Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

20 listopada 2012

Rozdział 37

Ziewnęłam, nawet nie zakrywając ust dłonią. Niech widzą, że nudzi mi się niemiłosiernie.
Jak długo może trwać zwykłe zebranie? Ile można gadać o tym samym? No już nosem mi tematy pieniędzy i ogoniastych wychodzą, a wałkujemy je od dobrego tygodnia!
Gash.
Mój powrót z wioski przypadł akurat na pewne nieprzyjemne dla niektórych płaszczyków wydarzenie. Otóż pieniądze z kasy tak jakby...wyparowały. I, jak babcię kocham, pierwszy raz nie miałam z tym nic wspólnego! Pewnie, czasem zdarzało mi się okraść skarbiec, czy to z wykorzystaniem odkurzacza, czy odstawieniem scenki "To jest napad". Tyle, że kiedy forsa zniknęła mnie w siedzibie nawet nie było! Znaczy teoretycznie "byłam", ale wątpię, żeby Houkou w moim ciele posuwał się do tak nędznej, w jego mniemaniu, zbrodni. Tak więc po zjawieniu się w naszej wyjebiście brudnej kryjówce, stanęłam od razu przed oskarżycielami. Nie miałam alibi - przecież nie powiem, że w tym czasie spotkałam się z wrogiem Brzasku numer 3 (drugie miejsce zajmował Sasek z Toshiko, a pierwsze sanepid). W dodatku większość płaszczyków zaświadczała, że zachowywałam się w tym czasie wyjątkowo dziwnie, warczałam, mówiłam o sobie jw rodzaju męskim i cały czas klęłam na "tych parszywych śmiertelników".
Mówiłem, że ten plan jest idiotyczny.
Ta, teraz odwracaj kota ogonem, bezużyteczny demonie.
W każdym razie byłam na przegranej pozycji, ale na ratunek przybyły mi Shi z Miyu, oraz, ku zdumieniu publiki, Kakuzu. To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam od niego coś miłego na temat mojej osoby. Przeżywam to jak mrówka okres, ale do cholery, wyobrażacie sobie szmaciaka, mówiącego: "To nie mogła być Hanai, ona preferuje zostawianie po sobie jednoznacznych dowodów. To musiał być ktoś mniej szalony".
Czaicie?! Czyli uważa mnie za bardzo szaloną! Niemal się wzruszyłam, kiedy tak głośno wyrażał swoją opinię. Następnego dnia odnalazł się cudownie Mr. Money, ulubiona poduszka Kaku - niech zna mą łaskę!
Wracając - winny się nie znalazł. Pain stwierdził, że mamy to sami rozwiązać, bo on ma zbyt dużo na głowie. Faktycznie, ostatnio nie miał czasu nawet zjeść z nami wspólny obiad. Hidan z Kisame zgłosili się na chętnych przy szukaniu sprawcy, Shi miłosiernie stwierdziła, że może rzucić okiem na opustoszały skarbiec, a reszta Akatsuki pluła i przeklinała na idiotę, który ośmielił się zadrzeć z nami i odbierać nam naszą, tfu!, MOJĄ kasę!
Tak sobie tydzień szukaliśmy i nic, zero, null, żadnych poszlak. Żeby szybko nadrobić i mieć z czego zapłacić czynsz, postanowiliśmy napaść na bank. No i właśnie o tym gadaliśmy w chwili, gdy sobie ziewnęłam. Zaraz potem osunęła mi się głowa z dłoni na blat i kompletnie nieprzejęta tym, że zrobiło się cicho, zamarudziłam pod nosem.
- Hanai, przeszkadzam ci w czymś? - usłyszałam głos Nagato i ułożyłam brodę na stole w ten sposób, by widzieć go spod grzywki.
- Nie, spoko, nie przerywaj sobie, ja tylko przysypiam - odparłam, podnosząc dłoń. Zerwałam się do pionu, gdy tylko dostrzegłam lecący w moją stronę obiekt, ale czyjaś dłoń unieruchomiła mnie w miejscu. Druga ręka ktosia złapała lecący wazon i ułożyła go obok.
- Po co te nerwy, Pain? - spytał Madara, uroczym do porzygu głosem, i przekręcił moją łepetynę tak, bym na niego spojrzała. - A ty wyjdź, jeśli nie chcesz brać udziału w misji.
Wydęłam usta i wyrwałam się spod jego palców, odchylając na krześle i wbijając wzrok w Liderka. Od powrotu nie mogłam spojrzeć czarnowłosemu w twarz, co ten skwapliwie wykorzystywał, pusząc się, gdy moje policzki zaczynały płonąć.
- Wracając - Lider odchrząknął, chcąc dać do zrozumienia, że reszta ma przestać zwracać na nas uwagę - podzielimy się na trzy drużyny, składy już ustaliłem. Mamy poważne długi, więc nie widzę innej możliwości jak napaść na główny skarbiec Lorda Feudalnego. Nie wyślę was wszystkich, niektórzy zajmą się normalnymi zadaniami. Wciąż nie zdobyliśmy 8 i 9-ogoniastego, nie ma co się obijać - mruknął rozgorączkowany, rzucając nieprzytomne spojrzenia na lewo i prawo. Zmartwiłby mnie jego stan, gdyby nie fakt, że sam się w to wpakował. Gdybym ja rządziła, nie zapuściłabym ani siebie, ani organizacji w ten sposób!
- Morda, Hanai. - Potarł palcami skronie, rzucając mi oschły wzrok. Zaraz potem machnął na nas ręką i zniknął w kłębie dymu. Itachi podniósł ze stołu papiery i przejrzał je, mając Shi uwieszoną na szyi. Potem wypaplał jak jesteśmy podzieleni i Tobi kazał nam się rozejść. Jak na szefa miał wyjątkowo dużo wolnego czasu, bo na ogół szwendał się za mną, drażnił mnie lub ewentualnie bawił się z Ryu. Obecnie, co za ulga!, wybrał trzecią opcję i ruszył w kierunku naszego pokoju by sprawdzić, czy maluch już się obudził, a ja znów ziewnęłam, przecierając oczy. Nie chciało mi się ruszać z tego pokoju i najwyraźniej nie tylko mi, bo po 5 minutach został jeszcze tylko Deidara. Nieco podłamany, parę minut temu spławił Miyu i wzdychając raz po raz, skulił się na krześle w pozycji niemalże embrionalnej.
- Dei, mejdej? - rzuciłam pod nosem, przyglądając mu się ciekawie, ale chyba mnie nie usłyszał. - Deidaaara? Ty blond cioto, halo? Ziemia do transwestyty, odbiór? Dee...
- Zamkniesz się w końcu, Ao?! - ryknął, a ja zamrugałam, zdumiona. Uu, zły humor. Pewnie to był ten czas w miesiącu, kiedy kobiecie odkręca się kran z krwią tam na dole. - Nie mam ochoty dzisiaj cię zabijać, un.
Oho, jest groźnie. Choćby nie wiem co, Deidara zawsze, zawsze, zawsze znajdował w sobie odrobinę siły by zagrozić mi śmiercią, łypnąć na mnie morderczo albo poprzeklinać na mnie. Przesunęłam się o dwa krzesła w prawo, by zmniejszyć dzielącą nas różnicę - jednocześnie zostawiłam to jedno miejsce między nami, tak w razie co.
- Co jest? Wyglądasz jakbyś dowiedział się o czymś strasznym. Miyu pokazała ci się bez makijażu? - zażartowałam, ale chyba nie spodobało mu się moje poczucie humoru, bo zerknął na mnie, podirytowany. - Ej, mówię do ciebie. Odpowiadaj.
- Po cholerę, un? I tak nie zrozumiesz, un - zachrypiał, a ja ściągnęłam gniewnie brwi. Dobra, między nami było różnie. Raz się nienawidziliśmy, raz padaliśmy sobie w ramiona, by po chwili znów skakać sobie do gardeł. Ja go podpuszczałam, on mnie zdradzał, po czym współpracowaliśmy, żeby coś osiągnąć. Może taka relacja była nieco pokręcona, ale dzięki niej coś się działo. Nudno by mu było beze mnie, ja bez niego miałabym raj na ziemi, a to przecież nie o to chodzi!
- Kurwa, zachowujesz się jak baba z opery mydlanej. Nie mówię, że mam ochotę słuchać twoich żali, ale skoro jesteśmy w jednym składzie na tą misję, to masz zasrany obowiązek podzielić się ze mną swoim problemem. Bo inaczej jesteśmy w ciemnej dupie - skwitowałam, a blondyn burknął pod nosem i przechylił się w moją stronę. Jego wzrok przesunął się po całym pomieszczeniu, nim nie zatrzymał niebieskich tęczówek na mnie. Palcami wystukiwał jakiś nerwowy rytm, przez jego zdenerwowanie mi się udzielało.
- No?
- Chwila, un. Zbieram myśli.
- Czyli co, będę czekać milion lat nim je zbierzesz?
Skrzywił się i sapnął.
- Ja...my byliśmy na misji we wtorek, kojarzysz, un? Razem z Miyu i Danną miałem odebrać jeden zwój - zaczął ostrożnie, odpływając myślami w tamten moment. Dobrze, bo dzięki temu nie zwrócił uwagi na moje drgnięcie gdy mówił o Sasorim. Nie rozmawiałam z nim od tamtego feralnego zdarzenia, a Madara robił wszystko, by trzymać nas od siebie z daleka. Nie protestowałam, w moim poczuciu należało zapomnieć o tym, co się tam zdarzyło, jak najprędzej się dało. - To było proste, bo Miyu zmieniła się w służkę w pałacu, a ja miałem przybyć jako kawaler, który stara się o rękę córki tamtejszego władcy, un. Tylko Miyu coś odwaliło. W połowie misji rzuciła się na pannę i niemal ją rozszarpała, lord wezwał straż, ogółem ledwie uszliśmy z życiem, un. Sasori no Danna zjebał ją jak psa jak tylko byliśmy już w lesie, a ona się rozpłakała i zwiała. - przerwał, spoglądając na moją zdziwioną minę. - No, ja też byłem w szoku, un. Wtedy Danna powiedział, że mam ją zabrać mu sprzed oczu, bo smarkula zachowuje się jak babsztyl w ciążu, un.
Babsztyl w ciąży. Ciekawe, czy mnie określał tymi samymi słowami, jebana rozpałka. Zachęciłam go do dalszego potoku słów machnięciem ręki.
- Po drodze była ta wioska, gdzie macie tą swoją starą przyjaciółkę. Wpadliśmy, żeby się trochę podreperować, bo byliśmy w marnym stanie. I ten jej koleś, ten, no, un...
- Seiji - podrzuciłam spokojnie, a Dei pokiwał energicznie głową.
- No, un! To on...on powiedział, un...o-on...
Jąkający się, przerażony na śmierć Deidara to naprawdę dziwny widok. Złapałam go za ramiona i potrząsnęłam nim, marszcząc brwi.
- Co powiedział?! Co powiedział Seiji, De...
- Że jesteśmy w ciąży, un! - zawył blondyn, a ja zamarłam w bezruchu i zaraz potem z pełnym zdezorientowaniem spojrzałam na niebieskookiego.
- Jesteście w ciąży? Kto jest w ciąży?
- Miyu i ja!
- Jesteś kobietą?! Więc jednak?! - wrzasnęłam, zrywając się na równe nogi, ale ten złapał mnie za nadgarstki i posadził mnie na miejscu, przysuwając swoją twarz do mojej. Znów wyglądał jak morderca rangi S.
- Słuchaj co do ciebie mówię, un. My, w sensie Miyu jest w ciąży. Ale to moja wpadka, czaisz, un? - wyszeptał niskim głosem, poluźniając uchwyt i odsuwając się na krześle. Przekręcił się i znów ukrył twarz w dłoniach.
- Eto... Miyu nie wygląda na taką załamaną - zauważyłam, a on zachichotał histerycznie.
- Bo ona nic nie wie, un.
- Da fak? Jak ona nie wie to skąd ty wiesz?!
- Przed badaniem spytałem tego typka, tamtego...
- Seijiego?
- Tak, un. Spytałem go czy mógłby to sprawdzić. Wiesz, pomyślałem, że Danna może mieć trochę racji, un. Ale poprosiłem, żeby w razie czego jej nie mówił, un - wyjaśnił chłopak i westchnął głośno. Na jego miejscu chyba też byłabym w dołku. - Nie wiem jak jej to powiedzieć.
- To nie mów - rzuciłam, a on spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Prędzej czy później sama zauważy. Chociaż w jej przypadku skapnie się pewnie coś koło 9 miesiąca...
Blondyn parsknął śmiechem, więc pewnie było mu już trochę lepiej. Klepnęłam go z całej siły w plecy, tak przyjacielsko, choć Dei prawie wypluł płuca. Jakoś tak nie wiedziałam co mu poradzić. Z jednej strony Miyu powinna wiedzieć, w końcu to było jej ciało, a że nie była w mojej sytuacji, to zawsze pozostawała jej aborcja. Z drugiej strony obawiałam się, że jej wątła psychika nie zniesie takiej traumy jak świadomość tego, że będzie musiała urodzić. Wierzcie mi, nie ma nic gorszego nie poród, wzdrygam się tym bardziej, że sama przez to przeszłam.
Minęła może chwila, gdy w drzwiach pokazała się głowa rudej - rozglądnęła się i jednym susem znalazła przy nas.
- Cooo robicie, meow? - spytała, a ja ledwo opanowałam śmiech. Ich dziecko to by miało przejebane. Albo uzależnienie od un, albo ciągłe miauczenie. Się dobrali, pajace!
- Nic, un - odparł zimno Deidara, a Miyu zamrugała zdumiona i na moment jej wieczny uśmiech zgasł. Szybko jednak doprowadziła się do ładu i złapała mnie za rękę, ciągnąc za sobą na korytarz.
- Aoś, powiedz swojemu facetowi, że każdy chce się pobawić z Ryu - mruknęła niezadowolona, machając ogonem w tę i z powrotem. Tsa, od razu wyczułam, że w rzeczywistości ma zupełnie inną sprawę do mnie, ale pozwoliłam jej na jęczenie o tym, że Madara jest egoistą, samolubem i w ogóle ona by go najchętniej zagryzła, bo się strasznie rządzi! Przytakiwałam bezwolnie na każde jej słowo. Ona i Shi były zapoznane z niemal całą sytuacją w wiosce. Znały całą rozmowę z Tsuki, włączając w to jej podejrzenia o szpiegu i tym, co zrobią w przyszłości ze mną. Pominęłam natomiast w sprawozdaniu fakt, że po raz drugi w tej wiosce robiłam TO. Z tym samym facetem w dodatku.
Wiedziały, że przegrały zakład i Madara mnie dorwał, ale przekonałam je, że wybaczył mi pod warunkiem, że będą dobrą żoną. Uwierzyły, że to moja jedyna kara.
- Dobra, będziesz mogła wziąć Ryu na spacer - wtrąciłam się w połowie jej zdania, a neko podskoczyła radośnie i zaklaskała.
- Meow! Cudownie! Ale wezmę go tylko na dwie godzinki, bo potem idę trenować. Roztyłam się, zbyt mało się ruszam ostatnio - pożaliła mi się, a ja przygryzłam język. Oj znałam ja inny powód tego tycia. - Swoją drogą, Ao... czy Deidara mnie nienawidzi?
Jej pytanie tak mnie zaskoczyło, że przestałam zwracać uwagę na ziemię i wyrżnęłam się o stołek. Nasz korytarz jest zbyt zasyfiony, tutaj leży wszystko!
- Czemu mnie o to pytasz? - rzuciłam nerwowo, a Miyu wzruszyła ramionami.
- Pomyślałam, że możesz coś wiedzieć. Od ostatniej misji on i Sasor mnie unikają. O ile kukiełkę rozumiem, bo nieźle się pożarliśmy ostatnio, to blondyna mnie dziwi. Dużo razy mnie unikał, ale to ze strachu. A teraz jest dla mnie po prostu chamski i wredny - zauważyła, a jej oczy się zaszkliły. Była strasznie melodramatyczna. Czy ja też się tak zachowywałam w tym stanie? Ja pierdolę, co za wstyd!
- N-nie no, przesadzasz. Na pewno ci się wydawało. - podrapałam się po głowie, uciekając wzrokiem. I już widziałam, że ma zamiar zadać jakieś bardzo, ale to bardzo ciężkie pytanie, gdy na horyzoncie pojawił się mój ratunek - Madara z Ryu na rękach. Z wysiłkiem postarałam się wysłać mu telepatycznie znak S.O.S. i najwyraźniej coś do niego doszło, bo momentalnie przyspieszył i stanął przy mnie.
- Ao, szukaliśmy cię. Wypadałoby spędzić trochę czasu rodzinnie, nie uważasz? - spytał, podając mi chłopczyka, który wtulił się w moje ciało.
- No nie wiem - mruknęłam, wkładając w to sztuczne wahanie i spoglądając to na niego, to na Miyu. Ta druga utkwiła wzrok w podłodze, najwyraźniej nie chcąc, by ktoś pokroju mojego męża zobaczył, że zaraz wybuchnie płaczem.
- Idź, Aomi, meow. Pogadamy później - rzuciła i momentalnie spierdoliła, wpychając się do najbliższego szybu wentylacyjnego. Ciekawe co zrobi gdy przestanie się tam mieścić. Odetchnęłam z ulgą, zwieszając głowę, a Ryu chwycił moje włosy.
- Uratowana! Nienawidzę takich akcji - wyjęczałam, ruszając przed siebie. Oczywiście zwyczajowo nawet nie spojrzałam na Uchihę, czym jednak nawet się nie przejął. Obowiązkowo objął mnie ramieniem, nie bacząc na moje grymasy.
- No, kochanie, przygotowujesz się na misję? - zagaił wesolutko, przez co włączył mi się tryb "on coś knuje, uciekaj!". Łypnęłam na niego podejrzliwie, przytulając policzek do główki Ryu. W sumie dziwne, że nawet nie zapytał co się stało. Ani nie wypominał mi, że jestem jego dlużniczką. Ogółem jakiś taki fałszywie miły był ostatnio. Aż się rzygać chciało na widok jego promieniującej sympatycznością gęby.
I najchętniej przeklęłabym go, wystawiła mu środkowy palec albo zrobiła coś równie niemiłego, ale ciążyła na mnie kara za przegrany zakład. A choć byłam morderczynią, bezpośrednią suką i egoistką to jednak miałam swój honor! Nie mogłam złamać danego słowa!
- Tak. - o matko, to było takie wykańczające, żeby zachować neutralny ton! Z wysiłkiem uniosłam kąciki ust do góry, choć spojrzenie pozostało najwyraźniej niechętne, bo czarnowłosy westchnął.
- Postaraj się bardziej. Wyglądasz jakbym cię zmuszał do czegoś okropnego - zauważył zgryźliwie, a ja wzruszyłam ramionami. Dobra, obudzę w sobie ciepłą stronę!
- Ryu-chan, co robiłeś dzisiaaaaj? - spytałam z zainteresowaniem, przekręcając malucha w dłoniach i spoglądając na niego. Słysząc swoje imię, maluch roześmiał się perliście i chwycił mnie pulchnymi łapkami za uszy.
- Tylko, tylki! - odparł głośno, kręcąc się z podnieceniem. Musie wiedzieć, że moje utalentowane dziecko potrafiło już wymawiać niektóre słowa. Mówił "mamusia" do mnie, do Peina krzyczał "Elku", co pewnie miało być jakoś dziwnie przeinaczonym "Liderku". Ogółem starał się powtarzać słowa po mnie, w czasie gdy resztę społeczeństwa bezczelnie olewał. Gdy Miyu próbowała go namówić do nazwania jej ciocią, pyknął bąbelka z buzi i roześmiał się. Na moje ją wykpił, no ale ona uznała, że to słodkie i mu wybaczyła.
Demon zła z tego mojego malucha!
Najlepsze chyba było w tym wszystkim to, że przez przypadek nauczyłam go jak zwracać się do Madary. To na serio nie było celowe, ale jakoś tak mały Hanai z całej gamy zwrotów, jakimi operowałam w stosunku do jego ojca, wybrał jedno i uparcie powtarzał.
- Widziałeś motylki? Ojej, a z kim je widziałeś? - drążyłam, kątem oka zauważając, że Uchiha marszczy brwi.
- Z gejem!
Buhahaha. Zatrzęsłam się ze śmiechu, czując jak łzy napływają mi do oczu. To mi się nigdy nie znudzi, jak babcię kocham! Ryu spojrzał na mnie zaskoczony, ale przytuliłam go mocno, kołysząc w ramionach.
- Kiedyś się za to zemszczę, Hanai - warknął Madara, ale kompletnie olałam jego groźbę. Czyż to nie on zarzucił mi, że zachowuje się sztucznie? Że się nie staram?
No, to się postarałam!

~***~

Uniosłam dłoń, żeby kolejny raz pieprznąć głupią blondynkę w łeb.
- Jakie "Daj mi spokój"?! - ryknęłam na niego, ale burknął tylko, rozmasowując guza. Byliśmy już na tym jego glinianym ptaku, zmierzając w stronę celu naszej misji. Drużyna składała się z trzech osób: mnie, pedalskiej blondynki i Hidana, który usiadł z tyłu, podparł brodę na dłoni i z zaciekawieniem obserwował nasz spór. Nasza rola była ogromna, bo odpowiedzialni byliśmy za dywersję. Czyli dużo huku, krwi i flaków, a to wszystko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Pein określił, że chyba tylko do tego zostaliśmy stworzeni, a nasza trójka jakoś nie zaprzeczała. Jakby nie patrzeć robiliśmy największe rozpierduchy, do cholery!
W czasie gdy oczy wszystkich skierowane byłyby w naszą stronę druga grupa, czyli Zetsiak i Miyu, mogli niezauważalnie wkraść się do skarbca. Dalsza część planu nie dotyczyła już mojej osoby, więc nie bardzo mnie to obchodziło.
- Odwal się, un.
- Upadek z tej wysokości jest śmiertelny dla takich ciotowatych padalców, wiesz? - syknęłam, zaciskając palce na materiale spodenek. Sama nie wiem kiedy ta kłótnia się zaczęła i kto pierwszy ją sprowokował. Jakoś tak jak tylko wzbiliśmy się w niebo, a Hidan puścił pierwszego pawia (jego pozorna nonszalancja przegrała w walce z pełnym żołądkiem i zmianą ciśnienia) zaczęliśmy sobie dogryzać. Niby norma, ale w tym momencie naprawdę chciałam skręcić mu kark, albo przynajmniej wyrwać wszystkie języki i na koniec zaszyć każdą parę ust.
- O co ci, kurwa, chodzi, un?! - wrzasnął, odwracając się w moim kierunku.
- No jak, kurwa, o co?! - odparłam, kierując się kobiecą logiką, która zakładała, że on musi wiedzieć o co mi chodzi. I nieważne, że to nie Pein i w myślach nie czyta - pieprzony glinożuj miał wiedzieć przez co mam mordercze skłonności!
- Wcześniej wszystko było dobrze i teraz ci odwaliło, un! Przestań mi drażnić i wytłumacz mi w końcu, co znowu zrobiłem źle, un!
- Że masz wstyd, żeby się jeszcze pytać, gnoju. Powinnam cię zabić za to jak potraktowałeś Miyu!
Zamrugał, odchylając się do tyłu, a zza moich pleców dobiegł mnie rechot Hidana.
- Robi się ostro. Będzie walka lasek?
- Hidan! - warknęliśmy oboje, a Jashinista uniósł dłonie do góry, uśmiechając się głupkowato. Blondyn pokazał mu środkowy palec, a zaraz potem łypnął na mnie, zaciskając szczękę.
- Nie wtrącaj się. To sprawa między nią, a mną, un.
- Zapłodniłeś Miyu, a ona jest moją przyjaciółką, więc to jest też moja sprawa - zauważyłam, zaciskając pięści. Naprawdę byłam wkurwiona. To był kolejny przykład totalnej głupoty Akasiów, następny idiota zapomniał o zabezpieczeniu się i miała cierpieć przez to dziewczyna. Ta sprawa mimo wszystko przypominała moją własną - choć ja nie wskoczyłam facetowi do łóżka, w porównaniu do niektórych - stąd też nie mogłam jakoś jej zlekceważyć. Jasne, w rozmowie z Deiem byłam spokojna. Bo rozumiem, że jest mu ciężko - choć chuj, Miyu jest na pewno ciężej! Tylko to nie znaczy, że można się wyżywać na nekowatej. Ona jest jak dziecko, mała, niemal bezbronna i ciężko kapująca. - Ty pedofilu!
- Ona jest pełnoletnia, un!
- Łejt fo a minit, będzie następny bobas? - wtrącił się Hidan, marszcząc brwi. - Robicie z organizacji żłobek, na Jashina.
- Stul dziób, ty masz dziesiątki smarkaczy, un.
Przywaliłam w łeb jednemu i drugiemu i usiadłam po turecku, poprawiając kaburę na udzie. Ta rozmowa zaczynała być zbyt głośna, a my zbliżaliśmy się do wielkiej i wypasionej willi Lorda Feudalnego. W sumie to bym zupełnie o tym zapomniała, ale Houkou mi to głośno przypomniał, niemalże wysadzając mi mózg. Kochany...
- Mordy w kubeł, potem jeszcze pogadamy - rzuciłam, spoglądając na Deia. - Jeszcze raz Miyu będzie przez ciebie smutna...a cię zajebię.
Blondyn się tylko żachnął, ale chyba coś tam dotarło do jego pustej bani. Hidan za zdawał się już zapomnieć o rozmowie, ale na wszelki wypadek upewniłam się, że nikomu nie wypapla o ciąży Miyu. Oparł się na mojej głowie, wychylając, by dostrzec rysujące się w oddali kontury budynku.
- Jashin-sama, dzisiaj złożę ci wiele ofiar! - zauważył wesoło, a ja pokiwałam z entuzjazmem głową. Uf, przynajmniej odpocznę sobie od tych wszystkich idiotycznych rozmów!

~***~

Wzięłam zamach i skróciłam jakiegoś typka o głowę, śmiejąc się jak szajbus. Zaraz potem oparłam się na rękojeści i rozejrzałam. Jakiś ninja właśnie wybuchł, więc pewnie właśnie odwiedził słynną na cały świat restaurację Katsu, gdzie głównym daniem był gliniany pająk przygotowany przez szefa kuchni Deidarę. Tuż przede mną czołgał się członek ANBU bez jednej nogi, który cudem widocznie uniknął masakry w stylu Hidana, ale pechowo trafił na mnie. Wbiłam ostrze w jego głowę i krew prysnęła mi na buty. W sumie już cała byłam uwalona w krwi. Któryś z ochroniarzy rzucił się w moją stronę, więc odskoczyłam do tyłu, zostawiając kosę i wyjęłam kunaia z kabury, by rzucić się na niego jak zwierzę i po prostu go zadźgać. Zaraz potem przeniosłam ciężar swojego ciała na prawą rękę i wyrzuciłam nogi w górę, by zrobić fikołka, umykając przed czyjąś kataną.
Żeby atakować od tylca, co za wapniak.
Ogółem urządziliśmy całkiem pokaźnych rozmiarów makabrę, więc byłam dość zawiedziona, kiedy w mojej głowie pojawił się komunikat od Lidera, że mamy ich zacząć odciągać. Jakbyśmy nie mogli się jeszcze chwilę pobawić, nooo!
W moich myślach pojawiło się tylko zdanie "Wykonać, do cholery", więc uniosłam dłoń i przywołałam kosę, by wykorzystać ją trochę jak tyczkę i przeskoczyć nad wrogami. Ruszyłam w stronę Hidana i wskoczyłam na jego plecy, ścinając głowę kolejnego przyjebańca w masce ANBU.
- Wioo, siwusie! - krzyknęłam, a Hidan pokręcił głową i odbił się od ziemi, skupiając chakrę w stopach. Uniosłam dłonie do góry, krzycząc głośno "Łiii!", póki nie opadliśmy koło Deidary, który już lepił sowę. I już mieliśmy na nią wskoczyć, gdy rozkaz "Rozdzielić się" zatrzymał nas w miejscu.
- Ao, północ - mruknął Hidan, a ja zeskoczyłam z niego, odbiłam się od czyjejś głowy i zanurkowałam w las, biegnąc na łeb na szyję.
Co to w ogóle za zmiana planów? Jak można w ostatniej chwili odwalać coś takiego?! Pein powinien mocno oberwać, bo te glany, które dziś ubrałam, nie nadają się do długich dystansów! One są do miażdżenia czaszek, żeber i piszczeli, do cholery! Toć ta podeszwa była tak ciężka, że musiałam dwa razy więcej chakry w odbicia od gałęzi wkładać!
Sapnęłam, ale nie miałam czasu dalej narzekać, bo ruszyła za mną pogoń. Mimo więc jęku moich biednych stóp, przyspieszyłam, skacząc teraz jak pijana małpa na skos, bo deszcz kunaiów był naprawdę irytujący. Jeden z nich nawet przeciął mi skórę na policzku, gdy chciałam zobaczyć ilu frajerów mnie goni. Odwołałam kosę, coby mieć większy zakres ruchu rąk i złożyłam znaki. Smok, szczur... kurka, jak to tam dalej było. Ostatni raz używałam tej techniki daaaawno temu, ale wydawała się być najlepsza na tą chwilę. Hm.
Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale nie bardzo masz czas na myślenie teraz.
Oj dobra, już pamiętam! Jeszcze raz złożyłam znaki i ruszyłam na pień, by wbiec pionowo w górę, odbić się i obrócić w powietrzu, wyrzucając dłonie przed siebie. Gałęzie drzew drgnęły, by wystrzelić w stronę moich przeciwników z prędkością, która nie pozwoliła im na szybką reakcję.
Nie wiem czy się kiedyś chwaliłam, ale jestem zajebista w elemencie lodu. Wszystkie jutsu lodu mam w małym palcu! Reszta żywiołów też całkiem nie jest dla mnie jakaś skomplikowana, bo mając Houkou mogę używać każdego z nich na wystarczająco wysokim poziomie. Ale gdy mam wybrać między ogniem, a lodem, to dla mnie oczywisty jest wybór lodu!
Na tą jednak chwilę wypadało użyć elementów drewna, skoro byłam w lesie. Trochę logiki mi nie zaszkodzi.
Korzystając z zamieszania postanowiłam jednak się zmyć. Już miałam odciski i wypadałoby się wykąpać. Nie, żeby przeszkadzała mi maseczka z zaschniętej krwi, ale nie mogłabym się tak pokazać Ryu. Swoją drogą nieźle się Liderek ustawił, jedyna osoba, która mogła się zająć moim synkiem. Jeszcze udawał, że łaskawie to zrobić, choć wszyscy w Brzasku wiedzą, że kolesiowi odbiło i zachowuje się jak kochająca babunia.
Przystanęłam na gałęzi, przylegając plecami do kory. Już nóg nie czuję, co za ból!
- Gdzie ja jestem? - rozglądnęłam się, z nadzieją, że zobaczę jakiś punkt obserwacyjny. W sumie to drzewo wydawało się znajome. To obok też. O, tamto też.
W sumie wszystkie wyglądały tak samo.
~ Pomóc ci?
Spojrzałam na demona zdumiona i pociągnęłam nosem, okazując swe wzruszenie.
- Naprawdę? Sam z siebie chcesz mi pomóc?
~ Poproś. I daj mi tydzień urlopu.
No taak, jego bezinteresowność mnie dobija. Prychnęłam, napuszyłam się jak paw i zdjęłam buty - zajęło mi to z 10 minut, bo zepsuły mi się w nich zamki - po czym zeskoczyłam na trawę i rozejrzałam się uważnie. W sumie już robiło się ciemno. Ciekawe jak tam poszła dalsza część misji. Zrobiłam dosłownie krok, kiedy w oddali usłyszałam czyjeś kroki i zamarłam w bezruchu. Zaraz potem, tknięta impulsem, rzuciłam się w najbliższe krzaki i zarzuciłam na głowę chustę, wcześniej przewiązaną w pasie. Białe włosy mogły się wyróżnić gdyby ktoś rzucił na mnie trochę światła.
Myślę!
- Kurewska kurwica mnie zaraz, kurwa, weźmie. - doszło do moich uszu i natychmiastowo wychyliłam głowę zza liści, przez co w moim kierunku poleciał kunai.
- Nie atakuj, Shi! - syknęłam, odchylając się do tyłu, a ta chwyciła mnie za szmaty i podciągnęła do góry.
- Aomi, kurwa, czego się chowasz w pierdolonych krzakach?! Na co ty czekasz, kurwa, na jebane zbawienie?! - warknęła, a ja rozchyliłam oczy, zdając sobie sprawę, jak strasznie musi być zła. Tyle przekleństw to nawet w naszych ustach trochę zbyt dużo.
- Co się dzieje?!
- Zdradzono nas! Wiedzieli co robimy! Oni już tam są - sapnęła, łapiąc mnie za nadgarstek i gorączkowo ciągnąc za sobą.
- Gdzie są? Gdzie mnie ciągniesz?!
- Zaatakowali siedzibę, Ao!

______________________________________________________________________

Tak z okazji święta zmarłych coś o pozornie-zmarłej Ao-chan. Ku zdumieniu ciągle żyję. Ale czasu mniej niż było.
Mam zbyt dużo pomysłów i zbyt mało czasu, cholercia.

Dzięki wszystkim, którzy ciągle tu wchodzą/czytają/pamiętają! xP

Nie wierzę, że napisałam to dzisiaj. Ale nie sprawdziłam błędów, nie chce mi się, dupa.
Niemniej...

Enjoy!

Rozdział z dnia 01.11.2012

No i jesteśmy na bieżąco z rozdziałami! xP

1 komentarz:

  1. Yatta! Ale fajnie! Wreszcie będziesz pisać! Aha, i powiedz liderkowi, że zostawił u Neko swoje majtki.^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy