wolałabym mieć spodnie. Poprawiłam materiał na tyłku i wsunęłam się do pomieszczenia, od razu zajmując miejsce przy barze i ze słodkimi oczami zamawiając. Zasada dobrego ninja numer dwa - sprawiaj wrażenie dużo bardziej niewinnego niż jesteś w rzeczywistości. Niczym wilk w owczej skórze przytłocz innych swoją bezbronnością!
Przyglądałam się jak kelner podsuwa mi szklankę i zaraz wlałam sobie płyn duszkiem do gardła, by następnie zamrugać i uśmiechnąć się z rozleniwieniem. Podparłam głowę na dłoni i grzecznie poczekałam na kolejną kolejkę.
Gdzieś tak po szóstej zaczęłam widzieć kolorowe plamki przed oczami. Przekręcałam ciągle głowę, by każda z osób miała taką plamę zamiast ryjka, co było takie zabawne, że co chwila wybuchałam śmiechem. Czknęłam i skinieniem ręki kazałam znów dolać. Nie jestem pijaczką, ale jak zacznę to nie mam umiaru. Powinniście też wiedzieć, że nie ma nikogo, kto mógłby powstrzymać mnie przed schlaniem się do nieprzytomności. Tak, tak, dobrze słyszycie, demon jest zamknięty na parę spustów. Nie wiem kiedy, ale babcia opowiadała mi, że założyła dodatkową pieczęć, by nie mógł w chwilach bezradności odebrać mi władzy nad ciałem, a co za tym idzie, baj baj maszkaro! Maszkaron, maszakaron. Mszakaron. Makaaaarooooon!
Nie odpierdala mi, ani trochę.
O żesz w mordę, krasnoludek. Uniosłam brwi tak wysoko jak tylko się dało i obserwowałam przez chwilę, jak facio w czerwonej czapce i czerwonych rajtuzach odpierdala taniec radości. Wzruszyłam ramionami i znów wlałam sobie trunek do gardła. Widziałam dziwniejsze rzeczy, naprawdę.
Nie wiem kiedy wyszłam, ani ile promili miałam we krwi, ale kiedy otworzyłam oczy czołgałam się po ziemi jak prawdziwy wojak. Zatrzymałam się i podniosłam na nogi, ale świat zawirował mi w oczach i jakimś dziwnym trafem znów znalazłam się na ziemi. Dobra, to jeszcze raz, na noooooggiiii...i dupa, leże. Sapnęłam rozdrażniona i nagle ktoś szarpnął mnie za szmaty do góry, a do mojego zgrabnego noska dotarł smród dymu papierosowego.
- Cześć mała, może zabrać cię do domu? - spytał burak z szelmowskim uśmiechem. Możecie mi nie wierzyć, ale to naprawdę był burak. Taki jakiego wpierdala się z ziemniakami!
- Gdzie jest groooszek? - zawyłam cicho, przykręcając głowę i wpatrując się w jego kumpla - rzodkiewkę. Obydwaj spojrzeli na siebie zdziwieni, ale ja nie zamierzałam przerwać. Po wyśpiewaniu "Sałatkę zrobić czas" zacisnęłam dłoń w pięść i wgniotłam burakowi nos w czachę. Odsunęłam się na miękkich nogach i jakby nigdy nic ruszyłam przed siebie, póki coś znowu mnie nie szarpnęło.
- A ty gdzie, dziwko? - warknął rzodkiewka, a ja ukazałam kły, warcząc. Nie będzie mi groziło to, co jadam na śniadanie! Nie zdążyłam jednak wybełkotać jak bardzo karygodna jest postawa warzywa, bo w chwili gdy tamten poluźnił uchwyt upadłam na tyłek. Nie wiem co się działo, bo zaczęłam udawać robaczka i pełznąć w stronę najbliższego kwiatka, ale słyszałam tylko odgłosy bójki i krzyki. Sunę, sunę i nie dosunę. Ktoś uniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, zupełnie nie przejmując się tym, że ta pozycja sprzyja wymiotowaniu...
- Idiotka, co ty tu robisz?
- Chleejem, kurwaaa. - ryknęłam ile sił w płucach i zostałam podrzucona na ramieniu, aż mi się coś cofnęło. Zacisnęłam powieki i intensywnie zaczęłam uspokajać żołądek, przekonując go, że ta ociupna alkoholu z pewnością nie chciałaby wylądować na ziemi. Znów ktoś zaczął do mnie mówić - tak mi się kurczaki wydaje - ale nie rozróżniałam ani słowa, więc równie dobrze było mówić do ściany. Zaczęłam się kręcić i wyrywać, póki nie udało mi się wbić kolana w obcy mostek i ktosiek nie runął na podłoże razem ze mną. Trzecia zasada ninja - musisz zawsze być gotowy na atak. Przeturlałam się i opierając o płot podniosłam, unosząc pieści.
- No dawaj kurwa, Tajson to przy mnie ratlerek, chodź chodź, zrobię ci z gęby żużel! - może i mówiłam niewyraźnie i ledwo stałam, ale zapał nigdy mnie nie opuszcza. Przeskoczyłam z nogi na nogę i czyjaś dłoń puknęła mnie w ramię, a cichy, pobłażliwy głos otulił moje uszy.
- Kretynko, jestem tutaj.
- Wiedziałam! - burknęłam i odwróciłam się, przyglądając obcemu. Twarz jakaż taka znajoma, ale kontury niewyraźnie. To albo facet, albo plama atramentu, nie jestem pewna. Zmrużyłam oczy i stanęłam na palcach, przyglądając się. Prawdopodobnie ten drugi zauważył, że mój doskonały zmysł obserwacji zniknął cztery szklanki temu, bo sapnął ciężko i klepnął mnie w głowę.
- Jestem z Akatsuki. - powiadomił mnie tylko, a ja pokręciłam poważnie głową i wyjęłam spod Yukaty dwie butelki sake. Nie pytajcie mnie gdzie ja to trzymałam, to tajemnica skauta. Czy jakoś tak, nie mam siły myśleć.
- Napij się ze mnąąą. - rozkazałam i czknęłam, a potem kucnęłam, próbując otworzyć zębami butelkę. Nie szło mi za dobrze, wiec chłopak mi pomógł i podał już otwartą, samemu przysiadając obok mnie i kręcąc głową. Chyba jeszcze marudził coś pod nosem, ale zerknęłam na niego, robiąc rozżaloną minkę, która w połączeniu z widocznym upojeniem alkoholowym musiała dac ciekawy efekt. Coś a'la Aoś spod latarni. Tfu!
- Ze mną się nie napijesz? Baba jesteś? - syknęłam i zaczęłam opróżniać butelkę, zadowolona z faktu, że mój towarzysz również zaczął pić. Czy plamy atramentu mogą się upić? Nie ważne, dałam mu tak mocne cholerstwo, że zaraz się przekonam!
Z tych urywków świadomości później pamiętam tylko próby zerwania kokosa z palmy. Nie wiem skąd do chuja w środku wioski palma, ale widziałam ją! Ba, wspinałam się na nią, póki jakaś wróżka nie dźgnęła mnie w oko i nie spadłam. Później wymieniłam parę spostrzeżeń z jakąś rudą kobietą z ogonem i wielkimi przednimi zębami, a potem...
No, urwał mi się film.
_________________________________________________________________________________
To nie tak, że teraz będę codziennie dawać notki. W środę idę już normalnie do szkoły, więc obawiam się, że mój zapał trochę zgaśnie. Ale na razie mogę trochę nadgonić zaległości, prawda? xd
Shi-chan, nie martw się, twoja walka jest już w następnej notce! Poszłam tu zgodnie z pewnym moim planem, ale myślę, że reszta się trochę zmieni. Jak piszę to nie myślę, słowa wylatują same XD"
Ta notka mniej śmieszna, tak mi się wydaje. Ale to może moje odczucie, bo słuchałam przy niej wciąż jakiejś smutnej nuty, przy czym próbowałam nie zasnąć przed ekranem.
Cieszcie się i radujcie!
Bez dedyka i tak was kocham xD
Rozdział z dnia 06.03.2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz