Kiedy odzyskałam panowanie nad ciałem siedziałam w kaftaniku w białym pokoju. Zamrugałam i rozejrzałam się, zwracając większą uwagę na brak drzwi, niż fakt, że ściany były z poduszek. Zaraz jednak zapomniałam o tych dwóch rzeczach, bo zaczęłam się wiercić. Oczywiście nie mogło się obyć bez tego, że zaczął mnie swędzić nos, a ja nie mogłam się podrapać.
Nic dziwnego, że kiedy do pomieszczenia weszła Shi, przechodząc przez miejsce, na które najwyraźniej nałożono iluzję, ja klęczałam, pocierając ryjkiem o ścianę. Chrząknęła, a ja spojrzałam na nią i natychmiast warknęłam, podnosząc się z trudem na nogi.
- Co to do chuja wafla jest?! - wrzasnęłam, kiwając głową na cały pokój. Dziewczyna uśmiechnęła się zmęczona i podeszła do mnie, klepiąc po głowie.
- Musieliśmy cię zamknąć, bo chciałaś nas pozabijać. - odparła spokojnie, zupełnie jakby mówiła o pogodzie, a nie o tym, że straciłam kontrolę. Pokiwałam głową, krzywiąc się. Tak w zasadzie tego się spodziewałam. Będąc wtedy na skraju cierpliwości, tamta wiadomość mogła przelać czarę i doprowadzić mnie do reakcje obronnej, a mianowicie - rozpierdol wszystko, nie zostaw świadków. Może nie była to najlepsza metoda, ale bardzo skuteczna. Jak dotąd nie znalazł się nikt, kto mógłby mi zarzucić, że ukradłam Marsa z Biedronki.
- Wypuścicie mnie już? - spytałam tylko, obracając się, by mogła mi odwiązać kaftan. Ta jednak przygryzła wargę i zaczęła się chyba zastanawiać, czy znów nie wpadnę w szał. Przewróciłam oczami, po czym sapnęłam zrezygnowana. - Już nie będę się zachowywać jak dziecko buszu.
Zaśmiała się i uwolniła mnie, a ja natychmiast podrapałam się po nosie, wydając z siebie zadowolony pomruk. Radość jednak minęła wraz z pierwszym uderzeniem wspomnień, więc oparłam się plecami o ścianę i zakryłam dłonią twarz. Cholera.
Widzicie, gdybym była normalną nastoletnią morderczynią to nie byłoby żadnego problemu. Znalazłabym gwałciciela, pocięła go na ćwiartki i spaliła, a dziecka bym się tak czy siak pozbyła. W końcu jestem zbyt młoda na macierzyństwo, a nie widzi mi się wychowywanie bachora, któremu trzeba zmieniać pieluchy. Fuj.
Sprawa jest bardziej skomplikowana w przypadku Śmierci. Ale żebyście mogli zrozumieć dlaczego jestem załamana - rozpacz jest dla emo - muszę wam dokładnie wyjaśnić strukturę mojej rodziny.
Jak już pewnie wiecie, stanowisko Śmierci przechodzi na kolejnych potomków płci żeńskiej. Zazwyczaj jest tak, że co dwa pokolenia rodzi się nowa dziewczynka z genami, które pozwolą jej zająć poprzedniczkę, ale czasem zdarza się nawet tak, że już córka może zostać pełnoprawną Śmiercią. Przed moją babcią Śmiercią była Lucy - praprababka, która w tej chwili spędza emeryturę na jakiś wyspach na Oceanie Spokojnym. Wracając do babci, teraźniejszej Śmierci - żadna z jej trójki córek nie doczekała się właściwego genu. Ale kiedy moja mama urodziła mnie, babcia odetchnęła z ulgą, bo znalazł się jej zastępca - wspaniała i cudowna panienką o imieniu Aomi! Jednak to nie jest tak, że jest jakiś wiek, w którym muszę przejąć pałeczkę. Kiedy umrę to automatycznie stanę się panią Świata Zmarłych. I przestanę się starzeć, co jest wyjebiście fajne. Wszystkie kobiety w mojej rodzinie zachowują urodę w przedziale 20-30 lat. Większość z nich, jak babcia czy mama, zabijają się tylko po to, by jak najszybciej trafić do rodzinnej rezydencji. Bo musicie wiedzieć, że nawet bez genu Śmierci po zakończeniu życia przenosicie się właśnie w to miejsce. Niestety, to dotyczy tylko tych, w których płynie krew Hanai - za tym idzie moja babcia jest wdową, bo jej mąż zmarł ze starości. Z tego co wiem umawia się trochę z Panem Piekieł, ale jest wolna. I wygląda na 29 lat, więc jest na co popatrzeć.
W każdym razie, przechodząc do sedna. Istnieje niepisana zasada, która zabrania w naszej rodzinie zabijania nienarodzonych dzieci. Nie dlatego, że jesteśmy jakoś szczególnie przeciwne aborcji, ale dlatego, że to może być potomek z genem Śmierci. A praca ta jest na tyle ciężka i wyczerpująca, że głupstwem jest narażać się na dożywotnie zgarnianie zmarłych - bo przecież nie wiadomo, czy los nas nie wyśmieje i nie obdaruje genami dzieci lub prawnuków zabitego malucha. A nasz klan musi trwać, bo inaczej będzie zamęt.
Jak już mowa o klanie, to wybitnym przykładem jest Hidek dzidek, który powinien wąchać już kwiatki od spodu, ale płynie w nim ta sama krew co we mnie. A matka była na niego tak wściekła, że obdarowała do nieśmiertelnością, by męczył się w tym świecie i nigdy nie przybył do rezydencji.
Nie mogę pozbyć się dziecka, które jest we mnie i właśnie to napawa mnie jednocześnie strachem jak i odrazą. Bo patrzmy logicznie - jeśli mam urodzić, to będę gruba jak beczka. Jeśli będę gruba jak beczka, czyli będę wyglądać jak przeciętna Amerykanka, to będzie poród. Jak będzie poród, to ... o Szatanie!
Aż mi się zakręciło w głowie, jak wyobraziłam sobie ten cudowny obrazek, w którym leże w szpitalu i rodzę.
- Dobrze się czujesz? - spytała Shi łagodnie i poklepała mnie po ramieniu. Pokręciłam głową, nie będąc nawet w stanie udawać, że jest dobrze. Przecież nie będę mogła nic robić! Będę leżeć, jeść i tyć. Niee!
Co jednak jeszcze gorsze - czuje, że trzeba będzie zadzwonić do mamy. Do tej cholernie nadętej kobiety, która traktuje mnie jak przedszkolaka i jedynym prezentem jaki od niej dostałam była spinka Hello Kitty na 15 urodziny. Warto dodać, że miałam wtedy fazę na całkowity mrok.
- Co zrobimy? - usłyszałam Miyu i dopiero wtedy zauważyłam, że stała przy drzwiach. No tak, o tym też nie pomyślałam. Przecież nawet Pein nie jest tak głupi, by nie zauważyć, że jakoś tak szybko przybieram na masie w ciągu 9 miesięcy. Trzeba wykombinować coś co pozwoli mi pominąć przykrą rozmowę o zabezpieczaniu się z własnym szefem. Cóż, teraz już wiedziałam co muszę zrobić na sam początek. Podzielić się z tymi dwoma moimi podejrzeniami odnośnie pana gwałciciela i zaufać im na tyle, by nie męczyć się cały czas wizjami, że któraś odejdzie lub naskarży Liderkowi.
Kiedy się odezwałam mój głos dziwnie drżał, ale pozbierałam się jak najzajebistszy ninja i mówiłam już całkiem opanowana. Wspomniałam o wycieczce do Hebi, wiosce, Yukacie i barze. Napomknęłam też o płaszczu Akatsuki i dopiero teraz przypomniałam sobie, że od dawna nie mam kontaktu z Houkou. Zmrużyłam oczy i wezwałam go do siebie w myślach, ale odpowiedziała mi cisza. Mógł być u babci, czasem potrzebowała go do niektórych zadań i znikał nawet na całe tygodnie. Ale przecież więź między nami była na tyle mocna, że powinien wiedzieć, że coś nie gra. Nieważne, jak wróci i tak mnie opierdoli.
- Więc podejrzewasz, że to jakiś płaszczyk? - Miyu wydawała się być wstrząśnięta. - Przecież żeby kogoś zapłodnić trzeba mieć jaja!
- Też o tym kurwa myślałam! Nawet zastanawiałam się, czy nie wykluczyć ich z listy podejrzanych. - przytaknęłam energicznie, uśmiechając się wrednie. Mieszkając w Akatsuki dowiedziałam się wielu rzeczy. Dla przykładu - wielcy mordercy to zawsze kobiety. Faceci to cioty, które biorą jeńców!
Shi zaśmiała się pod nosem, a zaraz potem jej oczy rozbłysły i niewiadomo skąd wytrzasnęła kapelusz detektywa, który wcisnęła na głowę.
- Trzeba rozpocząć śledztwo. - oznajmiła, oblizując wargi. Ta, już ja widziałam jak stosuje te swoje tortury, by dowiedzieć się czegoś ważnego.
- I zlikwidować niewyżytego guźca, meow! - dorzuciła Miyu i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Cóż, zawsze mieć lepiej po swojej stronie psychopatki, bo wiesz, że zatracą się w poszukiwaniach i dorwą łobuza choćby nie wiem co.
Pożegnałyśmy się z Lil i Seijim, a ten drugi mnie pogłaskał, o zgrozo! Nie wiem czy był masochistą, ale miał rozcięty łuk brwiowy i kulał na prawą nogę, co świadczyło o tym, że wcześniej znajdował się najbliżej mnie. Wdrapałam się na deiową sowę i wycofałam się na środek, by nie patrzeć w dół. Jeszcze bym zamordowała wymiotami jakąś wiewiórkę.
~***~
Kiedy doleciałyśmy do siedziby miałyśmy już cały plan. Jako że wymioty, według Seijiego, miały się utrzymać jeszcze dobry tydzień dziewczyny zgłosiły się do pomagania mi w przetrwaniu tych strasznych chwil. Zamierzały udawać, że wszystko co gotują Akasie jest nie do zjedzenia i udawać, że wymiotują razem ze mną, a po takim jednym dniu miałyśmy zająć Peinowy pokój, w którym była prywatna łazienka. Tam dostawałabym małe porcje i mogłabym szybko przemknąć do kibla, co jest niezwykle istotne, gdy już będę sikała jakbym miała chory pęcherz.
Gdy zacznę przybierać na wadze i osiągnę rozmiar, jaki łatwo skojarzyć z ciążą, Shi postara się, bym dostała cholernie nudną i długą misję gdzieś tam w wiosce po drugiej stronie globu. W ten sposób unikniemy rozmowy z Peinem aż do chwili, w której wpadnę do siedziby z małym dzieckiem. Cholera, nie lubię dzieci, nie wiem czy nie podrzucę go komuś tak jak moja matka oddała mnie. Nie obchodzi mnie nawet, że to małe coś mogłoby mieć do mnie żal, phew.
Problem był jednak taki, że musiałam trochę uważać na to we mnie, bo rodzinka by się wkurwiła, jakby mnie ktoś przebił sztyletem.
Chciałyśmy przekraść się do pokoju i jak głupie twierdzić, że cały czas w nim siedziałyśmy, jednak naprzeciwko nas stanął Pein - groźny, ponury i znów ogarnięty przez cień. Co za mroook.
- Gdzie wy byłyście? - zagrzmiał, a ja ziewnęłam i wyminęłam go zgrabnie, klepiąc w plecy.
- Daj se siana i tak ci powiemy, że zbierałyśmy poziomki. - mruknęłam i natychmiast usłyszałam długą przemowę od Shi, że poziomki są dobre, zdrowe i że nigdy nie mamy ich w siedzibie. Miyu dodała, że poleciałyśmy aż na drugi kontynent, ale Lider był szprytny. Nie tak jak ja co prawda, ale też jakiś poziom osiągnął.
- Gdzie je macie w takim razie?
- Zjadłyśmy! - wrzasnęłam przez ramię i zamknęłam się w pokoju, krzywiąc gdy żołądek podszedł do gardła. Nie zwymiotowałam jednak, a doskoczyłam do sterty śmieci, pod którymi ukrywało się skrzętnie biurko i dokopałam do notesu. Z długopisem było trudniej, ale znalazłam go w pustek saszetce po Whiskasie. Wiecie - wasz kot kupowałby Whiskas. Niestety, Miyu wzięła to sobie do serca i nakupowała tego tak dużo, że musieliśmy raz zjeść to na obiad. Smakowało w zasadzie lepiej niż to co serwują nam zwykle.
Kiedy ja robiłam listę Akasiów Shi usadziła się obok mnie, plotąc mi warkoczyka na czubku głowy. W zasadzie dobrze, że tu była, mogłam z nią konsultować wykluczanie.
- Na pewno nie Sasori. Stawiam na to, że nie zamontował sobie w drewnianym ciele pojemnika z plemnikami. - mruknęłam, a dziewczyna przytaknęła, pokazując następnie palcem na Hidana.
- Wątpię, że zgwałciłby własną siostrę. Co prawda jest pojebany, ale bez przesady. - oświadczyła, a ja wykreśliłam Hidana z listy. Zaraz potem poleciał Kisame, bo zgodnie ustaliłyśmy, że on mógłby zapłodnić jedynie ikrę, a Hermenegildy by nie zdradził - byłą jego nową, kolejną miłością, bo poprzednią zżarł jakiś kot przybłęda. Tak naprawdę wsunęła ją Miyu, ale ciii.
Zaraz potem poleciał Kaku, choć postawiłam przy nim gwiazdkę. W końcu mógł znaleźć mnie pijaną i sprzedać jakiemuś facetowi jako łatwą dziwkę, to nie jest niewykluczone. Chwilę siedziałyśmy nad Deiem, bo takie homo niewiadomo może być w końcu niebezpieczne.
- Prędzej sam Deidara zajdzie w ciąże niż kogoś zapłodni. - wtrąciła swoje trzy grosze Miyu, która parę sekund temu wsunęła się przez szyb wentylacyjny. Nie wiem czemu ona tam tyle przesiadywała, ale chyba znalazła jakiegoś kolegę, bo buszowała tam przez całe dnie. I słychać było tylko szmer, stukot i wkurwiający huk, gdy pieprznęła w ściankę. Zetsu został wykreślonym zamaszystym ruchem, bo on to pewnie rozmnaża się przez pączkowanie. To by wyjaśniało dziwne odgłosy z jego pokoju, który nawiasem mówiąc był pewnie miejscem orgii paprotników. Nie byłam pewna czy skreślić Peina. W końcu zdesperowany po stracie ukochanej Tośki mógł nie panować nad sobą. No ale prędzej przeleciałby jakąś pannę z wioski niż własną podopieczną. Prawda?
Pozostałych też w końcu skreśliłam, bo żaden z nich nie miał powodu ani samobójczych myśli, by przelecieć wnuczkę Śmierci. Sapnęłam rozdrażniona i wyrzuciłam notes za okno, klnąc i wydając bliżej niezidentyfikowane odgłosy.
Myślę jak ninja, zachowuje się jak normalna Polka i mówię w łacinie podwórkowej.
- Kurwa, nie wiem. Może ten płaszcz znalazł się tam niechcący? - jęknęłam i pociągnęłam nosem, ale Shi uparcie pokiwała głową.
- Ja wiem, że tu większość rzeczy sama się rusza, ale jestem pewna, że któryś z bufonów jest w to zamieszany. - oznajmiła, a potem rozpuściła mój jeden warkoczyk, przez który wyglądałam jak ufoludek. Wytarłam nos w chusteczkę, którą wyciągnęłam spod jakiejś bluzy, a mój brzuch wydał z siebie gromki okrzyk, dając do zrozumienia, że jest samotny i chce towarzystwa.
- Przyniosę ci coś do jedzenia. - zaoferowała Miyu i wyskoczyła przez okno, a ja zerknęłam na Shi przerażona. To nie tak, że Miyu źle gotuje, ba, gotuje całkiem nieźle, ale kiedy robi coś na szybko zapomina, że nie wszyscy mają taki gust jak ona i nie każdy przełknie kanapkę z surowym tuńczykiem polanym musztardą. Dziewczyna podniosła się z ziemi i skinęła głową, uspokajając mnie.
- Dopilnuje, by to było jadalne - oświadczyła wychodząc i zostawiając mnie samą. No, niezupełnie. Już od jakiegoś czasu wyczuwałam jego obecność i wiedziałam, że tylko czeka aż będę sama. Teraz też się pojawił w kącie pokoju, patrząc na mnie złotymi ślepiami, w których błyszczała agresja normalnego psowatego. Łatwo było rozróżnić kiedy Houkuś jest zły. Normalnie jego oczy były czerwone, jak u kontrolującego swe zachowania demona. Czasem jednak błyszczały jak bursztyn lub rozlane złoto i wiedziałam, że nie emanuje od niego zachwytem. Zastanawiałam się nawet, czy na ten widok ptak nie zamiera w połowie lotu.
~ Aomi - warknął groźnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami nonszalancko i żeby zrobić mu na złość podciągnęłam bluzkę, ukazując goły brzuch. Wydał z siebie zduszony warkot. Wiedziałam, że jego wściekłość dotyczy przede wszystkim mojej nieuwagi i picia na umór, co sprowadziło właśnie tą cią...ten stan. Westchnęłam ciężko i ruchem ręki zmusiłam go by podszedł, a potem uwiesiłam mu się na szyi, zgniatając tchawicę. Niech kurwa ma, jak mi ciągle znika.
- Nie powiesz na razie nikomu? - spytałam, wkładając w to zdanie nadmierną ilość tonu "Jestem biedną, samotną, przyszłą matką, która nie chce się użerać z babką." Demon kiwnął głową przecząco i pogłaskał mnie po plecach. Wiecie, nawet jak nie znajdę tego idioty, co to zostawił u mnie swoją komórkę plemnikową, to przynajmniej wiem, że Houkuś będzie mnie wspierał. Wpierdolę go w pieluchy, a sama usiądę na kanapie przed kolejnym odcinkiem M jak Miłość, lub Barwy szczęścia. Taki obraz matki przynajmniej sobie wykreowałam!
~ Nie będę pilnować twojego bachora - mruknął mi w szyję, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie, że on wciąż siedzi w mojej głowie. Ysz ty gnoju i tak będziesz zmieniał pampersy. Białowłosy zaśmiał się i zniknął, pozostawiając mnie w pozycji, na której widok wpakowaliby mnie do psychiatryka na pewno. Niecodziennie w końcu przytula się powietrze. Nie zawsze też trafia się na osobę, która wie, że chwilę temu siedział tu seksowny demon. Znów usłyszałam śmiech w głowie i wyobraziłam sobie, jak bije go taboretem. To będą okropne miesiące, zwłaszcza, że Seiji powiedział mi jeszcze jedną rzecz przy pożegnaniu.
Uważać Aomi, teraz jak twoje hormony buzują dość często napadać się będzie ... pożądanie.Tłumaczenie na mój - unikaj mężczyzn, bo możesz któregoś nieźle sponiewierać.
Cele na dzień dzisiejszy:
1. Pozbawić Akasiów tego co mają pomiędzy nogami.
2. Zachować w tajemnicy przed rodziną obecne problemy.
3. Ukryć przez Akatsuki to, że moja macica jest okupowana. - Niby żaden problem, to kretyni.
4. Przeczytać jakąś książkę z cyklu 'Mamo to ja!' i dowiedzieć się, czy grożą mi komplikacje i inne nieprzyjemności.
5. Zrobić galaretkę truskawkową z kiszonymi ogórkami.
_________________________________________________________________________________
Dziwnie mi pisać ciężarną Ao. Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić, bo nigdy nie sądziłam, że ta dziwaczka zajdzie w ciąże xD"
Może znajdę jakiś obrazek, śmiechowo by było. Zerochanie, nadchodzę!
Enjoy!
Rozdział z dnia 20.03.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz