Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

21 lutego 2013

Rozdział 40

  - Hej, czy to nie Danna, un?
  - Co, gdzie? - zapytał zaskoczony Hidek, a ja zamarłam w bezruchu. Zaraz potem równocześnie z Shi rzuciłyśmy się ku krawędzi ptasiego ciała, spoglądając w dół. Faktycznie, tuż pod nami znajdował się lalkarz, brnąc przez piach w tej swojej Hiruko, Hirako czy jakoś tak.
  - Zgarniaj go - poleciłam blondynowi, a ten zatoczył parę okręgów w powietrzu, zwracając uwagę marionetkarza w dole. Jak banda popierdoleńców pomachaliśmy mu wszyscy rękami, drąc się głośno i skacząc (bo może jeszcze nas nie dostrzegł, co?!). Hidan, podczas kolejnej rundki po okręgu, zrobił się jakoś bardziej zielony, a jego oczy zaszły mgłą. Szarpnęłam Shi za rękę i obie schowałyśmy się za Chwastem, by po chwili usłyszeć odgłos zwracanego posiłku i spanikowany wrzask Deidary.
  - Hidan, kurwa, un! Obrzygałeś mnie!
Kilka minut później ptak stał już na ziemi, a Hidan klęczał niedaleko, wciąż wijąc się w spazmach. Deidara tymczasem zrzucał z siebie ze wstrętem płaszcz, który Itachi potraktował ognistym oddechem. Shi wdała się w rozmowę z Sasorim, do którego ja nie miałam zamiaru się zbliżać, więc stałam sobie tuż przy Zetsu.
  - No, to ten... no...hm... jak tam? - zagaiłam wesolutko, wpatrując się przed siebie, a roślinka westchnął, po czym po prostu wsiąkł w glebę. No tak, łatwiej mnie olać niż odpowiadać. Burknęłam coś pod nosem i znerwicowanym głosem zarządziłam natychmiastowy powrót na nasz środek transportu. Czas nas goni!

~***~

Czułam się trochę skrępowana, siedząc w ciszy między Sasorim, a Deidarą. Niestety nie mogłam przejść na drugą stronę, bo Hidan dostał tak intensywnego ataku choroby lokomocyjnej, że leżał rozwalony na środku, na grzebiecie glinianego stwora i "mienił się tysiącem barw" na twarzy. W sensie raz biały jak kartka, to siny, zielony, czerwony. Trochę taka sygnalizacja świetlna. Nic dziwnego, że nikomu specjalnie nie zależało na znajdowaniu się w pobliżu mężczyzny.
- Sasorii no Danna, a co ty tu właściwie robisz, un? - przerwał milczenie Dei, ale Akasuna chyba nie miał zamiaru mu odpowiadać. Po dłuższej chwili jednak odchrząknął.
- Gdy przybyłem do siedziby, Pein stwierdził, że polecieliście w złym kierunku i kazał mi sprowadzić Miyu - odparł skrzekliwym głosem lalki, a ja wyczułam negatywne wibracje od całej reszty mojej drużyny. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że niektórzy z nich obwiniają mnie za stratę czasu w związku z zahaczeniem o Konohę. Przez to do Suny dalej pozostawał nam dzień lotu.
- Bylibyśmy tu szybciej, ale Ao dała się złapać shinobim z Liścia, un - wytłumaczył nas Deidara, a ja wyciągnęłam rękę, uderzając go łokciem w żebra. Syknął, spoglądając na mnie z oburzeniem, ale prześwidrowałam go czerwonymi oczami, na co automatycznie nieco ochłonął.
- Ach, Dei, zapomniałam ci wspomnieć, że Miyu już wie o ciąży. Masz jeden problem z głowy - syknęłam szeptem, by tylko on mnie usłyszał i z dziką satysfakcją obserwowałam, jak krew odpływa mu z twarzy. Na resztę podróży miałam go z głowy - wiedziałam, że jego umysł pochłonie poszukiwanie wymówki, która zatrzyma neko tuż przed tym jak ta rozszarpie go na strzępy. Uuu, biedaczysko, współczułam mu z całego serca!
Hah, żart.
Później już nikt się nie odzywał. Byliśmy zbyt zmęczeni, głodni i zajęci własnymi problemami, by zastanawiać się teraz jak pociągnąć pogawędkę. Zresztą, na misjach zazwyczaj zmienialiśmy swój image na zimnokrwistych sukinsynów i bezlitosne mendy, a to nie sprzyjało chichotaniu i paplaniu na tematy filmów czy muzyki. Co prawda zdarzało nam się zachowywać wyjątkowo beztrosko, ale w obecnej sytuacji Akatsuki było w zbyt dużych tarapatach, by móc się zgrywać.
Wcale mi się to nie podobało.
Moje myśli zupełnie bezwolnie zjeżdżały z tematu mordowania na Madarę i raz na jakiś czas potrząsałam głową, albo czerwieniłam się ze złości, zaciskając dłonie w pięści. Chciałam wiedzieć co mu chodzi po głowie, ale to było niemożliwe. Zbyt mało o nim wiedziałam, nie potrafiłam nawet stwierdzić jaka jest jego ulubiona potrawa, a wymagałam od siebie umiejętności rozgryzienia jego charakteru! W zasadzie pójdę o zakład, że on też nie wiedział o mnie zbyt wiele. Jasne, jako Lider pewnie miał wgląd do kartoteki, ale nie przypominam, bym zdradzała mu informację, których nie mógł wyczytać w papierach - więc byliśmy na tym samym żałosnym poziomie. Do cholery, inaczej wyobrażałam sobie małżeństwo. Idealny przykład takiego związku to byli dla mnie staruszkowie, którzy porozumiewali się bez słów. On w czasie obiadu wyciągał dłoń, a ona w tym samym czasie podnosiła solniczkę, przekazując ją. Jak jeden umysł w dwóch ciałach!
Zatopiłam się w tych idiotycznych rozmyśleniach tak bardzo, że gdy usłyszałam marudzenie Shi, drgnęłam.
- Zjaaadłabym coś.
- Coś smacznego, un - podchwycił rozmarzonym głosem Dei, a ja, choć nie wiedziałam co mógłby mieć na myśli, musiałam przełknąć ślinę.
- Coś ciepłego - dodał Itachi, na co wszyscy westchnęli tęsknie. Do cholery, w czasie misji zawsze pożywialiśmy się jakimś suchym prowiantem, który po paru dniach smakował jak kora. Zresztą, korę i liście też się jadło, co to dla takiego nukenina jak ja, nie?
- Coś normalnego - mruknęłam, unosząc wzrok ku niebu i wyobrażając sobie ramen. Albo tak okonomiyaki. O, albo takoyaki!
- Coś z majonezem - usłyszałam nagle Hidana i zwiesiłam głowę, załamana jego wątłą wyobraźnią. Cała reszta westchnęła, warknęła, bądź też skrzywiła się, spoglądając na wciąż leżącego Jashinistę.
- Wiesz, Hidan, ty potrafisz zniszczyć nawet najbardziej intymną wizję - sapnęła Shi, łapiąc się za burczący brzuch. - Błagam, załatwmy sprawę z Miyu szybko i wbijmy do baru, bo zdechnę.
Przytaknęłam z pełnym zaangażowaniem, a zaraz potem oparłam brodę na dłoni. W sumie mogłabym olać Miyu i najpierw pójść coś zjeść. Zrobiłaby to samo na moim miejscu!
Gdzieś pod wieczór, ku uciesze całej drużyny, zarządziłam przerwę. Zatrzymaliśmy się nieopodal trzech, wystających z ziemi, olbrzymich skał. Między dwoma z nich znajdowała się jaskinia, w której postanowiliśmy rozpalić ognisko. Rozsiedliśmy się wygodnie, wyjmując z plecaków jakieś suchary i konserwy. W trakcie jedzenia ustaliliśmy kto stoi na straży i zbiliśmy się dość ciasno, bo noc na pustyni potrafiła być naprawdę chłodna. Jedynie Hidana odesłaliśmy trochę dalej, bo Deidara wciąż miał do niego uraz o płaszcz.
Spałam sobie w najlepsze, gdy zbudził mnie Itachi, stwierdzając, że teraz moja kolej. Podniosłam się, przecierając oczy i ziewnęłam, wysuwając się na zewnątrz. Nie miałam swojego płaszcza, przez co było mi zimno, więc rozcierałam dłońmi ramiona, raz po raz pociągając noskiem. Kiedy po raz kolejny kichnęłam, zbudzając w sobie demona, który przeklął mnie w każdym znanym sobie języku, ktoś rzucił we mnie płaszczem. Tracąc równowagę, zjebałam się do tyłu, uderzając o zimny piach. Kiedy zerwałam się, zdzierając z siebie materiał, ujrzałam Hiruko. Ta marionetka zawsze wywoływała u mnie dreszcze, koleś był tak brzydki i paskudny, że miałam ciarki. Zarzuciłam na siebie płaszcz, bez słowa siadając na kamieniu i starając się podwinąć zbyt długie rękawy.
- Powinieneś spać, wcześnie wstajemy - palnęłam, zirytowana tą ciszą, a z wnętrza Hiruko doszedł do mnie śmiech.
- Jestem marionetką, nie śpię - odparł takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja uniosłam brwi i zbeształam się w myślach. Nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek zastała go śpiącego, to fakt.
- To po co ci łóżko w pokoju? - spytałam, przenosząc na niego wzrok.
- Żebyś się głupio pytała - odparł, a mi skoczyło ciśnienie. Głupi drewniak! Prychnęłam wściekle, odwracając głowę w innym kierunku, a kątem oka dostrzegłam jak rusza przed siebie.
- Ej, gdzie ty się wybierasz?
- Wracam do siedziby. Tutaj już i tak jest nas zbyt wielu - zauważył, a ja zeskoczyłam ze skałki, zrównując z nim krok i torując mu drogę. Zerknął na mnie z dołu, ale nie widziałam jego prawdziwej twarzy, tylko obleśnego Hiruko, co w tej chwili mimo wszystko mnie cieszyło. Nie mogłabym spojrzeć czerwonowłosemu w twarz, choć sama nie do końca wiedziałam czemu.
- Nie możesz tak sobie pójść, będziesz nam potrzebny - stwierdziłam stanowczo, podpierając dłonie na biodrach, a lalkarz wysunął ogon, którym się na mnie zamachnął. Zaskoczona, w ostatniej chwili padłam na glebę, zadzierając głowę i spoglądając z mordem na Akasunę. - Co ty, do diaska, robisz?!
- Nie patrz na mnie z góry. I nie utrudniaj mi tego, Aomi, nie mogę się do ciebie zbliżać - warknął, po czym wyminął mnie i ruszył wgłąb pustyni. Podniosłam się do klęczek, przysiadając tyłkiem na własnych stopach, i wbiłam wzrok w oddalającą się wolno postać. W tym tempie to nie dojdzie tam przez 7 miesięcy. Nawet polskie PKP by go wyprzedziło.
- A idź w diabły - fuknęłam, wracając na swoją skałkę i owijając się szczelnie w jego płaszcz. Nie mógł się do mnie zbliżać, hm? Wychodziło na to, że Madara nie miał zamiaru dopuścić do tego, bym go zdradzała na boku. To była zazdrość, czy może zwykła niechęć do kompromitacji? W sumie każdy powód był dla niego dobry, by odsunąć ode mnie Sasoriego, ale wcześniej jakoś nie narzekałam - było mi to na rękę.
Wsłuchałam się w odgłosy wiatru, przerywane majaczeniem przez sen Shi i obleśne komentarze Hidana, który przytulał się do zwiniętego w kłębek płaszcza. W sumie dawno nie widziałam żadnej z tych jego dziwek, biedak pewnie ledwo trzymał ten swój przeogromny popęd na wodzy. Uf, dobrze, że był ze mną spokrewniony, nie musiałam się obawiać tego, że nagle zgwałci mnie w krzakach. Reszta załogi była bardziej narażona. W szczególności Shi i Dei. Może nawet bardziej Dei, bo Shi potrafiła przemocą odstraszyć od siebie siwego.
Oparłam brodę na dłoni, spoglądając ze znudzeniem na światło, które wydostawało się z jaskini. Kiedy ogień zgaśnie, pójdę obudzić Hidana. Będzie jego zmiana, nie ważne, że nie odsiedzę całej swojej.
W ogóle jak tak myślę, Sasori jest świnią. Nie śpi i nie mógł stać na warcie za nas?! Co za zadufany w sobie pajac!
Zacisnęłam powieki, wyobrażając sobie jak zajmuje się iskrą i lata w kółko, stając się żywą pochodnią, co nieco poprawiło mi humor. Tak bardzo pochłonęły mnie moje wizje, że w pewnym momencie... przysnęłam.

~***~

Oczywiście o poranku dostałam opierdol o to, że sobie spokojnie chrapałam, podczas gdy ktoś mógł nas znaleźć i zaatakować. Zostałam określona mianem nieodpowiedzialnej, nieprofesjonalnej i dziecinnej, ale padło to z ust mojego starszego brata - wypadało zbyć to ziewnięciem, przegryźć suchara i zacząć się zawijać.
- Hej, gdzie jest Danna, un?
- Poszedł sobie - odparłam, a czując na sobie zdziwione spojrzenie reszty załogi, wzruszyłam ramionami. - Stwierdził, że jest nas tutaj za dużo. Lepiej dla nas, był wkurwiający.
- Ale...
- Morda - ucięłam temat, wskakując na glinianego ptaka i przysiadając. Parę minut później byliśmy już w locie, zmierzając ku Sunie. Po drodze staraliśmy się unikać prowadzenia jakichkolwiek rozmów, bo należało w końcu skupić się na celu naszej misji - odzyskaniu szalonej, ciężarnej neko. Będąc już dość niedaleko osady, porzuciliśmy przemieszczanie się na ptaku na rzecz dyskretnego marszu. O ile oczywiście można być dyskretnym, gdy wokół nie ma żadnych drzew, za którymi można się schować. Bycie ninja na pustyni to jakaś porażka.
Tak jak napisała mi Okira, Sara spodziewała się naszej wizyty i krążyła w okolicach wioski, wypatrując naszego nieskromnego oddziału. Widząc nas, natychmiast zmaterializowała się obok mnie, rzucając mi się na szyję. Następnie oderwała się i bezceremonialnie zmacała moje cycki, co wprowadziło Hidana w stan bliski ekstazie. Ja zaś strąciłam jej łapy, zakrywając swoje niewielkie dobra przed jej plugawym dotykiem.
- Sara, do cholery, co ty robisz?!
- No weź, słyszałam, że byłaś w ciąży, chciałam sprawdzić, czy to naprawdę coś daje - wyjaśniła, drapiąc się po głowie. Była dziwną osobą. Odkąd pamiętam miewała te swoje nagłe zmiany nastrojów, raz była milusia do porzygu, by po chwili w szale przegryźć ci zębami tchawicę i pociachać cię nożyczkami do paznokci na kawałeczki. Nie mam pojęcia jak kogoś tak psychicznego mogli wypuścić z wariatkowa, musieli być naprawdę zdesperowani. Mimo to cieszyłam się, widząc ją w tak dobrym zdrowiu, a i ona na tą chwilę wydawała się być zadowolona z moich odwiedzin.
- Wiesz gdzie jest Miyu? - zapytałam, nie chcąc dłużej tracić czasu. Potem mogę się spytać co tam u niej, teraz miałam inne priorytety!
- Mniej więcej. Nie mam dostępu do tej części siedziby, ale Kazekage-sama z całą pewnością bardzo dobrze zabezpieczył jej więzienie. Jest takie suupeer, wątpię, żeby wam się udało ją wydostać - zauważyła rozmarzonym tonem, a Deidara zacisnął szczękę, podchodząc do nas. Zaraz potem szarpnął dziewczynę za ramię, zbliżając do niej twarz. Po raz kolejny jego pedalska aura została zastąpiona wyglądem zbiega rangi S, co wywołało zdziwienie w nasze grupce - mało kto miał okazję obserwować poważnego Deidarę. Koleś o takim zniewieściałym wyglądzie, wydawałoby się, nie mógłby wyglądać strasznie, a tu niespodzianka!
W sumie tyle razy go już wkurwiłam, że mnie to nie ruszało.
- Przestań pierdolić i pokaż nam jak mamy się tam dostać. I niech cię głowa nie boli, poradzimy sobie, un - syknął, a na twarzy Sary pojawił się ten jej słynny, nieprzytomny uśmiech. Przywarła wargami do ust blondyna, by sekundę później odsunąć się, odwrócić na pięcie i ruszyć przed siebie, pozostawiając chłopaka w totalnym bezruchu.
- Jaram się, Jashinie! Hej, Sara, czekaj, jestem Hidan!
No tak, siwy ruszył na podryw. Dźgnęłam palcem Deidarę, a ten wytarł rękawem twarz, spluwając na bok. Shi zaśmiała się, mijając nas i ciągnąc za sobą zupełnie zobojętniałego na to przedstawienie Itasia, a Zetsu stanął po drugiej stronie blondyna. W trójkę ruszyliśmy ku jakiemuś tajnemu przejściu pod murem, otaczającym Sunę. W tym czasie Sara cały czas trajkotała, zachwycając się Gaarą, pytając mnie o Ryu, śliniąc się na myśl o Gaarze, zagadując na śmierć Shi - znała ją z opowiadań swoich nowych "przyjaciół" - to znów męcząc nas jakąś cukierkową bajką o Gaarze. Idąc tak za nią, gotowa byłam w końcu podciąć sobie żyły kawałkiem kartki, który znalazłam w kieszeni, gdy dziewczyna się zatrzymała przed drzwiami, unosząc dłoń.
- Wyjdę tędy, żeby zorientować się w sytuacji, a wy tutaj poczekajcie. Dowiem się co nieco o Miyusi od takiej naszej miejskiej plotkary, o ile wcześniej nie wydrapię jej oczu. Ona strasznie podobna jest do Okiry, nienawidzę jej za tą twarz, bo normalnie to taka miła osoba, ale ta parszywa gęba to obleśna stras...
- Zamknij ryj i idź, un. - Stracił cierpliwość Deidara, wywalając ją za drzwi. Posłaliśmy mu wdzięczne spojrzenie, przysiadając. Każdy zajął się swoimi przemyśleniami. Ja z demonem dyskutowaliśmy o tym, jak powinniśmy wyprowadzić stąd dziewczynę, Dei bujał się w przód i w tył, Hidan robił zamki z piasku (to bardziej przypominało jakąś kupę piachu, niż budynek, ale ok). Zetsu ubolewał z powodu braku roślin, a Shi najwyraźniej aluzyjnie dawała Itasiowi do zrozumienia, że zbliżają się walentynki (tak, wiem, że już po nich, ale jak pisałam, to był 12 luty!)
Święto zakochanych, phew, też mi coś.
Ubolewasz, bo twój facet cię nie kocha.
Zaraz ty zaczniesz ubolewać, bo ten piękny dzień spędzisz w towarzystwie żony Zdzisława, zjebany psie.
Zamilkł, więc pogrążyłam się w rozpaczy, wyzywając się w myślach od najgorszych. Dlaczego ja musiałam się chajtać? Czemu muszę przejmować się facetem, za jakie grzechy pokarano mnie, obdarzając takim wstrętnym, niepotrzebnym uczuciem?!
Miłość jest piękna, ach!
Zamkniesz się, czy nie?!
Kiedy Sara wróciła, była nieco nieobecna myślami. Przez chwilę zastanawiała się jak nam przekazać wszystkie informacje, ale widząc, że blondynowi wychodzi już żyłka na czole, zdecydowała się przemówić.
- No dobra, musicie tylko wiedzieć, że teraz Miyu przechodzi ciężki okres. Bo wiecie, ona jest... no wiecie, w jej macicy jest to takie jajeczko z niespodzianką...
- Sara, wiemy, że ona jest w ciąży - przerwałam jej, przejeżdżając sobie ręką po twarzy. Co to za określenie - "jajeczko z niespodzianką"?!
- A, to spoko! Już się bałam, że ktoś stąd ją przeleciał i nam wioskę wyrżniecie - roześmiała się wesoło. - Kamień z serca!
- ...Do rzeczy, un.
- No już, już, blondyneczko. W każdym razie jej ciąża przebiega najprawdopodobniej nieco inaczej niż u nas. Odezwał się w niej pierwotny, zwierzęcy instynkt i nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć. Zaraz warczy i prycha, ponoć odkąd tu przybyła, nie powiedziała ani jednego słowa! W dodatku szczególnie agresywnie reaguje na mężczyzn.
- To pewnie kwestia szoku - zauważyła Shi, spoglądając na mnie, a ja pokiwałam głową. To było całkiem prawdopodobne. Ruda nic nie wiedziała o swojej ciąży, a tu nagle bum, słyszy, że zostanie mamą. Musiała dość mocno to przeżyć - nikt inny w tej chwili nie rozumiał jej bólu tak dobrze jak ja! Łączyłam się z nią w tej cichej rozpaczy nad naszą utraconą młodością!
- Powiedz mi gdzie ona jest, un - rzucił oschle blondyn, podnosząc się i spoglądając na Sarę z góry. Łohoho, czyżby nasza ciota dążyła do miana bohatera?
Znaczy nie, ja się cieszyłam, że tak strasznie wczuł się w to ratowanie Miyu. Ona pewnie byłaby szczęśliwa, widząc z jaką powagą podchodzi do tej misji - wręcz powiedziałabym, że z wrażenia by padła. Bądź co bądź, to ona pretendowała do miana mężczyzny w tym związku, była bardziej zboczona, leniwa i stanowcza, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Sara wyjaśniła nam dokładnie gdzie znajduje się dziewczyna i podzieliliśmy się na drużyny. Mi oczywiście przypadła rola odciągania uwagi i ogólnej rozpierduchy. To robię najlepiej, na tym się znam, zbudzona w środku nocy bez wahania zrobię taką jazdę, że szczątki będą się walać po Antarktydzie. Zasalutowałam zatem, zadowolona, gdy Itachi przedstawił cały swój plan. Miałabym lepszy, ale niech się cieszy, to będzie mój prezent na jego urodziny.
Parę minut później szłam już, z zawiązanymi rękoma, korytarzem w siedzibie Kazekage, wpatrując się w ciągnącą mnie Sarę.
- A tak w ogóle o co się pożarłyście z Okirą? - zapytałam, korzystając z tego, że jeszcze nikt nas nie zauważył. Zerknęła na mnie przez ramię, marszcząc nos.
- Ta zdzira ukradła mi faceta. I teraz wychodzi za niego za mąż. Poza tym zadziera nosa i uważa się za nie wiadomo jaką piękność, a ma ryj jakby jej ktoś nim po asfalcie przeciągnął - warknęła, a ja uniosłam brwi.
- Och, rozumiem, ty go kochałaś, a on poleciał na inną? - spytałam, a Sara zaniosła się śmiechem, który szybko stłumiła w sobie.
- Co ty, głupia jesteś? Jedyną miłością mojego życia jest Kazekage-sama, ale Kiba wtedy był pod ręką. To ja miałam go rzucić, przez niego wyszłam na żałosną - zauważyła, niezadowolona. - Wtedy stwierdziłam, że mam dość tej wioski, tamtejszego ANBU i Tsunade, która wciąż kazała mi brać leki. Zrozumiałam, że muszę się skupić na tym, co w tej anegdocie zwanej życiem jest najważniejsze - na sobie. To zaczęłam od spełnienia swojego marzenia pracowania ze słooodkim Gaarą.
Zamilkła, uśmiechając się pod nosem, a ja nie zdążyłam nic jej odpowiedzieć, bo znaleźliśmy się przed drzwiami, które Sara pchnęła. Trafiłyśmy w sam środek jakiejś obrady, a oczy wszystkich zwróciły się najpierw na moją kompankę, a potem na mnie, związaną i zupełnie bezbronną. Przynajmniej pozornie, ale o tym zaraz.
- Pławcie się w zachwycie, mordeczki kochane, bo przyprowadziłam wam członka Akatsuki. Pojmałam ją niedaleko naszej wioski, pewnie chciała odbić tą swoją znajomą. A teraz wstańcie i przyjrzyjcie się jej, bo chcę w was wzbudzić poczucie niższości. Jak najbardziej uzasadnione, bo nigdy byście tego nie dokonali, moje nieudolne robaczki - odezwała się Sara, a ja westchnęłam cicho. Zapomniałam, że ona strasznie lubiła stać w centrum uwagi i błyszczeć, jak ten Edłord co sparklił po wyjściu na słońce. Ten tam, z tej śmiesznej książki. Cholera, co to był za tytuł?
Zmierzch.
O właśnie! Ej... zaraz, czekaj... będziesz mi się potem tłumaczył, skąd ty, do chuja, wiesz jak to się nazywa!
W tym czasie jonini wraz z Kazekage poderwali się z siedzeń, zaskoczeni nagłym pojawieniem się naszej dwójki. Gaara wyszedł na przód, podchodząc bliżej i spoglądając nieufnie na ten sznurek, którym związane były moje ręce.
- Takie coś naprawdę ją powstrzymało? - spytał bez przekonania, a Sara pokiwała energicznie głową, wymachując swoim końcem sznurka na wszystkie strony, przez co moje ręce też krążyły.
- To specjalny sznurek, wepchnęłam w niego tyle swojej chakry, że ta mała się nie uwolni, choćby nie wiem co!
- Mhm... Skoro tak twierdzisz - oświadczył, a ja spojrzałam na Sarę z niemym pytaniem. Serio, uwierzył od razu, że sznurek z przeceny, kupiony w biedronce, może powstrzymać morderczynie rangi S? Czy on, kurwa, miał jakiś mózg?! Blondynka uśmiechnęła się, widząc moją minę i nachyliła do mnie, by nikt jej nie słyszał.
- Ja wiem, że to ćwok i tak dalej, w ogóle, ale co ja poradzę, że jak go widzę, to aż mi się wilgotno w majtkach robi?
Przewróciłam oczami, poluźniając nieco więzy na nadgarstkach. W chwili gdy we wschodniej części siedziby, dokąd udał się Hidan z Shi, dało się słyszeć wybuch, wysunęłam dłonie, wyciągając z kabury Sary kunai i obracając go w palcach. Spod nas wydobył się następny wybuch, przez który podłoga zadrżała, co oznaczało, że Zetsu i Dei przebili się do dalszej części więzienia. Musiałam do nich teraz jakoś dołączyć - Itaś miał osłaniać moje plecy.
Sara pisnęła, niby przerażona, i skoczyła na Gaarę, zwalając go z nóg i przygniatając do ziemi. Wykorzystałam tą szansę do wezwania swoich trupów i wypadłam na zewnątrz, wyciągając z kieszeni glinianego ptaka Deidary [pisałam to o drugiej i musiałam dodać "glinianego", bo mój mózg podsyłał dziwne obrazy...]. Wyrzuciłam go w górę, a on zatrzepotał skrzydłami i poleciał w stronę swojego pana, a ja popędziłam za nim, likwidując niekiedy jakichś zaskoczonych ludzi. Według planu Sara miała wykorzystać jedno ze swoich klanowych jutsu i dyskretnie uśpić Kazekage, uderzając jeden z punktów chakry na jego ciele. Zaraz potem miała odegrać teatralną scenkę "O rajusiu, Kazekage-sama! Jesteś chory! Trzeba nas odizolować od tych barbarzyńskich morderców!" i założyć pieczęcie na całe pomieszczenie, przez co nikt stamtąd nie wyjdzie i nie wejdzie. W ten sposób pozbyliśmy się większej części joninów, którzy pozostali w wiosce.
Kurwa, tacy z nas geniusze!
Dobra, może nie, ale musicie przyznać, że lubiliśmy skomplikowane taktyki.
Gdy przede mną pojawiło się dwóch członków ANBU, zacisnęłam dłonie, ale zza mnie wyleciała ku nim ognista kulą. Osłoniłam ręką twarz, przez ramię uśmiechając się do Itasia, który chwilę później zrównał ze mną kroku.
Tak więc dotarliśmy na dół, gdzie Dei właśnie rozwalił kolejne drzwi. W tym pokoju też było pusto, więc stanął przed kolejnym pomieszczeniem, posyłając parę swoich bomb. Gdy tylko dym opadł, ujrzeliśmy zwiniętą na ziemi istotkę, spoglądającą na nas ze spokojem. Pionowe źrenice kocicy lustrowały nas dokładnie, a tęczówka jarzyła się niebezpiecznie, jakby ostrzegając nas przed podejściem.
Od razu zrozumiałam, że mamy do czynienia z kłębkiem nerwów, tykającą bombą, która zaraz rozszarpie nasze ciała na strzępy. Stanęłam zatem w bezruchu, spoglądając nieco w bok, by jej nie prowokować - wiecie, miałam doświadczenie ze zwierzętami. Posiadanie takie wnerwiającego psiaka, jak Houkou, do czegoś zobowiązuje.
Warknięcie demona wypełniło całą moją czaszkę, aż z niezadowolenia zmrużyłam oczy. W tym czasie Deidara postradał całkiem rozum, bo ruszył w stronę neko, nie przejmując się tym, że wygięła się jak struna, układając ogon płasko przy ziemi - machała nim na boki w miarowym rytmie. Widocznie też spięła mięśnie, a jej uszy nastawiły się, gotowe wyłapać każdy dźwięk.
- Miyu, to ja, un - zaczął blondyn, a my, czyli cała reszta popierdolonej drużyny, ustawiliśmy się rządkiem pod ścianą, obserwując wszystko z bezpiecznej odległości. Jeśli rzuci się, żeby go zabić, nie zachlapie nas krwią.
- To ty, un - odwarknęła, ku zaskoczeniu Shi, która rzuciła mi badawcze spojrzenie. W ogóle kiedy ona wróciła?! Nawet nie zauważyłam, jak wślizgnęła się do środka! Normalnie jak ninja!
Znaczy, ekchem, Shi była przecież kunoichi, co ja pieprzę...
Ale wiedziałam, co chce mi przekazać. Ponoć Miyu nie odzywała się ani słowem. Teraz jednak wydobyła z siebie dźwięk, tak niski i przerażający, że włoski jeżyły się na karku.
Wiesz, Ao, nie zbliżaj się za bardzo, bo nas zaatakuje.
Hę? Zszokowana radą demona, wbiłam wzrok w rudą. Faktycznie, kątem oka wciąż wpatrywała się w naszą stronę, a konkretniej - we mnie. To spojrzenie wcale nie należało do szczególnie przyjaznych.
Dlaczego ona chciała mnie zabić?!
...bo śmierdzisz.
- Co?! - ryknęłam na głos, nie potrafiąc się powstrzymać przed oburzeniem na słowa demona, a neko natychmiast zerwała się z miejsca, przeskakując w stronę ściany i, olewając prawa fizyki (a nie używała chakry!), popędziła po niej w naszą stronę. Nasz popłoch był zupełnie naturalny - Miyu była teraz tylko dzikim zwierzęciem, którego nie mogliśmy tknąć, a które chciało nas pożreć.
Dosłownie w ostatniej sekundzie zmieniła swój cel i odbiła się tuż nad naszymi głowami, by znaleźć w rogu niedaleko nas i zerknąć spod byka na... Houkou?
Zmaterializowany w formie człowieka demon stał przy oknie, świdrując ją złocistymi oczami na wskroś.
Aaa, dobra, skumałam akcję.
Pies i kot, nie? Demon odciągnął jej uwagę od nas, wykorzystując swój zapach. To dlatego stwierdził, że śmierdzę, po prostu Miyek wyczuwała zapach psa! To takie jasne i oczywiste! Ta wzajemna nienawiść była wyczuwalna w powietrzu, ale ja już wszystko rozumiałam i kiwałam głową na boki. Mistrz dedukcji!
Natomiast Dei wydawał się być kompletnie zbity z pantałyku. Otrząsnął się szybko i dwoma susami pokonał odległość, dzielącą ją od kotki, kucając przed nią.
- Idiota, no idiota, on chce zginąć - szepnęła Shi, ale Miyu wcale nie rzuciła się na niego z pazurami. Jestem pewna, że chciała, ale zdradził ją własny organizm, bo pozieleniała na twarzy i chwilę potem po prostu obrzygała chłopakowi przed nią buty. I trochę spodnie.
Ledwo powstrzymałam się przed śmiechem. Najpierw Hidan, teraz ona!
Mimo to, Deidara nawet nie drgnął, a ja wyobrażałam sobie tą jego wewnętrzną walkę. Uciec do łazienki i zmyć z siebie wymiociny, czy uratować Miyu przed nią samą? Cóż za ciężki wybór, jaką decyzję podejmie? Co zrobi?
Tego dowiecie się w następnym odcinku "Żałosnych i pechowych".
Dobra, teraz bardziej serio.
- Miyu, błagam cię, ogarnij się, un. Zarzygałaś mi buty, warczysz na nas i wyglądasz jak siedem nieszczęść. Jakim cudem ty chcesz wychować nasze dziecko, jak ty sobą nie potrafisz się zająć, un?
Uuu, to uderzył w czuły punkt każdej kobiety - wygląd. Coś chyba w niej pękło, bo w jednej chwili zadarła głowę do góry, chwytając go za szmaty i szarpiąc wściekle.
- Jeszcze słowo, a cię zapierdolę, rozumiesz? Jeszcze jedno "un" usłyszę i, kurwa, giniesz. Więc milcz, bo skończyła się moja pierdolona cierpliwość. I wyjeb mi stąd tego śmierdzącego kundla - warknęła, spoglądając ze złością na Houkou. Było to jednak kierowane też w pewnej mierze do mnie, bo cuchnęłam tak samo jak demon, ale nie miałam zamiaru się ruszać - byłam sparaliżowana tym, że użyła tak wielu przekleństw. I ten pełen nienawiści głos! Dopiero gdy Miyu podniosła się na dwie nogi i niejako wyprostowało, dało się dostrzec jej brzuszek. Deidara wlepił w niego wzrok, ale z jego ust nie padło ani jedno słowo, tak strasznie wziął sobie do serca groźby dziewczyny.
Tymczasem ruda po prostu chwyciła go za rękaw i pociągnęła do ściany, pokazując na nią palcem. Była tak wkurwiona, że ledwo byłam w stanie ją rozpoznać.
- Rozwalaj to i zabieraj mnie do domu - zarządziła, a Dei podniósł się z ziemi. Trzęsącymi się rękoma, zlepił z gliny dwa ptaki i jednym z nich wysadził mury więzienia. My jak myszki staliśmy z tyłu, pilnując, by nikt niepowołany nam nie przeszkodził, ale było zupełnie pusto.
Lepiej dla nich, przynajmniej Miyu nie oderwie im głowy razem z kręgosłupem.
- Hanai, masz coś żeby odblokować pieczęć? Rusz się, do cholery. Przy okazji - przydałaby ci się kąpiel, wiesz? - fuknęła na mnie, a mnie szlag trafił. Co to miało być, rozumiem, że była w ciąży, ale do poniewierania miała Deidarę! Uśmiechnęłam się słodziutko, robiąc kroczek do przodu.
- Och, oczywiście, kochanie, zaraz ci pomogę. Mówiłam ci już, że świetnie wyglądasz? - spytałam, a mój głos był tak szczery, że przez moment jej twarz wyrażała dezorientację. Nie miała jednak zamiaru ocieplić swoich wypowiedzi, bo jedynie wysyczała krótkie, ale jakże treściwe:
- Nie.
- Uff, dobrze. To znaczy, że krew nadal dopływa do mojego mózgu.

~***~ 

Co za szczęście, że Shi zawsze wie, kiedy kogoś znokautować!
Szkoda tylko, że zamiast stanąć po mojej stronie, doszła do wniosku, że szybciej będzie mnie wyeliminować, dzięki czemu uspokoi Miyu. Nie zdążyłam nawet posłać swojego firmowego, szyderczego uśmieszku, gdy przywaliła mi w splot słoneczny.
Obudziłam się po jakiejś godzinie, trzymana przez ptaka w garści. Ekstra, jestem niemal pod samym jego tyłkiem, świetne miejsce.
Lepsza Ao w garści, niż wkurwiona kocica na gliniaku.
Zamknij się, znowu mi nie pomogłeś! Przez chwilę próbowałam sama się uwolnić, ale kiedy to nie wyszło, sapnęłam cicho i uderzyłam pięścią w brzuch ptaka.
- Ej, weźcie mnie stąd! - krzyknęłam, a obok mnie opadła swobodnie liana. Zamrugałam zdumiona, ale ten pieruński gliniany drób po prostu mnie puścił, więc spanikowana chwyciłam za roślinę i podciągnęłam się do góry. Wyszłam tuż obok Zetsu i przyjrzałam mu się uważnie, marszcząc brwi.
- Nie mów mi, z jakiej części ciała ci to wyrosło, dobra?
Zetsu nie miał zamiaru nawet mrugnąć, nie mówiąc już o tym, żeby dać mi odpowiedź. Rozejrzałam się zatem, z pewnym zdumieniem spoglądając na Miyu, leniwie wyciągającą się na kolanach nieco zażenowanego blondyna. Podniósł na mnie wzrok i bezradnie wzruszył ramionami, najwyraźniej nie wiedząc, skąd ta nagła zmiana w zachowaniu rudej. Gdy podeszłam bliżej, neko zamruczała rozkosznie, machając ogonem.
- To przez ciążę, nie? - zagadnęła Shi, zaplatając Itasiowi jakiegoś uroczego warkoczyka. Ja jestem naprawdę w szoku, że on na tyle jej pozwalał...
- Chyba tak. Choć w sumie ona zawsze szybko zmieniała n astawienie, trochę jak Madara - zauważyłam, po chwili uderzając ręką w czoło. Czy ja musiałam wciąż o nim wspominać, do diabła?!
- Śpi odkąd wyruszyliśmy z Suny, un - mruknął Deidara, specjalnie nie nawiązując do tematu Uchihy. Zaskakujące, bo na ogół robił wszystko, by mnie trochę podręczyć. Widocznie dorósł.
Zaniosłam się śmiechem, zwijając się w kulkę i łapiąc za brzuch. Rany, się uśmiałam, dorosły Deidara, jak to w ogóle brzmi?
Moi towarzysze obrzucili mnie tylko pełnym politowania spojrzeniem, by następnie utkwić wzrok w Miyu, która najwyraźniej się przebudzała. Blondyn z pewną obawą odchylił głowę do tyłu, zapewne bojąc się, że oberwie na dzień dobry, ale Akai była w wyśmienitym humorze. Przeciągnęła się, zamlaskała i pogłaskała się po brzuszku, uśmiechając nieprzytomnie.
- Zaraz rzygnę - oświadczyła nam z radością, ale tylko ja z Shi zdążyłyśmy się szybko ewakuować, trzymając Itasia jako naszą tarczę.
Tak więc Dei po raz kolejny wykąpał się w wymiocinach. Na ten widok, Hidan też zrobił się zielony i zwrócił to, co mu leżało na żołądku, więc ci, którzy byli jeszcze czyści (ja i Shi), stanęli na małym skrawku obok Zetsu.
Jak można się domyślać, dalsza podróż tym środkiem lokomocji była niemożliwa. Biorąc pod uwagę fakt, że od Deia capiło niesamowicie, gliniany ptak nie nadawał się do użytku, a jego właściciel nie miał więcej gliny, zatrzymaliśmy się na środku pustyni, zastanawiając się, co uczynić. Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy wraz z Shi wrzucałyśmy ubrania Miyu na ptaka. Przy okazji wyrzucałam płaszcz Sasoriego, bo pobrudził się na dole. Itaś naszym śladem wrzucił tam swój płaszcz, Hidan tak samo, dorzucając jeszcze buty i koszulkę, a Deidara tak w zasadzie został w samych bokserkach w... urocze, różnokolorowe kucyki.
- Skończ rechotać, do cholery, un - warknął, a ja zakryłam usta ręką, drżąc ze śmiechu. Nie ważne jak umięśniony był, z tą miną małego uke i taką bielizną, sprawiał wrażenie cnotki niewydymki. Nawet Houkou zaczął się śmiać, przez co naprawdę wybuchłam śmiechem, uchylając się przed obrzyganym butem.
- To co z tym zrobimy, mru? - spytała Miyu, starając się jakoś ogarnąć w płaszczu Zetsu. Nie mogłyśmy pozwolić, by chodziła naga, dajcie spokój, Deidara by ciągle się gapił na jej brzuch i w końcu wydłubałaby mu oczy. Także zza kołnierza wyglądała ku nas tylko górna połowa jej twarzy, od oczu po czubki kocich uszu. Nie była specjalnie niska, ale zamiatała płaszczem po piachu, truchtając w naszą stronę.
- Trzeba się pozbyć tego jak najszybciej, spalić, rozwalić na atomy - odezwała się Shi, spoglądając ze wstrętem na ptaka. Dei, dalej czerwony jak burak, wrzucił resztę rzeczy na ptaka i pożegnaliśmy się z gliniakiem, który oderwał się od ziemi i poleciał w stronę Konohy. Nie, to wcale nie tak, że blondyn zaprogramował go w taki sposób, że nad wioską nastąpić miał widowiskowy wybuch. Może nawet jakaś obrzygana rzeczy spadnie Tsunade na głowę.
Tak, zachowujemy się jak małe dzieci.
- Dobra, skołujmy transport - rzuciłam, idąc, zgodnie z uaktywnionym psim węchem, w stronę najbliższej ludzkiej siedziby.
- Autobus? - zainteresowała się Miyu, doskakując do mnie. Odsunęłam się nieco, wciąż pamiętając, jak to stwierdziła, że śmierdzę. Pokiwałam tylko głową na boki, a ona przekrzywiła łepetynę. - Daj spokój, dalej się boczysz?
- Sama śmierdzisz - mruknęłam pod nosem, krzyżując ręce na piersiach.
Och nie, ona się po tym ataku nie pozbiera!, zakpił demon, a ja fuknęłam na niego głośno, co ruda chyba przyjęła za próbę odpędzenia jej, bo odeszła do Shi. Po jakiejś godzinie znaleźliśmy drogę, więc zatrzymałam się, spoglądając to w jedną, to w drugą stronę.
- Po co się tu zatrzymujemy? - spytał Hidan, szpanując na lewo i prawo swoją klatą. Wcale nie zauważyłam, że wciąż przyjmuje takie pozy, by uwidocznić każdy mięsień, w ogóle nie wydało mi się podejrzane to dziwne wyginanie się.
- Czekamy na pojazd - odparłam, ignorując jego wygłupy i spojrzałam na moich towarzyszy. Wyglądali na zmęczonych, hm. Kogo by tu wybrać na ofiarę... - Dobra, Dei, Shi, zostajecie tutaj.
- Hę?
- Wiesz, może skusisz jakiegoś kolesia jako autostopowiczka, Shi - zauważyłam, a dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem i uśmiechnęła się, przygryzając kusząco dolną wargę. Nie miałam serca mówić jej, że jest ciemno i potencjalna ofiara nie zauważy jej twarzy, a raczej walory znajdujące się... niżej.
- To po co ja, un? Mam podrywać panienki? - spytał Dei, uśmiechając się, w jego mniemaniu, zadziornie.
- Nie, może jakiś gej będzie akurat przejeżdżał...

~***~

Wątpili w mój plan, głupcy!
We mnie nigdy się nie wątpi!
Po jakichś pięciu minutach zobaczyliśmy światła i nasze dwie przynęty wygięły się lubieżnie, wystawiając dłonie. My, ukryci za zaspą, czekaliśmy na rozwój sytuacji.
Mała furgonetka zatrzymała się, a zza kierownicy wychylił się jakiś oblech, lustrujący Shi i Deia wzrokiem.
- Ej, ty, cycata, ile bierzesz? - wrzasnął do Shi i zatrąbił na nią donośnie. Dobra, może nie przewidywałam, że wezmą ją za prostytutkę - najwyraźniej ona też, bo nawet stąd dostrzegłam żyłkę na jej czole. Ruszyła w stronę samochodu i nachyliła się do okienka, by następnie złapać szmaciarza za włosy i trzasnąć jego głową w kierownicę. Do naszych uszu dotarł klakson. Następny. Znowu. O, znów.
- Ty śmiesz na mnie, kurwa, trąbić? Śmiesz trąbić, cwelu? - warknęła wściekle, a ja zerknęłam na Itachiego. Pokiwał głową i zerwał się, podbiegając do dziewczyny i odciągając ją od zakrwawionego kolesia. Włożyła w to uderzanie jego głową całkiem sporo siły. Wywlekliśmy trupa, po czym zasiadłam na brudnym fotelu kierowcy  Po mojej prawej wepchnęły się Shi z Miyu - tylko tyle zmieściło się w środku, cała reszta musiała wejść na przyczepę. Jak na złość zaczął padać deszcz, więc tak sobie śmigaliśmy w stronę siedziby, my - w cieple, z muzyką i wszelaką wygodą, a oni w zimnie, deszczu i przy odgłosie zwracającego Hidana.
Że dzidek wciąż miał czym wymiotować, ja gościa naprawdę podziwiam.
Oczywiście nie obyło się bez wyprzedzenia, trąbienia na jakichś kretynów i potrącenia jakiegoś dresiarza. O jednego mniej, lepiej dla świata. Jeszcze przydałoby się jakiegoś pustaka sprzątnąć i w ogóle przysłużyłabym się społeczeństwu.
Kiedy dwóch palantów wyskoczyło mi przed maskę i, co za pech, udało im się odskoczyć, zahamowałam z piskiem opon, przez co Hidan wyleciał górą, obił się ryjem o maskę i spadł na ziemię. Wychyliłam się, pamiętając o tym, by wystawić swój łokieć jak na dobrego kierowcę przystało, po czym wyrzuciłam z siebie wiązankę przekleństw, przeplatanych groźbami.
- Jak was dorwę, to patolodzy twoje serce znajdą w dupie twojego kolegi! - ryknęłam, a Shi dźgnęła mnie w żebra. Spojrzałam na nią i przeniosłam wzrok na wkurwionego Hidana, podnoszącego się z ziemi. Sięgnął po kosę i minął auto, ruszając w stronę spanikowanych młodzieńców.
- Zaraz wracam.
Oho, ten głos należał do mordercy. Takiego prawdziwego, który wyzbył się sumienia i zaserwuje tym dwóm leszczom śmierć w męczarniach. Znowu się wychyliłam przez okno, szczerząc się wesoło.
- Mój starszy brat was rozpierdoli!
- Aye!* - dodała głośno rozentuzjazmowana Miyek, przepychając się i leżąc na mnie tylko po to, by wystawić łeb. Shi miała drugie okno tylko dla siebie.
- Uła. Ał... Ych, biedactwa. Ale chrupnęło... Ty, patrz, same białka... To jego nerka? O, to coś pulsuje! - Tak mniej więcej wyglądałaby moja relacja z tej walki. Chwilę później umazany krwią Hidan usiadł na przyczepie i ruszyliśmy w dalszą drogę. W stronę słońca, które właśnie wstawało na horyzoncie.
Jak w hollywoodzkiej produkcji, kurna!
__________________________________
Już od następnej notki znajdziemy się w siedzibie, obiecuję! Mam taki plan wyrąbany, ale on pewnie dobrze wygląda tylko w mojej głowie.
Pisałam to od 12 lutego. Ale tyle miałam na głowie, tyle zadań z chemii musiałam przeliczyć, że nie było czasu dla Ao.
Dzisiaj jestem chora, to nadrabiam, jak zwykle! xD

Mamy 40 rozdział! Hurej!

Jestem w takim pozytywnym szoku! Mam 7 obserwatorów, ja nie mogę, ale to miłe!

Aria, wybacz, że Dei nie został obrzygany na dzień dobry, ale w sumie wytaplałam go w tym rozdziale w wymiocinach o.o
I wykorzystałam pomysł z kocią ciążą, za który Ci bardzo dziękuję.

Dziś nie ma dedyka, bo się rozbestwicie xP

Enjoy!

14 komentarzy:

  1. A żem się uśmiała, jak psychopata jakiś.
    Technicznie, zauważyłam tylko jeden błąd "- Nie patrz na mnie z góry. I nie utrudniaj mi tego, Aomi, nie |<-tu| mam się do ciebie zbliżać". Tego "nie" chyba nie powinno tam być, cu nie? :D Chyba, że walisz sztukę nowoczesną, tego nigdy nie pojmę.
    Dowcip jak zwykle cięty i zaskakująco rozbawiający, jak na poziom obrażonego przedszkolaka xD Ach, jakże me serce się raduje, gdy zaczytuję się w opisach obrzyganego Deidary!
    I w sumie, to z wielką radością obserwuję, gdy z notki na notkę, z rozdziału na rozdział, poprawia Ci się styl. Jak na parodię tworzysz rozdziały bardzo dobre jakościowo, co jest na wieeeeeeeeeelki, ogroooomny plus! Z wielką chęcią przeczytałabym też coś poważnego Twojego autorstwa, ale to takie gdybania i ciche sugestie fanki...
    Jak to młodzież dzisiaj mówi,
    AVE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam poprawiłam. To "nie" musiało być na stówę, bo chodzi o to, że Sasoriemu zabroniono nawet stać przy Aomi. Nie może się do niej zbliżać xD
      Ahaha, miło, że mój dowcip potrafi rozbawić kogoś poza mną spaczony, niezrozumiały dla niektórych humor*
      Poważnego, powiadasz?
      W takim wypadku mogłabym odesłać cię na jedną stronę. Bo, faktycznie, zdarzają mi się teksty z gatunku dramatu... ale o wiele przyjemniej się pisze komedie, więc wielu ich nie ma.
      Niemniej:
      http://kisiel-w-proszku.deviantart.com/
      Może coś tam znajdziesz.

      Ave~ xP

      Usuń
  2. Bidny Dei... huehuehue ten debil ma za swoje :3. Chcem częściej tych rozdziałów, bo zrobię focha, a jak ja robię focha to jest foch, że hej!!! Hm... mniej wymocin!!! Więcej krwi *P*... inaczej następnym razem to ty będziesz upaprana krwią ^^". Takie tam groźby =.= Ale ogółem notka była zajebioszcza ^^.

    *Kaaaabooom*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaha, ja tam mu współczuje, ma przeraźliwego pecha chłopaczyna xD
      Częściej... cóż, nie wiem czy to możliwe. Pisanie jako Ao nie jest może specjalnie ciężkie, ale u mnie w grę wchodzi czas - a jego mam wyjątkowo mało.
      Postaram się, żeby było więcej krwi, bo wymiocin już raczej tyle nie będzie.
      Uważaj, grozisz wnuczce Śmierci x>

      Cieszę się, że się podobała xP

      Usuń
  3. Dzisiaj komentuje sama Akemi, bo reszcie się nie chce dup ruszyć.
    ------------
    - To po co ci łóżko w pokoju?
    - Żebyś się głupio pytała - rozwaliło mnie...
    --------------
    Rzygi: 4 DeiGej: 0
    ---------------
    Cały rozdział ogólnie zagilbisty, tylko to "Aye". Nienawidzę Happy'ego!
    ----------------
    Kyaaaa! Miyu wróciła!
    -----------------
    Gatki w kucyki
    ------------------
    Hidan-Potwór
    -------------------
    Ogólna, totalna, generalna zagilbistość, aru!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja uwielbiam Happy'ego! *kocha wszystkie koty* Choć z całej trójki najbardziej lubię Lily'ego xP

      Miło mi, dziękuję za komentarz, Ake-chan! ^^

      Usuń
  4. Hej, na Spisie FanFiction o Naruto pojawiły się szczegóły dotyczące konkursu, w którym bierzesz udział. Zapraszam po informacje na http://spis-ff-o-naruto.blogspot.com/2013/02/konkurs-rozdanie-tematow.html
    Pozdrawiam serdecznie
    Ikula

    PS. Wszelkie pytania proszę zadawać pod postem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaak, lofffciam mój komputer, który po raz kolejny odmówił ze mną współpracy i to akurat wtedy , kiedy mój mózg doznał przypływu nagłej weny. Innymi słowy mój kochany lapcio pierdutnął sobie na pewien okres czasu, odcinając mnie od internetowej rzeczywistości. Tak, wiem. To taaakie przykre.
    Ubolewam. Jak mogłam przeczytać to dopiero teraz?! Zwłaszcza, że Dei skąpany został w rzygowinach?
    Jak mam być szczera, to nie spodziewałam się ze strony blondaska aż takiego zaangażowania w ten hm… związek? Nie, to chyba nietrafne określenie. W każdym razie próbuję powiedzieć, że spodziewałam się bardziej olewczego podejścia Deidary do Miyu, a tu proszę jaka niespodzianka. Się chłopaczyna przejął.
    Może jestem „sprawna inaczej” (jak to błyskotliwie stwierdziła moja pani od religii), ale najbardziej śmiałam się przy tekście „Mój starszy brat was rozpierdoli!” . Ot, tak. Nie wiem, czemu akurat to mnie tak rozbawiło, ale pozbierać się nie mogłam przez dobre pięć minut xD
    Przepraszam za mój zapłon, ale jak już wspomniałam mój komputer nie chciał ze mną współpracować.
    Czekam na next’a!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komputery tak mają, czekają parę lat, żebyś miała pewność, że wszystko w porządku,a potem jeb! - utrata wszystkich opowiadań z dysku i zdjęć, cudownie!
      A widzisz, widzisz! Nie wierzyli w Deia, a przygłupek postanowił pokazać, że ma aspirację na bohatera pozytywnie zaskakującego! xD
      Mi się zawsze marzyło, że będę mogła tak krzyknąć, ale mam młodszego brata. Trochę mi psuje moją wizję, szczyl xC

      Usuń
  6. Taaaaaaak bardzo Cię uwielbiam~
    Patrząc na stan notek kiedyś i dziś to jestem pod gigantycznym wrażeniem zmian :D
    Piszesz świetnie, albo leje do kompa albo się wzruszam albo kij wie co jeszcze :D
    Rzyganie ma Deia jak najbardziej tak. Plecenie warkoczyków (<3) również. Ale jak ten cham, ten prostak mógł pomyśleć że jestem prostytutką ;_; DOBRZE MU TAK MUAHAHAHAHAHAH. Dwójka dzieci na chacie! Tyle miłości :D Tyle hałasu D:
    Uważam, że Madarę można by związać, zawiązać oczy i przeprowadzić "dogłębne" przesłuchanie by dowiedzieć się czegokolwiek o nim XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Onee-sama, założyłaś sobie konto na gmailu, łiii! <3
      Cieszę się, że udaje mi się kogoś rozbawić czy wzruszyć. Nie sądziłam, że mogłabym wywołać jakiekolwiek emocje, bo mam spaczony humor xD
      Nacisk na to "tyle hałasu". Chociaż raczej największy rozpierdal robią Akasie, nie dzieci xD
      ...*_* Dogłębne, mówisz~

      Usuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Award na sakura-fallen-in-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wykonam zamówienie, nie widzę problemu. Aczkolwiek musisz dać mi obrazem, bo jeśli Ty go nie znalazłaś (a to Ty wiesz, jaki Ci odpowiada), ja mogę nie znaleźć odpowiedniego. A po drugie przyznaję, że nawet nie chce mi się szukać, bo o dziwo zajmuje to zdecydowanie więcej czasu, niż wykonanie samego szablonu.
    Podsumowując - podrzuć obrazek, tylko nie za mały, a szablon zostanie wykonany. Pozdrawiam!
    [dusza-anayi]

    OdpowiedzUsuń
  9. Szablon gotowy do odbioru! :)
    Serdecznie zapraszam, dusza-anayi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy