Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 29


Nigdy nie sądziłam, że trafi mi się do pomocy blondynka. Nie to, że coś do nich mam, ale są ...głupie. Dowód na to właśnie stał i próbował zrozumieć książkę kucharską, która pewnie w jej mniemaniu pisana była po arabsku. Kurwa, nawet nie powiem jej, że trzyma ją odwrotnie.
Na całe szczęście nie zostałam z nią sama, bo zamordowałabym ją już po pierwszym dniu, gdy wyprała moje białe i czerwone bluzki razem. W ten sposób zostałam praktycznie bez połowy ciuchów, bo wrzuciła tam też zielone, niebieskie i żółte. I została ma kochana czerń, której nawet nie dam jej prać w rękach. Houkou musiał mnie wtedy trzymać, żebym jej nie pogryzła. W każdym razie, demon musiał przebywać cały czas w ludzkiej powłoce, bo ta mała paskuda zamieszkała w pokoju gościnnym. Uznała też, że białasek jest moim chłopakiem, na co ja autentycznie nie narzekałam, ale Houkuś zepsuł mi zabawę, stwierdzając, że jest moim bratem. Przejął też większą część obowiązków w domu, a jedyne czym musiała zająć się Shizuko to gotowanie. Cóż, w końcu mówiła mi, że pracowała w restauracji. Szkoda, że wcześniej nie zastanawiałam się czemu już nie pracuje.
Na całe szczęście zwolniłam ją kiedy pewnego dnia zastałam swój dom w nieładzie. Szukała tipsa, rozumiecie? Niestety, nie jestem zbyt miłosierna i litościwa, więc wzięłam kosę i zagroziłam, że jeżeli w ciągu sekundy nie zniknie sprzed moich oczu to wyśle jej duszę do najgorszej czeluści. Przy okazji zaszpanowałam i użyłam ognia piekielnego, a Zenka zmusiłam, żeby wystawił martwy ryj zza łóżka. Nawet nieźle mu wszyło, choć moją ulubioną sceną było jak wypadło mu oko. Wiała, aż się za nią kurzyło!
Ale nie tęsknie za nią. Houkou całkiem dzielnie sobie radził, a moja ulubiona pani medyk odwiedzała mnie raz w tygodniu, dla kontroli. Musiałam wtedy pokazywać jak to o siebie dbam, co jem, gdzie odpoczywam i ogółem wszystko co mi kazała robić. Nie miałam ochoty łamać jej zasad, bo miała wzrok demona! Naprawdę! Jak przyszła do mnie po raz pierwszy i zobaczyła, że jem same słodycze to myślałam, że zginę, tak się na mnie patrzyła.
W każdym razie nie miałam zbyt dużo do roboty. Trenowałam, opierdalałam się i zbierałam jakieś ciekawe informacje, które w większości dotyczyły klanu Uchiha. Prócz tego musiałam unikać spotkać z rodziną, bo wątpiłam, żeby zarzekanie się, że ten brzuch to z przejedzenia, nie wzbudzi ich podejrzeń. W końcu to nie Akatsuki, oni mają mózg. Na całe szczęście z pomocą przyszła mi Levi, która obiecała trzymać gębę na kłódkę. Jestem ciekawa co będzie chciała za to w zamian, bo nie wierzę w jej miłosierdzie. W końcu to moja krewna, a w tej rodzinie nic nie robi się za darmo.
~ Aomi, widziałaś może pudełko lodów, które wczoraj kupiłem!? - usłyszałam głos demona, dochodzący z kuchni i oblizałam łyżkę, by po chwili wyjąć ją z ust i nałożyć kolejną porcję lodów.
- Niee! Ej Houkou, chyba pranie się wyprało! - odwrzasnęłam, rozsiadając się wygodnie i faszerując cholernie zimną czekoladową papką. Zerknęłam na zegarek i skrzywiłam się, by po chwili dźwignąć się z kanapy i z zajebiście wielkim entuzjazmem wyjść z domu. Przymusowe spacery to najbardziej absurdalna rzecz o jakiej kiedykolwiek słyszałam. Stanęłam na werandzie i pstryknęłam palcem, a Zdzisław, klnąc i wyzywając, wrócił do domu i przyniósł mi płaszczyk. Mi tam zimno nie bardzo przeszkadzało, ale Houkou uświadomił mnie, że teraz muszę myśleć za dwóch. Ale z tych dobrych rzeczy to mogę też jeść za dwóch, spać za dwóch i opieprzać się za dwóch! Ruszyłam przed siebie, nucąc pod nosem jakąś skoczną melodyjkę i zastanawiając się jak tam w Akatsuki. Ostatnio odwiedził mnie Dei gej, wysłany przez Lidera z listem, w którym pytał kiedy łaskawie wrócę do pracy. Powiedział, że jak tak dalej pójdzie to utnie mi pensje, wykopie mnie z siedziby i potnie na paseczki, które potem wrzuci do miski Zetsu. Odpisałam mu, że też za nim tęsknie i że ma mi nie zawracać dupy. Przy okazji zlałam blondynkę niemal do nieprzytomności, kiedy parsknął, widząc mój brzuch. Należało się draniowi, nigdy mu tego nie wybaczę!
Przechodząc przez park nagle poczułam dziwny skurcz i przyklękłam, zwracając na siebie uwagę ludzi. Skrzywiłam się też z bólu, a jakaś kobieta podeszła do mnie, odgarniając mi włosy z twarzy.
- Proszę pani? Słyszy mnie pani?! - spytała, a ja spojrzałam na nią wkurwiona, ledwo powstrzymując się w chęci wybicia jej zębów. Ona mnie o taki rzeczy pyta kiedy ja prawie zdycham?! Kolejny skurcz wydobył z mojego gardła jęk, a kobieta podniosła się z paniką, machając dłońmi.
- Ratunku! Tej pani odeszły wody, ona rodzi! Czy może ktoś pomóc!?
Hm...to dlatego było mi dziwnie mokro? Fuj.

~***~

Jedyne co pamiętałam to ból, pot i moje własne krzyki, przeplatane z najgorszymi wyzwiskami i przekleństwami. Widziałam obok siebie Houkou i zwaliłam całą winę nie tylko na niego, ale też na każdego innego faceta w budynku. Ba, na świecie. Kiedy znalazłam się już w sali, nie przerywając przy tym wygłaszania nowej wiązanki wulgaryzmów demon spojrzał na mnie zirytowany i miałam wrażenie, że zaraz mi przyłoży.
~ Trzeba było nie wskakiwać mu do łóżka! - warknął wściekle, a ja na moment zamilkłam, tylko po to by skupić się i wezwać moją kosę, którą skróciłam lekarza o głowę. Białasa nie udało mi się dosięgnąć, ale wystraszyłam większość sióstr położnych, który cofnęły się pod ścianę. Na całe szczęście przybyła moja pani medyk, która zrównała mnie z błotem, wyrwała kosę i kazała się przymknąć, co zadziałało jak kubeł zimnej wody. Jak wstanę to ją zabije, teraz musiałam się jej słuchać. Potem słyszałam tylko jakieś słowa, krzyki, powoli gasnące światło i ...postanowiłam się chyba zdrzemnąć, bo dalej nic. Zresztą, miałam prawo! Byłam wykończona, nawet nie wiecie jakie to jest masakryczne doświadczenie! Już nigdy nie będę mieć dzieci, a fe! Nie pozwolę się dotknąć żadnemu mężczyźnie, nie dam się znów zapylić! Znaczy ten...zapłodnić. Tak ,to miałam na myśli.
Kiedy ponownie otworzyłam powieki musiałam natychmiast je zamknąć, porażona nagłą jasnością. Mimo tego że spałam dalej byłam zmęczona, ale podniosłam się gwałtownie do siadu, co okazało się błędem, więc jęcząc znów ułożyłam głowę na poduszce. Przyzwyczajając się do obecnej sytuacji zaczęłam wodzić wzrokiem po pomieszczeniu, którym okazał się pokój o zgniłozielonych ścianach. Obok mnie działała jakaś maszynerią, która pikała raz po raz w miarowym tempie. Wkurzające. Dostrzegłam jeszcze kroplówkę, której rurka ciągnęła się aż do mnie. No ekstra, podłączyli mnie jak jakąś roślinkę, jakbym zaraz miała zwiędnąć. W zamyśleniu ułożyłam dłoń na gardle, czując palącą suchość. Kiedy ja ostatnio coś piłam? Pewnie wieki minęły odkąd czułam na języku posmak wody. Chrząknęłam i dużo ostrożniej podniosłam się z łóżka, stawiając nogi na ziemi. Z niejakim trudem i pulsującym bólem w głowie wstałam i natychmiast wycharczałam pod nosem przekleństwo. Wcisnęli mnie w przykrótką, szpitalną sukienkę. Byłam w niej już drugi raz i dalej nie potrafiłam do niej przywyknąć. Przygładziłam materiał na brzuchu, warcząc pod nosem i dopiero wtedy doznałam olśnienia. Coś było nie tak z moim brzuchem! Był taki...dziwnie pusty? Cholera. Zerknęłam w dół i przełknęłam przerażona ślinę. Gdzie moje dziecko?! Powinniście wiedzieć, że nosząc pod sercem przez dziewięć miesięcy jakąś istotę nie sposób do tego nie przywyknąć, nie otoczyć jej troską i nie martwić się. Przy tym, choć było to dla mnie doznanie dziwne, poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek kiedy zdałam sobie sprawę, że już urodziłam. Jedyne co mnie trapiło to miejsce pobytu mojego maleństwa. Przejechałam językiem po zębach, rozglądając się i w tej samej chwili drzwi skrzypnęły, a do pokoju zajrzała czarna czupryna. Spaliłam buraka i złapałam za kołdrę, owijając się nią szczelnie i jednocześnie mierząc wchodzącego morderczym spojrzeniem.
- Madara - syknęłam, ale zaraz zakaszlałam, bo mój głos przyprawiał mnie o irytację. Nie mogli zostawić mi szklanki wody? Nie, no po co, przecież komu do życia potrzebny taki płyn?! Chłopak machnął do mnie na powitanie ręką i przeszedł przez pokój, siadając na bordowym fotelu obok łóżka. Uśmiechnął się do mnie szeroko co zmroziło mi krew w żyłach dużo bardziej niż gdyby próbował zabić mnie wzorkiem. To nie było w jego stylu zupełnie jak u Peina - czasami martwię się, że jeśli Nagato uśmiechnie się zbyt szeroko to pęknie mu twarz...naprawdę. Stałam przez chwilę w miejscu, a potem sapnęłam i przysiadłam na łóżku, tak jak tego oczekiwał. Pierdolenie, doskonale wiedział, że się śpieszę, ale i tak musiał mnie zatrzymać. Zresztą - co on tu robił!?
- Wiesz Aomi... pewnie przyznasz mi rację, że ostatnio było dużo dziwnych sytuacji - zaczął wolno, starannie dobierając każde słowo, czym tylko mnie rozeźlił. - Ale chyba to co wydarzyło się ostatnio bije na głowę wszystkie inne. W końcu niecodziennie podczas obiadu Miyu wpada do kuchni z wrzaskiem "Aomi już rodzi, Aomi rodzi dziecko Tobiego, oł maj, muszę tam być!" - dodał, doskonale naśladując pisk nekowatej. Zacisnęłam dłonie na kołdrze, zdradzając tym samym jak bardzo mam ochotę roztrzaskać tej głupiej kocicy czaszkę. Nie ma to jak dyskrecja! Uśmiechnęłam się jednak promiennie i niby nic pokiwałam głową, śmiejąc się jak wszystkie kobiety w melodramatach. Pokusiłam się nawet o pomachanie łapką, by dać do zrozumienia, że to wszystko to pomyłka.
- Naprawdę to zrobiła? Głupia, wysnuła zbyt pochopne wnioski! Przecież to nie twoje dziecko! - zauważyłam rozbawiona, a na moim czole pojawiła się charakterystyczna kropelka potu. Spanikowałam, ale nie widziałam innego wyjścia jak grzęznąć w tym kłamstwie. Jakby nie patrzeć gdybym wyznała mu prawdę musiałabym go zabić, a teraz byłam wysuszona jak rodzynka, a moje mięśnie wydawały się zaniknąć w czasie ciąży. Poczekam i zabije go potem, tak, idealnie. Madara ściągnął brwi, poważniejąc. Mój plan był prosty - zajebać tego gnoja z moim dzieckiem na ręku i szyderczym uśmiechem! Tak to sobie wszystko ładnie obmyśliłam, tyle nocy marzyłam o najróżniejszych torturach, a ona jednym zdaniem wszystko zrujnowała.
- Więc dlaczego on ma urodę charakterystyczną dla klanu Uchiha? - spytał chłopak, a ja zaklęłam w duchu, na co odpowiedział mi śmiech Houkou. Kazałam mu zbierać dupę i wypierdalać w poszukiwaniu swojego dziecka. Jego. Szatanie, miałam syna! Wychowam go na małego, acz szarmanckiego chama. Już chciałam zacząć zastanawiać się do kogo jest podobny, ale przypomniałam sobie słowa Tobiego. Wyglądał jak typowy Uchiha, cholera jasna. Nie mógł mieć moich oczu, włosów? Noska? Czegokolwiek?! Trudno, przefarbuje gówniarza na słodki blond i kupię szkła kontaktowe, jakoś to będzie. Chociaż...
- Bo to jest Uchiha! - palnęłam, wpadając nagle na doskonały pomysł. Mężczyzna wydawał się być zbity z tropu, ale nie zamierzałam mu niczego ułatwiać. Już chciałam podnosić się z łóżka, kiedy ten nachylił się do przodu i przyszpilił moje nadgarstki do łóżka. Wykrzywiłam usta w grymasie niezadowolenia i łypnęłam na niego spod byka.
- Wytłumacz mi to - mruknął przeraźliwie spokojnym głosem, ale to mnie nie ruszało. Uśmiechnęłam się więc pobłażliwie i przechyliłam w stronę czarnowłosego, nachylając tuż nad jego uchem. Wolną dłonią przytrzymałam sobie kołdrę, nie chcąc by się osunęła.
- To dziecko Sasuke, słoneczko. A teraz wybacz, muszę znaleźć swojego syna - wymruczałam, a potem wyszarpałam się z jego uścisku i ruszyłam do drzwi, chwaląc w myślach swój intelekt. Kto by lepiej wybrnął z tej sytuacji, jak nie ja?! Spodziewałam się, że mnie zatrzyma, opierdzieli, zabije za zdradę czy cokolwiek innego. Nic z tych rzeczy, otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz, pożegnana tylko słowami:
- Potem pogadamy.
Pewnie myślał, że oszukuje...Wypraszam sobie! Nigdy nie kłamię! Ja tylko naginam prawdę i dostosowuje ją do swoich wymagań, nic więcej. Warknęłam głośno i ruszyłam korytarzem, mijając drzwi od pokoi. Wiedziałam gdzie jestem i trochę mnie to niepokoiło. W końcu co ja robię w chacie Lily? Natsukage powinna mieć chyba mnóstwo roboty, dlaczego więc przyjęła do domu morderców klasy S? Zatrzymałam się i przymknęłam oczy, chcąc wyczuć chakrę tych idiotek, ale zamiast tego do moich uszu dotarł dźwięk płaczu. Doprawdy, jeśli głos spadnie z głowy tego malucha to Houkou zrobi z nimi porządek!
Dlaczego ja?! 
Nie pyskuj, kurwa.
Rzuciłam się biegiem w tamtą stronę i omal nie staranowałam kogoś na korytarzu, by do nich dopaść i wtoczyć się do środka. Przeskoczyłam nad wózkiem i porwałam malucha z czyiś rąk, przytulając go do siebie. Brakowało mi go. Nie wiem czemu, ale szalenie za nim tęskniłam, choć nie widziałam go zaledwie... parę godzin?
- Trzy dni - usłyszałam za sobą i dopiero teraz zwróciłam uwagę na to gdzie jestem. Salon prezentował się jak sklep z zabawkami, wszędzie walały się dziecięce ubranka, buciki, pluszaki i cała masa innych rzeczy. Shi i Miyu siedziały koło części od łóżeczka, które najwyraźniej usiłowały złożyć, a przed mną stała Lily, zaskoczona moim nagłym pojawieniem się. Kiedy odwróciłam głowę zauważyłam Lidera w cywilnym stroju i z butelką z mlekiem w ręku. Uniosłam brwi, na co ten wyraźnie speszony postanowił odwrócić od siebie moją uwagę, wyjaśniając mi znaczenie poprzednich słów.
- Byłaś nieprzytomna trzy dni. W tym czasie dowiedzieliśmy się, że zostałaś przeniesiona tutaj, więc przyszliśmy w odwiedziny... Słyszałaś już, że Miyu na ciebie doniosła? - spytał, wskazując palcem dziewczynę i próbując oderwać mój zszokowany wzrok od butelki. No przepraszam bardzo, Peinuś bawi się w wujka? Chyba komuś się w głowie popierdoliło!
- Powiedziała dziewczyna zawinięta w kołdrę i ściskająca dziecko. - syknął przez zęby, więc cofnęłam się do tyłu i zerknęłam kątem oka na Miyu.
- Potem pogadamy. - rzuciłam tylko w jej stronę, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że powtórzyłam słowa Madary. Co za wstrętny kopiarz, zabrał mój tekst (bo nie ważne, że użyłam go jako druga). Skupiłam teraz całą uwagę na chłopczyku, który bawił się moimi przydługimi już włosami. Wydawać by się mogło, że ta zabawa sprawiała mu wielką radość, co strasznie mnie rozczuliło. Znaczy nie! Po prostu rozbawiło mnie, tak, to jest słowo, którego chciałam użyć. Mam serce z kamienia, nie mogę się tak łatwo wzruszać. Opuszkami palców musnęłam jego miękką skórę, a ten wydał z siebie dziwny dźwięk, w następstwie którego wszyscy zebrani w salonie skomentowali to cichym "Oooo".
- Ma na imię Ryu. Sama go nazwałam. - pochwaliła się cicho Shi i choć imię nie do końca mi pasowało, to jednak byłam jej wdzięczna. Gorzej gdyby ta banda jełopów chciała nazwać mojego Skarbka, pewnie miałby na imię Alojzy, Eustachy czy Makaron. Albo nawet Roderyk. Naprawdę, byli do tego zdolni.
- Ryu. - powtórzyłam, a dziecko spojrzało na mnie dużymi, czarnymi oczami i uśmiechnęło się słodko. Faktycznie, był typowym Uchihą z wyglądu. Ale to musiało oznaczać, że będzie charakterny jak mamusia. Harmonia powinna być zachowana, inaczej rozmówię się z tym tam na górze. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju i z samych kroków poznałam, że to Hidan. Podskoczył do mnie i poczochrał mnie po głowie, co normalnie zniszczyłoby mi humor, ale teraz nie byłam w stanie się na kogokolwiek gniewać. No dobra, byłabym, ale Ryu przymknął ślepka i mlasnął parę razy, widocznie udając się na drzemkę, przez co nie mogłam teraz wrzeszczeć.
- Skoro jesteś w takim dobrym humorze, to muszę ci powiedzieć, że pewne kobiety mają zamiar przyjechać. - szepnął mi do ucha, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Grymas na jego twarzy spowodował, że natychmiast domyśliłam się kto nas odwiedzi.
- O kurwa. - szepnęłam i podciągając materiał prowizorycznej sukni do góry wskoczyłam na kanapę, machając jedną ręką.
- Kod czerwony, ewakuacja, najpierw kobiety i dzieci! Potem kolejno koty, transwestyci, okolczykowane durnie, lalki...
I w tej chwili usłyszałam grzmot. Wszystko ładnie, wszystko pięknie, tylko, że na dworze świeci słonko. A raczej świeciło, póki pewna istota nie postanowiła zakomunikować swego przybycia burzą.
- Ja pierdole, jesteśmy zgubieni. - wyszeptałam, a Ryu wypuścił balona z ust, co w tej chwili nawet mnie nie rozbawiło.

~***~

- Aomi-chaaan! - białowłosa kobieta trzymała mnie w mocnym uścisku, podczas gdy druga kołysała w ramionach mojego synka. Sapnęłam po raz kolejny i wymamrotałam coś o braku oddechu, ale tamta najwyraźniej nie zamierzała mnie słuchać. To straszne jak egoistyczną osobą była moja matka. Zostawiła wszystko swoje dzieci na łaskę losu (dobra, może to tylko dwójka, ale to i tak dużo!), a kiedy ci już mieli ją głęboko w poważaniu, zjawiała się, by o sobie przypomnieć. Kiedy zaś wpadła do pomieszczenia razem z babcią, w asyście swoich demonicznych sług i służek, zignorowała wszystkich i rzuciła się na mnie jak sęp na padlinę. Poczułam jak ktoś ciągnie mnie w swoją stronę i matka warknęła, spoglądając na kogoś za mną.
- Hidan, jak śmiesz pokazywać mi się na oczy? Nie wstyd ci, wyrodny pajacu? - spytała melodyjnie, a białowłosy uśmiechnął się do niej złośliwie i prychnął.
- Ciebie też dobrze widzieć, stara purchawo.
Szczerze mówiąc nie wiem o co im poszło. Żadne z nich nie zamierzało mi powiedzieć jak zaczęła się kłótnia, ale wiedziałam, że matka w ramach kary ofiarowała Hidanowi nieśmiertelność. Nie wiem czy wam o tym wspominałam, mam sklerozę, więc powtórzę - po śmierci, czyli inaczej zejściu z tego świata, kopnięciu w kalendarz, zobaczeniu trawy z drugiej strony zie..o czym to ja? Ach! Dzieciaki z rodu śmierci są przekierowane do rezydencji, gdzie pławią się w luksusie (choć są martwi, jakby nie patrzeć). Mojemu bratu odebrano tą możliwość, skazując go na wieczną tułaczkę. Dość paskudne ze strony Kuroi, ale co zrobię, to jej decyzja. Tak, moja białowłosa matka ma na imię "Czerń". Nie wiem co odpierdoliło babci, ale to chyba rodzinne.
- Aomi, a kto jest ojcem tego maluszka? - spytała babcia, przerywając bezsensowną kłótnię i zwracając wzrok całej organizacji na mnie. Znaczy może nie całej, bo prócz tych co siedzieli tu wcześniej, to jest Shi, Miyu, Lilka i Peina, przybył tylko Kisame, który wyściskał mnie i zaśmierdł pomieszczenie tuńczykiem. Wydęłam usta, a potem pokiwała głową na boki, myśląc usilnie nad wymówką. Niby mam parę opcji, ale zawsze jest ale. Stwierdzono brak sensu, piiiip.
Mogłabym walnąć, że to dziecko Houkou, ale obawiam się, że jego żywot szybko by się skończył, a w najlepszym wypadku zostałby psem podwórkowym u babuni. Moja rodzina niechętnym wzrokiem patrzy na wszelkie głębsze relacje z niższymi sferami i sługami, a, niestety, Houkuś się do nich zaliczał. Mimo że był ogoniastym.
Mogę też powiedzieć, że zostałam zgwałcona. Tylko, że tu chodzi o moją godność i honor! Co za wstyd przyznać coś takiego! Powinnam być nietykalna, przynajmniej w założeniu, a tu proszę. Dałam się wykorzystać? Dupa blada.
- On? On jest dzieckiem niejakiego Sasuke Uchihy - usłyszałam z fotela i z zaskoczeniem przyjęłam pojawienie się wśród towarzystwa Tobiego. Co za ^%$&%^&$. Aż musiałam cenzurę włączyć, bo ten kutafon tak mnie zirytował. Zacisnęłam pięści i zazgrzytałam zębami.
- Sasuke jest liderem Hebi, myślę, że powinien wiedzieć o własnym dziecku - dodał jeszcze czarnowłosy, a ja zaczęłam liczyć do 100, żeby mu nie trzasnąć w nos. Zrobię laleczkę voo-doo!
- Wcale nie! Aomi, sama mówiłaś, że to Tobi jest ojcem, pamiętasz? Jesteś taka rozkojarzona, meow~
Trzymajcie mnie.

~***~

Dobra, trochę zbyt impulsywne z mojej strony były próby oderwania nekowatej głowy. Przynajmniej babcia poszła z Ryu do innego pokoju, twierdząc, że jest za głośno, a cała reszta próbowała mnie uspokoić. We trzech trzymali mnie, bo wspomagana siłą Houkou - dał mi ją, widząc w tym okazję zniszczenia i rozlewu krwi - nie zamierzałam się poddać, póki ktoś nie zawiśnie za ogon na suficie.
- Ty pchlarzu, kretynko, wyrwę ci ten język, bo za dużo kłapiesz dziobem! - warczałam wściekle, a moja matka z zadowoleniem przyglądała się całej scence. No tak, to w jej stylu, dziwne, że nie rozsiadła się z popcornem, jestem pełna podziwu! Dopiero gdy Shi powaliła mnie na ziemię i wbiła mi igłę w jakieś miejsce na karku, co wywołało skuteczny paraliż, ta wstała i zaklaskała uradowana. Podeszła do mnie i podniosła za szmaty z ziemi, a jej niebieskowłosa służka otrzepała mnie z kurzu, i skłoniwszy się, wróciła na swoje miejsce. Ale wychowane, powinnam wysłać na tresurę do matki moich zdechlaków! Posłałam Miyu gniewne spojrzenie, a ta uśmiechnęła się wesoło, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ona nie potrafi trzymać urazy. W końcu co z tego, że chciałam ją zabić, znała mnie na tyle długo, że wiedziała, że choćbym miała zniszczyć niebo sprowadziłabym ją na ziemię. I znów zabiła.
Swoją drogą ta sytuacja mi się nie podoba. Całkiem inaczej to sobie wyobrażałam, ale zacznijmy od tego, że nie planowałam ciąży. Gdybym była normalna to sturlałabym się z dziesięć razy ze schodów, albo połknęła tysiąc tabletek aspiryny i trochę pozdychała. Ale niestety, taki los przyszłej władczyni zaświatów! Matka chyba coś mówiła, ale zignorowałam ją, póki nie złapała Madary za rękaw i nie pociągnęła za sobą. Shi i Miyu rzuciły się żeby pobawić się z Ryu, a ja zostałam prawie sama. No, Pein i Lilu oczywiście teleportowali się do gabinetu, żeby omówić parę spraw dotyczących przebywania organizacji w tym miejscu. Swoją drogą coś mi nie pasowało, że oni tak tłumnie przybyli tu dla mnie. Może Kaku namówił ich do sprzedaży mojego dziecka? A Zetsu przybył zwabiony świeżym mięskiem? A Dei gej okazał się nie tylko transem, pedałem, ale też pedofilem? Na samą myśl zmroziło mi krew w żyłach i zerwałam się, ale Kisame pociągnął mnie z powrotem na miękkie poduszki.
- Powinnaś się ubrać. I pewnie jesteś głodna, prawda? Nie martw się, Ryu jest w dobrych rękach, Lider nie da go tknąć. Ubzdurał sobie, że jest wujaszkiem i nie odwiedziesz go od tej myśli...- zauważył, po czym zaśmiał się, ukazując rząd ostrych zębów. Uniosłam kąciki ust do góry i dotknęłam dłonią brzucha. Byłam głodna. Co nie znaczyło, że zgodzę się zjeść cokolwiek co ugotował Kisame. Nigdy więcej tego samego błędu. Kiedy więc zaproponował, że zrobi mi jajecznice, machnęłam ręką, śmiejąc się ze zdenerwowaniem.
- Nie, nie, nie trzeba. Wystarczy mi chleb. Suchy. Bez niczego, żadnych udziwnień. I szklaneczka wody. A ja skoczę po...w sumie nie mam tu chyba ubrań?
- Shi przywiozła ci torbę. Jest w pokoju. Jak się przebierzesz to chodź do kuchni, opowiesz mi co się z tobą działo. - zaproponował rybcia, ale nim zdołał wyjść wskazałam palcem na jego rękę i wzruszyłam niewinnie ramionami. Dobra, nie chciałam go rozerwać na strzępy, a przynajmniej nie dopóki nie stanął mi na drodze.
- Wiem gdzie jest apteczka, nie martw się... To do ciebie nie pasuje, Aomi. - rzucił jeszcze z rozbawieniem i opuścił pokój, a ja wydęłam oburzona usta. Nie martwię się, co za bzdura! Niech mu się wda zakażenie, niech zdycha w męczarniach czy co tam chce, mnie to nie obchodzi. Choć nawet lubiłam rybcie, był dobrym słuchaczem. I beznadziejnym kucharzem, jego potrawami można by straszyć potwory z horrorów. Na serio, Godzilla wycofałaby się natychmiast gdyby tylko ktoś postawił przed nią talerz słynnej na całą organizację potrawki Kisa. Cholera, takiego środka na przeczyszczenie nie znajdziecie nigdzie na całym świecie! Własny pokój znalazłam dość szybko, wyczuwając w nim chakrę demona. No tak, gnojek sobie spał na łóżku, podczas gdy ja toczyłam walkę mojego życia!
- Ty gnido, nie mogłeś mi powiedzieć, że one tu przyjadą?! - warknęłam, zdając sobie sprawę, że mnie słyszy, ale widocznie zamierzał mnie zignorować. Nie chce gadać to nie, naskarżę na niego babci i zostanie psem pastwiskowym. Będzie gonić takie barany jakim sam jest.
~ Słyszałem.
- I dobrze, kurwa. - odmruknęłam, ściągając z siebie dziwną szmatę i wkładając normalne rzeczy. Czyli krótkie, szare spodenki w kratkę i jakiś top. Swoją drogą, dalej mam cycki. Jakie to fajne, jak ci się zwiększa biust o miseczkę czy dwie! Już mi tak zostanie!? Bajerancko! Cała w skowronkach ruszyłam do kuchni, gdzie Kisame już przygotował mi suchy chleb i wodę. Nim wzięłam to pierwsze do ust już z nawyku zadałam ważne pytanie.
- Ale pieczywo jest z mąki? Takiej ze zboża? Bez niczego więcej?
Na całe szczęście Rybcia pokiwał głową, więc mogłam spokojnie zacząć jeść.
Jasne.
Ja i spokój? Wyobrażacie to sobie w ogóle? Bo ja nie.
Także moje zdziwienie naprawdę było szczątkowe, gdy do pomieszczenia wpadła moja matka, obwieszczając jakże radosną nowinę.
- Ao-chan, wychodzisz za mąąąż!
Mówiłam już, że nienawidzę tej baby?
________________________________________________________________________________
Tak, jestem zajebista. Tak długo nie dawać notki po tym jak przyzwyczaiłam was do częstych chapterków. No ale wiecie - raz Aoś ma lenia, innym razem ogarnia ją wieeelka wena!
Dziś jest coś pół na pół, ale robię kronikę, więc mi się nie chce. Do 28 muszę napisać jak najwięcej, bo potem miech mam zarąbany.
Musicie mi wybaczyć, to nasz wspólny rytuał, wiecie?
Ja przepraszam, wy łaskawie dajecie mi którąś tam szansę xD

Enjoy!

Rozdział z dnia 14.06.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy