- Niebezpieczeństwo zlikwidowane, odwołać czerwony alarm - powiadomiłam demona, widząc jak matka rozkazuje swoim lokajom wynosić walizki. Jej wizyta dobiegła końca, choć przeciągnęła ją do granic możliwości, zmuszając mnie w końcu do odbycia bardzo poważnej rozmowy o zabezpieczeniach, chorobach układu rozrodczego i niebezpieczeństwach związanych z zachodzeniem w ciąże w tak młodym wieku. Naprawdę, bardzo wzięłam sobie do serca jej słowa, zwłaszcza, że do jasnej cholery, były spóźnione o dobry rok. Na całe szczęście babcia, która postanowiła zostać jeszcze przy tej komicznej konwersacji, trzymała ostro moją stronę, wyszydzając matkę pod każdym względem by tuż po zrujnowaniu zdrowia psychicznego swej białowłosej córki opuścić siedzibę i powrócić do swych obowiązków Śmierci.
Pozwoliłam się jeszcze przytulić, choć z mojego gardło wydobyło się głośne warknięcie, i przy wesołym akompaniamencie wygrażań Akasiów, którzy wciąż przeżywali wszystkie przegrane w pokera, matka skierowała swe kroki na podwórze. Wyszłam tuż za nią, co było błędem, bo jej środek transportu spadł prosto z nieba. Dosłownie, bo matka użyła błyskawicy do przemieszczenia się do swojej prywatnej rezydencji, przez co prezentowałam się z odstającymi, przypalonymi włosami i zaczernioną twarzą. Zamknęłam drzwi, odwracając się i opierając od drzwi, by przez parę minut nasłuchiwać, czy niczego nie zapomniała. Gdyby tak się stało, otworzyłabym drzwi tak zamaszystym nosem, że może udałoby mi się ją pierdolnąć w nos! Mwhahahaha!
Jeśli chcecie wiedzieć co się ostatnio działo, to nic nadzwyczajnego. Ot, zemściłam się na moich towarzyszkach, farbując je na różowo (chodziły tak jeden dzień, póki nie znalazły odpowiedniego jutsu), ogoliłam Deidarze pół głowy gdy spał, a sama zaczęłam cierpieć na bezsenność, martwiąc się, że w nocy stanie mi się krzywda. Co tu się dziwić, skoro ten zadufany pajac nie miał zamiaru oddać mi we władanie łóżka, a i nie pozwalał spać w wannie. Jedyny powód, dla którego mogłam wypatulić się ze szczelnie okrywającej mnie, zupełnie jak kokon larwę, kołdry było sprawdzenie Ryu, utulenie go do snu, nakazanie demonowi przewinięcia i przeczytanie mu bajki. Swoją drogą zaczęłam doceniać jak wiele robiła Shi, gdy jeszcze razem mieszkałyśmy, dwie noce, a ja już mam wory pod oczami, których nie zakryłyby nawet cztery tony tapety - której i tak nie używam, ze względu na to, że moja twarz jest idealna w każdym szczególe i to byłaby zbrodnia przeciw wszelkiej estetyce tego świata!
Ziewnęłam, nie przejmując się palącymi się włosami, ale widocznie komuś zaczęło to przeszkadzać, bo zgasił jeden z płomyczków dwoma palcami.
- Hanai, ogarnij się. Wstyd mieć taką żonę - mruknął Madara, strasznie zawiedziony moim wyglądem, przez co ledwie opanowałam się, żeby nie rzucić się na niego z zamiarem ukatrupienia. Spokojnie, spokojnie, masz ważniejsze rzeczy na głowie, nie przejmuj się tym patafianem, on nawet nie zasługuje na twoją uwagę.
Wyprostowałam się dumnie, zaciskając usta, i ruszyłam korytarzem, pokazując mu środkowy palec.
Zupełnie jakbym kiedykolwiek go prosiła o zostanie jego żoną, żałosne, co też on sobie myślał!
Upewniwszy się, że zniknęłam już z zasięgu jego oczu, przystanęłam na korytarzu i niby to mimochodem zerknęłam w lustro, krzywiąc się zaraz. Dobra, nie wyglądałam może specjalnie zjawiskowo - wyjątkowo teraz, zazwyczaj promieniuję pięknem i w ogóle - co nie znaczy, że można mnie obrażać! Obróciłam się w stronę zwierciadła i potarłam opuszkami palców sine obwódki pod oczami, zsuwając palce na blade policzki.
- Co ja paczę, co ja widzę, un? - usłyszałam i odskoczyłam do tyłu, krzyżując dłonie za plecami. Warknęłam na blondynkę, wzdychając zaraz z ulgą, że to tylko on. Jeszcze brakowałoby mi, żeby ten jebany czarnul zobaczył, że wzięłam sobie jego słowa do serca.
- Czy Miyu cię czasem nie szuk...
- Nie, un! - przerwał mi natychmiast Deidara, purpurowiejąc i rozglądając się nerwowo. Uśmiechnęłam się szatańsko, opuszczając głowę, by móc bezkarnie przyglądać mu się spod byka. Czyżby moja głupiutka, niewychowana neko zaczęła sprawiać blondynce kłopoty? Zauważył już, że nie jest w stanie sprostać jej wymaganiom i w żaden sposób nie ujarzmi tej dzikiej kocicy?
Komiczne!
- Kukuku, czyżby Dei-gej chował się przed Miyu-chan? - spytałam słodko, przechylając głowę na bok i wdziewając na usta przesłodzony uśmiech. Ta mina przychodziła mi coraz łatwiej, kwestia przyzwyczajenia, zwłaszcza, że było sporo sytuacji, w których mogłam ją zastosować. Była nie tylko doskonała na nieznajomych, których wykorzystywałam na słodkie oczy, ale też na moich współpracowników - nie dawali się nabierać, ale przerażał ich ten widok uroczej mnie.
- Stul pysk, suko, un - warknął, zaciskając pięści, a ja stanęłam na palcach i zerknęłam mu przez ramię, unosząc brwi.
- Czy to nie Miyu? Miyu! Tutaaaj!
Tak jak się spodziewałam patałach prześlizgnął się pod moimi nogami i skulił na ziemi, powtarzając "Ratujunratujunratujun" niczym mantrę, która ocali go przed niewyżytym pchlarzem. Zarechotałam wrednie, kopiąc go piętą w plecy i odgarniając włosy z twarzy.
- Pomyliłam się, to jednak tylko doniczka.
Musiałam naprawdę szybko spierdalać przed jego latającymi sowami, które wybuchały centymetry ode mnie, przez co skakałam po ścianach i suficie, wrzeszcząc z całych sił, nie ze strachu, ale z podniecenia. Dawno już nie musiałam unikać bliższego spotkania z ładunkami wybuchowymi, podczas pobytu mamuśki przez jakiś czas wcześniej, wszyscy znów traktowali mnie ulgowo, czego tak nie lubię. Uchylali się przed moimi prowokacjami, mając na uwadze, że moja matka może zetrzeć ich w proch. To samo zresztą babcia. I Madara, który od czasu spotkania w jego tajemnych mieszkanku, wydawał się wyjątkowo dominujący, na każdym kroku podkreślając, że jestem jego własnością. Skończony idiota, robiłam mu coraz większy wstyd, byleby tylko w końcu się ode mnie odwalił. Ile można udawać, że przejmuje się fałszywą żoną, no?!
Teraz, po zniknięciu białowłosej, starej jak świat, Hanai była nadzieja, że da mi spokój.
Wykręciłam w ostatniej chwili i pomknęłam w ślepy zaułek, słysząc za sobą ostatki wybuchowych sów, które w większości rozbiły się na ścianie. Zakryłam twarz dłońmi, zamknęłam oczy i wbiegłam w ścianę, przechodząc na drugą stronę i wpadając na stolik z wazonem, który zaczął się chwiać. W ostatniej chwili zdołałam paść na ziemię i go złapać, sapiąc cicho, by wyrównać oddech.
Znałam już wszystkie tajne przejścia i kryjówki w siedzibie. Była to niewątpliwa zasługa mojego instynktu i zmysłowi prawdziwego ninja, więc...
To nie wyczytałaś tego z tej mapy, którą znalazłaś u Uchihy?
Houkou, skurwielu, wszystko psujesz! Demon zaśmiał się wesoło, materializując obok mnie w tym przedsionku. To był doskonały punkt, bo iluzja była na tyle silna, że ktoś, kto nie wierzył w istnienie tego miejsca naprawdę czuł pod palcami ścianę, w miejscu, w którym ja przebiegłam. Fantastyczne jutsu! Co prawda na początku wbiłam się ryjem w mur parę razy, nie rozumiejąc jakim cudem mam się tam dostać, póki nie kopnęłam w nią i nie wyjebałam się na ziemię, gdy moja noga przeszła na wylot.
W każdym razie nie było tu żadnych drzwi. Żadnych okien, szybów wentylacyjnych, klimatyzacji, niczego. Podeszłam do stolika na środku pokoju i rozwinęłam skrawek papieru, unosząc długopis i podgryzając go.
~ Tak w sumie to niczego jeszcze nie zrobiłaś - stwierdził paskudnie białas, a ja zdzieliłam go w łeb, bełkocząc coś o braku wiary w moje możliwości. Musiałam jakoś zapanować nad swoją listą. Tak, zrobiłam listę priorytetów. W końcu muszę ogarnąć co podbijać pierwsze, kogo się po kolei pozbywać, kogo zaciągnąć do służby, zdradzić, zabić, ukamienować i takie tam. Moja lista była dość długa, a pierwszym punktem było "Przejąć realną władzę w Brzasku". To przecież nie jest takie trudne. Już dawno miałam się za to zabrać, ale tyle rzeczy na głowie miałam, rozumiecie.
~ A teraz nie masz dużo na głowie? - Przestaniesz mnie krytykować, czy mam poprosić o przysłanie mi demona z twojego ulubionego piekielnego kręgu? Wiesz, tego, w którym wszyscy się pieprzą na okrągło?
Białowłosy zbladł i odchrząknął, przypomniawszy sobie jak kiedyś chamsko zostawiłam go za karę w centrum orgii.
~ Kiedy zaczynasz swoją próbę? - zapytał, starając się odciągnąć moją uwagę od tego nieprzyjemnego dla niego tematu, a ja zamyśliłam się, przykładając dłoń do ust. W sumie Madara określił, że mogę zacząć kiedy chcę. W dalszym ciągu sceptycznie podchodził do mojego pomysłu, ale widywałam go na tyle rzadko, że między jedną, a drugą wredną odzywką mogłam sobie odpocząć i odetchnąć.
Może i Tobi stawał się jak plastelina, kiedy się do niego przyklejałam, ale za bardzo obrzydzało mnie to co robiłam, bym mogła to rzeczywiście wykorzystywać. Dlatego nie dałam mu się dotknąć odkąd klepnął mnie w tyłek tydzień temu. Zniewaga, hańba, upokorzenie. Inaczej tego nazwać nie można, więc wtedy strzeliłam go w pysk i zwiałam. I jakoś udało mi się do tej pory unikać jego dłoni na mojej skórze, zwłaszcza, że w nocy wypracowałam sobie nowy odruch. Za każdym razem gdy jego dłoń choćby mnie musnęła, włączał się mój nowy tryb - rzucaj się jak wściekły pstrąg wyjęty z wody. Toteż Tobiasz zaraz odsuwał się na sam skraj łóżka, a ja dalej pochrapywałam, układając się wygodniej. Mwhahahah, jestem tak zajebista, że mogę się przyzwyczaić do wszystkiego! Nawet do spania przy kolesiu, którym gardzę!
~ Miyu usiłuje nakarmić Ryu śledziem. Idę tam - rzucił oschle Hou, znikając zaraz w kłębie drażniącego dymu. Zadziwiające, ale chyba polubił mojego synka! To pewnie dlatego, że kazałam mu z nim siedzieć każdej nocy, niespokojna, że Zetsu nagle zgłodnieje, albo Kakuzu wpadnie na pomysł handlu dziećmi. Nigdy nic z nimi nie wiadomo.
Wzięłam głęboki oddech i pędem wybiegłam z mojej kryjówki, pędząc przez zniszczony korytarz do kuchni.
~***~
Ta sytuacja odrobinę się skomplikowała. Stałam w jednym kącie pokoju, trzymana w żelaznym uścisku przez Hidana, podczas gdy po drugiej stronie Shi swoim medycznym jutsu starała się doprowadzić do ładu Miyu z rozległym oparzeniem na nodze, złamaną ręką i raną na ramieniu, Kakuzu, z oderwaną ręką, a także Deidarę, który choć cały, kiwał się w przód i w tył, zdradzając problemy na podłożu psychicznym. W sumie to nie miało się kończyć w ten sposób.
Kiedy weszłam, myślałam, że wszystko będzie w porządku skoro demon przybył tu przede mną, ale było wręcz przeciwnie. Stał nad neko, trzymając na rękach zapłakanego, obrzyganego chłopczyka, spoglądając na nią tak chłodno, że dziewczyna nie ruszała się, mimo bólu, jaki musiało wywołać w niej czerwone oparzenie, rozciągające się na całe udo. Akurat zrobiłam parę kroków, gdy uznała, że nie może tego puścić płazem i wyrwała się do przodu, wrzeszcząc przeraźliwie i wyciągając pazury, które zaskoczyły białowłosego wystarczająco, żeby nie zdołał odskoczyć. Zakrył więc tylko mojego synka, który wybuchnął jeszcze przeraźliwszym szlochem, widząc, że jego ulubiona niania doznała uszczerbku na zdrowiu. Wkroczyłam ja, łapiąc rudą za nadgarstek i rzucając nią o ścianę, ale zwinnie odbiła się od niego i złożyła parę pieczęci, przez co strumień wody wystrzelił z kranu i uderzył we mnie z cała siłą, zwalając mnie z nóg. Przeturlałam się po ziemi, rozszalała ze wściekłości, i zerwałam na równe nogi, odwdzięczając się jutsu ziemi. Drzewo zza okna wystrzeliło w stronę kocicy, ale jej refleks pozwolił jej umknąć i dmuchnąć ogniem. W tym samym czasie ja już byłam za jej plecami i kopnęłam ją z całej siły, skupiając chakrę w nodze. Dziewczyna przeleciała przez ścianę, wpadając do salonu i uderzając z impetem w kanapę, z której sekundę wcześniej zerwał się Kakuzu z Deidarą. Miyu przykucnęła, grymasząc i opierając dłonie na ziemi, a potem zaczęłam biec jak prawdziwe zwierzę, tak szybko, że zdezorientowana zapomniałam włączyć Trybu Likwidacji, co pewnie pozwoliłoby mi uniknąć mocnego ciosu w brzuch. Splunęłam krwią, czując jak organy niemal mi wybuchają, i to był w sumie koniec mojej cierpliwości. Bo musicie wiedzieć, że jeszcze wtedy nie miałam zamiaru jej zabić.
Niesiona impulsem wyciągnęłam dłoń i wyszarpałam z nicości kosę, obracając ją w palcach i wbijając rękojeść w tchawicę dziewczyny, tym samym zmuszając ją do cofnięcia się. Następnie rozcięłam kciuk i skropliłam ziemię pod stopami, składając szybko pieczęcie, by wyposażona w swój tryb, broń i kekkei genkai, wystrzelić do przodu i zamachnąć się w stronę szyi neko. Ledwo udało jej się uciec, ale zadrasnęłam ją na całej długości, co zauważyła, wymacując skórę na szyi i dostrzegając szkarłatną ciesz na palcach. I ona widocznie przestała się cackać, bo twarz uległa drobnemu przekształceniu, nadającemu jej wygląd zdziczałego kota. Syknęła, ruszając rękoma, z których wyciągnęły się niczym stalowe ostrza mocne pazury. Oczy rozbłysły niebezpiecznie, a przy ciele zaczęłam dostrzegać wyładunki elektryczne.
Pierwszy raz widziałam ją tak poważną. Na ogół jest leniwa, znudzona i ogranicza się do atakowania niczym skrytobójca, z tyłu, z natychmiastowym pozbawieniem ofiary życia. Kiedy mieszkałyśmy razem w psychiatryku nie była specjalnie agresywna, ale z pewnością szalenie pewna siebie - nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie znałam jej grzeszków, przez które wylądowała w tym samym miejscu co ja, a ona nie kwapiła się, żeby o nich opowiadać. W Akatsuki również nie zachowywała się jak morderca rangi S, sami zresztą to wiecie, a mimo to Pein pozwalał jej tu zostać. Przez pewien okres czasu myślałam, że to wyłącznie ze względu na mnie, ale teraz miałam co do tego wątpliwości, zwłaszcza gdy zniknęła i z szybkością błyskawicy znalazła się przy mnie, przeszywając pazurami skórę na moim policzku. Skontrowałam jej atak na ile mogłam, odbijając ją od siebie kosą i natychmiast przechodząc do ataku, dzięki czemu udało mi się wbić jej ostrze w ramię. Pomieszczenie przeszył mój wrzask euforii i rzuciłam na ziemię swoją broń, kierując się już nie emocjami, wspomnieniami, sympatią, ale rządzą. Uderzyłam nogą o podłogę, a lód powędrował od moich stóp ku Miyu, przytrzymując na moment w miejscu, dzięki czemu doskoczyłam do niej i złapałam ją za rękę, łamiąc ją niczym patyczek. Poraziła mnie prądem - to był jeden z elementów, które miała opanowane najlepiej - i postanowiła skupić się na taijustsu, bo wydostała się i zaczęła uderzać we mnie z częstotliwością karabinu maszynowego jedną ręką. W sumie lałyśmy się już na serio, na śmierć i życie, wykorzystując jutsu, umarlaki, ogon, wszelkiego rodzaju broń, a nawet sprzęty domowe. Nie widziałam już Hou i Ryu, nie wiedziałam gdzie są, moje zamglone spojrzenie było w stanie dostrzec tylko Miyu, którą złapałam za kłaki, raz po raz wstrząsana elektrycznością, i przygrzmociłam jej głową o ścianę. I jeszcze raz, jeszcze, jeszcze, póki nie zatoczyła się, ale nawet wtedy naskoczyłam na nią i złapałam za ramiona, by upewnić się, że przyrżnie tyłem głowy w twardą posadzkę. Objęłam dłońmi jej szyję, gotowa zmiażdżyć tchawicę, ale wtedy ktoś zamknął mnie w żelaznym uścisku i odtoczył się do tyłu, nie rozluźniając mimo mojego bicia, parzenia ogniem, zamrażania, gryzienia i wszystkiego, czego mogłam użyć.
Powoli docierał do mnie obraz świata realnego i już nie tylko widziałam Miyu, ale też klęczącą nad nią Shi, zmasakrowane ściany, twarzy członków i mojego demona, z uśmiechem wykrzywiającym jego przystojną twarz. Ryu wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, ciągnąc Houkou za uszy, a ja uspokoiłam się na tyle, by dosłyszeć głos. Ktoś się do mnie zwracał.
- ...stało?! Aomi, słuchasz mnie? Skąd ta bitwa, do jasnej cholery? - Hidan. To on trzymał mnie, bo jako jedyny mógł sobie na to pozwolić, ze świadomością, że i tak nie jestem w stanie go zabić.
- Nie wiem - odparłam sucho, a siwus westchnął ciężko, jakby doszedł do wniosku, że nie kontaktuje jeszcze zbyt dobrze.
- Nie oszczędziłyście nikogo, kto wam wszedł na plac boju - powiadomił mnie zadziwiająco spokojnie,a ja tylko mruknęłam coś pod nosem, błądząc spojrzeniem pośród zebranych. Był tam Nagato, z pulsującą na szyi żyłką i żądnym krwi wzrokiem, który najwyraźniej oceniał straty równie skrupulatnie co Kaku. Jeśli o Skarbonkę chodzi, szybko przyszył sobie ramię i podniósł się, spoglądając na mnie ze wstrętem.
- Odliczę ci to z pensji - oświadczył, a ja uniosłam górną wargę, prezentując zęby niczym drapieżnik.
- Rozpruję cię, jebany szmaciarzu - zagroziłam, ale zignorował moje słowa, przepychając się z przekleństwami przez tłum i znikając we wnętrzu siedziby. Podszedł do mnie Pein i wbrew wszelkiej logice, wyszarpał z uścisku Hidana, ciągnąc za sobą. Nim opuściłam kuchnię, zdołałam jeszcze posłać półprzytomnej rudej wściekłe spojrzenie. Niech wie, że w tej chwili zniknęła z mojej listy tolerowanych osób. Podnoszenie ręki na moje dziecko to błąd, który może kosztować życie.
Nie zdążyłam się nawet pozbyć całej mojej morderczej aury, gdy Pein wrzucił mnie do swojego biura, warcząc pod nosem.
- Mógłbyś mieć oko na tą małolatę, skoro już się w to bawisz! - ryknął, a ja zamrugałam, nie rozumiejąc do kogo mówi, dopóki ktoś nie zachichotał dziecinnie. Ta osoba siedziała w fotelu Liderka i dopiero po chwili zauważyłam, że to Madara się tam wyleguje, opierając głowę na dłoniach i uśmiechając się pogardliwie.
- Nagato-kun nie powinien się tak denerwować, to psuje zdrowie - zauważył wciąż głosem Tobiego, na dźwięk którego automatycznie mocniej wbiłam paznokcie w dłonie. Tymczasem czarnowłosy przeniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się sadystycznie. - Chodź tu.
No nie! Chyba nie sądził, że zareaguję na taki rozkaz! Spojrzałam na Liderka, szukając u niego jakiegokolwiek wsparcia, które umocniłoby mój hart ducha, ale ten zwieszał luźno ramiona, licząc pod nosem do stu. Normalni ludzie liczą do dziesięciu, ale jemu to nie wystarcza, bo wciąż jest wtedy wkurwiony jak byk, któremu się macha przed pyskiem czerwoną płachtą.
- Ao, słyszałaś mnie? - spytał Madara, unosząc lekko brwi w konsternacji, a ja zacisnęłam usta, nie zamierzając się ruszyć. Zmrużył oczy, niezadowolony z mojego sprzeciwu.
- Chcę zacząć próbę - oświadczyłam stanowczo, podnosząc się z ziemi i prostując plecy. Zazwyczaj chodzę tylko delikatnie przygarbiona, z dłońmi wepchniętymi w kieszenie, albo zaciskającymi się na jakimś narzędziu mordu, ale teraz musiałam sprawiać wrażenie autentycznie władczej.
- Nie ma mowy! Jesteś nieodpowiedzialnym bachorem, rozwaliłaś kuchnię i omal nie zabiłaś swojej partnerki! - wrzasnął Nagato, któremu najwidoczniej przeszkodziłam liczenie, przez co znów się zdenerwował. Jego twarz była okryta cieniem, co ciągle wydawało mi się dziwaczne, więc podeszłam do biurka i chamsko włączyłam lampkę, kierując nią na twarz Lidera. Jak podejrzewałam, cień został na swoim miejscu, a nawet pogłębił się, więc Peinuś się wkurwił maksymalnie.
- Nie ma możliwości, żeby ktoś taki jak ty miał rządz...
- Zamknij się, Nagato - mruknął Madara, ze znużeniem przypatrując się naszej bitwie na spojrzenia. - Uważam, że to dobry pomysł. Po tym co zobaczyłem chwilę temu myślę, że będzie... interesująco, prawda, kochanie?
Te słowa skierował co prawda do mnie, ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji i wściekać się z powodu słowa "kochanie". Odwróciłam za to lekko głowę, wciąż kątem oka spoglądając na Peina, i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Oczywiście, że tak.
- Ale ona znis...!
- Zamilkniesz w końcu? - zniecierpliwił się Madara, a Nagato zazgrzytał zębami i usiadł na krześle. Pierwszy raz siedział po niewłaściwej stronie biurka, było mi z tym dziwnie niekomfortowo. - Może podbijemy stawkę, co Aomi?
- Hę? - tylko tyle zdołałam wydusić, zdekoncentrowana widokiem naburmuszonego Lidera, którzy krzyżował ręce na torsie. Odwróciłam się w stronę Uchihy, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Co powiesz na zakład? Jeśli przez tydzień zdołasz zarządzać siedzibą w taki sposób jak Pien to wygrasz i będziesz mogła czegoś zażądać - wytłumaczył mi cierpliwie, uśmiechając się kącikiem ust. Musiałam przetrawić tą informację, by określić co dokładnie miał na myśli, choć do głowy cisnęła mi się uparcie jedna rzecz, wywołująca błysk w oku.
- Będę mogła nakazać ci oddania mi władzy nad Brzaskiem? - spytałam, zadzierając głowę do góry, a Liderek zakrztusił się śliną, spoglądając wpierw na mnie, a potem na Tobiego. Ten drugi całkowicie zignorował przerażenie rudego i zamyślił się, by po chwili wzruszyć ramionami.
- Czemu nie? Ale żeby było uczciwie, jeśli przegrasz będziesz musiała dostosować się do jednego mojego polecenia - oświadczył czarnowłosy, a ja otworzyłam usta, ledwo powstrzymując się przed wrzaskiem radości. Czy wy to słyszycie? Mogłam zdobyć władzę, nie pozbywając się dwóch silnych osobników, a robiąc z nich swoich pachołków! A jedynym, co mogłam stracić, była odrobina honoru, kiedy w pełni dostosuje się do czyjegoś rozkazu! Przecież już niejednokrotnie je wypełniałam, co to dla mnie za różnica?
Może jednak powinnaś to przemyśleć zanim się zgod...
- Stoi! - krzyknęłam, uśmiechając się wariacko i kompletnie ignorując obawy mojego demona. Usłyszałam jego prychnięcie, sugerujące, że się na mnie obraził, i zniknął z zakątków mojej jaźni, zamykając się za swoją wyjebaną kratą.
Nie czekając na dalsze słowa, odprowadzana spojrzeniem zdziwionego Lidera i zadowolonego z siebie Madary, wyszłam, by zaraz stanąć naprzeciw Shi, zdmuchującej kosmyk włosów z twarzy. Uniosła brew, po czym gwałtownie wyprowadziła cios w przeponę, na co zgięłam się w pół i upadłam na kolana, zbyt zaskoczona, by móc się obronić.
- Idiotko, gdzie popierdalasz taka zakrwawiona?! Widziałaś się w lustrze, wyglądasz jakbyś wpadła do sokowirówki! - warknęła, łapiąc mnie za szmaty i ciągnąc do swojego pokoju. Kiedyś co prawda też tam mieszkałam, ale w tej chwili stały tam tylko dwa łóżka, przez co pokój wydawał się dziwnie duży i... pusty.
I pomyśleć, że dobry rok temu stałoby tu pięć wyrek powalonych kryminalistek.
~***~
Świeża, czysta i pachnąca siedziałam sobie za biurkiem w MOIM biurze, popijając kawę z fikuśnej filiżanki. Musiałam najpierw stwierdzić co można by zmienić w tym ponurym biurze, w którym nawet światło z okna nie jest w stanie przebić się przez mrok. Lider był niezadowolony, bo od teraz musiał być zwykłym, szarym członkiem organizacji, a jego ostatnim zadaniem jako szefa było powiadomienie wszystkich, że począwszy od dziś muszą wypełniać moje rozkazy. To było wyłącznie dla ich dobra, bo widząc ich załamanie gotowa byłabym ich zabić.
Drzwi otworzyły się i wszedł Pein, niosąc na rękach jakiś plik kartek, na który rzuciłam okiem, zbyt znudzona by dopytywać co to.
- Przyniosłem ci dokumenty, musisz je wypełnić, skoro chwilowo zajmujesz moje miejsce. - powiadomił mnie, a ja pociągnęłam ostatniego łyka z kubka i zamachnęłam się, rzucając nim prosto w czoło rudzielca. Pewnie zdążyłby się uchylić, gdyby nie Zenuś, który lojalnie przytrzymał w miejscu jego głowę, a potem beknął i wrócił do rozkręcania szafki w rogu.
- Gdzie szacunek do szefa, Nagato? Powtórz to właściwie - no proszę, czyli nawet ja potrafię się wyrażać jak mafijny boss. Znaczy, ja wiedziałam, że tak umiem! Pein zacisnął zęby, wpatrując się we mnie z mordem, ale odpowiedziałam mu chłodnym spojrzeniem.
- Ty nigdy nie okazywałaś mi szacunku! - warknął gardłowo, a ja uśmiechnęłam się kpiąco, siadając prosto i wzrokiem nakazując mu usiąść. Nie miał najwyraźniej zamiaru tego uczynić, więc wpatrywałam się w niego jak sroka w gnat, póki zniecierpliwiony nie opadł na krzesło, sycząc pod nosem.
- Nieistotne. Jestem nowym Liderem i masz się do tego dostosować. Czekam.
- Przyniosłem ci dokumenty... Liderko - rzucił przez zaciśnięte zęby, a ja podniosłam się, żeby poklepać go po policzku i automatycznie uchyliłam przed jego ciosem. Zaraz potem z rozbawieniem dostrzegłam, że rudy opuszcza w pośpiechu pomieszczenie, klnąc i plując sobie w brodę, że nie może mnie zlikwidować.
- To nie było takie trudne, prawda Peinuś? - uwielbiam, kiedy ktoś tak trzaska drzwiami, że drży całe biuro.
Zamierzałam zignorować papiery, póki Madara nie zniósł mi całej kolumny, zostawiając bez słowa na biurku i znikając. Było tego tak dużo, że zasłaniało mi widok na resztę biura, a ja nie zamierzałam poświęcać całego swojego czasu na uzupełniania pism, by znowu mieć wszystko pod kontrolą. O nie! Ja miałam inny plan!
Dlatego gdy ponownie wszedł Nagato, nie zdziwiłam się, że musiał zbierać szczękę z ziemi. Zaraz potem wydał z siebie tylko przerażony okrzyk i spojrzał na mnie rozjuszony. Znaczy tak mi się wydaję, akurat piłowałam pazurki.
- Aomi! Co to ma być?!
Musiałam się rozejrzeć żeby zrozumieć o co konkretnie mu chodzi. O wyburzoną ścianę i taras, który wybudowały zdechlaki? O pomarańczowo żółte ściany? O rząd krzesełek pod ścianą, a tuż obok nich o biurko, za którą zasiadała pani Jadzia? A może o tych trzech demonicznych lokajów, którzy właśnie podeszli do mojego stojącego w płomieniach biurka, prezentując mi trzy różne imbryczki z innymi rodzajami herbaty?
- Ale co?
- Czy był pan zarejestrowany na spotkanie z panienką Hanai? - wtrąciła się Jadzia, upijając łyka herbaty i zerkając na Nagato. Wyskoczyła mu żyłka na czole, a na twarzy spurpurowiał, więc uniosłam rękę, dając jej do zrozumienia, że może wrócić do pracy.
- Kto to jest? - wykrztusił, a ja uśmiechnęłam się wesoło, dotykając wargami filiżanki z waniliowo-karmelową cieczą.
- Pani Jadzia, zajmuje się dokumentami. Zatrudniłam ją jako swoją sekretarkę. Fajnie, co?
Liderka zamurowało, przysiadł na krześle i spojrzał na mnie zdumiony. Wykorzystałam tę chwilę, by zmusić Houkusia, ubranego w biały kostium lokaja, do przyniesienia mi zwoju.
- Zawołałam cię, bo mam zamiar wysłać cię na misje. Zauważyłam razem z Jadzią dużo luk, którymi się zajmiemy i ciebie nie ma tu być. Jedziesz do osoby, której zwój podpisany jest "Nie dotykać rzeczy Konan".
Pein zbladł, więc najwyraźniej dobrze podejrzewałam, że to była jakaś jego towarzyszka. Z tego co do mnie doszło od dobrych paru lat była szpiegiem dla Brzasku w jakiejś zatęchłej wiosce, gdzie zadomowiła się na tyle, że była konkubiną Lorda Feudalnego Kraju Mgły. Do chwili przeczytania akt nie miałam pojęcia, że taka dziura istnieje.
- Nie możesz wysłać kogoś in...
- Nie. Wyruszasz jeszcze dzisiaj, sam, wypierdalaj - rzuciłam, nie podnosząc na niego wzroku znad swojej teczki. Powoli wczuwałam się w rolę Liderki, albowiem miałam zamiar wygrać zakład z Madarą. Demoniczny lokaj numer 2 wyrzucił rudego z biura i zamknął drzwi, pędząc do stolika z ciastkami, podczas gdy jego konkurenci już karmili mnie słodyczami. Mam popierała, pierwszy raz chyba, moją stronę, wysyłając swoich ulubionych pupili by służyli mi na każdym kroku aż do ukończenia mojej służby szefa.
W następną godzinę wysłałam na zakupy Itasia, nakarmiłam i pobawiłam się z Ryu, podpisałam parę papierków, wybrałam najgorszą, najbardziej niewdzięczną i obleśną misję dla Miyu i Deidary - wiedząc, że ten drugi stara się unikać nekowatej - i zmusiłam Zetsu do wysprzątania siedziby. Zaraz potem omówiłam z Kakuzu sprawy naszego sejfu, nakazując mu i Kisame zająć się szukaniem niewolników, których można by sprzedać. Zaraz potem wpadł do mnie Hidan, niezadowolony, że pominęłam go w zadaniach. Kiedy już zjebałam go od największych cholerników i natrętów, usiadł, naburmuszony, i zjadł ciastka z mojego talerza, oblizując się obelżywie.
- Jako moja siostra powinnaś dać mi fajną misję - wytknął, a ja sapnęłam, przysiadając na rogu.
- Od dawna wiedziałeś, że jesteśmy spokrewnieni? - spytałam, krzyżując dłonie na piersiach. Od dawna już mnie to nurtowało, ale nie miałam okazji do zadania pytania, aż do teraz. No dajcie spokój, wy nie byłybyście ciekawe? Jako dziecko byłam przekonana, że prócz Asury - która wydzierała na mnie japę w każdej okazji - nie mam żadnej rodziny. W wieku 5 lat poznałam mamę, która nie zamierzała jednak ingerować w moje życie, o ojcu nic nie słyszałam. Babcia zabierała mnie do siebie w przerwy świąteczne i wakacje, zapoznając mnie z dalszymi krewnymi. Nie mogłam podejrzewać jednak, że mam rodzeństwo.
- Zawsze wiedziałem. Jak się urodziłaś, to ta stara purchawa, która śmie się nazywać naszą matką, zjawiła się w centrum walki, w środku mojej misji, i oświadczyła mi, że mam mieć świadomość, że jestem za ciebie częściowo odpowiedzialny.
- Że co?! - walnęłam tylko, wyobrażając sobie absurdalność tej sytuacji. To było bardzo w stylu mojej rodzicielki, tylko ona mogła odwalić taką akcję, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- To w jej stylu - powtórzył na głos moje myśli Hidan. - Choć na początku i tak nie miałem zamiaru cię widzieć. Wiesz, kolejne dziecko, które będzie zostawione na pastwę losu. Odwiedziłem cię dopiero gdy miałaś... 4 lata?
Zmarszczyłam nos, usiłując sobie przypomnieć taką sytuację w przeszłości. Niestety, mało kto chyba pamięta swoje dzieciństwo tak szczegółowo, by móc opisać każde odwiedziny, jakie w tamtym okresie mu złożono.
- Mieszkałam już wtedy z Asurą - zauważyłam, przypominając sobie moją opiekunkę. Nie żyła. Zginęła na jednej ze swoich misji, przedziurawiona kataną na wysokości przepony. Taką relację zdała mi babcia, ale gdy tylko stanę się pełnoprawną Śmiercią odnajdę Asurę i zrobię z niej swoją nieśmiertelną partnerkę do treningów! Albo Nianię, co bardziej by mi pasowało.
- Ta okrutna kobieta kazała mi płacić za twoje utrzymanie. Mówiła, że to rekompensata za to, że nikt się nie ruszył kiedy umierałaś z głodu na ulicy - oświadczył, wzruszając ramionami z westchnieniem, pewnie bardziej przejęty straconą kasa niż świadomością, że byłam na granicy życia i śmierci. Przyjebałam mu w tą pustą głowę, wiedząc, że faktycznie przypominałam wtedy raczej cień człowieka, patyczaka, niż pulchne, wesołe dziecko.
- Beznadziejny z ciebie brat, idioto - syknęłam z wyrzutem, a on zerknął na mnie, ściągając brwi.
- A ty myślisz, że od kogo dostałaś tę gitarę?!
Tym skutecznie zamknął mi usta. Byłam przekonana, że to Asura mi ją kupiła, a tymczasem okazywało się, że to od siwusa był prezent, którym zarżnęłam adeptów ninja - bandę zadufanych w sobie dzieciaków, szpanujących tym, że są w Akademii. Mnie nie chciano puścić z rówieśnikami, bo sprawiałam problemy wychowawcze, też mi coś! Zacisnęłam dłonie, wbijając paznokcie w skórę by ochłonąć. Wracając do gitary - kto kupuje taki szmelc?! Toć to się rozwaliło już po drugim ataku na głowę jakiegoś kurdupla!
- Zresztą z tego co wiem za długo z niej nie korzystałaś. Ta głupia Asura mogła cię powstrzymać.
Złapałam go za łańcuszek i przyciągnęłam do siebie, warcząc. Jak on śmiał źle wyrażać się o jedynej kobiecie z wioski, którą szanowałam? Całej reszty szczerze nienawidziłam. Na nieszczęście Hidan bez żadnych skrupułów zmiażdżył mi rękę swoją dłonią i wydostał się z uścisku, z nabożną czcią przesuwając palcami po metalowym wisiorku.
- Już chyba wiem, jakie dostaniesz zadanie - rzuciłam, starając się zmienić temat. Oczy Hidana rozbłysły fiołkowym blaskiem, więc pewnie uznał, że coś ekscytującego i z mnóstwem ofiar. - Zostaniesz moim osobistym Trenerem Od Kondycji!
- Trenerem? - powtórzył zbyt zaskoczony, by móc to pojąć, i było to jego ostatnie zdanie, bo jednym z liderkowych jutsu przeniosłam nas na salę treningową.
Członkowie korzystali z niej zadziwiająco często, biorąc pod uwagę fakt, że byli bandą śmierdzących leni, ale ja nie byłam w podobnym miejscu od miesięcy. To wszystko przez to, że zajęta byłam niańczeniem i wychowywaniem Ryu, a także próbami podporządkowania sobie tego cholernego Uchihy.
Zrzuciłam płaszcz i posłałam go w kąt, przyjmując pozycję obronną i unosząc z zaskoczeniem brwi na widok Hidana wciąż stojącego w miejscu i polerującego wisiorek. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na mnie i zamrugał parokrotnie, zdumiony.
- Co ty robisz? - spytał, a ja wyprostowałam się, nie wiedząc o co mu chodzi. Rozłożyłam ramiona, spoglądając na niego wyczekująco, ale nie zamierzał atakować.
- Eee...czekam aż zaczniemy walczyć?
Kto by pomyślał, że zjebie mnie tylko dlatego, że nie zrobiłam rozgrzewki. Wkurwiona na maksa odeszłam parę kroków i wyciągnęłam dłonie do przodu, robiąc dziesięć przysiadów. Zadowolona z siebie starłam urojony pot z czoła, by pokazać jak się rozgrzałam.
- Nie kpij sobie, smarkulo, i bierz się do roboty bo ci wjebię - rzucił oschle Hidan, a ja wydęłam usta i znów zabrałam się do dziesięciu przysiadów. Skończywszy, miałam zamiar się wyciągnąć, ale siwus pchnął mnie na ziemię i przycisnął do niej nogą, każąc robić pompki. Z początku szło mi opornie, ale wkrótce mięśnie przyzwyczaiły się do pracy i doliczyłam do stu, posapując cicho. Już miałam wstawać, kiedy ten bydlak zwalił się na mnie, siadając wygodnie i nakazując robić dalej. Było mi tak ciężko, że miałam ochotę poprosić demona o pomoc, ale Hidan, jakby czytając mi w myślach (kolejny, kurwa?!), kazał mi ćwiczyć samodzielnie. Następna stówka wycisnęła ze mnie mnóstwo potu i kosztowała sporo energii, ale dzidek nie tylko nie podniósł dupska, a jeszcze przywołał za pomocą jutsu dwa dziesięciokilogramowe worki, pod którymi zapadłam się i uderzyłam brodą w ziemię. Na drżących dłoniach próbowałam się podnieść, ale mięśnie odmawiały posłuszeństwa i co chwila upadałam, ilekroć odsunęłam się nieco od podłoża.
- Nie sądziłem, że jesteś takim mięczakiem. Jak ktoś chce liderować to powinien chociaż szczycić się nienaganną kondycją - wytknął mi kpiąco Jashinista, a we mnie się zagotowało ze złości. Nie zamierzałam się poddawać, musiałam dać z siebie wszystko, choćbym miała zacząć pluć krwią i jelitami! Nie jestem mięczakiem! Kierowana nienawiścią do całego świata zrobiłam pompkę. Dociągnęłam do setki, kiedy powiedział, że mam wstać, i choć nogi miałam jak z waty i musiałam podtrzymywać się ściany, to jednak podniosłam się, zaciskając mocno usta. Jego trening obejmował jeszcze zrobienie paru setek okrążeń wokół siedziby, w tym połowę z nim na plecach, a potem jeszcze blisko tysiąc brzuszków. Na koniec musiałam przez godzinę chodzić dookoła sali, trzymając go na wyciągniętych w górę rękach. Po wszystkim czołgałam się po ziemi w jego stronę, a kiedy oświadczył, że możemy zacząć walczyć, prawie wyzionęłam ducha. Zaraz potem przyjrzał się jak sunę po ziemi i roześmiał radośnie, jak przeklęty sadysta, który właśnie napawa się cierpieniem swej ofiary.
- Dobra, na dzisiaj koniec. Idę złożyć ofiarę, przygotuj się na jutro! - rzucił, znikając w kłębie dymu, a ja zaczęłam zmuszać demona do pomocy. Złapał mnie za nogi i zaczął ciągnąć do najbliższego pokoju, jako że biuro było za daleko, a on nie miał zamiaru zużywać na mnie chakry, bo zaraz znalazłaby go "ta banda dziwkarzy". Było to określenie dotyczące trzech demonów mojej mamy, bo jak się okazało, dwójka z nich była yaoistami, ale tylko jeden homoseksualistą, w dodatku szaleńczo zauroczonym postacią mego białasa. Jak tylko wstanę, to mu nakopię do dupy, teraz umieram!
Porzucił mnie tuż pod drzwiami i zaczął zwiewać, więc uznałam, że został dostrzeżony, ale nie zamierzałam w żaden sposób na to reagować. Zamiast tego zapukałam do pokoju, błagając by ktoś był w środku, a gdy drzwi się otworzyły zajęczałam z niemocy.
Zauważyłam jak czarny płaszcz mnie obchodzi dookoła i zostałam złapana za szmaty, a następnie rzucona na łóżko, na którym skuliłam się, słysząc tylko westchnienie za plecami. Przeciągnęłam się jak najdelikatniej - żeby czasem nie naciągnąć czegoś! - i ziewnęłam, odpływając do krainy snów. Wiem, może to niezbyt inteligentne, zasypiać w bazie pełnej morderców i gwałcicieli, ale teraz byłam ich szefem. Gdyby któryś na mnie chuchnął mogłabym wyrwać mu kończyny. Myślę, że Hidan i Madara też mieliby coś do powiedzenia, nie wspominając o Shi.
Kiedy się obudziłam i podniosłam, krzywiąc z powodu niemiłosiernie wielkich zakwasów, mój wzrok spoczął na rudzielcu, pracującym nad kolejną kukiełką. Czując na sobie moje spojrzenie, odwrócił się, a po kilku sekundach wrócił do pracy, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
~***~
Przez następne dni dość często go odwiedzałam. Było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie miałam spokój, zwłaszcza, że moja sypialnia była okupowana 24 godziny na dobę, a biuro odwiedzane z jeszcze większą częstotliwością niż pokój. Nie było też mowy, bym ukrywała się w swoich kryjówkach, bo ich położenie znali Pein i Tobi, a chociaż ten pierwszy był na misji i nie zawracał mi głowy, to czarnowłosego starałam się unikać. Najwyraźniej jednak nie dawał się spławić, bo z zainteresowaniem przyglądał się moim poczynaniom, śledził każdy krok, czekając, aż się potknę. Dlatego właśnie znów otworzyłam drzwi Akasuny i wślizgnęłam się do środka, zamykając za sobą zgrabnie drzwi. Sasori nie miał nic przeciwko moim odwiedzinom, a przynajmniej nie skarżył się zbytnio, zwykle zajęty pracą. Odkąd Deidara został wysłany na misję z Miyu, nie miał partnera, zresztą nie chciałam niepotrzebnie wpychać go teraz w jakieś misje. Miałam dzięki temu towarzystwo, kiedy zmęczona po treningach z Hidanem odpoczywałam w jego pokoju. Z każdym dniem czułam jak wracają mi siły, ciało coraz lepiej znosiło sadystyczne ćwiczenia dzidka, ale nigdy głośno nie przyznałabym, że sprawdzał się jako mój trener. Zbyt dużo wstyd.
Opadłam na łóżko, rozwalając się na nim jakby należało do mnie.
- Sasoor, podaj wody - mruknęłam, a jedna z kukiełek poruszała się na swoim haku i zeskoczyła z niego zgrabnie, podchodząc do dzbanka i nalewając bezbarwnej substancji, by podać mi ją w szklance, z której upiłam łyk. Wyciągnęłam zaraz szyję, starając się dostrzec nad czym rudy znowu pracuje. Był przygaszony, dziwnie obojętny na wszystko od czasu pewnego pamiętnego dnia. Nigdy nie pomyślałabym, że mógłby mieć jakieś problemy z kobietami, miał całkiem spory fanclub wśród zbiegłych kunoichi i całej reszty z wiosek ninja, dlatego nie potrafiłam zrozumieć, jak mógł dać się omotać dwóm niewiastom. Choć nie, w sumie potrafiłam. Znałam je, owinęłyby sobie dookoła palca każdego. Nic dziwnego, że straciwszy je obie, nie mógł na powrót wrócić do normalnego funkcjonowania.
Część z jego lalek miała twarz dobrze mi znanej osoby, mojej organizacyjnej siostrzyczki - Shi, która teraz wraz z Itachim zajmowała się szukaniem pozostałych przy życiu jinchuuriki. Niektóre, włączając w to tą, nad którą teraz pracował, wyglądem przypominały inną dziewczynę, której odejścia do tej pory nie potrafiłam zrozumieć. Tsuki. Przy zdradzie Toshi jej zniknięcie wypadało mało dramatycznie, ale chyba właśnie o to jej chodziło. Wybrała idealny moment, żeby wyparować z naszego życia, bo akurat wtedy byłam w ciąży i z wariatkami bardziej skupiałam się na ukrywaniu tego faktu, niż na przeczesywaniu lasu. Z tego co wiem Pein wydał na nią wyrok śmierci i wysłał naszego najzdolniejszego tropiciela - Zetsu. Wszyscy bowiem znali możliwości Tsu, wiedzieli, że jest dobra i potrafi mądrze używać głowy. Tym niemniej i tak dziwne wydawało się, że przepadła zupełnie, rozpłynęła się w powietrzu, nie zostawiając za sobą żadnego śladu, przez co nawet Pan Chwaścik nie był w stanie wskazać jej miejsca pobytu. Nagato podtrzymał jednak zdanie o jej egzekucji, nakazując pozbyć się jej każdemu, kto się na nią natknie. Nawet ja musiałabym dostosować się do tego rozkazu.
- Tsu... - rzuciłam, a ręka Sasoriego zastygła w bezruchu - Nie możesz się obwiniać o jej ucieczkę.
Moje słowa zawisły w pokoju, powoli tonąc w ciszy, jaka po nich nastąpiła.
- To przecież JEST moja wina! Mogłem coś zauważyć! Powinienem podejrzewać! - wybuchnął, zrywając się na nogi i odrzucając lalkę na bok, przez co spadła na ziemię. Siedziałam nieporuszona obserwując jak drze na strzępy swoje kartki z modelami i wypisanymi słowami, jak wścieka się i łapie za włosy, aż w końcu jak przysiada, ukrywając twarz w dłoniach. Miałam okropną ochotę powiedzieć mu, że się myli, że przewidział to, kiedy byliśmy na ziemi. Wiedział, ale mu nie uwierzyłam, a to wszystko z tego powodu, że wydawał mi się niewiarygodny po tym jak mnie...
Przełknęłam ślinę, wbijając paznokcie w skórę. Z drugiej strony wcale nie chciałam by pamiętał co zaszło w ludzkim świecie, dobrze było mi z jego nieświadomością i moim wyparciem się pewnych szczegółów. Tak było bezpieczniej dla nas obu, nie potrafiłam stwierdzić jak by zareagował.
- Nie mogłeś. Nikt nie mógł - puste słowa, których pewnie nasłuchał się już po uszy. Ale mimo to nie łypnął na mnie, nie warknął, ani nie wydarł się, jaka to jestem głupia. Westchnął tylko przeciągle, jakby przetrawiał moje słowa. Interesowało mnie, czy ciężej było przełknąć mu dumę, bo został porzucony, czy raczej naprawdę tęsknił. Czy może po prostu był tak lojalny organizacji, że nie mógł pogodzić się ze zdradą?
- Zastanawiam się czasem... kiedy podjęła tę decyzję? Kiedy po raz pierwszy pomyślała o ucieczce? Gdzie się wybrała? - mruknął pod nosem, a po chwili podniósł nieco głowę, spoglądając na ścianę między swoimi palcami. - Musiała to dobrze przemyśleć, zniknęła wtedy, gdy większość z nas przebywała poza siedzibą i nie mogła jej złapać.
Jego słowa wzbudziły moją ciekawość. Nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne pytanie, które zadał, nie wiedziałam kiedy postanowiła odejść, nie byłam w stanie podać nawet przybliżonego czasu, w którym uznała, że nie pasuje jej organizacja. Co najgorsze, wiedziałam o niej zbyt mało, by stwierdzić gdzie się ukryła. Jedno wiedziałam. Została zdrajcą z własnej woli, przemyślała to. Znaczy, zdrajcą, który zdradził innych zdrajców, którzy zdradzili swoje wioski. Plątam się, plątam się!
- Tak, sprytnie to rozegrała - przyznałam, kiwając głową i klepiąc go pocieszająco po plecach. Podniósł głowę i zerknął na mnie, najwyraźniej nad czymś usilnie myśląc.
- Wiesz... wszystko się zmieniło odkąd Lider kazał przyprowadzić ciebie i Miyu. Miałem go wtedy za skończonego idiotę, bo byłyście irytujące, głośne i trzeba było was niańczyć - zauważył, a ja zaśmiałam się, uderzając go pięścią w ramię. Niby kogo trzeba było niańczyć, hę? Nie miałam jednak nic przeciwko zmianie tematu, wiedząc, że tylko wpędzi go tow stan bliski depresji. - Nazwałaś mnie wtedy Pinokio-kun.
- Dalej ci to cholernie pasuje - bąknęłam, nie chcąc mu za bardzo przerywać, bo chyba do czegoś zmierzał. Rzucił mi złowrogie spojrzenie, a ja zagrałam niewiniątko, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, które tak dobrze znałam.
- W każdym razie, już pierwszego dnia ty najbardziej dałaś mi w kość. Rozwydrzona, wulgarna, agresywna, dziecinna i bezmyślna. Nic się nie zmieniłaś, dalej taka jesteś. W dodatku ignorujesz rozkazy i próbujesz wszystkich zabić gdy coś ci nie pasuje... Postawiłaś całą organizację do góry nogami, dzieciaku - oznajmił, a ja zacisnęłam usta w wąską kreskę, przyglądając mu się ponuro. Przynajmniej dopóki po przemyśleniu nie uznałam tego za komplement. On z całą pewnością miał na myśli wyłącznie to, że jestem oryginalna i nie do zastąpienia! Tak, tak, wszyscy to widzą! Na pewno nie miał na względzie obrazić mnie i zrobić ze mnie rozpieszczonego bachora, przecież nie jestem rozpieszczona! Jadłam już korę, żaby i wiewiórki - to z pewnością stawia mnie na równi z Bearem Gryllsem!
Bachorem też nie byłam!
- No i co? - burknęłam.
- Nic. Po prostu cieszę się, że jednak Lider zmusił cię do dołączenia - mruknął, unosząc kąciki ust do góry. - Bez ciebie byłoby tu zbyt cicho.
Zaśmiałam się, kręcąc głową na boki.
- Zabawnie słyszeć coś takiego od typka, który kocha ciszę - zauważyłam, ale w tej chwili uchwycił palcami mój podbródek, nie pozwalając mi odwrócić głowy.
- To prawda, ale jednego rodzaju ciszy nienawidzę. Tego, który nadchodzi, gdy ciebie nie ma w pobliżu.
Nie mogłam się tego spodziewać. Nie miałam jak przewidzieć, że sytuacja obierze ten tor, że rozmowa tak bardzo zejdzie nam z tematu! Nie jestem w końcu jebaną wyrocznią, nie potrafię zaglądać w przyszłość by dostrzec konsekwencję swojego czynu!
Dlatego gdy na moich ustach spoczęły jego wargi nie wiedziałam jak zareagować. W pierwszej chwili przypomniałam sobie Tokio, naszą rozmowę, która w efekcie skończyła się ostrzeżeniem przed Tsuki. Potem moje myśli skupiły się właśnie na tej dziewczynie, na jej twarzy, przewracaniu oczami, warkocie, jaki wydobywał się z jej gardła gdy była wyprowadzona z równowagi. Tak dawno nie myślałam o niej, że niemal zapomniałam, że nie dowiedziała się, że byłam w ciąży. Toshiko tak samo. Może to i lepiej? Obydwie opuściły mnie z własnej woli, zostawiając po sobie jedynie obrazy, przelatujące mi przez głowę z prędkością światła. Moje towarzystwo powoli się wykrusza, sojuszników ubywa - Toshi, Tsu, teraz Miyu, do której się nie odzywałam. Była na mnie wściekła, a ja nie byłam przekonana co do tego, że na zawsze zostanie w Brzasku. Co do niczego nie byłam już pewna. Nawet Shi. Co jeśli w jej przypadku również nie zauważę tych drobnych zmian, tego wahania, które w efekcie zmusi ją do odejścia?
Co jeżeli z rozkazu Lidera będę musiała w przyszłości zabić je wszystkie?
Ja sama przecież też nie miałam zamiaru zostać w Aka na zawsze. Ale to ja miałam opuścić ich, nie oni mnie!
Odepchnęłam go od siebie, patrząc na niego ze zdenerwowaniem, ale najwyraźniej nie miał zamiaru przejmować się moimi uczuciami, bo naparł na mnie, przyciskając do wezgłowia łóżka i zostawiając mi na szyi trasę pocałunków. Moje wyrywania się nie sprawiały na nim wrażenia, pochłonięta przez myśli nie byłam w stanie walczyć na poważnie. Zacisnęłam kurczowo powieki, starając się zmusić swoje ciało do walki.
Był tylko lalką, ale jakoś nie mogłam zapomnieć o tym, że gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, uznałam go za całkiem godnego uwagi. Nie był psychopatycznym starcem z Sharinganem, któremu satysfakcję przynosiło sprawianie mi bólu i maltretowanie psychiczne, przez które osiągnęłam kolejny poziom zaawansowania jako emocjonalny kaleka. To serio stawiało go w dobrym świetle.
Uderzył we mnie chłód, gdy wsunął mi dłoń pod bluzkę, a dosłownie sekundę później do moich uszu doleciał dźwięk otwieranych drzwi i odgłos zgrzytania zębami.
- Przeszkadzam? - wycedził intruz przez zęby, a ja od razu poznałam kto wszedł i zadrżałam. Sama nie wiem czy przez kukiełkowe lodowate ręce, czy ze strachu. Otworzyłam oczy, spoglądając na obojętną twarz.
- Madara...
________________________________________________________________________
Musiałam pisać tę notkę dwa razy, bo raz mi ją onet usunął! Mam nauczkę, muszę kopiować notki, albo zapisywać je w wordzie ._.
Swoją drogą przepraszam, że daję je tak rzadko i takie długie. Miałam zamiar podzielić je na dwie, ale tu jest zbytnia ciągłość, nie wiedziałam gdzie uciąć.
Może w ramach pokuty pomyślę o pomyśle Shi i Sunako (mam na myśli coś zboczonego, bo dzidzię to ci mogę, Sun, w Lidlu kupić xD)
Enjoy!
Rozdział z dnia 07.05.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz