Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

24 listopada 2012

Rozdział 38

Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie zapomniałam o bólu w nogach. Pędziłam za Shi, zmuszając ją do odpowiadania na wszystkie moje pytania, choć robiła to wyjątkowo niechętnie - wydaje mi się, że nie potrafiła się skupić na moich słowach przez zdenerwowanie. Udało mi się jednak dowiedzieć, że nasza misja okazała się totalną klapą. Miyu i Zetsu byli oczekiwani przez wyszkolonych ninja, a do mnie, Deia i Hidana zmierzały posiłki, z którymi moglibyśmy nie dać sobie rady. Dlatego Liderek kazał nam się natychmiast rozdzielić. Mimo wszystko wykazał się sprytem, jebany nosorożec.
Ktoś nas wydał. Zdradził cały plan, narażając nas na cholerne niebezpieczeństwo. Co jednak ważniejsze, sprowadzając wyszkolonych shinobi do organizacji, w której przebywał mój syn. Ta świadomość dodawała mi energii i pozwalała nie zwracać uwagi na pęcherze na stopach. Shi mówiła coś o tym, że musimy być ostrożne, bo wioski urządziły na organizację nagonkę. Polowano na nas jak na lisy, deptali nam po piętach przez całą drogę, jaką pokonałyśmy do siedziby. W końcu, po zmyleniu naszych ogonów, schowałyśmy się w krzakach, skąd miałyśmy idealny widok na polanę, rozciągającą się przed siedzibą.
- Ale tłum - mruknęłam, spoglądając na tych wszystkich ninja. Widziałam ochraniacze niemal z każdej wioski. Zrobili dziurę w skale, skąd dostrzegałam naszą olbrzymią salę treningową. Najwyraźniej jednak nikogo tam nie było, bo wrogowie wciąż żywo dyskutowali między sobą, spoglądając na wejście. Wychyliłam się trochę w bok, by stwierdzić z ulgą, że Pein jakimś cudem odłączył resztę siedziby od tego pomieszczenia, gdzie dawniej ćwiczyliśmy. Pewnie zastanawiali się gdzie jest reszta naszej kryjówki.
- Jak przejdziemy? - spytała się Shi, przygryzając wargę. - Musimy dostać się do Peina. Nie mam od niego żadnych wiadomości.
Faktycznie, dopiero teraz zauważyłam, że od czasu rozkazu o rozdzieleniu się, w mojej głowie nie pojawiła się żadna obca myśl. Pein nie miał czasu żeby się z nami skontaktować.
Ryu był pod opieką Peina.
Zadrżałam, by podnieść wzrok i zacisnąć pięści na piasku.
- Wykorzystajmy nasz rozum - zarządziłam, uśmiechając się półgębkiem. Wykonałam trzy znaki, zmieniając strój. Podniosłam się i żwawo ruszyłam w kierunku zgromadzenia, ściągając ochraniacz z ramienia i wpychając go do kabury. Parę osób zerknęło w moim kierunku, więc skinęłam im głową, przeciskając się wciąż do przodu.
- Ej, a ty tu co? - krzyknął ktoś do mnie, a ja wskazałam na swoją bluzkę, na której pisało "Pizzernia pod zarzyganym Alem"
- Ktoś zamawiał podwójne sardynki, pomidora, szpinak, żurawinę i ananasa - burknęłam, nasuwając bardziej czapeczkę na oczy. Dobra, to nie był idealny plan. Nie byłam wybitnym strategiem, nie należę też do tej niewątpliwie uprzywilejowanej grupy ludzi myślących. Ba, używanie mózgu sprawia mi chyba niejaki ból. Ale wiem jedno - ludzie najmniej uwagi zwracają na osoby, które się wyróżniają. Dziwaczna zależność typowa dla śmiertelników!
- Fuj - szepnęła Shi, a ja rzuciłam na nią okiem przez ramię. Ledwo powstrzymałam się, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Dobra, chińska sukienka przejdzie. Ale po co, do cholerki, wielki szyld z napisem "Chińskie pierożki".
- Z czym masz? - spytałam rozbawiona, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Z wątróbką. Ludzką - odparła, ale w tej samej chwili widziałam jak zbladła. Byłyśmy już w połowie drogi, więc rozejrzałam się za źródłem jej przestrachu. Moje spojrzenie skrzyżowało się z facetem, którego chyba napadły przedszkolaki z fioletową farbą. Miał na twarzy dziwne ślaczki, kaptur i... hm, pokazywał na nas palcem blondynce z czterema kitkami.
- Kurwa, po nas. - Shi przygryzła wargę, a ja zrozumiałam, że to ktoś z jej dawnych znajomych. Chłopak z fioletowym ryjem wrzasnął coś i zaczął się przepychać między ludźmi w naszym kierunku, więc zakasałam rękawy... i zaczęłam zapierdalać w podskokach w stronę dziury. Shi miała problem z tą swoją sukienką, ale i tak mnie wyprzedziła - panika bierze górę.
- Shi! To zdrajczyni! Odsuń się i łapcie te dwie!
Obiłam się o kogoś barkiem i czapka zsunęła mi się na tył głowy, by po chwili spocząć na ziemi. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się głupkowato na widok zdumionych twarzy. Najgorsze jednak, że z przodu dojrzałam parę osób z Konohy, których wzrok był skierowany prosto na mnie. Różowe włosy mignęły mi na horyzoncie. Sakura otworzyła usta, a ja byłam przekonana, że to, co mówi to:
- Hanai.
- Niespodzianka! - wrzasnęłam głośno, podrzucając pudełko, w którym powinna być pizza. Pod nim podczepiona była wybuchowa karteczka, więc korzystając z huku i dymu, złapałam Shi za rękę i ruszyłam pędem do dziury. Wskoczyłyśmy obie do środka i padłyśmy na ziemię w ostatniej chwili by nie oberwać wielkim shurikenem. Nie zdążyłam jednak zerwać się z powrotem, bo coś unieruchomiło mnie i ze zgrozą zauważyłam, że wciąga nas ziemia. W ostatniej chwili rzucił się na mnie jeden z ANBU i obydwoje spadliśmy w ciemność.

~***~

Wiedziałam, że żyję, kiedy moja twarz weszła w szczególnie bliski kontakt z posadzką. Chwilę potem na moje ciało wpadły jakieś 68kg, bo czułam, jak kręgosłup wygina mi się w drugą stronę, a moje niemal nieistniejące piersi spłaszczyły się kompletnie. Kurwa no, jeszcze zabierzcie mi te resztki kobiecości! Zepchnęłam z siebie bydlaka i podniosłam się, podpierając ściany. Nigdzie obok nie było Shi, tylko ten ANBU, który podniósł się i wyciągnął kunai.
- Weź, serio? - zakpiłam, krzywiąc się. - Najpierw mnie zgniotłeś, grubasie, a teraz chcesz mnie zarżnąć? Trochę kultury, kurwa. Gdzie przepraszam?
Wychowało go stado wilków, bo warknął, splunął i ruszył na mnie z żądzą mordu. Dajcie spokój, co taki jeden typek może mi zrobić? Zabiłam setki takich jak on. Wyminęłam go zgrabnie, wyprowadzając atak prosto w jego przeponę. Skulił się i odsunął, a ja westchnęłam ciężko.
- Związać sobie ręce? Zasłonić oczy? Nie używać technik? Może będziesz miał szansę.
Złożył parę znaków, a ze stropu spadła na mnie cała kolumna, przed którą cudem uszłam. 
Jak zwykle się wywyższam, a potem spierdalam przed kamiennymi gollumami, unikam pięści, które wychodzą ze ścian i prawie umieram na widok kamiennego pająka. Pisnęłam głośno, bo wyglądał obleśne i wyjęłam z nicości kosę, zdzielając go po jednej z nóg. Zachwiał się, ale i tak pozwolił sobie na gonienie mnie chwilę później wzdłuż korytarza.
Bawiłam się doprawdy przednio, póki coś nie weszło w mój zasięg widzenia. A w zasadzie ktoś. Na jego widok serce zamarło mi w piersi, a mięśnie w nogach zwiotczały, więc podparłam się ściany.
- R-Ryu!
Nie trzeba mówić, że ten pieprzony ninja, widząc mój stan, uznał, że wykorzysta pojawienie się dzieciaka. Ruszyłam jak tygrysica w jego stronę, ale drogę zastąpił mi pająk. Odrzucił mnie na jedną ze ścian, a ja przywaliłam w nią, aż uszło mi powietrze z płuc. Otworzyłam szerzej oczy, widząc jak koleś podnosi mojego syna do góry, a ten wykrzywia usta w sposób, który zwiastował płacz.
I w tej samej chwili błysnęły mi tuż obok niego czerwone oczy, a ciało mojego przeciwnika osunęło się na ziemię. Pająk rozpadł się tuż nade mną, trafiając mnie w głowę odłamkami skał, ale miałam to kompletnie gdzieś, bo rzuciłam się na łeb na szyję w stronę faceta, który teraz głaskał po główce Ryu.
- Afe pan, afe - tłumaczyło dziecko, przytulając się do ojca, a ja niemal wyrwałam go z uścisku Madary i objęłam kurczowo, drżąc z przerażenia.
- Tak, afe, be, brzydki i śmierdzący - mruknęłam, wbijając w Tobiego spojrzenie tak mordercze, że aż się wzdrygnął.
- Ty idioto, kretynie, bałwanie, ćwoku, pierdolony neandertalu! - warknęłam, uderzając raz po raz ręką w jego tors, z każdym ciosem wkładając w to więcej siły. Rany, zresztą co ja się ograniczam do jednego miejsca. Trzasnęłam mu w brzuch, kopnęłam w piszczel i sprzedałam liścia, ale zaraz po tym jego cierpliwość się skończyła i odsunął mnie od siebie na długość swojej wyciągniętej ręki.
- Kakuzu miał go pilnować. Wyszedł, bo usłyszał jak mówiłem do niego, że jesteś w środku - zauważył, kładąc mi dłoń na głowie, ale strąciłam ją, dysząc wściekle. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy skłonna byłam oddać za kogoś życie. Chcieć zrobić wszystko, by kogoś ochronić. I być zupełnie bezużytecznym. Bezsilność to najgorsze uczucie, jakie może dorwać człowieka, serio. Zerknęłam w dół i podniosłam but, by z całej siły uderzył w głowę tamtego bęcwała. Kość pękła pod moim naciskiem, ale i tak naskoczyłam na niego jeszcze raz, póki Madara nie złapał mnie w pasie i nie odciągnął do tyłu. Próbowałam się wyrwać, ale Ryu kruczowo uchwycił się mojej bluzki, co przypomniało mi, że muszę się uspokoić.
- Gdzie jest Shi?
- Wysłałem ją do Nagato, ale to nieważne. Musimy pogadać - oświadczył, a ja przytaknęłam. Zaprowadził mnie jeszcze głębiej w korytarz, w którym było znacznie jaśniej niż tam, gdzie ja walczyłam z tamtym kolesiem. Jak podejrzewałam, byliśmy w podziemnej części naszej siedziby, w której już kiedyś byłam. Tylko widocznie teraz znajdowaliśmy się w innym tunelu, bo nie poznawałam niektórych miejsc. W pewnym momencie czuć było wstrząs, więc domyśliłam się, że ci na górze wyburzyli następną część skały. Kiedyś już znaleźliśmy się w jakimś niedużym pomieszczeniu, Madara oparł się o ścianę i zerknął na róg, w którym dojrzałam Kakuzu.
- Zabiorę chłopca. - zrobił krok w moim kierunku, ale syknęłam, spinając mięśnie.
- Po moim trupie go tkniesz, szmaciarzu - stwierdziłam, a Kaku wymienił spojrzenia z Tobim i opuścił szybko pokój. Już, kurwa, oddaję syna w ręce typka, który nie potrafił go dopilnować ostatnim razem! Posadziłam malca na fotelu, a sama oparłam się o stół, który tu stał. - Słucham.
- Nikt nas nie okradł - zaczął Uchiha, a ja uniosłam brwi i powstrzymałam się przed histerycznym śmiechem. Cudownie, kolejne kłamstwo, jak ja je uwielbiam! To chyba jakaś gra "Wszystko, co można wcisnąć Aomi". Do kurwy nędznej! - Wziąłem sobie do serca to, co usłyszałaś od Tsuki i postanowiłem znaleźć zdrajcę. To była część planu, Aomi. Wszystko do tej chwili idzie po mojej myśli...
- Z tym kamiennym kolesiem i Ryu też? - zakpiłam, a on skrzywił się delikatnie.
- Nie. Ale twój wygłup przed wszystkimi naszymi wrogami też przewidziałem.
Prychnęłam. Wygłup? Ciekawe czy ułożyłby lepszy plan!
~ Szczerze powiedziawszy wystarczyło tylko wejść tutaj z innej strony. Mogłaś dla przykładu użyć głównego wejścia i stamtąd wejść do podziemi.
Zerknęłam na Houkou, który kucnął przy młodym Hanai i podał mu do zabawy jakiś drewniany klocek. Uchiha ledwo opanował się przed śmiechem.
- Spierdalaj. W każdym razie, Madara, co teraz?
- Trzeba zabić zdrajcę, a potem odbić twoją Miyu - powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Nie pozwolił mi nic na to odpowiedzieć, bo podszedł i podniósł Ryu jedną ręką, drugą oplatając mnie w pasie i przyciągając mnie do siebie. - Nie pozwolę go tknąć.
Wiedziałam, że to jego spaczona forma przeprosin za to, że nie dopilnował Ryu.
- Jeśli włos mu z głowy spadnie to cię za... - nie pozwolił mi dokończyć, uciszając mnie w sposób na ten swój poroniony, wyciągnięty żywcem z jakiegoś romansu sposób. Tandetne. Złożył jedną ręką znak i przeniósł nas gdzieś, gdzie była Shi i Pein. I jakaś niebieskowłosa kobieta, w której po chwili rozpoznałam niejaką Konan. Przeglądałam jej akta, wiedziałam jak wygląda.
- Nareszcie jesteś - mruknął Nagato i zgarnął Tobiego na bok, co wykorzystałam podchodząc do dziewczyn.
- Co jest grane? Czemu tu jesteś, Konan?
- Pein mnie tu wezwał. Kiedy wszyscy przygotowywali się do misji, śledziłam was, żeby odkryć tożsamość zdrajcy - wyjaśniła pokrótce, a ja uniosłam brew, zachęcając ją do dalszej rozmowy. Najwyraźniej jednak skończyła, więc sapnęłam tylko, przewracając oczami. Głupia, stara jak Pein, sucz, no. Kątem oka zauważyłam, że Nagato rzucił mi całkiem rozeźlone spojrzenie, ale nie byłam pewna, czy to przez nawiązanie o jego wieku, czy o przezwisko. Whatever - szpan angielskim w stylu Aosi. Odwróciłam się w stronę Shi, która nie spuszczała oka z Ryu w objęciach Madary. Chyba była zazdrosna.
- Wiadomo co z Miyu? - spytałam, a onee-sama zamrugała i zerknęła na mnie. Kiedy pokręciła przecząco głową, westchnęłam. - Jeszcze ci tego nie mówiłam, ale mamy problem. I on dotyczy kocicy.
Rozglądnęłam się dookoła, a gdy upewniłam się, że nikt z pozostałej trójki - Konan odeszła sobie na boczek - nie zwraca na nas uwagi, pokazałam dłonią brzuch, zaznaczając w powietrzu półkolisty kształt.
- No nie gadaj, że ona jest w... - nie dokończyła, bo zakryłam jej usta ręką. Madara spojrzał na nas, ale machnęłam na niego ręką, zbywając go. - Trzeba jej pomóc.
- Mhm. Zwłaszcza, że ona... no nie wie.
Wyjaśnienie Shi całej tej posranej sprawy z Deidarą było w tym momencie niemożliwe, zwłaszcza, że podszedł do nas Madara, więc szybko skrzyżowałam z nią spojrzenie, przeprowadzając kolejną milczącą rozmowę. Takie pogadanki wychodziły nam coraz sprawniej, choć opierałyśmy się głownie na wysłaniu informacji za pomocą wzroku, co wydaje się być...e, no, absurdalne. Ale nie możemy używać żadnej telepatii - bo Pein, ani wysyłać sobie sekretnych znaków - bo Pein, a nawet używać demona jako gołębia pocztowego - bo Pein.
Ja też jestem przeciwny.
Dobra tam, morda. W każdym razie początkowe rozmowy wzrokowe moje, Shi i Miyu polegały na tym, że siedziałyśmy wpatrzone w siebie przez trzy godziny, by w końcu przeprowadzić rozmowę na zasadzie:
- Pomyślałaś o majonezie! 
- Firmy?
- Helmans!
- TAAAAK!
I tak jakoś poszło dalej.
- Ja zajmę się zdrajcą, ty stworzysz sobie drużynę i odbijesz Miyu - oświadczył, a ja wzruszyłam nonszalancko ramionami.
- Stoi.
Ha! Nie byłam miła? Ano byłam! Mogłam przecież zabić, w końcu się rządził, ale mimo to stłamsiłam w sobie tę potrzebę i grzecznie odpowiedziałam! Jestem cudowna!

~***~

Dobra, stworzenie drużyny pierścienia było banalne. Znaczy, tfu, drużyny ratowniczej. Przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy wchodziłam do pomieszczenia, w którym wśród szafek pełnych leków, stali/siedzieli/wisieli *niepotrzebne skreślić* poszczególni członkowie Aka. Przesunęłam po nich uważnym spojrzeniem, by oddzielić słabe ogniwa od tych członków, którzy wciąż byli w stanie walczyć. Same słabe ognia, cholera.
- Dobra, musimy stworzyć super drużynę - zaznaczyłam na wstępie, a Hidan zerwał się z miejsca, zapominając o tym, że Kakuzu próbuje mu zaszyć ranę na łopatce. Oberwał w łeb, ale nie przejął się tym i uśmiechnął szeroko.
- Masz moją kosę.
- I mojego Sharingana - mruknął Itaś, zmuszony do tego przez świdrujące spojrzenie Shi.
- I moją glinę, un - dodał Deidara, który najwyraźniej dał się ponieść fali, bo wyglądał na nieco przymulonego. Mniejsza z tym, on akurat powinien zainteresować się to sprawą, to jego plemnik połączył się z komórką jajową Miyu i doszło do... powinnam skończyć.
- Moje rośliny też masz. Nie, moje. Nasze, dobra, nasze - wtrącił się Zetsu, a ja po prostu jego kosmiczne zachowanie zbyłam, kiwając głową i udając, że cieszę się z jego pomocy. Dobra, Chwaścik nie był zły, w sumie niespecjalnie zachodził mi za skórę, choć pamiętam, że gdy Ryu był młodszy czatowałam z nim naprzemiennie z dziewczynami i demonem, żeby czasem go nie wpieprzył. Nawet teraz zdarzało mu się spoglądać na małego z apetytem, co wyprowadzało mnie mimowolnie z równowagi. Dobrze, że przed przyjściem tutaj odesłałam małego babci, przynajmniej na jakiś czas będzie bezpieczny.
- Masz też mnie - zauważyła uradowana Shi. No, przynajmniej jedna profesjonalna morderczyni w tym stadzie nieudaczników.
- No dobra, ekstra. A gdzie reszta?
- Danna nie wrócił, un. Kisame też jeszcze nie ma, un. - Deidara poprawił sobie kitkę, co wyszło mu zresztą trochę nieudolnie, bo włosy znowu opadły mu na twarz. Ja pieprzę, co za skończona ciota. Szarpnęłam go za te kłaki i związałam jakąś palmę na środku głowy, unosząc mu ryj i strzelając z plaskacza.
- Skończ waść i wytrzeźwiej, bo cię nie wezmę!
Chyba trochę go to otrzeźwiło, na całe szczęście. Rozdzieliliśmy się by zgarnąć potrzebne bronie (i żarcie), a potem skierowaliśmy się w stronę głównego korytarza (zahaczając o kuchnie, bo ciągle mało żarcia było). Tam stanęliśmy w dość przyciasnym kółku, bo raz, że musieliśmy czekać, aż Pein łaskawie oświadczy, w którą stronę mamy iść, a dwa, że u góry stała cała armia ninja i ten tego, nie mieliśmy, kurwa, szans.
- Jakiś plan? - spytałam, przekonana, że ta banda w sumie nie ma żadnego pomysłu. Spojrzeli po sobie tępo, ale ich honor ratował Itachi, którzy odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.
- Gdyby tak wysłać trochę klonów, moglibyśmy na chwilę odwrócić ich uwagę i z pomocą Deidary szybko wzbić się na tyle wysoko w niebo, by nie mogli nas dojrzeć. Pogoda nam sprzyja, jest mnóstwo chmur.
Klony? Serio? Matko, jakie to trywialne. Już miałam zamiar nakreślić im mój plan, który nie obyłby się bez spektakularnych wybuchów, łamania gnatów i jęku poległych, gdy dostrzegłam zgodę na twarzach pozostałych.
- Myślę, że to dobry pomysł. Banalny, ale w tym tkwi jego siła - dodała Shi, a ja rozchyliłam zdumiona usta. To zdanie nie miało w sobie żadnego przekleństwa. Ani... no niczego, było mądre!
Nie, żebym uważała nee-sama za głupią, ale zwykłam ją postrzegać jako osobę, która brutalnie mówi o tym co myśli, bez zbędnego owijania w bawełnę.
- Dobra, un, idziemy!
Ej! A ja to co, pies? To ja jestem szefem, ja miałam sprawować władzę nad tą grupą! Głupie owce, wracać do pasterza, bo zrobię z was pasztet! W dodatku dalej nie wiemy, w którą stronę mamy lecieć, heloł! Tupnęłam nogą, gdy wszyscy zniknęli w dalszej części korytarza, ale nie zrobiłam nawet kroku do przodu.
- No, chcesz coś ode mnie? - spytałam, obracając się twarzą w stronę obrazka po prawej. Jak mogłabym nie rozpoznać takiej iluzji, kiedy mój demon jest królem wszystkich genjutsu? Kąciki warg mężczyzny z portretu drgnęły i Madara pojawił się zaraz obok mnie, wzruszając ramionami.
- Nie, nic. Chciałem tylko powiedzieć, żebyś na siebie uważała. Z twoim talentem do pakowania się w kłopoty jesteś ich słabym punktem - rzucił pogardliwie, a ja sapnęłam, przewracając oczami.
- Och, twa troska mnie porusza. Ostatni raz tak się wzruszyłam, czytając ulotkę szamponu - fuknęłam groźnie. Cholera, jak on śmiał? Wychodzę na misję, jestem matką jego dziecka, ukradł mi dziewictwo, młodość i życie i jeszcze zjeb pozwala sobie na krytykowanie mnie? Się zna jak kasjerka na murowaniu, kurwa! 
- Jeśli tylko to miałeś do powiedzenia, to spierdalaj - warknęłam jeszcze, a on tylko zachichotał.
- Przypominają mi się te dawne, dobre czasy, kiedy chodziłem w masce. Byłaś wtedy dla mnie taka miła, nie zrzędziłaś, nie wyzywałaś - zmienił zupełnie temat, zbijając mnie z tropu. Co on teraz ze wspomnieniami wyjeżdża? Na sentymenty mu się zebrało?
- Trzeba było myśleć, zanim zdjąłeś maskę.
- Mam nauczkę - mruknął z nutką goryczy. - Gdyby nie ty wszystko byłoby w porządku.
Skurwiel. Tylko to słowo nasunęło mi się na myśl, gdy zaciskałam kurczowo dłonie w pięści. Zupełnie bezwolnie napięłam też mięśnie, jak gdybym podświadomie przeczuwała, że zaraz rzucę mu się do gardła... albo ucieknę. Po cholerę przeprowadzał ze mną tą rozmowę, po co wyrzucał mi swoje pretensje? To miała być moja wina, że zostaliśmy małżeństwem? Kiedy się o to prosiłam, kiedy prosiłam się o ciążę?
- Mam rozumieć, że żałujesz, że dołączyłam do Akatsuki? - spytałam, niemalże łamiącym się głosem, za który momentalnie się zbeształam. Gdzieś w głębi swoich myśli doszukałam się zaciekawionego mruknięcia demona, który najwyraźniej wolał na tą chwilę się nie odzywać, ciekawy co nastąpi.
Milczał. Przez moment wpatrywał się we mnie z trudną do określenia miną.
- Żałuję - oznajmił, odwracając się i ruszając w stronę kanciapy, która robiła za biuro. - Bądź uważna, tym razem nijak ci nie pomogę.
Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego plecy.
- Pierdol się! Umrzyj! Nienawidzę cię! To twoja wina! Pierdolona prostytutka! To ja powinnam żałować!
Dobra, może i nie było to zachowanie specjalnie dojrzałe i godne młodej matki, a dorosłej kunoichi. Powinnam zawsze zachowywać spokój, ale jeszcze nigdy nie czułam się w ten sposób i poradzenie sobie z mieszanką uczuć przekraczało moje kompetencje. Nawet nie drgnął, nie zwolnił - wydawało się, że moje słowa go nie dosięgły, bądź spłynęły po nim jak woda po kaczce. Będąc już na granicy własnej wytrzymałości, krzyknęłam coś, czego potem bardzo żałowałam:
- Nie powinnam zakochiwać się w tobie na Ziemi!


~***~

Po tamtych nieszczęsnych słowach czym prędzej pognałam za resztą towarzystwa, zbyt zażenowana, by się chociażby odwrócić. Co ja palnęłam?! Co to było?
A, takie tam wyznanie miłości w twoim stylu.
Morda! To błąd, wypadek, impuls był! Nie myślę w ten sposób!
Na pewno?
Z jakiegoś powodu nie umiałam odpowiedź na to pytanie.
Drużyna była trochę zniecierpliwiona tym, że mnie nie ma i chyba chcieli mnie opieprzyć - coś w mojej postawie narzuciło im jednak milczenie i szybko wykonaliśmy założony wcześniej plan, by już po paru sekundach wzbijać się w przestworza. I choć lecieliśmy na pomoc mojej przyjaciółce, to moją głowę zaprzątało coś zgoła innego.
On i jego charakter. Te wahania nastrojów były okropne miałam przez nie tak wielki mętlik w głowie, że szkoda słów! Dlaczego on musiał być zmienny jak baba w ciąży? Nie, nawet baba w ciąży nie odwala czegoś takiego! Raz wydawało mi się, że się mną bawił, kiedy indziej, że po prostu jestem częścią jego planu. Co najgorsze, pozwalał mi też odnosić wrażenie, że jednak coś go obchodzę. Że coś znaczę. Że może naprawdę fajnie jest mieć taką osobę mojego pokroju przy sobie. I po co to?
Po to by znów wbić moją samoocenę w glebę w chwili, kiedy najmniej tego oczekiwałam.
- Cholerna prostytutka - wydukałam jeszcze pod nosem, a Shi zerknęła na mnie zmartwiona. Nic jednak nie powiedziała. I dobrze. Nie było czasu na pogaduszki o tak idiotycznych rzeczach. Potem sobie z tym poradzę.
Potem. Kiedy już wpadnie mi do głowy pomysł, w jaki sposób wbić mu nóż w serce.
______________________________
Dołujący rozdział. Idealny na moje urodziny, yeah! Z jakiegoś powodu nie za bardzo mam humor na happy endy, ale nie martwcie się, wszystko idzie zgodnie z moim planem. Mam nadzieję, że będziecie zaskoczone tym jak mam zamiar to rozegrać xD
Pierwsza notka na blogspocie. Nie mogę patrzeć na ten szablon, czekam na moje zamówienie. Oby było dobre, błaaagam!

Dedykuję sobie, że mimo 18 lat nadal mam najebane w głowie.
Edit. Łiii, mamy szablon!

Enjoy!

3 komentarze:

  1. Zapraszam po odbiór szablonu :3 Zamówienie zostało zrealizowane~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ake: Ta notka była Zacna Aomku-Sama! Gratuluję super szablonu, super notek i osiemnastki na karku!
    Neko: Yatta!!! Wreszcie nowa nocia! Gdybyś była bi, tobym cię pocałowała!!
    Ake: Nekuś! Nie bądż panienką z pod latarni! Zachowujesz się jak Madara!
    Neko: Oj nie pikluj się Akeś! Przecież wiesz, że Aomek nas lubi!! A jakby madara był upierdliwy, to mu wyślemy gumową lalkę do pchania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodze sobie od tak zobaczy co nowego na blogu, a tu tyle nowych notek *,* Mówiłam już, że cię kocham?? Nie? No to dobra:Kocham Cię Kobieto!! ;) Ogólnie mówiąc całośc zaje***ta Ale i tak najbardziej podobało mi się wyznanie miłości z ziemią (tą moją ukochaną ;) <3 Cóż, po mym zacnym wywodzie powinnaś wywniąskowac, że notki mi się bardzo podobały i czekam na szybki next xD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy