Najpierw udałam się do osoby, która, choć zdradziła kilka z moich tajemnic, to jednak wciąż była najbardziej zaufaną osobą w organizacji. Ze świadomością tego, że może nie chcieć mnie widzieć, znowu zakradłam się do pokoju i uchyliłam drzwi, natychmiast spotykając się ze spojrzeniem jej oczu. Najpierw wydawały się zdziwione, zaraz jednak zmatowiały, a brwi ściągnęły się w groźnym grymasie.
- Czego chcesz, siwa? - warknęła, a ja wsunęłam się do środka, przykładając dłoń do drzwi i drugą dłonią składając znaki. Zerwała się na równe nogi, najpewniej gotowa mi przyłożyć gdybym coś knuła, ale na widok czarnej pustki, wypełniającej wolno pokój, cofnęła się o krok. Tymczasem ciemność wylewała się z dziurki od klucza, spomiędzy desek, z szafy, sufitu, z każdego miejsca, na które by się spojrzało.
- Musimy pogadać. - rzuciłam tylko i zaczekałam, aż ciemna maź zacznie wręcz ją pożerać. Krzyknęła, ale substancja wylewała się z jej ust. Kapała z uszu, nosa, ściekała z oczu. Rzuciła się w moją stronę, ale niewiele widziała, więc zrobiłam zgrabny unik, pozwalając jej trzasnąć w ścianę i paść na ziemię. Nokaut. Zaczekałam jeszcze chwilę, póki pokój nie zniknął. Wtedy złożyłam jeszcze jeden znak i na ścianach zaczęły formować się portrety mojej rodziny. Korytarz w rezydencji. Wejście tu dla ludzi z zewnątrz bywa bardzo...nieprzyjemne. Zerknęłam kątem oka na nieprzytomną dziewczynę.
- Dlatego nie zapraszam znajomych do babci.
Demon zaśmiał się i wyminął mnie, zbierając już całkiem czystą pannicę z ziemi. Podeszłam i strzeliłam jej z liścia, więc otworzyła oczy i syknęła na mnie rozwścieczona, odskakując na bok.
- Aomi, co ty robisz, meow?!
- Dostałam list od Tsu. - przeszłam do rzeczy, wyjmując kartkę z kieszonki zbroi. Dopiero teraz wszystko zaczęło do niej dochodzić. Widziałam jak rozgląda się zszokowana po słabo oświetlonym korytarzu, jak zerka na moją zbroję, próbując ją skądś skojarzyć i w końcu jak patrzy na trzymany przeze mnie skrawek papieru.
- Jak to list? Korespondujecie ze sobą, do kurwy nędznej? Skąd kojarzę ten strój? I co to za miejsze, miaaaaau!, to nie jest czasem portret twojej babci?! - wskazała palcem na obraz i zamrugała, kojarząc fakty. - Zabiłaś mnie?!
To brzmi jak oskarżenie, no!
- Nie, zabrałam cię na wycieczkę krajoznawczą, kuźwa. Pewnie, że cię zabiłam. Ale tak na krótko - przynajmniej taką miałam nadzieję - więc skup się i słuchaj. Dziś znalazłam list w pokoju, w tej zbroi. Leżała w naszej wspólnej szafie.
- A faktycznie, widziałam ją dzisiaj. Myślałam, że ją wyrzuciłyśmy...w środku był mój kubełek. - mruknęła, wciąż wpatrując się we mnie nieufnie. Cóż, nie był to najlepszy czas na podejrzenia i waśnie, lada chwila z drzwi na końcu mógł wyjść mój krewniak, a martwiło mnie, że niektórzy z nich nie przedstawiali się wyjątkowo schludnie. Otworzyłam papierek i podetknęłam jej pod nos, a widząc, ze próbuje go chwycić, cofnęłam dłonie.
- Nie dotykaj, wybuchnie. - powiadomiłam ją, a neko wzruszyła tylko ramionami, najwyraźniej już tak zbita z tropu, że nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Przeczytała cały list, a potem wyjrzała zza niego z trudną do spercyzowania miną.
- Napisała go do ciebie. - powiedziała, a ja przekrzywiłam głowę.
- No, do mnie, brawo. Po czym wnioskujesz? Po imieniu adresata? Po zwrotach w liście? - zakpiłam, a ta zamachnęła się, by mi przywalić, ale kucnęłam w ostatniej chwili, unikając ciosu w nos.
- Chodzi mi o to, że do ciebie! Ciebie! Po cholerę mi to pokazujesz, tylko ty powinnaś go czytać! Jest tylko dla ciebie!
- Tak, ale... jesteś moją przyjaciółką. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć. - stwierdziłam zaskoczona, a ruda zastygła w bezruchu, przewiercając mnie spojrzeniem.
- Przyjaciółką? Prawie się pozabijałyśmy. Wysłałaś mnie na karną misję z Deidarą, na złość jemu. I mi, bo wybrałaś okropne miejsce. W dodatku mściłaś się na mnie. - stwierdziła, a ja pokiwałam głową, po czym westchnęłam.
- Ty też mnie prawie zabiłaś. I spójrzmy prawdzie w oczy, nie zrobiłabyś tego samego mi? Poza tym, jestem też z twojej winy mężatką, pamiętasz? I wydałaś kto jest ojcem Ryu. Parę razy omal nie zginęłam, ratując ci dupę. Zawsze zwalasz winę na mnie. Przez ciebie musiałyśmy jeść whiskas. Zawsze mylisz rajstopy z kabaretkami. Nie wyrzucasz skórek od banana do śmietnika. Kasujesz moje filmy z nagrywarki! I co z tego wszystkiego najgorsze, rzuciłaś się z pazurami na Ryu! - syknęłam, a ona spurpurowiała i opuściła głowę, zawstydzona.
- To było impulsywne. Nie zraniłabym Ryu, uwielbiam tego szkraba. - mruknęła cicho.
- Wiem. Zdołałam ci już wybaczyć tamto głupstwo. Choć następnym razem wypruje ci flaki.
- ...Spok. Hm. Po krótkim zastanowieniu, stwierdzam, że jesteśmy kwita. To zabicie też pod to podchodzi. Tylko mnie ożyw. - padło z jej ust i uśmiechnęła się głupkowato, wyciągając ręce i wieszając mi na szyi. - Głupi siwusie, trzymajmy się dalej razem i rozwiążmy tajemnicę Tsuki!
- Cały czas trzymałyśmy się razem. Po prostu była przerwa przez twoje głupie zachowanie. - sprostowałam, próbując ją z siebie zepchnąć. Z marnym skutkiem, była jak pieprzony miś koala. Skąd tyle czułości, idzie się porzygać! - Wtajemniczymy jeszcze Shi. Wysłałam po nią Houkou. Musiałam się najpierw uwinąć z tobą, żeby mieć pełne pole manewru. A teraz się odczep.
Wyjaśnienie całej sprawy Shi było o tyle trudne, że za bardzo jarała się tym, że nie żyje. Pytała mnie nawet, czy w obecnym stanie nie może być już bardziej martwa (ręce opadają!), a gdy powiedziałam, że nie, postanowiła zrobić najbardziej niebezpieczną rzecz w swoim życiu. Poznałam to po tym jak błyszczały jej oczy. I jeszcze zanim otworzyła usta wiedziałam, o co spyta.
- Czy jest tu jakieś obrotowe krzesełko!?
I weź tu z taką gadaj. Najchętniej zrobiłaby brzaskową rzeź krzesełkiem obrotowym gdyby mogła. Trzasnęłam jej w łeb jednego "parola" (od aut: ja również uczę się wyrażeń od młodszego brata!) i dałam do przeczytanie list od Tsu, wyjaśniając na wstępie dlaczego ma trzymać ręce z dala od niego. Kiedy już wszystkie trzy zaznajomiłyśmy się z treścią, postanowiłyśmy pozbyć się listu. Na ochotnika została wybrana Miyu, która nie wydała zgody, więc po prostu postanowiłyśmy podrzucić go Peinowi. Ot, tak za fakt istnienia.
- Kiedy tak w ogóle ona to wysłała? - spytała nagle Miyu, a ja zastanowiłam się, próbując sobie przypomnieć. Nie było tam daty.
- Pisała coś o chorobie Ryu. Był chory niedługo po twoim ślu...po incydencie. To dość dawno. - odparła Shi, a ja przeliczyłam szybko w głowie.
- Jest w ogóle jakaś opcja, że ona będzie jeszcze na mnie czekać? - zastanowiłam się na głos. W sumie mi by się nie chciało, ale to miało być ważne. W takim wypadku w najbliższą pełnię musiałabym wyruszyć do tego miasteczka, gdzie ostatnio byłam na festiwalu. Pamiętam te przyjemne upojenie alkoholowe, którego tam doznałam. Ach, cóż za miłe wspo...a, no i zapomniałam. Przecież jeszcze zostałam tam zgwałcona.
Fail, wspomnienie już nie takie fajne.
- Pełnia będzie chyba jutro, nie? Jak załatwimy ci wyjście? - kotowata oparła się o ścianę między portretami. Ale sobie miejsce wybrała, akurat koło prapraprababki i prababci ciotecznej od strony kuzynki matki. Oczy na portretach zerknęły natychmiast w jej stronę, na co rozglądnęła się i wyskoczyła do przodu, chowając za mną.
- To tylko iluzja, tchórzu. Zresztą, nie mi. Idziecie ze mną. A przynajmniej jedna. Ktoś musi robić za obstawę. Wiecie, tam roi się od gwałcicieli - burknęłam przez zaciśniętę zęby, a one spojrzały po sobie i wyciągnęły pięści, by...zagrać w papier kamień nożyce.
- Kto wygra zostaje z Ryu. - powiadomiła rywalkę Shi i zaczęły machać łapami, póki 3:2 nie wygrała starsza z nich. Natychmiast uczciła to tańcem zwycięstwa, co się zaś tyczy neko, nie wyglądała na zadowoloną z tego, że będzie mi towarzyszyła. W ogóle właśnie zdałam sobie sprawę, że bez mojej zgody decydują co się stanie z Ryu! Przecież to moje dziecko! Krew z krwi, kość z kości małe Aomi płci męskiej. Równie wielkie i wspaniałe, choć...choć czarne. Ale to można przefarbować!
- Ej...
- Ale ja za to zabieram go na spacer po powrocie.
- Ej...!
- No dobra, ale oddajesz mi karmienie go z butelki, bo wygrałam uczciwie i teraz zgadzam się tylko z miłosierdzia.
- Ej, do kurwy nędznej! Co wy tu sobie pieprzycie, zmarłe idiotki! Bo nigdy go nie zobaczycie, zaraz was kuźwa w dupę kopnę i obie na samym dnie piekła wylądujecie, smążąc ryj na patelni! - warknęłam, machając rękoma. Umilkły, więc stwierdziłam, że wystarczy tej kłótni i zaczęłam snuć w ciszy swój plan. Musiałam jakoś zmylić Tobiego. Byłam niby Liderem, mogłam wyjść, prawda? No właśnie to nie było takie proste w tej chwili. Zwłaszcza po sytuacji z Sasorim. Zanim zrozumiałam swój błąd, wydukałam całość na głos, ku uciesze dwój zboczonych idiotek.
- Seks z Sasorem jest ekstra! Nie ma obawy o ciążę! - palnęła Shi, zacieszając ryja, a ja zrobiłam zeza, starając się wymazać tę informację z myśli. Miyu zachichotała, a następnie odchrząknęła, widząc moją minę i już w pełnie poważna, postanowiła najwyraźniej zabłysnąć.
- Ja myślę, że powinnaś w sumie się cieszyć. To znaczy, że jest o ciebie zazdrosny, więc mu na tobie zależy, więc przekonanie go, że musisz wyjechać powinno być proste. Strzelisz coś, że chcesz być jak najdalej od Kukiełki i tyle.
~ Mógł też pomyśleć, że to hańba dla niego, że jego żona idiotka zdradza go z byle krasnalem. - usłyszałam Houkou i zaraz potem zobaczyłam go wychodzącego z cienia razem z Ryu na rękach. Obie wariatki wyciągnęły do niego ręce, ale tak jak się spodziewałam - dziękuję Ryu, że nie zawodzisz mamusi! - maluch spojrzał na mnie dużymi oczkami i uśmiechnął się rozkosznie, wyciągając małe łapki. Przytuliłam go do siebie, a czarnulek natychmiast wtulił się w moje ciało, przymykając ślepka.
- Houkou ma rację. Wolałabym nie dowiadywać się tego osobiście i nie stawać oko w oko z tym typkiem. - dodałam, zwieszając luźno ramiona. Jakoś tak dotyk malca wpływał nawet na mnie uspokajająco. Ta świadomość, że kiedyś będzie ze mną mordował, rządził po mnie światem, zniszczy wszystkich naszych wrogów i postawi mi pomnik jako najlepszej matce była doprawdy relaksująca.
- To niby co chcesz zrobić, oszukać go? Przebrać jedną z nas za ciebie i wysłać ją jak owcę na rzeź? - zakpiła Miyu, a Shi natychmiast spojrzała na nią i uśmiechnęła się drapieżnie. Pomysł jej się spodobał. Mi również, więc uśmiechnęłam się szeroko i wymieniłam z Shi szybką, telepatyczną rozmowę bez słów.
- Hoooukoou. - zawyłyśmy obie, spoglądając na jedynego osobnika z białymi włosami, który mógłby zmienić swój wygląd i nie musiałby martwić się o swoje życie. Jak na zawołanie próbował zwiać, ale z dwóch miejsc, do których mógł uciec, nie miał żadnego. Bo albo ulatniał się do mojego ciała - w tej chwili włożyłam niemal całą część chakry by uniemożliwić mu schowanie się za zakratowaną celą z pieczęcią - albo do babci. Ale byliśmy już u babci. Mwhahaha!
- Miyu, aport! - wrzasnęłam i kocica najeżyła się, ale zaraz oderwała stopy od ziemi i władowała się kolanami w klatę demona, zwalając go na ziemię. Przycisnęła mu jeszcze czoło ręką i uśmiechnęła się uwodzicielsko, święcąc nam jednocześnie majtkami w kurczaczki. Cóż za kryminalistka, no brak słów.
- Nie ruszaj się, białasku, meow!
Nie miałyśmy żadnej linki, żeby związać wierzgającego się, wściekłego do granic możliwości ogoniastego, więc użyłyśmy podwiązki kotowatej i bandaża Shi do zawiązania mu gęby. Potem zawlekłyśmy go do salonu babci. Był pusty, więc Śmierć musiała akurat załatwiać coś ważnego. Posadziłyśmy chłopaka na fotelu, starając się unikać jego złotych, zimnych oczu, i trochę wdepnęłyśmy mu na odcisk. Nie ma lepszego sposóbu na zmuszenie kogoś do posłuszeńsywa jak wjazd na psychikę. Także białas nasłuchał się, że jest pieprzonym tchórzem, który nie potrafi pomagać i najlepiej by było wysłać go na przeszkolenie do mojej kochanej mamusi. Bo przecież ci jej trzej demoniczni lokaje byli wyjątkowo oddani! Mieli zostać do końca tego tygodnia, żeby mi pomagać, ale odgoniłam ich tylko ze względu na niego! Czyli ja zrobiłam coś dla NIEGO, a on dla MNIE nic! Zupełnie niepotrzebnie ich przeganiałam, jak się okazuje, bo białas nic mi nie pomagał od tamtego czasu!
~ No dobra, dobra, przestań już jęczeć. - sapnął chłopak i zniknął w kłębie dymu, by pojawić się tuż obok mnie. Zerknęłam na niego i wystawiłam język, czekając, aż moje lustrzane odbicie powtórzy to samo.
Nie powtórzył.
- Zachowuj się jak ja! - warknęłam i niechętnie wywalił jęzor na zewnątrz, mrużąc przy tym drapieżnie oczy.
~ To co mam robić?
~***~
Spakowanie się na wyjazd z Brzasku zajęło mi w sumie tyle co zawsze. Czyli jakąś sekundę, gdy wpychałam do kabury najbardziej użyteczne drobiazgi. Zrzuciłam tylko zbroję, wciągając na siebie wygodne portki, bo czekała mnie spora droga. Ciuchy na przebranie zamierzałam kupić tam, bo wiedziałam, że jeśli Madara zauważy, że z mojej szafy zniknęło więcej ubrań, to na pewno zacznie coś podejrzewać. Zwłaszcza, że charakter Houkou był mało kompatybilny z moim i mógł się szybko zdradzić. Kazałam mu więc unikać Tobiego jak ognia, chodzić po siedzibie, wydawać polecenia i najlepiej cały czas żreć się z Miyu - na to obydwoje przystali zaskakująco szybko. To ostatnie było o tyle konieczne, że odciągało część uwagi od naszego wspólnego knucia. I ruda zawsze miała powód, żeby po prostu znokautować demona z zaskoczenia, gdyby powiedział coś niewłaściwego. W tym czasie Shi miała mieć oko na Ryu, karmić go, usypiać i zabierać na spacerki. Im dłuższe tym lepsze, wolałabym, żeby nie był w organizacji gdy Madara już zauważy, że cały dzień ściga za moją kopią. Jeszcze gotów byłby szantażować mnie moim dzieckiem.
Żeby zmylić trop, wyszłam z Ryu na zakupy. Za sklepem przekazałam go przemienionemu białaskowi i wręczyłam dodatkowo kartkę z listą zakupów, odwracając się i gnając w las. Moja kondycja miała się już całkiem dobrze, choć miną jeszcze z dwa tygodnie nim odzyskam stan sprzed ciąży. Mimo to byłam w stanie skakać po drzewach dość długo. Gdybym miała demona, mogłabym na nim pokonać całą trasę. Była też opcja z użyciem skrzydeł, ale wolałam nie zwracać nadmiernej uwagi - nie lubię jak dzieci krzyczą, że leci Batman, razi to w moją godność!
Słońce miało się ku zachodowi, kiedy zrobiłam sobie pierwszą przerwę, ale nie mogłam już wytrzymać. Sięgnęłam do kabury i wyjęłam czerwoną pastylkę, połykając ją i biorąc parę głębokich wdechów. Czując napływ chakry, ruszyłam dalej, odbijając się coraz mocniej przy użyciu większej ilości energii. Cóż, byłam już dość blisko, słyszałam ludzkie rozmowy. Tuż przy wejściu do wiosku, otarłam czoło z potu i ruszyłam do środka, gdy zatrzymał mnie widok budki dla strażników. No proszę, więc od tamtego czasu nawet tutaj wepchnęli ninja?! Zdołałam dowiedzieć się od nich, że chwilowo nie wpuszczają obcych przez zamieszki, związane z festiwalem w zeszłym tygodniu. Miał miejsce nieudany zamach na Pana Feudalnego Kraju Ognia, który odwiedzał to miejsce, w związku ze stuleciem istnienia wioski. Na darmo próbowałam przekonać obu facetów, że byłam tylko turystką i że często tu bywałam. Dopisało mi jednak głupie szczęście, bo wchodząca do środka grupka mężczyzn zerknęła w moją stronę i jeden z nich dopadł do mnie, łapiąc mnie za ramię.
- Hej, znam cię! Byłaś tu w zeszłym roku na festiwalu latawców, racja? Przyjechałaś znowu? Trochę za późno, był dwa miesiące temu! - powiadomił mnie koleś, a ja zerknęłam na niego, po czym pokiwałam głową, próbując go sobie przypomnieć. Kasjer? Recepcjonista? Barman? Cholera wie, co mnie to obchodzi.
- Racja, racja! Chciałam znowu odwiedzić wioskę, bo na ostatnim urlopie dobrze tu wypoczęłam - i dorobiłam się dziecka. Tego ostatniego nie miałam zamiaru wypowiadać na głos, a zamiast tego uśmiechnęłam się promiennie. Strażnicy podrapali się po głowach i pozwolili mi wejść, stwierdzając, że skoro jestem tu regularnie, to faktycznie nie powinnam zagrażać miastu. W dodatku ten typek tak się wstawiał za mną i resztą turystów, nawiązując do tego, że hotele są niemal puste przez te środki ostrożności. Blah, blah, nie ważne, odłączyłam się od niego jak najszybciej mogłam i skręciłam do sklepu po yukatę. Sprzedawczyni była młodsza i z początku próbowała mi wcisnąć różowe kimono, ale po moim wzroku "zaraz wepchnę ci je w gardło" wybrała jednak granatowe kimono, obszywane złotą nicią. Na dole miało motyw rozgwieżdżonego nieba i ogólnie było całkiem urocze. Chwilę potem wynajęłam sobie pokój w jakimś hoteliku i widząc, że jest już ciemno jak w dupie, a latarnie oświetlają ulice, ruszyłam przejść się po barach. Bo oczywiście Tsu nie powiedziała o który konkretnie chodzi, a było ich tu w pizdu dużo. Księżyc w pełni, delikatny wiaterek - w sumie nie rozumiałam jak w taką pogodę można siedzieć w środku zatęchłego pubu.
Nie tylko ja byłam tego zdania.
Zauważyłam ją przy stoliku na zewnątrz, jak w najlepsze wcinała sobie sernik, wycierając co raz serwetką kącik ust. Włosy opadały jej luźno na plecy, miała w nie wpięte jednak kwiat, który dostrzegłam dopiero gdy zerknęła w bok, zabijając spojrzeniem kogoś, kto na nią zagwizdał. Kiedy się podniosła, by podciągnąć rękawy i skopać nieznajomemu dupę, zauważyłam, że też miała ubraną yukatę. Zieloną, ze kwiecistym wzorem biegnącym jej po lewym boku i opadającym aż przy stopach. Zatrzymałam się, a ona w tym samym czasie odwróciła się ku mnie i zamrugała, by po chwili uśmiechnąć się z ulgą. Przywołała mnie dłonią, ledwo powstrzymując się najwyraźniej od enztuzjastycznego podskoku w miejscu.
- Hanai, dobrze cię widzieć! Zdążyłaś schudnąć po ciąży! - zawołała głośno, a ja wyprowadziłam cios w jej przeponę, ale cofnęła się gwałtownie do tyłu, unosząc ręce do góry.
- Przestań się drzeć! Wiesz ile ryzykuję, spotykając się tutaj z tobą?
To skutecznie ją zamknęło i wskazała głową na ulicę, dając mi do zrozumienia, że powinnyśmy się przejść. Szłyśmy więc obok siebie tymi małymi kroczkami, aż obu nam puściły nerwy i rozdarłyśmy materiał z boku. Kiedy już mogłyśmy iść normalnie i lekko oddaliłyśmy się od wioski postanowiłam, że to najwyższy czas, by powiedziała mi o co jej chodziło.
- Uhm...tak, ale...ja...co, uhm, z...
- Wszystko z nim w porządku. Trzyma się. - mruknęłam, stwierdzając, że to nie najlepszy pomysł, by mówić jej, że Sasor mnie pocałował. To mogłoby nieco bardziej oziębić nasze relacje, tak mi się zdaję.
- Ach, dobrze. W każdym razie musisz wiedzieć, że te informacje mogą wpakować cię w tarapaty.
- W większych już nie będę. Zaufaj mi. - odmruknęłam, przewracając oczami. Rozluźniła się, widząc, że naprawdę chce ją wysłuchać.
- W Akatsuki źle się dzieję, Aomi. I powinnaś o tym wiedzieć, bo w pewnym sensie to dotyczy też ciebie. - zaczęła, a ja rozejrzałam się dookoła, upewniając, że nikt nas nie śledzi, nie podsłuchuje, ani nam się nie przygląda. Czysto. - Najpierw może zacznę od tego, że macie chyba szpiega. W sumie zauważyłam to dopiero niedawno.
- Sz-szpiega? Nonsens! Przecież to niemo... - urwałam, przypominając sobie Tosię i najwidoczniej Tsu też o niej pomyślała, bo zacisnęła szczękę. Chyba nie przepadała za byłą dziewczyną Nagato. - Kto to?
- Problem w tym, że nie wiem. Podejrzewam...wszystkich, co tu się dużo oszukiwać. Ale to bardzo sprytna osoba i nie wpadnę na jej trop, chowając się po kątach jak karaluch. Nie jestem w stanie odkryć tożsamości tego kogoś. Już i tak mam problem ze zbliżaniem się do siedziby. Nie opuszcza mnie wrażenie, że Nagato zaczyna dostrzegać pewne ślady po moich wizytach i wkrótce zastawi na mnie pułapkę. Musisz poradzić sobie z tym sama, przykro mi... Ale to jeszcze nie jest sprawa, którą chciałam z tobą omówić. Wiesz czym zajmuje się Brzask, Hanai?
- Zreszaniem idiotów? - zakpiłam, ale jej poważnie spojrzenie przywołało mnie do porządku. - Poszukiwaniem ogoniastych i pieczętowaniem ich w posągu.
- Zgadza się. Ostatnio zapieczętowaliście jakiegoś. W zasadzie polujecie już tylko na Uzumakiego Naruto i Kilera B*, prawda?
- Ano, na to wygląda - stwierdziłam, wzruszając ramionami, a Tsuki przystanęła, spoglądając na mnie z rozdrażnieniem.
- Hanai, zdajesz sobie sprawę, że oni chcą wszystkich ogoniastych? - spytała, a ja pokiwałam potakująco głową. - Wiesz, że planują zabrać ci Houkou?
Ta informacja autentycznie mnie zaskoczyła. Uniosłam brwi i bezwolnie przekrzywiłam łepetynę, spoglądając na nią z niemym pytaniem. Jak to, że zabiorą mi Houkou? Przecież nie mogli ot tak pozbawić mnie demona! To było moje zwierzę! Jeszcze nie opanowałam w pełni wszystkich form, a oni chcieliby mnie go pozbawić?
- Dlaczego mieliby to zrobić?!
- O naiwna, a dlaczego mieliby pozwolić sobie na zostawienie ci go, kiedy jest tak blisko? Jasne, teraz jest bardziej użyteczny, bo wykorzystujesz pokłady jego chakry i działasz w ich imieniu, ale kiedy Uzumaki i B będą już pozbawieni demonów, to gwarantuje ci, że obudzisz się związana na zimnej posadzce. Nie zastanawiało cię, po co oni ich potrzebują?
Wstyd przyznać, ale mało mnie to obchodziło. Miałam zakreślony tylko zarys, że chodzi o władzę na światem, zrobienie chaosu i takie tam, ale nie znałam całego planu. Lider nigdy nie rozmawiał o takich rzeczach z członkami i byłam pewna, że mało który orientuje się w jego planach. Ich! Ich planach, działali we dwóch - Pein i jego szefo Tobi. Co takiego mieli zamiar zrobić z ogoniastymi? Hm. Jak na moje to najlepiej byłoby ich umieścić w ciałach członków, żeby mogli siać spustoszenie. W takim wypadku nie musieliby mnie pozbawiać demona, więc pewnie nie o to chodziło.
- A ty wiesz po co im one? - odparowałam, mając nadzieję, że nie zwróci uwagi na mój brak odpowiedzi. Zaśmiała się krótko, z szaleństwem, zadzierając głowę do góry.
- Oczywiście. Nie jestem głupia, odkryłam to wszystko i dlatego stałam się zagrożeniem dla Peina. Wiesz, on planował mnie zabić. Dać mi jakąś misję, na której zjadł by mnie Zetsu, albo coś w tym stylu. W sumie poszłam mu w pewnym sensie na rękę, uciekając, choć w jego opinii stracił mnie z oczu, przez co jestem jeszcze bardziej niebezpieczna. Moje informacje mogą przekreślić jego plany, wystarczy, że poszłabym do któregoś Kage.
- Co ty takiego wiesz?
- Wiem o dziesięcioogoniastym. - widząc moją minę, znowu się roześmiała. - Nieważne, Aomi. Liczy się tylko to, że masz dwa wyjścia. Możesz zignorować moje słowa i zostać w Brzasku. Udawać, że to, co mówiłam, nic nie znaczy i obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku. Możesz też uciec, jak ja, i ściągnąć na siebie gniew ich wszystkich. Mylenie tropów to mozolna praca i nie mogę ci obiecać, że dałabyś sobie radę.
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem w głębokiej dupie, bez możliwości wyjścia? - sapnęłam, a Tsu pokiwała głową, zdzierając z ust uśmieszek. Najwyraźniej dokładnie rozumiała jak to jest być postawionym w takiej sytuacji. Przez chwilę trwała między nami kompletna cisza. Ja starałam się przetrawić wszystko, co usłyszałam, a ona nie robiła mi większej sieczki z mózgu i radowała się widokiem księżyca w pełni.
- A gdybym ich wszystkich nabrała? - wymruczałam, a ona spojrzała na mnie z zaciekawieniem. - Jestem krok przed nimi, bo wiem co chcą mi zrobić. Oni nie wiedzą, że ja wiem. Mogę wrócić do siedziby, tam będzie według mniej najbezpieczniej, bo cały czas będę miała oko na ich działania. Zresztą, do końca tygodnia zostały dwa dni. Jeśli będę się pilnować, to zdobędę władzę w Brzasku. Wtedy będę mogła się pozbyć obu szkodników.
- Co?!
Wytłumaczyłam czarnowłosej w skrócie całą jazdę z tygodniowym wyzwaniem, a ona namyśliła się i westchnęła ciężko, kręcąc głową.
- Jesteś bez szans. Oni nie chcą dopuścić cię do władzy. Uczepią się każdego małego błędu, żeby udowodnić ci, że źle rządziłaś siedzibą i twój plan przepadnie. - stwierdziła trzeźwo, a ja zwiesiłam luźno ramiona, załamana. - Ale wiesz, to wcześniej było dobre. Gdybyś tylko zachowywała ostrożność, gdybyś grała tak, jak ci zagrają...do czasu. Jeżeli rozegrałabyś to właściwie, to udupiłabyś ich, nim oni zrobiliby krok w twoim kierunku.
Łatwo powiedzieć. Już teraz byłam terroryzowana przez Madarę, a gdy przegram zakład, zapewne będzie się na mnie wyżywać i niszczyć mnie psychicznie. Jasne, mogłabym to przetrwać, ale nie macie pojęcia jak straszna jest świadomość, że facet, z którym jesteś po ślubie - a więc nie pozwiesz go raczej o molestowanie, jesteście małżeństwem! - jest popieprzonym sadystą.
- Niedługo muszę się zbierać. - powiadomiła mnie Tsuki, spoglądając w rozgwieżdżone niebo. - Robi się późno.
- Gdzie teraz mieszkasz? Znaczy...wiesz, nikt nie mógł cię znaleźć. Jak to zrobiłaś?
Uśmiechnęła się niewinnie, poprawiając przy okazji kwiat, który zaczął obsuwać się jej z włosów.
- W zasadzie...nie powinnam ci tego mówić, ale dołączyłam do pewnej grupy. Same siostry. Mają dość...ciekawe podejście do pewnych spraw. I są silne. Ale nie mogę ci więcej powiedzieć, zasady, rozumiesz.
Pokiwałam głową, choć ciekawość autentycznie wyżerała mnie od środka. Dołączyła do jakiegoś bratcwa? Jakiegoś klanu? Chowała się wśród innych kobiet i tylko dlatego Zetsiak jej nie znalazł?
Niemożliwe, był typem istoty (żeby nie palnąć człowieka!), która potrafiła wytropić jedną osobę z pośród tysięcy innych. Chwaścik był zbyt dobry w takich łowach.
- Nocujesz tutaj, w wiosce? - zapytała, a ja przytaknęłam. - Bądź ostrożna. I pewnie się już więcej nie zobaczymy. Nie mogę ryzykować twoim życiem. Bądź zdrowa...i gratuluję ładnego synka. - pożegnała mnie i odwróciła się na pięcie, nie czekając na moją odpowiedź. Zniknęła w jednej z uliczek, więc nie zamierzałam zostawać sama i również ruszyłam w stronę swojego hotelu. Po drodze oczywiście natchnęłam się na paru podchmielonych żuli, tak zwanych koneserów damskiej urody. Próbowali zagwizdać, ale tylko napluli sobie w brodę, zbyt pijani by dobrze ułożyć usta.
- Teee...wydupczyłbym cię! - wybełkotał jeden z nich, chyba najtrzeźwiejszy, bo zdanie było wypowiedziane w miarę poprawnie.
- Zabaf se s nami, paninko! - wrzasnął drugi, a ja podniosłam dłoń, prezentując pierścionek na palcu.
- Sory chłopaki, jestem mężatką. - to była chyba jedyna zaleta wynikająca z mojego stanu. Nie, nie chyba. Serio jedyna.
- Ścięściarz z teo męsa! - odparł koleś, który akurat fiknął do przodu i jebnął ryjem o ziemię, po czym zachrapał głośno. Mruknęłam w odpowiedzi coś w rodzaju "Niewątpliwie" i wsunęłam się przez drzwi do hotelu, uśmiechając do babki w recepcji, która rozchylała sobie oczy palcami, by nie zasnąć. Co ona, nie oglądała Toma i Jerrego? Każdy wie, że najlepiej sprawdza się taśma klejąca albo wykałaczki, no proszę was! Winda oczywiście była zepsuta, więc wdrapałam się na drugie piętro (och i ach, jak wysoko!) i niemal wtoczyłam do pokoju, od progu zrzucając sandały z nóg.
Wystarczył świst powietrza bym zrozumiała, że nie jestem sama i natychmiast sięgnęłam do kabury, wyjmując kunai i błyskawicznie wycelowując w stronę okna. Przeleciał przez firankę i wbił się w drzewo niedaleko. Czyżbym miała zwidy? Zacisnęłam palce na wieszaku po prawej i udałam, że ziewam, przymykajac oczy. Znowu usłyszałam ten dźwięk, świadczący o jakiejś szybko poruszającej się osobie w moim pokoju.
Zmarłam, czując jak coś oplata mnie na brzuchu i zerknęłam w dół. Ręce? O, ręce! Czyli, że nieznajomy osobnik... wzięłam zamach głową i przygrzałam komuś w szczękę, zaraz potem nadępnęłam na stopę i sprzedałam cios z łokcia w brzuch. Dym poleciał mi w oczy, tak, że musiałam odwrócić głowę na bok. Klon.
Przeciągły gwizd. Wyciągnęłam przed siebie wieszak jak najlepszą na świecie katanę, a ciszę przeszył śmiech.
- Zbyt słodko teraz wyglądasz, kochanie. - aż czułam jak mi włoski stają na karku dęba! Mimo wszystko trzeba zgrywać głupka, już chyba bardziej mi się nie oberwie. Ostatnio tylko naciągałam granicę jego cierpliwości, jeden tydzień i powinien mieć nerwy tak zszargane, że jego jedynym marzeniem byłoby zamordowanie mnie. Z wyjątkowym okrucieństwem, oczywiście.
- Nie nazywaj mnie tak. - syknęłam, odkładając wieszak obok siebie, jakbym kpiła sobie z niebezpieczeństwa. Ale palców z niego nie zdjęłam. - Co ty tu...?
- Co tu robię? Czy to czasem nie ja powinienem cię o to spytać? - zapytał spokojnie i zeskoczył z parapetu, wolno się do mnie zbliżając. Jak każde zwierzątko zaczęłam się wycofywać, ale trochę speszona jego opanowaniem, odwróciłam się i otworzyłam drzwi, wylatując na korytarz. Już miałam biec w stronę schodów, gdy zostałam złapana, zakneblowana ręką i na powrót wciągnięta do pokoju. Cholera!
~***~
- Nic nie powiesz? - mruknął, stojąc nade mną ze skrzyżowanymi rękoma na torsie. Podniosłam wzrok, obrzucając go martwym spojrzeniem, i na powrót zaczęłam przyglądać się swoim stopom. Dobra, gra jeszcze całkiem mi wychodziła, nie zdradzałam się z paniką. Co się mogło stać w Brzasku, że on mnie tu znalazł? Jak mnie tu znalazł, przecież nie zostawiłam kartki z napisem "Jestem tam i tam, jak chcesz się powkurwiać to wpadnij!". - To może ja ci powiem co tu robisz. Spotykasz się na herbacie z poszukiwaną przez nas zdrajczynią, na którą wydano wyrok śmierci.
- Wcale nie piłyśmy herbaty!
Warknął i od razu zdałam sobie sprawę, że powinnam zamknąć buzię, jeśli nie mam do powiedzenia czegoś bardziej istotnego. Zresztą, tylko co do tego mogłam zaprzeczyć, cała reszta była prawdą.
- To co ty tu robisz? - mruknęłam, wykrzywiajac usta w grymasie niezadowolenia. Nie miał najwyraźniej zamiaru odpowiadać na moje pytania, więc wbiłam w niego wzrok, wyzywając go na walkę. Kto nie mrugnie wygrywa! To było pewne, że podejmie się tego, jest zbyt przewidywalny. Dałam mu szansę, wpatrując się przez 5 sekund, a potem pstryknęłam palcami i Zenek z żoną wyskoczyli z tunelu za mną, rozdziabując buzię. O ile jeszcze Zenuś nie robił takiego wrażenia, to ten babsztyl tak przeraził Madarę, że padł na ziemię i zaczął się wycofywać.
- Oszukujesz.
- Bzdura. Nie było o tym nic w zasadach. Co tu robisz? - spytałam ponownie, machając na trupy ręką, by już sobie poszły. Wystarczyła mi napięta atmosfera między naszą dwójką, nie potrzebowałam jeszcze widoku przerażonego Zenka i jego okropnej żony.
- Twój demon cię wydał. Deidara, na złość Miyu, która cały dzień rzucała w twoją kopię sprzętami domowymi, trzepnął "ciebie' w tyłek. Ogoniasty wydarł się, że nie jest gejem i ma spierdalać ze swoimi obleśnymi rękami. Miyu próbowała jakoś to wymazać z pamięci i znokautowała Deidarę. Wystarczy jednak, że ja też to widziałem. - stwierdził, wzruszając ramionami. Zapanowała cisza. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, kiedy próbowałam gorączkowo znaleźć temat, który odciągnąłby jego myśli na dobre od mojej małej pogawędki z Tsuki.
- Ale powróćmy do tego, co istotne. - zaczął, a jego oczy rozbłysły czerwienią, na co natychmiast zakryłam swoje patrzałki rękoma, nie pozwalając się złapać w genjutsu. Przełknęłam ślinę. - Najpierw załatwmy nasz zakład. Oficjalnie stwierdzam, że złamałaś jedno z nielicznych praw, które naprawdę obowiązuje w Akatsuki. Zbratałaś się z wrogiem. W takim razie przegrałaś. Lider nie może sobie pozwalać na nieprzestrzeganie zasad. Nie oddam ci władzy, w dodatku poniesiesz konsekwencje. Ale...
Ale zawsze daje nadzieję na to, że nie będzie tak źle. Madara złapał mnie za palce rąk i siłą oderwał je od mojej głowy. Zacisnęłam powieki, ale zostałam tylko pchnięta w czoło, przez co opadłam na łóżko.
Natychmiast chciałam się przekręcić, lub zerwać do pionu, wiedząc, co to może znaczyć, ale już dawno wisiał nade mną, przesuwając opuszkiem palca po mojej szyi.
- Ale jeśli będziesz współpracować i powiesz mi, co takiego dowiedziałaś się od zdrajczyni, może pozwolę ci wciąż żyć. - zauważył, chuchajac mi w ucho. Sparaliżowana, leżałam, zastanawiając się jak wybrnąć z tej okropnej sytuacji.
- My...ona powiedziała mi tylko o sz-szpiegu. My mamy szpiega. - wydukałam z siebie, wciąż z zamkniętymi oczami. Robił to, żeby sprowokować mnie do ich otworzenia! Jak to zrobię, to zamknie mnie w świecie Sharingana i będzie torturował. I na koniec zabije, przewiezie, rozwaloną psychicznie, do siedziby i pozbawi demona. A potem jak gdyby nigdy nic będzie wychowywał Ryu. Nie pozwolę na to.
- Szpiega? Kogo? - jego dłoń przesunęła się wzdłuż mojej talii i zatrzymała na udzie. Podwinął trochę yukatę i korzystając z mojego własnego rozcięcia, wsunął rękę pod materiał, gładząc palcami skórę.
- Nie wiem. Zostaw mnie już, to wszystko. - fuknęłam, starając się strącić z siebie jego łapy, ale przesunął ciężar swojego ciała na bok i bezczelnie pochwycił obie moje dłonie. Starałam się złożyć jakiś znak, żeby go, no nie wiem, spalić, zamrozić, porazić prądem, albo coś równie nieprzyjemnego, ale rozdzielił obie i przywiązał nitką chakry do dwóch rogów łóżka.
- Kłamiesz. - zanucił, nachylając się i wgryzając w moją szyję, na co zaskoczona pisnęłam. - Hmm, ciekawe jakie dźwięki jeszcze potrafisz wydawać.
Co za podły, wredny, przyrąbany skurczybyk. Jak dorwę to rozpruję, wyrzucę flaki, wypcham go trocinami i zamarynuje w słoiku po korniszonach!
- Puszczaj mnie, Uchiha. - pisnęłam. Pisnęłam? Pisnęłam. No kurwa nie. Szatku, demonie, babciu, ciociu, cholera go wie ktosiu, pomocy! Gwałcą!
- Nie ma mowy, Hanai. Ciekawe co się stanie, jak zrobię to? - nie powiem, sprawiało mu to chyba dziką rado...iik. Gdzie on mnie dotknął?! Zaczęłam się wierzgać, ale usiadł na mnie okrakiem, wyraźnie zirytowany tym, że nie mam ochoty się z nim bawić. - Więc, co jeszcze mówiła?
- Nic, do cholery! - wrzasnęłam, ale zatkał mi usta pocałunkiem, przejeżdżając językiem po moich wargach. Zarumieniłam się już dawno temu, ale w chwili gdy zaczął rozplątywać moje kimono, byłam już czerwona jak burak. Ze zdenerowania, jakżeby inaczej!?
Dlaczego ja zdjęłam moją zbroję?! Idiotka, kretynka!
- Kłaaamiesz. - przeciągnął, rozpoczynając podróż od mojej szyi, w dół, aż do biustu.
Nienawidzę go za to. Za to, że podgryza, szczypie, ssie, ściska, pociera, śmieje się, gdy ja przygryzam wargi do krwi, by choćby nie mruknąć. A on wciąż ciągnie mnie za sobą, karze mnie za moje milczenie i całuje, długo, drapieżnie, aż bezradnie oddaje pocałunek. I od razu wstydzę się za siebie, bo z ust wydobywa się najgroszy odgłos. Jęk. Jeden, bo zagryzam wargi. Jego ręce wędrują, zwiedzają, zatrzymują się, szukając miejsc, które wywołałyby kolejny dźwięk. Jest taki cholernie zadowolony, gdy w końcu znajduje, pyszni się i drażni ze mną, a ja już niczego nie kontroluje. Odpowiadam mu wdzięcznie, bo choć umysł uparcie odmawia, to jednak ciało łapczywie spija wszystko z jego ust. Tak jak on spija z moich to ciągłe "nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę". Chłonie wszystko, zapamietuje, ślizga wzrokiem po moim ciele, gdy yukata leży już gdzieś w odległym rogu, bandaż ześlizguje się z łóżka, a majtki wiszą na klamce. I kiedy uwalnia moje ręce, nie uciekam, nie bronię się, tylko przyciągam, przysuwam, nie puszczam. Oddechy się splatają, coraz płytsze, zmęczone, gdy bada te fragmenty ciała, których nikt wcześniej poza nim nie poznał. I już nie myślę jak morderczyni, kunoichi, wnuczka Śmierci i przyszła jej następczyni, tylko jak kobieta. Fala podniecenia zalewa umysł, kiedy jego ruchy stają się z dzikich, wręcz chaotyczne. I gdy opada obok, leżymy już ramię w ramię. Tylko ciemność i my dwoje. Zamyka powieki, a ja przekręcam się na bok i wpatruje w niego uparcie, póki z westchnieniem nie przyciąga mnie do siebie i nie przykrywa tą małą, ciasną kołderką. A wydawała się taka duża.
- Powiedzmy, że ci wierzę - mruczy jeszcze.
~***~
Strzeliłam kosteczkami w palcach, siedząc głęboko w fotelu i wpatrując się w niego z mordem. Przewrócił oczami, machając na mnie zbywczo ręką i znowu sięgnął po filiżankę, nadpijając odrobinę kawy. Odliczyłam do trzech i znowu zerknął w moją stronę, ściągając gniewnie brwi na widok mojej złowrogiej miny.
- Dobra, następnym razem się zabezpieczę, rany. - sapnął, a ja zawarczałam jak zepsuty traktor, rzucając w niego poduszką.
- Już nigdy mnie nie tkniesz, dziecioróbco! Módł się, kurwa, żebym znowu nie zaciążyła! - ryknęłam wściekle, a on uśmiechnął się figlarnie, przez co znowu wyglądał jak łobuzerski nastolatek.
- To byłoby takie złe?
Kiedy rzuciłam w niego wszystkimi pięcioma poduszkami i opadłam swobodnie na fotel, podał mi jabłko, w które się wgryzłam. Dobrze, że przynajmniej nie pytał już o Tsuki. Uwierzył mi, że jedynym co się dowiedziałam, było to o szpiegu. Przemilczałam za to świadomość o jej dołączeniu do jakiejś grupki kobiet i jej teorie co do mojego demona.
- Zastanawiam się czego od ciebie zażądać. Skoro seks i tak dostaję, to mam pewien problem. - wybełkotał głośno z na wpół pełnymi ustami od tosta z dżemem. Co za dzieciak, ja pierdole.
- Nie jedz z pełną buzią, ile ty masz lat? - sapnęłam, a on przekręcił się na krześle, przełykając zawartość jamy ustnej i robiąc minę naburmuszonego dziecka.
- Nie pouczaj mnie, smarkulo. - powiedział głosem Tobiego, co wywołało pewien kontrast. Na ogół używając tego głosu, składał zdanie typu Tobi is [wstaw co chcesz]. - O, już wiem czego chcę!
Westchnęłam i pomachałam ręką, żeby się pospieszył. Nie mam całego dnia. Było fajnie, ale teraz wracajmy już do zwyczajnych relacji Aomi vs znienawidzony Ucipa-kozojebca.
- Musisz zacząć mnie traktować jak męża, a nie jak wroga publicznego numer jeden. - powiadomił mnie, dumny ze swojego pomysłu, a ja nieomal zakrztusiłam się jabłkiem.
- WTF? Pogrzało cię?! Co to w ogóle za rozkaz, co?! Nie mogłeś trzasnąć "Umyj łazienkę!"?!
- Nie, tak będzie zabawniej. Poza tym, skoro potrafisz powiedzieć menelom z parku, że jesteś mężatką, to myślę, że powinnaś używać tego też w innych sytuacjach.
Zamilkłam, wiedząc o jaką sytuację mu chodzi. Czyli jednak wciąż pamiętał co się stało w pokoju Sasoriego i nie miał zamiaru przestać mi tego wypominać.
- Przecież...przecież nie jesteśmy małżeństwem na serio! - palnęłam, ale zmroził mnie wzrokiem znad kawy.
- Ja to traktuję jak najbardziej na serio. - oznajmił, a jednak w jego oczach błysnęła znowu ten niepokojąca, szaleńcza iskierka. Zrobi teraz wszystko, bym wypełniła jego polecenie, co?! Nie da mi spokoju, póki nie stanę się posłuszną żoną? A figa, żona ma wiele definicji, będę najwyżej jedną z tych, co leją swoich małżonków po pysku!
Yh, jak ja nienawidzę gnoja.
________________________________________________________________________________
*Kiler B - jinchuuriki Ośmioogoniastego Gigantycznego Wołu. Więcej informacji w sumie nie potrzebujecie, ale tak jakby co:
http://pl.naruto.wikia.com/wiki/Killer_B
Druga notka, jak obiecałam. Tak, wiem, scena marna, ale ostrzegałam, że pisanie takich jakoś nie za bardzo mi podchodzi. Ledwo się opanowałam przed zrobieniem wielkiej cenzury, bo o ile sama mogę takie coś poczytać (Ao-chan, zboczeńcu!), to z opisywaniem...yh.
Nanana, nieplanowane zwroty zdarzeń zaskakują mnie samą. xP
Enjoy!
Rozdział z dnia 08.08.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz