Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 32


Myśl, Aomi, myśl.
Szatanie, nie wiedziałam, że używanie mózgu jest takie bolesne. Robię to po raz ostatni, lepiej być bezmyślnym i szczęśliwym, niż cierpieć na wieczną migrenę.
Jak przedstawia się moja sytuacja? Beznadziejnie.
Stoję w swoim nowym pokoju, ściskając w dłoniach lampę i wpatrując się z mordem w swojego jakże zacnego "małżonka", który śmie trzymać na kolanach mojego syna jako żywą tarczę! Oczywiście, wszyscy spodziewali się, że odbije mi szajba kiedy dowiem się, że zostałam wyrzucona ze swojego pokoju i wtrącona do jednego pomieszczenia z Madarą, z którym odtąd miałam dzielić wspólne łoże. Pomyśleć, że tyle namęczyłam się, żeby przywrócić sobie własne nazwisko, wyjechałam na cały dzień z Organizacji razem z Ryu w śmiercionośnym nosidełku - tak na wszelki wypadek gdyby jakiś pedofil lub inny zbok chciał mi ukraść dziecko - które raziło prądem wszystkich, w których nie płynęła krew Śmierci, a oni w tym czasie przenieśli moje rzeczy.
Co do nosidełka...
Tak, kupiłam je na targu w Piekle, ale były TAKIE wyprzedaże, że nie mogłam się powstrzymać! Serio, trupy sprzedają tanio jak Ruski, co pewnie się wiąże z tym, że większość z nich serio jest z Rosji. Z tym, że już nie żyją i zawsze łatwiej mi od takiego umarlaka wycyganić obniżkę.
W każdym razie parę minut spędziłam w jakimś urzędzie, udając cywilizowaną... po czym uznałam, że chyba coś się ludziom pomieszało, że będę czekać w kolejce z numerkiem 56615, podczas gdy monitor pokazywał cyfry 53. Haha, jasne, jestem przecież tak niewyobrażalnie cierpliwa, że czekanie paru lat po jeden papierek to dla mnie żaden wyczyn!
Bzdura.
Nie wiem czy ktoś włączał ostatnio wiadomości, ale przez parę kanałów przewijał się temat "Urzędowej Rzezi". Mówią tam o tym, że wszystkich pracowników wyrżnięto w pień, zniszczono cały budynek i takie tam pierdołki. Co ważniejsze, w którymś wywiadzie widać mnie z boku jak ścieram chusteczką krew z buta! Niesamowite! Jestem sławna!
Chociaż w sumie to nie pierwszy raz jak jestem w telewizji, mnóstwo razy pojawiała się na ekranie moja prześliczna twarz tuż przed tym, jak skracałam kamerzystę o głowę i rozpierdalałam urządzenie na kawałki, z dzikim wrzaskiem "Nie ukradniecie mi duszy!".
Błądząc myślami wśród wspomnień nawet nie zauważyłam, jak z dłoni zniknęła mi broń totalnej zgłady, zwana popularnie lampą, i zostałam całkowicie bezbronna naprzeciw tego cholernie wkurzającego mężczyzny, machającego mi przed twarzą ręką. Zdołałam syknąć i najeżyć się jak kotka, by już w następnej chwili podjąć daremną próbę ucieczki, w której przeszkodziły mi oplatające się wokół mojej talii ramiona, które podniosły mnie nieco do góry, tak, że mogłam swobodnie machać w powietrzu nogami.
- Puszczaj mnie, jebany draniu, puszczaj! - jak widać zachowałam spokój, zimną krew, o czym świadczyło moje rzucanie się na wszystkie strony i próby ugryzienia i zadrapania wszystkie czego mogłam dosięgnąć. Dobra, to było dziecinne zachowanie i z pewnością mogłam wykorzystać coś znacznie lepszego, żeby go pokiereszować, ale byłam zbyt roztrzęsiona, żeby wpaść na pomysł wezwania kosy. Jakoś ciężko mi było przywyknąć do obecnej sytuacji, wszystko od ślubu szło nie po mojej myśli, a najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że nie mogę nic w związku z tym zrobić. Serio, to okropne uczucie mnie wykańcza. Dlatego wolałabym nie wracać już nigdy do incydentu, w którym przestałam być niezamężną przyszłą Śmiercią.
Uwierzycie, że nawet prezenty, jakie potem przyjmowała za mnie Shi z Madarą, nie potrafiły mnie ucieszyć? Może dlatego, że ja siedziałam w najdalszym kącie, odizolowana od śmiertelnej części gości, polerując moją kosę i ścinając głowę każdej osoby, która starała się zbliżyć. Cioteczka ze trzy razy musiała latać za swoją rudą czupryną, walającą się po ziemi. Nie zmuszano mnie, co prawda, do krojenia ciasta, ale nie odpuszczono mi już pierwszego kęsa. Macie pojęcia jak zabawnie musiało wyglądać gdy walczyłam na wzrok z tym dupkiem, który trzymał widelec z kawałkiem słodyczy i powoli się do mnie zbliżał, by w następnej chwili nagle ulotnić się i korzystając z mojego zdziwienia, zjawić przy mnie i wepchnąć mi kawałek do buzi. Może jeszcze bym to przeżyła, gdyby nie zdał sobie sprawy, że ja nie ukroję mu ciasta i siłą nie próbował mnie zmusić do podzielania się z nim tym, co miałam, przez pocałunek.
To było tak niehigieniczne, obrzydliwe, obleśne i... i fuj, że zwymiotowałam po tym do doniczki. I nic to, że Levi nieustannie biegała koło mnie, unikając kontaktu z moją bronią, i stwierdzała, że mój mąż jest całkiem przystojny.
Mógłby być ostatnim, pierdolonym samcem, a ja i tak nienawidziłabym go z całego serca. Nigdy, przenigdy, nie wybaczę mu gwałtu, nie wybaczę tego, co zrobił z moim ciałem i psychiką, nie pozwolę sobie nawet na odrobinę sympatii, choćby stawał na rzęsach i latał na uszach jak Dumbo.
- Zdyyychaaaj! - warknęłam jeszcze, tonem tak spanikowanym, że natychmiast zacisnęłam usta w wąską kreskę, wstydząc się, że nawet mój własny głos mnie zdradza. Na moje nieszczęście Madara przycisnął mnie tylko bliżej siebie, cofając się i powoli siadając na łóżko. Gdy znowu zaczęłam się rzucać, unieruchomił mnie niewyobrażalnie mocnym uściskiem i wskazał głową na drzemiącego na samym środku łóżka Ryu, jakby w ten sposób upominał mnie, żebym była cicho. Phew, czy on mną rządzi? Za kogo on się, do cholery jasnej, uważa?!
- Pewnie za męża - usłyszałam ze strony drzwi i zadygotałam na całym ciele, odwracając głowę i spalając natychmiastowego buraka. Świetnie, jeszcze żeby ten okolczykowany debil widział mnie w tak upokarzającej sytuacji, nic lepszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać. Pein fuknął na mnie, rzucając pełne grozy spojrzenie i podszedł bliżej, zupełnie niezrażony tym, jak złą aurę wytworzyłam nie tylko ja - choć w sumie ja miałam taką naturalnie - ale też mój, ha!, "małżonek", wyraźnie niezadowolony z tej wizyty.
- Nie potrafisz pukać, Nagato? Mam cię tego nauczyć? - wychrypiał, a Liderek skrzywił się i zaraz westchnął, uciekając spojrzeniem przed wzrokiem Tobiego. Hueh, jak podkulił ogon, co za tchórz, boi się Ucipy!
- Przygadał kocioł garnkowi - mruknął tylko ledwo dosłyszalnie Pein, wprowadzając mnie w furię, po czym przybrał poważny wyraz twarzy, zwracając się do czarnowłosego. - Mam sprawę, Madara. To pilne.
Ach, no tak. Zapomniałam powiedzieć, że odkąd Tobi ujawnił się ze swoją osobą stał się głównym liderem Akatsuki. Niemniej, nie mogłam się do tego przyzwyczaić tak bardzo, że olałam to i zostałam przy swoim przyzwyczajeniu do nazywania Peina Liderem. Bo, jakby nie patrzeć, on wciąż pełnił jedną z ważniejszych funkcji w organizacji, dalej wszystkim zarządzał, przydzielał misje i opierdalał Miyu za zostawianie na wycieraczce trupów listonoszy (myślałam, że to psy nie lubią listonoszy, a nie koty...), z tym, że teraz już wszyscy wiedzieliśmy, że podlega Madarze. Jak nam tłumaczył, tak było zawsze. Byliśmy robieni w bambuko, bo sądziliśmy, że Tobi jest kretynem - dalej tak uważam - a tymczasem to on miał rzeczywistą władzę w Aka. Co za dno, musiałam pogodzić się z myślą, że jeśli chce w przyszłości przejąć siedzibę to muszę pozbyć się dwóch szefów, zamiast jednego. Przyznacie, że nie wyszłam na tym zbyt dobrze.
- No doobra - mruknął tylko litościwie czarnowłosy, rozluźniając uchwyt i przesuwając dłoń na mój kark, który pogładził, by drugą ręką przesadzić mnie na miejsce obok, jakbym była głupią laleczką. Normalnie przygrzałabym mu, ale udało mi się skupić na twarzy śpiącego brzdąca, co jako tako uspokajało mój burzliwy nastrój i pozwalało pomyśleć o jakichś przyjemniejszych sprawach. Kątem oka obserwowałam jak mężczyzna wstaje i gdy już chciałam sobie odetchnąć, na myśl, że pójdzie sobie i będę mogła zastawić drzwi wszystkimi meblami, a potem zabić okna deskami, on nachylił się przy moim uchu i wyszeptał jedno zdanie, które sparaliżowało mnie całkowicie i wywołało na mojej twarzy taki szok, że zaśmiał się i wyszedł z Peinem, zostawiając mnie samą, na łaskę mojej własnej, zdradliwej, wyobraźni!
No bo co miało znaczyć, że mam się przygotować na noc poślubną?! Jaką noc poślubną ja się pytam?! Co to w ogóle za pomysł, co to za kretynizm?!
Musiałam szybko uciekać.

 ~***~

Rany, co za pech, że moja babcia i matka postanowiły zostać jeszcze na "dosłownie dwa dni!". Przez to, skradając się z śpiącym Ryu w nosidełku, nie miałam dokąd pójść bo babcia okupowała ogród, zapamiętale ucząc się szydełkować, a mama kuchnie, gdzie grała z resztą płaszczyków w pokera, za każdym razem ich ogrywając, o czym świadczyły pełne rozżalenia głosy. Także dwa miejsca, skąd mogłam dostać się do podziemia były odcięte, a ja po znalezieniu klapy w ogrodzie (znaczy, potknęłam się o nią), nie odkryłam jeszcze innych. Zostało mi tylko wejście w łazience publicznej, więc zakradłam się tam jak prawdziwy ninja, stąpając na nogach jak na amortyzatorach, by nie obudzić dziecka, które słodko pykało bąbelkami z ust. Znając mojego pecha, oczywiście w środku ktoś był, więc stanęłam pod ścianą, opierając się o nią nonszalancko i rozglądając podejrzliwie. Głupio, jakby przyłapano mnie na kolejnej ucieczce. Usłyszałam pogwizdywania paru osób, choć kroki świadczyły tylko o jednej, więc od razu wiedziałam kto się zbliża i dlatego ze spokojem wbiłam spojrzenie czerwonych - tryb likwidacji, kurwa! - oczu w blondynkę, z przewieszonym przez ramię ręcznikiem. I tym potrójnym gwizdem, z ust i rąk - mógłby pójść do Mam Talent!
- Och, Pani Uchiha, jak miło panią widzieć, un. Jak zdrowie męża, un? - spytał Deiduś, a ja uśmiechnęłam się słodko i poczekałam aż zbliży, by podnieść nieco nosidełko i zasadzić chłopakowi spontanicznego kopa w jaja. Gdy ten skulił się, zatrzymując w sobie pisk, wyprostowałam się i pogłaskałam Ryu po delikatnie czarnej główce.
- Mąż jeszcze nie podtruty, dziękuje, że pan pyta - odparłam, odgarniając kosmyki z twarzy. Nie będzie sobie ta blond paniusia ze mnie szydziła, wciąż pamiętałam jego zdradę stanu, podczas której przystąpił do wrogów i został drużbą Madary.
- Hanai... ty suko, un - warknął cicho, wciąż trzymając się kurczowo za krocze.
- O, przypomniałeś sobie jak brzmi moje nazwisko? Więc to tam jest twoja pamięć? - spytałam, trącając nogą zasłoniętą ręką część ciała. Zazgrzytał zębami i już chciał coś powiedzieć, gdy drzwi się otworzyły, uderzając go w twarz, a z łazienki buchnęła niesamowita ilość pary, zasłaniającej mi pole widzenia.
- Dobra kąpiel, o Jashinie, tego mi było trzeba! - doszło do moich uszu i przewróciłam oczami, przepuszczając Hidana, owiniętego jedynie w ręcznik, przez drzwi. Ten zerknął na mnie i uśmiechnął się drwiąco, na co strzyknęły mi kosteczki w palcach, gdy zacisnęłam je w pięść.
- No, skomentuj. Dawaj, powiedz chociaż jedno słowo. Nie wyobrażasz sobie jak mocno ci pierdolnę - oświadczyłam, zaciskając zęby, ale siwus parsknął tylko i poklepał mnie po głowie, chwytając za włosy i przyciągając bliżej swojej twarzy.
- Jeśli chcesz, to opiszę ci jak będą teraz wyglądać twoje noce, siostrzyczko - szepnął, a moje serce momentalnie ze zdwojoną siłą zaczęło obijać się o żebra, gdy umysł podsunął rządek obrazów. Krew odpłynęła mi z twarzy, a po chwili wróciła, zalewając ją szkarłatem i wyszarpałam się, strzelając mu liścia i zatrzaskując się w łazience. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak ciężko było mi myśleć gdy ktoś próbował napomknąć o tych sprośnościach, ale mam wrażenie, że to wiązało się z moją wewnętrzną blokadą, która, dzięki niech będą Śmierci!, do pewnego czasu trzymała mnie z daleka od erotyki. Serio, przez 16 lat swojego życia jedyną rzeczą, z którą się zetknęłam było yaoi, które oglądałyśmy całą grupką, zawalając później szlafroczki żądaniami odnoście ich preferencji seksualnych. Prócz tego nie tykałam się niczego, naprawdę niczego, chcąc pozostać nieskalanie czystą. A potem, mając 17 lat, przesadziłam z alkoholem i skończyłam z brzuchem.
W szkołach zwykle ostrzegają przed takimi wpadkami i, ku zdumieniu, muszę przyznać im rację.
Wsunęłam dłoń pod strumień lodowatej wody i strząsnęłam jej nadmiar, przykładając rękę do czoła. Normalnie wsunęłabym cały łeb pod ciecz, ale mając Ryu, przyciśniętego do mnie z przodu tym nosidełkiem, nie mogłam sobie na to pozwolić. Dzieciak był trochę balastem, musiałam to z pewnym rozczarowaniem przyznać. Ale w przyszłości miał mi się odwdzięczyć, zostając królem i panem całego świata, który załatwiłby swojej kochanej mamusi rozrywkę w postaci ludzi do zabijania. Nachyliłam się przy kafelkach, podważając jedną z nich czyjąś szczoteczką i wymacałam stopą drabinkę. Już chciałam schodzić na dół, gdy zamarłam i uprzednio przesunęłam nosidełko na grzbiet, by już spokojnie stanąć na zardzewiałej drabinie i nałożyć płytkę na odpowiednie miejsce.
Jakoś tak gdy wchodziłam tu przyczepiona do Deidary, wydawało mi się, że ten kanał w dół jest znacznie krótszy, tymczasem schodzenie zajęło mi przynajmniej 10 minut, podczas których trzy spędziłam, próbując zabić pająka bez darcia japy i skakania, bo to mogłoby przebudzić Ryu. Ledwo udało mi się utrzymać, gdy jeden z nich skoczył mi na rękę, ale dzielnie wmawiałam sobie, że zaraz zejdzie i gdy już stanęłam na kamiennej posadzce byłam wykończona psychicznie i fizycznie, z włosami przylepionymi potem do policzków i nieogarniętym wzrokiem. Nic dziwnego, że wydałam z siebie zaledwie niemy wrzask, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu.
~ Spokój, dzieciaku, to tylko ja - oświadczył mój demon, a ja trzasnęłam go z pięści w łeb, wyzywając za straszenie mnie w ciemnym tunelu.
- Czego chcesz? - wysapałam wreszcie, ocierając czoło wierzchem dłoni, a Houkou oderwał wzrok od przyczepionego do moich pleców brzdąca i uśmiechnął się lekko.
~ Twoja matka cię szuka. Mówiła coś o prezencie, seksownej bieliźnie i środkach antykoncepcyjnych. Wydaję mi się, że może naprawdę powinna przeprowadzić z tobą rozmowę o... kchem, zabezpieczaniu się - zauważył, a ja powstrzymałam się przed skręceniem mu karku i teatralnym zemdleniem. Czy moje życie już zawsze będzie już tak wyglądać? Wszyscy będą stale wypominać mi, że zmieniłam swój stan cywilny?
A to szuje, niegodziwcy, hultaje!
- Odwróć jej uwagę, czy coś. Muszę sobie kupić trochę czasu, zanim ona stąd nie wyjedzie - nakazałam, machając na niego ręką i zbywając, by w końcu sobie poszedł. Jakoś tak nawet on mnie drażnił, pewnie przez to, że za każdym razem wyśmiewał za to, że przestałam być panną.
Ale jak babcię kocham, zgwałcę go jeśli jeszcze raz coś piśnie. W końcu co to dla mnie, pewnie i tak mam już reputacje dziwki!
Nie bądź dla siebie taka sroga, masz zaledwie opinie "panny lekkich obyczajów", rozbrzmiało w mojej głowie, a ja zmarszczyłam brwi.
- Przecież to to samo! - wrzasnęłam i zaraz strzeliłam sobie policzek, zamierając w miejscu gdy maluch na moich plecach się poruszył. Odczekałam moment, upewniając się, że się nie przebudził i oparłam o ścianę, oddychając głęboko. Bycie matką było ciężkie. Może karmienie z butelki należało do tych łatwiejszych czynności, ale w nocy jak nagle wybuchał płaczem, to zarówno ja, jak i reszta dziewczyn chciałyśmy go zabić. W końcu i tak wstawała ta, której to najbardziej przeszkadzało, a tym kimś była of kurs Shi, bo ja i Miyu jesteśmy zbyt leniwe. Bujała wtedy chłopczyka przez jakieś pół godziny i zasypiała na stojąco, co Ryu zwykle zbywał śmiechem, bawiąc się jej opadającymi włosami.
Jak tak o tym myślę to mogły mnie wypieprzyć z pokoju właśnie za te nocne wybryki młodego. Szlag, jak już opracuje dostatecznie dobry plan to dorwę je i zabije. Wszystko przez to ich głupie dążenie do zeswatania mnie z Uchihą, serio, czy one myślały, że jak zostanę żoną szefa to będą miały jakieś taryfy ulgowe i specjalne przywileje? No mogły tak myśleć, w końcu teraz miałam teoretycznie większą władzę od Peina, byłam drugą z najważniejszych osób w organizacji!
Chwilę minęło, nim coś przeskoczyło w mojej głowie i uświadomiłam sobie, co to znaczy. Łożesz kurwa, ja rządziłam! Mogłam rozkazywać Nagato i reszcie! Bo...bo chyba mogłam? Należało mi się, przecierpiałam tyle, że powinnam od razu królową świata zostać.
Jebać inne ciężarne, to MNIE bolało najbardziej.
Oblizałam usta i oderwałam się od ściany, ruszając naprzód i zastanawiając się nad innymi pozytywami, wynikającymi z mojej sytuacji. Wcześniej o nich nie myślałam, bo byłam zbyt skupiona na rozpaczaniu, a przecież wiecie jak się mówi! Zawsze jest jakaś dobra strona! A ja przecież byłam wybitnym przedstawicielem optymistów, zawsze widziałam wszystko przez pomarańczowe okulary. Celowo zmieniłam tą kpinę koloru na pomarańcz.
Dobra, co jeszcze zyskałam prócz oczywistej władzy? Miałam prawo rekrutować, ale to już wcześniej robiłam. Z tym, że teraz też mogłam chyba wywalać. Może nawet misję mogłabym przydzielać? A co, jeśli byłabym upoważniona do zwoływania zebrań i rozkazywania wszystkim?! Czy to by nie było dokładnym odzwierciedleniem mojego marzenia?!
No, może nie dokładnym, moje marzenie o władzy nad światem nie przewidywało dziecka, męża i bycia na drugim miejscu, a stąd było bardzo blisko to czasów mej dyktatury i makabrycznych rządów klanu Hanai!
Klanu, który z żywych liczył dwie osoby - mnie i Ryu. Hidan miał nazwisko po swoim ojcu, nie był aż tak bliską rodziną. Wystarczy, żeby mój syn znalazł sobie jakąś wzorową psycho...znaczy się kandydatkę na żonę, którą bym zatwierdziła i byłby gicior, ród rósł by w siłę aż mogłabym z Rezydencji Śmierci spoglądać na świat pełen ognia, krwi i zwłok.
Rozmarzyłam się tak bardzo, że kompletnie straciłam całą swą czujność i blokadę umysłu przed takim Liderkiem, co zhańbiło mój honor ninja. Powinnam popełnić seppuku, czy coś w ten deseń, ale uznałam, że tyle już dobrego zrobiłam dla świata ninja, że ten jeden wybryk można mi wybaczyć. Zresztą, jestem przekonana, że beze mnie zasady prawdziwych kunoichi nie mają prawa bytu, ja ustaliłam regulamin!
Zatrzymałam się, mrugając i przypatrując końcowi korytarza. Na ścianie wisiał tylko obraz, naprawdę adekwatny do miejsca, bo przedstawiający martwą naturę, z wazonem, bananem, jabłkiem i takimi tam. Dobra, co to robi w takim miejscu? Kto wiesza w podziemiach obraz? Może jakiś kretyn pomyślał sobie, że to galeria sztuki?
Ale z jednym obrazem?!
Nie trzeba być wybitnie inteligentnym, by domyśleć się, że coś tu nie gra. Podeszłam do malowidła, przykładając do płótna dłonie i dokładnie sprawdzając każdy skrawek. Nic nie znalazłam, więc jak przystało na niesamowicie sprytną morderczynie klasy S, przekręciłam ramę i odsunęłam się, sceptycznie spoglądaj jak ściana się odsuwa, ukazując mi pokój. No, no, to miejsce stworzył palant.
Wsunęłam do środka głowę, a zaraz potem, upewniwszy się, że nikogo nie ma, resztę ciała i rozejrzałam za jakimś zamknięciem za mną ściany, ale ta zasunęła się automatycznie, gdy przekroczyłam próg. Niezły bajer, pewnie nadepnęłam na dźwignię. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, kiwając ze zdumieniem głową. Wyglądało jak małe mieszkanie, była tu kanapa z telewizorem, gdzieś dalej łóżko, szafy i komody, małe biuro, była w tym pokoju kuchnia i dwie pary drzwi, z których jedne prowadziły pewnie do łazienki. Otwierając drugie ujrzałam pokój z monitorami, z których na każdym ekraniku przedstawiona była inna część siedziby.
Przez całe życie byłam podglądana, cudownie. Syknęłam cicho i podeszłam do łóżka, zdejmując nosidełko i delikatnie kładąc małego na miękkim kocu. Ten to dopiero był obojętny na wszystko, jego matka przeszła dzisiaj z dobre 40 kilometrów w mroku i wilgotnych lochach, a ten nic, zero przejęcia i dalej chrapie.
Pod tym względem przypominał w pewnym stopniu Miyu.
Zgarnęłam krzesło sprzed biurka i położyłam przed monitorami, siadając i opierając się wygodnie, by móc poobserwować innych. Uwielbiam gapić się na innych, na serio, jestem popaprana pod tym względem. Dlatego też frajdą było dla mnie obserwowanie jak Kuroi chodzi i woła "Aoo-chaaan, nie chowaj się przed mamą!", albo jak Miyu obżera całą lodówkę, by po chwili wskoczyć do szybu tuż przed tym jak Shi rzuciła w nią stołem, wrzeszcząc "Kurwa, znowu zjadłaś mój twarożek, pchlarzu!". Prócz tego płaszczyki, oglądające telewizję - Kisame, Itacz, którego ostatnio dostarczono w paczce z Timbuktu, po tym jak naraził się Shi, i Kakuzu, opłakujący jeszcze przegraną w pokera. Sasori bawił się swoimi lalkami, i mówię tu całkowicie poważnie, kierując nimi po domku i gadając do siebie. Deidara wyszedł z łazienki, zasłaniając się jak panienka, i przeleciał do pokoju, Zetsu podlewał rosiczki, a w ogródku babcia tyrała tuzin demonów, za to, że nie potrafią uszyć jednej, ładnej czapeczki dla jej wnuka. Jakby sama potrafiła, phi.
Znalazłam pilota, więc zaczęłam skakać po kanałach, aż w końcu natrafiłam na obraz z biura Lidera, co trochę mnie zaskoczyło. Nie no, on nie wiedział, że ma tam kamerę? Był aż tak głupi?
Nachylał się nad papierami, sącząc przez rurkę soczek dla dzieci, a po chwili podniósł głowę i zerknął prosto w kamerę, przez co padłam na ziemię, bojąc się, że jednak może mnie zobaczyć. Wiem, głupia jestem.
Wychyliłam się dopiero po paru sekundach, wolno, sprawdzając, czy dalej się gapi, ale jego już tam nie było. Cholera, wyczaił mnie?! Przełknęłam ślinę i zerwałam się na równe nogi, podbiegając do wszystkich kabelków i odłączając je na chybił trafił, żeby w razie czego z niewinnym uśmieszkiem powiedzieć "Ja? Ja nikogo nie podglądałam, przecież jest zepsute! Co? Nie, jak już przyszłam to było zepsute!". Plan doskonały. Właśnie zastanawiałam się, który kolor kabelka można by przeciąć obcążkami, które nosiłam w kieszeni, gdy usłyszałam jakiś szmer. Zazwyczaj w takich chwilach szukam szybkiej drogi ucieczki, jakiegoś szybu wentylacyjnego, okna, dziury w ścianie, ale z powodu braku powyższych i świadomości, że moje dziecko jest narażone na niebezpieczeństwo z ręki psychopaty, który nas wszystkich podgląda, podniosłam się, wypinając pierś i dumnym krokiem wyszłam do głównego pomie...Dobra, wiecie, że ja tak nie umiem.
Ale przeturlałam się jak antyterrorysta po ziemi, wypadając na zewnątrz i wyciągając przed siebie obcążki, by pokazać, że nie jestem bezbronna. Mój wzrok spoczął na... pustce. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było, więc rozejrzałam się jeszcze raz.
- Suuuper, Ao, masz schizy na bani - wymruczałam, przesuwając się na kolanach w stronę łóżka.
I wtem, jak to bywa w horrorach, ktoś wyciągnął dłoń, by zakryć mi usta i zaciągnąć pewnie do kanciapy, w której porąbałby mnie na kawałki. Na całe szczęście mój instynkt, w połączeniu z refleksem szachisty, pozwolił dość szybki objąć rękę napastnika, przyjąć pozycję z karate, którego uczyła mnie w dzieciństwie Asura, i wykorzystując moją drobną posturę i wagę oponenta, przerzucić nad sobą na deski. Nie czekając na reakcję rzuciłam się przed siebie, przygważdżając przeciwnika ciałem i przykładając mu ostrą stronę obcążek do szyi. I już chciałam zaśmiać się psychopatycznie, gdy dostrzegłam z kim mam do czynienia.
Oż cholerka, może mnie nie zauważył? Dla pewności zerwałam się do pionu, wymachując rękoma i powtarzając, niczym mantrę, słowa:
- Mnie tu nie ma i nie było, nie widzisz mnie.
Zabawne, ale jednak mnie zauważył. Skubany, nie dał się zmylić. Podniósł się na łokciach, pocierając tył głowy i uniósł brew, przyglądając mi się uważnie.
- Co ty tutaj robisz, Ao? - spytał, a ja złączyłam palce rąk, nadając sobie poważny wygląd, i obrzuciłam go spokojnym spojrzeniem.
- Zgubiłam się w drodze do kibelka - skłamał zgrabnie, w duszy przybijając sobie piątkę za to kłamstwo. Brawo, Aomi, świetne! Z pewnością ci uwierzy, jasne, bez obaw.
- Najgłupsza wymówka jaką słyszałem - prychnął, podnosząc się z ziemi i otrzepując, jakby już zupełnie nie odczuwał tego, że go rozłożyłam na łopatki. Swoją drogą mogłam być z siebie dumna, nie dałam się tym razem zaskoczyć.
- Spierdalaj, Uchiha - fuknęłam, kładąc dłonie na biodrach i odwracając głowę z oburzeniem. Mimo wszystko i tak przyglądałam mu się podejrzliwie, żeby czasem nie wpadł na dziwny pomysł. Widząc, że jestem spięta, uniósł do góry jeden kącik ust, błyskając ku mnie drapieżnie oczyma, na co... dostałam czkawki. Tak się zdenerwowałam, przypominając sobie co mi powiedział w pokoju, że momentalnie łapczywie zaczęłam łapać powietrze, wskutek czego czkałam teraz jak szalona, zakrywając usta dłońmi, rozhisteryzowana jak cholera. Kiedy zrobił krok w moją stronę, odskoczyłam o trzy, machając głową i zatykając nos, by wstrzymać powietrze.
- Strasznie panikujesz. Przecież i tak nie jesteś już dziewicą, czego ty się boisz? - spytał, kręcąc pobłażliwie głową i nie przejmując się tym, że ciągle się cofam, ruszył w moją stronę. Mi udało się nieco uspokoić czkawkę i przyjęłam pozycję obronną, unosząc górną wargę i pokazując kły, które wyostrzyłam sobie kosztem nawiązania bliżej łączności z demonem.
- Nie zbliżaj się, hik, do mnie i prze, hik, przestań już o tym mówić, hik, bo ja się nie, hik, boję! - warknęłam, podskakując przy każdym czknięciu i wchodząc tyłem do monitorowego pokoju. Tutaj miałam większy wybór amunicji, te ekrany musiały swoje ważyć.
Gdy tylko przekroczył próg, zastygł w bezruchu, przenosząc spojrzenie ze mnie na telewizory. Jego oczy jakoś straciły na sympatyczności, a mina zrzedła, kiedy zobaczył, że zniszczyłam jego centrum dowodzenia. Znów zniknął, wykonując tylko znak ręką, a ja pisnęłam, rzucając się do drzwi, ale teleportował się za mnie i złapał mnie za ramiona, popychając na ścianę i zamykając między swoimi ramionami. Wystarczył rzut okiem, bym widziała, że znów przekroczyłam granicę, złamałam kolejną niepisaną zasadę i sprowadziłam na siebie jego gniew, podczas którego wyglądał już całkiem na światowej sławy mordercę.
Ciekawe, czy jak się denerwuje to też wyglądam tak strasznie.
- Naprawisz je - wysyczał, zbliżając się do mnie, więc natychmiast wbiłam się w ścianę. Adrenalina jednak zaczęła krążyć po moich żyłach, bo odważnie odpowiadałam na jego zabójczy wzrok, nie zdradzając nawet cienia lęku, choć wydaje mi się, że powinnam trząść gaciami.
Czy ja stałam się tchórzem? Mój wola walki upadła tak nisko, że zaczynałam się kajać?
- Sam je sobie napraw - odparłam, zadzierając wyżej głowę, w oczekiwaniu na jego wybuch. Nie wiem czego się spodziewałam, czy tego, że mnie zabije, czy raczej, że zrujnuje moją psychikę Sharinganem, ale najbardziej obawiałam się, że wpadnie na inny pomysł. I cóż, jak pewnie wszyscy zakładacie, on postanowił ukarać mnie na swój sposób.
Przysunął się bliżej, siłą rozstawiając mi nogi i wdziewając na usta przesycony złośliwością uśmiech, który poszerzył się, gdy otworzyłam szerzej oczy. Musiało mu to sprawiać niesamowitą satysfakcję, że tak bardzo bałam się tego co może mi zrobić, a to z kolei przyprawiało mnie o depresję. Nie wiedziałam co mogłabym zrobić, prócz zdezorientowania jego osoby i pokazania, że ze mną trzeba się liczyć, niemniej jedyna myśl, jaka świtała w mojej głowie była tak okropna, że wzbudzała mój wstręt do siebie.
- To zabawne, że tak się boisz - wymruczał mi w ucho, lokując dłoń na wewnętrznej stronie mojego uda. Dobra, Aomi, akt desperacji. Potem będziesz miała czas na żałowanie. Uniosłam dłoń, łapiąc go za podbródek i przekręcając, by szybko wpić mu się w usta. Drugą rękę wplotłam w jego czarną czuprynę i w ten sposób odebrałam mu jakąkolwiek możliwość poruszania głową, przynajmniej dopóki nie wymyśliłabym co dalej. Powieki miałam kurczowo zaciśnięte, martwiłam się jaki widok by mnie napotkał, gdybym je uchyliła. Korzystając z tego, że nieco zwolnił uścisk, odepchnęłam się plecami od ściany i przechyliłam do przodu, zmuszając go do klapnięcia na podłogę. Co najgorsze, zaczynałam wczuwać się w swoją rolę, bo wciąż pozwalałam mu pogłębiać pocałunek, klęcząc między jego nogami. Objął mnie w pasie, przesuwając dłonią po moich plecach, ale gdy zaczął zbliżać się do tyłka, ugryzłam go w język, na co cofnął się natychmiast, urażony. Zanim jednak zdążyłby cokolwiek powiedzieć, musnęłam ustami szyję, nachylając się i opierając dłońmi na jego udach.
Tylko pornosa nakręcić.
Ty zafajdany demonie, jak cię dorwę to nie minie cię kastracja! Tak jakbym miała inną opcję, niż seria tych dziwnych czynności?! Myślisz, że to miłe?!
W sumie może nie jest specjalnie nie-miłe, ale cicho. Na całe szczęście, zgodnie z moimi oczekiwaniami, czarnowłosy przestał być tak zachłanny jak na początku i teraz wydawał się być już całkowicie rozluźniony. Śmieszna rzecz, czy to by znaczyło, że choćbym nie wiem co zrobiła, wystarczy go w taki sposób udobruchać? Objęłam jego szyję, trącając nosem jego policzek jak mały kociak, na co znów prychnął, tym razem jakoś bardziej rozbawiony.
- I tak to naprawisz - oświadczył, ale i tak znów przybiłam sobie mentalną piątkę, bo był już cholerną plasteliną w moich łapkach. O rany, ja rządziłam!
Choć nie, musiałam najpierw jeszcze coś sprawdzić.
- Naprawdę myślisz, że jestem w stanie cokolwiek naprawić? - spytałam, odsuwając się i unosząc brew, na co ten skrzywił się i westchnął ciężko, przewracając oczami.
- Jednak zrobię to sam. Ale ty... - zaczął, przybierając na powrót poważny wyraz twarzy. Mimo to i tak już wiedziałam, że będę zmuszona poniżyć się od czasu do czas, jak przed chwilą, by dalej opierdalać się bez żadnych przeszkód i... i rządzić! - Ale ty będziesz spełniać wszystkie moje zachcianki, kociaku.
Mimo wszystko chyba nie sądził, że mimo tego pokazu uległości stracę cały swój temperament, bo momentalnie się wyprostowałam, pukając się w czoło.
- Jasne, kurwa, może ci jeszcze będę śniadania do łóżka podawać w samym fartuszku, co? Popierdoliło cię?
Przechylił się, popychając mnie na ziemię i zatrzymując twarz milimetr nad moją, ze świecącymi się czerwonymi oczami, ale na moje szczęście do naszych uszu doleciał płacz, na który to on, on!, zerwał się i pognał do pokoju. Przekręciłam się na brzuch, układając głowę na skrzyżowanych rękach i przyglądając przez szparę w drzwiach jak ten chodzi z dzieckiem na rękach.
Chyba właśnie poczułam jak to jest położyć paluchy na władzy.

~***~

Pozwoliłam sobie przyglądać się jak Madara naprawia kamery, siedząc na biurku i majtając nogami, co świadczyło o tym, że obmyślam iście szatański plan. Na łóżku Ryu gaworzył sam do siebie, wpatrując się w sufit, na którym, za pomocą jutsu, wyświetliłam iluzją jakieś migające kropeczki i zwierzątka, bym miał się czym zająć. Ogólnie strasznie grzeczny dzieciak, będę musiała coś z tym zrobić, bo nie idzie wytrzymać.
Ja w jego wielu darłam japę 24h na dobę i plułam na każdą osobę, która brała mnie na ręce. Przynajmniej tak wynikało z nostalgicznych opowiadań mojej babki i matki, która z grymasem wspominała o liczbie bluzek, które jej w ten sposób zniszczyła. Doszło nawet do tego, że podczas takich opowiastek, stwierdziła, że to był wystarczający powód by zostawić mnie zimą na pastwę losu. Cudowna była z niej matka, wolała wrócić do Rezydencji, gdzie miała wszystko podtykane pod nos, a mnie zostawiła samą. Niby rozumiałam, że nie mogła mnie wziąć ze sobą, prawo Śmierci nie pozwala żywemu dziecku przebywać powyżej określonej liczby, choć nigdy nie tłumaczono mi czemu tak jest. Po prostu w czasie odwiedzin u babci w pewnym momencie wyrzucano mnie przez drzwi, wołając za mną "Kocham Cię, mordeczko", jakby to miało złagodzić ból, jaki odczuwałam gdy przyjebałam ryjem w mur lub ścianę.
- Powiem Peinowi, żeby przemalował swoje biuro na oczojebną żółć - stwierdziłam, wychylając się do przodu i przekręcając, by spojrzeć, czy monitory, ułożone po ścianą, chwytają w końcu jakiś obraz, czy dalej tylko sypią śniegiem.
- Skąd pomysł, ze możesz mu rozkazywać? - zagadnął czarnowłosy, a ja ściągnęłam brwi, zastanawiając się nad jego pytaniem. To to nie było oczywiste? Nie doszedł jeszcze do wniosku, że powinnam mieć jakieś prawa, jakieś przywileje, skoro już zostałam ukarana małżeństwem? Trzeba zachować równowagę świata!
- W hierarchii stoję wyżej niż on - odpowiedziałam, wzruszając ramionami, a Tobi spojrzał na mnie pytająco, odrywając się od pracy. - Jestem ważniejsza od wszystkich członków! - dodałam jeszcze pewniejszym głosem, pstrykając palcami, by któryś z umarlaków podał mi szklankę wody. Nie, że musiałam go kopnąć w martwy zad prądem, żeby przestał się wlec, przecież jak zwykle Mieczysław okazywał mi zaskakujące oddanie.
- Niby dlaczego?
- O ile moje informacje są aktualne, Nagato nie może urodzić ci dziecka. Ja mogłam - oświadczyłam, wbijając przeszywający wzrok w trupa, który utrzymując jak największą odległość odłamał sobie rękę, w której trzymał szklankę, i wyciągnął ją do mnie. Sprytnie, stał tak daleko, że nie mogłam go złapać za szmaty.
Niektóre umarlaki wykazywały zaskakującą tendencję do wyszukiwania nowych sposób, by uniknąć kontaktu z moim butem. Martwiło mnie to.
- Ale Nagato jest w stanie zarządzać całą siedzibą tak, że ja nie muszę się za bardzo wtrącać - stwierdził Madara, prychając, jakby mój punkt widzenia wydawał mu się wyjątkowo głupi. Też mi coś, jeśli jeszcze kiedyś będzie chciał potomka, to niech zapierdala do tego swojego Peina. Zirytowania, nie panowałam zbytnio nad tym co mówię, przez co z moich ust wydobyło się tylko przesiąknięte jadem:
- Ja też tak mogę!
Wydaje mi się, że ten upierdliwy Uchiha tylko na to czekał, bo odchylił się do tyłu, spoglądając na mnie prowokująco i uśmiechając się perfidnie. Zaraz potem z jego ust wydobyło się jedno słowo, a ja już wiedziałam, że wpakowałam się w coś brzydkiego.
- Zobaczymy.
Pewnie, zobaczymy! Udowodnię, że jestem w stanie sprawować władzę nad organizacją, przedstawię się jako wspaniały i wymagający przywódca i wywrę dobre wrażenie. Nie wiem po co, ale to może być dobre doświadczenie przed tym jak zarżnę Madarę i Nagato jak dwa prosiaki i przejmę Akatsuki. Potem rozwalę wioski, zniszczę Hebi i zwiąże ze swoją osobą cały świat ninja, by sprowadzić na niego ciemność.
Niech wszędzie walają się szczątki, niech zapachem krwi przesiąknięta będzie ziemia.
Wtedy będę naprawdę szczęśliwa!
_________________________________________________________________________
Jak ja nienawidzę tego rozdziaaaału. Gardzę nim całą swoją osobą, najchętniej zamknęłabym oczy i najechała myszką na usuń, ale wydaje mi się, że musiałam przedstawić sytuację, w której Aomi upora się ze swoim "małżeńskim problemem", bo dopiero wtedy będę mogła przejść do dalszego etapu.
Nie napiszę wam tym razem enjoy, bo to największe zło jakie wyszło spod moich palców.
Nie czytajcie...

Rozdział z dnia 23.01.2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy