Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 35


Pieprzony, złośliwy losie! Bez względu na to jaką powłokę, formę przyjmujesz, życzę ci zdychania w męczarniach za zostawienie mnie po uszy w gównie.
Ledwo powstrzymałam się od sapnięcia. Wypowiedziałam imię czarnowłosego zupełnie bezwolnie, co skierowało jego cichy gniew prosto na moją osobę. W sumie to nie pierwszy raz gdy patrzy na mnie z taką chęcią mordu, mogłabym przywyknąć gdyby nie świadomość, że przed zabiciem mnie, zgotowałby mi wpierw odpowiednie tortury.
W dodatku jak na złość tej drewniany idiota postanowił chyba podrażnić się z własnym liderem i w dalszym ciągu trzymał mnie w swoich ramionach, przesuwając rękoma po moich odkrytych do połowy plecach. Choć w sumie spoglądając na niego kątem oka zrozumiałam, że w rzeczywistości tak mu zmroziło przeciwgnilny płyn w drewnianych żyłach, że nie kontrolował odruchów. Nie miałam co liczyć na to, że pomoże mi załagodzić tę napiętą atmosferę. 
Wszystko muszę robić sama, nosz kurwa. Toć ja nie umiem uspokajać basiorów! Gdzie moje posiłki?!
Sama odpowiadasz za swoje czyny, nie licz, że ktoś Cię będzie wyręczał.
Mówiłam ci już kiedyś, Houkou, że w takich chwilach pierdoli mnie twoja życiowa mądrość?!
Demon burknął oburzony i właśnie ten dźwięk do końca otrzeźwił moje nieruchome ciało.
- W zasadzie przeszkadzasz - odparłam bezmyślnie, jak widać trzymając się swojego planu ukojenia nerwów Uchihy. Ach, pieprzyć plan, może uda mi się to odpowiednio rozegrać!! W odpowiedzi zacisnął szczękę tak mocno, że niemal słyszałam dźwięk pękającej kości. Ten widok sprawiał mi chorą satysfakcję i aż prosił się o dalsze prowokowanie Madary, toteż przeciągnęłam się jak kot, opierając dłoń na ramieniu Sasoriego. Co do samego rudego to zawiesiłam na nim wzrok, a gdy nasze oczy się spotkały, posłałam mu całą swoją wściekłość, rozgoryczenie i niemą groźbę, że jeżeli nie zagra po mojej myśli, to zrobię z niego rozpałkę do grilla. Nie mogłam sobie teraz pozwolić, żeby w jakiś sposób zniszczył moją idealną wizję przekroczenia wszelkich granic, jakie postawił mi Madara. Raz kozie śmierć!
Szczerze to do mnie lepiej pasuje "Śmierć Aośce niestraszna!". Tak, idealnie!
- To co, wyjdziesz? - wymruczałam, przejeżdżając językiem po ustach i zgodnie z moimi oczekiwaniami Sasori prześwidrował czarnulka spojrzeniem. Niesiona tym przyjemnym uczuciem chwilowego spełnienia - Szatku, czy naprawdę do szczęścia wystarczy mi widok kogoś wyprowadzonego z równowagi? - przechyliłam się, układając głowę we wgłębieniu nad obojczykiem rudego i wtedy poczułam zaciskające się palce na moim ramieniu. Uchiha szarpnął mną do tyłu, wyrzucając przez próg pokoju z wystarczającą siłą, bym spłynęła po ścianie jak jakiś glut, po czym trzasnął drzwiami. Straciłam ich z pola widzenia.
Nie rozerwał mnie na strzępy. Nic nie powiedział. Oczekiwałam tego, że mnie zabierze siłą, to prawda, ale gdzie podział się tekst "Jeszcze się z Tobą policzę"?! Moja wizja była przez to dziurawa, no!
To trochę martwiące. Zupełnie jak gdyby doszedł do wniosku, że nie ma sensu tracić sił na groźby. Albo może oczekiwał, że będę wiedziała co chciał powiedzieć? Może knuje coś tak szatańskiego, że słysząc o tym natychmiast popełniłabym seppuku, żeby uniknąć cierpień? O kurwa, on mnie zniszczy?! Przygotowuje jakąś straszną zemstę? Niby nie dorównuje mi siłą - ach, ta moja skromność! - ale jest dość niebezpieczny. I stary. Starsi ludzie mają doświadczenie. Coś czego ja nie mam, bo działam bez planu. Wykorzysta swoją wiedzę żeby mnie udupić? O kurwa, na pewno sterroryzuje moją psychikę! A potem zostawi mnie w rowie przy drodze! Ryu będzie w połowie sierotą! Tak, tak, już sobie wyobrażam jak mój 5-letni synuś pyta o mamusię i słyszy w odpowiedzi same bzdury i kłamstwa! Coś w stylu, że byłam głupia, słaba i zmarłam, bo spadł na mnie fortepian! Nie chce żeby moje dziecko myślało, że poniosłam tak żałosną śmierć!
- Ao-chan, dlaczego leżysz taka wymięta na ziemi? I...na macki kalmara, dlaczego jesteś taka przerażona?!
Widząc rybcię mogłam tylko puścić wodze mojej panice.

~***~

- Och, więc zdradziłaś go z Sasorim i teraz martwisz się o własne życie? A w zasadzie bardziej o to, że Ryu będzie wychowywał się bez matki...tak? - zapytał, przyglądając mi się uważnie, a ja popiłam herbaty. Czułam się jakbym była w Rozmowach w toku, zwłaszcza, że siedziałam na środku jego pokoju, a ze wszystkich akwariów przyglądały mi się ryby o wyłupiastych oczach. On zaś chodził to w jedną, to w drugą stronę, kiwając głową i nie spuszczając ze mnie wzroku. Pokręciłam głową, wzdychając ciężko.
- Jeżeli mam się czepiać szczegółów, to nikogo nie zdradziłam. Nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. A to było jebane molestowanie! - fuknęłam, nadymając policzki i starając się zmrozić wzrokiem jakąś brzydką flądrę, która dokładnie naprzeciw mnie wpływała w szybkę. Cały czas. Co za pojebany kręgowiec.
- Dlaczego go nie zabiłaś?
- Co? - wykrztusiłam, unosząc brew. Kisame w roli Ewy Drzyzgi by się nie sprawdził, miał zbyt zatroskane spojrzenie i podchodził strasznie emocjonalnie do cudzych problemów. Teraz na przykład cmokał z dezaprobatą, wyobrażając sobie jakiego niegodziwego czynu na mym ciele dopuścił się Pinokio.
- No bo przecież mogłaś zabić Sasoriego, skoro cię dotknął. To nic niezwykłego dla ciebie - wytłumaczył, a ja otworzyłam usta, chcąc się bronić, by po chwili zacisnąć wargi. Zamrugałam i uciekłam oczyma w bok, próbując połapać się we własnym toku myślenia. Albo i niemyślenia. Dałam mu się pocałować? Jakoś specjalnie się nie opierałam. Znaczy pewnie, śladowy opór był, ale obydwoje byliśmy świadomi tego, że mogłabym mocno pokiereszować mu buźkę, gdybym chciała. I nie zrobiłam tego.
Może nie zrobiłaś nic, bo czujesz się stłamszona przez Uchihę i podświadomie robisz mu na złość?
Czy nawet demon musiał bawić się w psychologa, kiedy mój stan był tak nędzny? Choć w sumie mogło być w tym trochę racji. Pasowałoby do mnie robienie komuś na złość. W końcu to właśnie cała ja - lubię denerwować i odtrącać ludzi, którzy wchodzą w niebezpiecznie bliską sferę wokół mnie. Za bardzo zraziłam się po ucieczcę Tośki i Tsu, by móc znów tak naiwnie komuś zaufać.
- Został mi tylko Ryu - przekrzywiłam głowę, starając się określić do kogo należały te słowa. Widząc zdumienie Kisa omal nie padłam na zawał, zdając sobie sprawę, że to był mój głos. To ja narzeka...nie. To nie było narzekanie. To było zdanie zawierające w sobie zmęczenie i odrobinę samotności. Idiotyczne. Wychowałam się prawie sama, nie powinnam móc doznawać takich uczuć. Nie, kiedy otaczało mnie tak wiele osób. Ale co mi po ludziach, kiedy cały czas prześladuje mnie wizja, że wszyscy oni znikną?
Nas wszystkich łączy tylko Brzask. Wspólny - pozornie, of kurs - cel zawładnięcia światem...
Miałam sama być jego władczynią!
- Ao-chan, nie rozumiem o czym ty mówisz - mruknął zdezorientowany Rybka, a ja zaśmiałam się wesoło, machając ręką zbywająco. Miałam sprawiać pozory spokojnej, a tymczasem w tej chwili nie mogłam powstrzymać opętańczego śmiechu. Świenie, świetnie. Odwala mi, bo za dużo mam na głowie! Tak, to jedyny powód moich dziwnych zachowań. Z całą pewnością jak uporam się z problemami to wszystko wróci do normy.
Muszę dopisać do listy zabicie Sasora, o ile mój mąż od siedmiu boleści jeszcze tego nie zrobił.
Na samą myśl o tym, że ten koleś może teraz mnie szukać, zbladłam i teatralnie przytknęłam dłoń do czoła, przymykając oczy.
- Kisame, jeśli nie dożyje jutra to zrób wszystko żeby Ryu miał obraz prawdziwej mnie. Śpiewaj mu o mnie te ballady, które napisano na mą cześć!
Sama je napisałaś.
Zignorowałam wyszczekanego demona i zwróciłam oczy ku niebieskiemu, drapiącemu się po głowie. Moje wahania nastrojów z całą pewnością musiały go zastanawiać. Zamyślił się, pokręcił głową, najpewniej wiedząc już o kim mówię, i wyszczerzył do mnie zębiska.
- Jestem pewien, że on cię nie zabije. To byłoby zbyt proste!
Zabawne, ale jego słowa wcale mnie nie pocieszyły.
Już chwilę potem przekradałam się korytarzami, rozglądając na boki, coby nie wpaść przypadkiem na wściekłego basiora. Według Deidary (wrócił z misji - ale śmierdziaaał!), którego dorwałam przed drzwiami od składzika, z pokoju "Sasoriego no Danna" słychać było jakieś dziwne odgłosy, ale Pein kazał mu stamtąd odejść. Swoją drogą, kiedy ten okolczykowany nosorożec wrócił!? I dlaczego już był po stronie Madary?! To ja byłam jego szefową! Do diaska, wszystko mi z rąk leci! A było tak dobrze!
Postanowiłam trochę zmienić taktykę, więc wyprostowałam się i ruszyłam do jednego z nielicznych miejsc, w które ostatnio nie zaglądałam. Tak, jest takie pomieszczenie, co pewnie wyda wam się dziwne, skoro nawet w tej śmierdzącej spiżarni przy kuchni jestem stałym gościem.
Napierając na drzwi i wchodząc do środka, rzuciłam okiem na zegarek w kształcie kropli krwi, wiszący na ścianie. Ryu miał się niedługo obudzić. Dobrze, że zostawiłam z nim Shi, ona mogła go tylko wymemlać w palcach na śmierć, wyściskać za policzki. Mogła też samemu umrzeć z nadmiaru rozkoszy. Mój synek to debeściak, już skrada kobiece serca!
Nasz były pokój wydawał się być teraz jakiś bardziej przestronny. Wciąż stały tu tylko dwa łóżka. I w sumie więcej przez syf nie byłam w stanie dostrzec. Hmm, jak się wprowadzałyśmy było tu biurko i taka duuża szafa. Jakim cudem nigdzie jej nie widzę?! Zaklaskałam w dłonie i z dziury w suficie spadł Zenek, rozpryskując się na, niewidocznej spod śmieci, podłodze. Parę jego gnatów poturlało się w różne strony, tak samo jak oko, które zatrzymało swą wędrówkę tuż pod moją stopą. Zerknęłam na nie, a ono na mnie.
I rozpoczęłam walkę o dominację.
Tylko musicie wiedzieć, że to był już poziom hard, bo jedno oko nie może przecież mrugać. Ja mogłam, choć powstrzymywałam się od tego całą siłą woli, podczas gdy truposz składał się z boku do kupy. W końcu podniósł gałkę oczną i wepchnął ją w dziurę w czaszce, spoglądając na mnie ze zniecierpliwieniem. A widząc, że jestem na granicy mrugnięcia, szybko opuścił i rozchylił powieki, przerażony myślą, co by go spotkało gdybym przegrała.
Ha, wiedziałam, że wygram!
- Dobra, zbieraj dupę i szukaj szafy. Tylko uważaj na wnyki - rzuciłam, trąc palcami brodę i rozglądając się na boki. Zombie sapnął, pierdnął i zmaterializował obok siebie łopatę, zajmując się przerzutką ubrań. Po chwili usłyszałam trzask, ale nie przejął się metalowymi zębami, które wbiły mu się w skórę na łydce. A ostrzegałam! Co za szczęście, że ostatnio oszczędził sobie pyskowania mi. Pewnie ma to coś wspólnego z tym, że gdy Houkou zorganizował swoją armię najpaskudniejszych kobiet z piekła (chciał w końcu zemścić się na trzech demonach mojej matki i wydał polecenie zbiorowego gwałtu. Mój mały, słodki sadysta~) to znalazła się w końcu żona Zenka. Straszne babsko! Nie dość, że karczycho dwa na dwa, muskuły tak wielkie, że wystraszyłaby nawet chojraków spod Biedronki, to jeszcze ta surowa twarz z wąsikiem i znamieniem na brodzie, z którego wystawało z sześć włosów. Ue, aż mam ciarki. Nie tylko na mnie działała w ten sposób, bo Zenuś słaniał się i kłaniał, kiedy przed nim stanęła. Zbladł, a to trudne, gdy ma się tylko połowę skóry na twarzy, w dodatku w kolorze kartki papieru!
W sumie to ona zaproponowała mi, że zostanie częścią mojej umarłej świty. Jakoś tak...nie miałam serca odmówić, mając na sobie spojrzenie jej małych, wąskich, nieproporcjonalnych do wielkiej twarzy i bulwiastego nosa, oczu. W sumie pewnie będzie użyteczna, będę nią straszyć ANBU. I emosiów. I całą resztę świata. Pewnie nawet Godzilla ucieknie z piskiem.
- Nie ma jej tu, do cholery! - oświadczył uprzejmie Zenek, spluwając przez okno. Przekopał jedną część pokoju, zwalając wszystko na drugą. Dziwnie to wyglądało.
- Pewnie jest po drugiej stronie! - zauważyłam, kiwając łebkiem, a on spojrzał na mnie z wzrokiem "Are you fucking kidding me?". - Dobra, przyślę ci do pomocy żonę.
- NIE!
Jeszcze nigdy nie widziałam trupa, który z taką predkąścią poruszałby łopatą. Rzeczy latały po całym pokoju tak szybko, że aż wytworzyły wiatr, przed którym musiałam osłonić się ręką. Odpowiednia motywacja do pracy to klucz do sukcesu, moje dzieci.
Szczerze powiedziawszy bałabyś się ją przywołać.
Pewnie. O ile nie jest mi potrzebna do walki, czy do robienia cienia, to po kija mam ją oglądać?! Śniadanie z rana ma mi w gardle stanąć?!
W sumie była najgorsza z nich wszystkich.
Miał na myśli tą swoją armię z prawdziwego zdarzenia. Swoją drogą, może jeszcze kiedyś pożyczę ją od babci (Houkou musiał ją oddać i robić u babci za dywan w psiej formie) i postraszę Akasiów. Hyhyhy.
Kiedy wszystko z lewej strony zostało przetransportowane na prawą stronę pokoju - włączając w to łóżko Miyu, jak mniemam - to znalazła się i szafa! Podeszłam do niej, i otworzyłam ją, odsuwając się szybko. Zleciało z pięć kul do kręgli (dobra broń), włócznia, zajebana jakiemuś Grekowi chuj dawno przez Tosię (też dobra broń), dwa kilofy (zajebiście dobra broń!), drabina, łyżeczki, zbroja (wtf? Zbroja! Ale super!) i reszta bliżej niezidentyfikowanych, ciężkich przedmiotów. Wyciągnęłam rękę, postukując palcami w górną ściankę i wcisnęłam mały przycisk, by tylna zachwiała się...i runęła na mnie. Zepchnęłam ją z siebie i otrzepałam się, udając, że wcale nie oberwałam z drewnianego prostokąta w cycki. Taki biust to bolesna sprawa.
Ale z drugiej strony, jak dobrze się prezentuje!
W skrytce w szafie chowałyśmy swoje małe skarby. Była tu laleczka, którą Shi dostała od Sasoriego kiedy się poznali, była katana Tsuki, wisiorek Toshiko i kubełek po hot wingsach z KFC Miyu. A w środku jej listy, ale nie czytam cudzej korespondencji.
Ahahahah, po prostu już wszystkie przeczytał mi Houkou, dajcie spokój, tu nikt nie może mieć przede mną tajemnic! Większość i tak była zakodowana klanowymi ślaczkami i nic nie skumaliśmy, ale trudno.
W każdym razie szukałam czegoś, co należało do mnie. I tak oto zgarnęłam ze trzy zwoje i pudełko ulubionych mietówek, których miałam tu zapas, bo przestali je produkować. Coś tam pieprzyli, że jest szkodliwa, bo okazało się, że jakiś skłądnik był trujący. Ale to mogło działać tylko na kompletne łajzy, ja byłam dość uodporniona. I nic innego nie dawało takiego przyjemnie orzeźwiającego uczucia w ustach.
Przy tym fajnie, że nikt nie chciał się nimi częstować!
Rozglądnęłam się i mój wzrok spoczął na zbroi. Czy jestem tak spanikowana i bojaźliwa o własne życie, żeby ją ubierać? Nie. Czy będę wyglądać w niej zajebiście?! Tak! Ubieramy! Jakoś uporałam się z zatrzaskami, zamkami, metalowymi częściami, wbijającymi się w moje zacne ciało i od razu poczułam się bezpieczniej. Była nawet całkiem dopasowana! Czemu nigdy wcześniej nie nosiłam zbroi?
Bo ninja nie noszą zbroi. Są za ciężkie, utrudniają szybkie poruszanie się i chodzenie w nich przez dłuższy okres czasu jest męczące.
...Zignorowałam jedyny głos rozsądku, wydobywający się z mojej głowy, bo w końcu nie mógł on należeć do mnie, tylko do białasa. Zwłaszcza, że nie miał do końca racji. Ta była zbudowana całkiem konkretnie. Miałam zabudowaną całą górę, bo zaczynała się nad piersiami i przylegając do mojego ciała, przesuwała się aż do brzucha. Opancerzone rękawy, z rękawiczkami bez palców. Od bioder biegła już trochę jak, zbudowana z owalnych, spiczasto zakończonych blach, spódnica, kończąc się w połowie ud czarnymi kwiatami. Połączone one były metalowymi drutami, na kształt cierni. Do tego buty nad kolano, z tego samego metalu co cała zbroja, z podobnymi zdobieniami na kolanach, co i na brzuchu. I była lekka!
Spięłam włosy w dwa kucyki, opuszczając trochę więcej na twarz i ujęłam się pod boki, przyglądając w lustrze, które musiał znaleźć Zenek. Nieźle, nie...o, kieszonka! Mogę tu włożyć drobne, super.
Niestety, już tam coś było, więc wyjęłam to, co okazało się listem, i obkręciłam w palcach. "Aomi". To tak trochę jak moje imię.
~ W zasadzie to jest twoje imię. Zmywaj się, Miyu wraca - oznajmił demon, materializując się obok mnie i odganiając umarlaka gestem dłoni. Wielki pan i książe, co on sobie myślał, rozkazując moim sługom?!
Mimo to posłuchałam go, złapałam zwoje, miętusy i wyskoczyłam za okno, łapiąc się kurczowo rynny i zjeżdżając w dół w akopaniamencie rycia ryjem o wypustki na rurze. Na dole zatoczyłam kółko, wypluwając krew z ust i kląc się na wszystko, że mogłam wybrać szyb wentylacyjny. Choć pewnie nawet bym się teraz tam nie wcisnęła. I Miyu dobrze go zna. Potruchtałam więc w stronę lasku, by nacieszyć się listem zaadresowanym do mej poczciwej osoby. Nie rozpoznawałam pisma. Nie rozumiałam też, po co ktoś miałby zostawiać kopertę w zbroi, nie mając pewności, że go znajdę. Nawet nie tego w końcu szukałam.
Trochę się wiercąc usiadłam na pieńku i odpieczętowałam list, wyjmując kartkę. Prócz pochylonego, równego pisma była...zaskakująco czysta. Żadnym plam od kawy, herbaty, posoki, atramentu, rozgniecionych robaków!
- To musi być cholernie poważna sprawa. - oceniłam, wczytując się w słowa i ...zdębiałam.

Aomi-chan,

Nie mam nawet pewności, że dostaniesz ten list. Nie mieszkasz już nawet w tym pokoju, więc brak mi złudzeń, że akurat znajdziesz zbroję i ją przeszukasz. Chciałam zostawić wiadomość w bardziej widocznym miejscu, ale o ile członkowie Brzasku nie zauważyliby jej, nawet gdybym umieściła nad nią neon, o tyle nie chcę, by trafiła w ręce kogokolwiek poza tobą. Użyłam jutsu, więc o ile to czytasz - nie dawaj jej nikomu do rąk. Wybuchnie w dłoniach każdego, kto nie jest tobą, łatwiej tego nie wytłumaczę. 
Wiele się zmieniło odkąd zniknęłam, prawda? Byłam pewna, że będziecie miały do mnie żal, że zrobiłam to niedługo po zdradzie Toshiko, ale nie miałam innego wyjścia. I tak długo czekałam, ryzykując życiem. Ta głupia dziewucha zniszczyła mój plan, miałam opuścić Akatsuki szybciej. A przez nią musiałam czekać, aż sytuacja się trochę uspokoi. Ale nie wnikajmy już w szczegóły. Wracając do mojej myśli, zaszło u was sporo zmian. Wiem to, zdarza mi się...hm, odwiedzać was. Z tym, że nie macie o tym pojęcia. Jeśli nie wierzysz, a jestem pewna, że tak jest, to zastanów się, jak zostawiłam tą kopertę. A to już chyba trzecia, bo wciąż nie tracę nadziei, że je znajdziesz. Nie ważne, wszystkie mówią mniej więcej o tym samym.
Ryu to słodki dzieciak. Szkoda, że wygląda jak kopia ojca, nie przepadam za urodą tego klanu. Niemniej, jest uroczy. Ostatnio chorował, więc życzę mu powrotu do zdrowia. Och, i moje gratulację z powodu wyjścia za mąż. Ciężko mi wyobrazić sobie ciebie w roli żony, zwłaszcza kogoś tak sprytnego jak Madara. Ślub się udał? Nie było mnie, mogę tylko spekulować, że plułaś jadem gościom w oczy.
A jak zdrowie Miyu? Dalej prowadzi swoje beztroskie życie, polegając na innych, zgadza się? Plinujesz jej dobrze? Bo wydaje mi się, że tylko ty wiesz jak przemówić jej do rozumu.
Shi? Co z moją dawną rywalką w miłości? Nie mogę uwierzyć, że zostawiła trójkącik i wybrała, z własnej woli!, Uchihę. Choć to było z zyskiem dla mnie, nie musiałam się dzielić. Dobrze, gdyby jej się powodziło.
ON też się trzyma, co?
Zadaję pytania, ze świadomością, że pewnie nie uzyskam odpowiedzi.
Teraz najważniejsze, Hanai. Skup się choć ten jeden raz i nie myśl o sprawach osobistych. Musimy się spotkać. Musimy pogadać. Jeśli nie powiem ci tego, co wiem, może dojść do czegoś bardzo złego. To na tyle istotne, że dalej pakuję się niemal w paszczę lwa i zostawiam dla ciebie wiadomości w różnych miejscach. Choć w ten sposób mogę podkopać całą swoją misję.
Ale póki oni nie wiedzą o co mi chodzi, wszystko jest w porządku, nawet jeśli uda im się uratować któryś list. Choć i tak nie zobaczą większości słów, dużo pracowałam przy tym jutsu. Jestem dobrym szpiegiem.
Spotkajmy się w pełnię. Przez jedną noc w miesiącu będę siedziała w barze, w mieście, w którym schlałaś się po odejściu Toshi.
Chyba nie myślałaś, że i o tym nie wiem, co?
Znajdź mnie, Hanai.
Po prostu znajdź.

Tsuki.

Byłam tak zaskoczona, że wydałam z siebie tylko ciche mruknięcie. Houkou pojawił się obok i zabrał mi list, ale zaraz uniósł brew, pokazując mi zapisaną tylko w połowę kartkę. Jakby ktoś wymazał gumką prawą stronę.
- Jesteś ze mną związany, ale widocznie to za mało by móc podawać się za mnie - mruknęłam, pocierając palcami skroń. Dlaczego Tsu się ze mną kontaktowała? Wydarłam wiadomość białowłosemu i jeszcze raz przyjrzałam się zdaniom. Co mogło być tak istotne, że nie zerwała wszelkich kontaktów z Akatsuki, a wręcz prosiła się o zabicie, wkradając do siedziby? I w ogóle jak ona tego dokonała? Zbyt dużo niewiadomych. Musiałam najpierw skumulować to, co wiedziałam na pewno.
Napisała do mnie Tsuki. Tsuki, uciekinierka i zdrajczyni Brzasku. Tsuki, której nie był w stanie znaleźć nawet Zetsu. Tsuki, moja dawna przyjaciółka.
Co ja miałam z tym zrobić?!
______________________________________________________________________________
Tak, tak, ja i te moje terminy. Schrzaniłam, znowu, po całości, ale tym razem wybitnie nie z własnej winy!
Bo, jeśli czytacie co piszę pod notkami (hahaha, kawał roku) wiecie, że już nie zapisuje niczego na blogu, bo onet mi kasuje. Więc piszę w wordzie. Tymczasem mój komp poszedł do naprawy, mając w sobie 2/3 notki. Zacnie, nie powiem. Więc siedziałam na laptopie i nie zaczynałam nowej, bo bym oszalała.
Ale, jeśli was to ucieszy - na jutro też mam notkę. Z czymś pseudo pikantnym na końcu. Nie umiem pisać takich scen, sooorry.

Enjoy!

Rozdział z dnia 07.08.2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy