Akatsuki Red Cloud Symbol Emblem

Ogłoszenia z dnia 17.10.2016 roku

Nie mówię żegnam, ale no... na razie!
Jesteście dziwni, jeśli jeszcze tu wchodzicie, więc przestańcie może, będzie mi łatwiej odejść na zawsze! ♥

29 października 2013

Rozdział 43

   To była najprawdopodobniej najnudniejsza podróż na świecie, ale może tylko ja miałam takie wrażenie. Jedną ze swoich kapsułek oddałam Kisame, uznając, że przyda mu się bardziej ode mnie - wyglądał, jakby lada moment miał wyzionąć ducha, w dodatku był mocno odwodniony, co w jego przypadku nie świadczyło o niczym dobrym. Bądź co bądź był ryboludem.
   Zmusiłam Deidarę do podpierania przez całą podróż Miyu i tak biegłam parę kroków za nimi, czując się jak piąte koło u wozu. Przede mną te dwie papużki, spodziewające się dziecka, za mną Shi z Itachim, dyskutujący między sobą przyciszonym tonem - ja pierdolę, nawet jak policzę to wyjdzie, że byłam piąta!
W dodatku nie miałam zbyt dużo energii, więc przyzywanie demona skończyłoby się dla mnie najpewniej śmiercią. Może i był moim wiernym sługą, czujnym na każde skinienie dzięki licznym szantażom, ale wciąż pozostawał ogoniastym. Niemożliwym było wyplewienie z niego tej chęci mordu i szerzenia chaosu, nawet babcia nie zawsze była w stanie przemówić mu do rozsądku.
   Starałam się za bardzo nie rozglądać, wzrok wbijałam twardo przed siebie, udając, że jestem zatopiona w myślach i wysyłając całym ciałem jasne znaki, że rozwalę głowę każdego, kto będzie próbował mnie zagadać. Niestety nie wszyscy są na tyle inteligentni, by odczytywać tak niedyskretne aluzje, stąd też wyczułam obok siebie obecność Hidana i fuknęłam na niego.
   - Siora, skąd ta agresja? - spytał zaskoczony, po czym uśmiechnął się zupełnie beztrosko. No tak, on nie miał takich problemów jak ja - był napalonym zboczeńcem i nie robiło mu, z kim szedł się przespać i co się stanie po zaspokojeniu prymitywnych żądzy. W dodatku jeśli jakaś kobieta źle go traktowała, po prostu zabijał ją i było po kłopocie. Żałowałam, że sama nie mogę pójść jego przykładem i pociachać kogoś na plasterki.
   - Znikąd, nie wiem o co ci chodzi, czuję się fenomenalnie. Nie widzisz jak emanuje radością? - skłamałam zgrabnie, wykrzywiając usta w grymasie, który na dobrą sprawę miał być uśmiechem. Nie udało mi się jednak zwieść Hidka-dzidka, bo objął mnie ramieniem i poczochrał wolną ręką po głowie.
   - Mnie nie oszukasz! Dalej, mów bratu - nakazał, a ja odepchnęłam się od niego obiema nogami, wskakując na najbliższe drzewo i sycząc jak kot. Miyu odwróciła się w moją stroną z zaciekawieniem, jej śladem poszedł też blondyn, który posłał mi spojrzenie, mówiące "Czy tobie odjebało, un?". Wytknęłam w jego stronę środkowego palce, zeskakując na powrót na ziemię i wyrównując krok z rozbawionym jashinistą.
   - Powiem mamie - mruknęłam, a siwus prychnął, przewracając oczami. Jego niechęć była aż nader wyczuwalna.
   - Przed nami jest jeszcze spory kawałek drogi - zaczął, ignorując moją groźbę. - A choć nie jesteśmy idealnym rodzeństwem, to wiesz... my możemy... No wiesz o co mi chodzi.
   Zadarłam brwi aż pod samą linię włosów, spoglądając na niego ze zdziwieniem - Hidan jednak uparcie wpatrywał się przed siebie, tylko co jakiś czas rzucając mi ukradkowe spojrzenie. W pewnej chwili pochwycił mój nadgarstek i szarpnął mną w swoją stronę, chroniąc przed bezpośrednim zderzeniem z drzewem. To skutecznie mnie otrzeźwiło.
   - Nie wiem o co ci chodzi, Hidan. W zasadzie nie, mogłabym się domyślać, ale mam nadzieję, że to nie to, bo to byłoby obrzydliwe... Nie kręcą mnie związki kazirodcze, wiesz? - spytałam, wyrywając się z uścisku i oddalając na pewną odległość. Jashinista sapnął, jakby moja niedomyślność była największym problemem z jakim się zetknął.
   - Kurde balans, fuj! Nie jestem aż tak pierdolnięty, żeby się za tobą uganiać! No ble! Chodzi mi o to, że możesz mi powiedzieć, kiedy coś cię niepokoi, dobra? - mruknął, układając usta w dzióbek. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, rzucając pod nosem bluzgami w odpowiedzi na jego chamską odzywkę. Dopiero po paru sekundach przyjęłam dalszą część jego wypowiedzi. Moim ciałem wstrząsnęły drgawki i musiałam przystanąć w miejscu, by móc się zgiąć w pół i zacząć chichrać. Hidan przystanął parę kroków przede mną, krzyżując ręce na torsie. Shi i Itachi bez słowa nas wyminęli, choć ta pierwsza posłała mi nieodgadnione spojrzenie - machnęłam na nią łapą, że może biec w spokoju.
   - W... W życiu n-nie spodziewałabym się - wybełkotałam, ocierając palcami kąciki oczu - po tobie takiego żałosnego tekstu - dodałam już spokojniej, a Hidan nadął policzki jak małe dziecko.
   - Ja pierdolę, chciałem dobrze! - stwierdził, poprawiając umocowanie kosy na plecach.
   - Wiem, wiem. Nie no, fajnie, że mi to powiedziałeś, choć w dziwny sposób. To niecodzienne, ale dość miłe - wymamrotałam, opierając dłonie na biodrach. - Ale nie ciągnijmy tego tematu, dobrze? To ciut żenujące dla morderców... A tak swoją drogą, przecież wiem, że mogę liczyć na starszego brata. Ale pamiętaj, ty na mnie nie licz, za chuja ci nie pomogę jak będziesz czegoś chciał.
   Jakby dla potwierdzenia tych słów, podskoczyłam do niego i sprzedałam mu kuksańca w ramię, uśmiechając się figlarnie. Poklepał mnie po głowie i wskazał głową znikający nam sprzed oczu orszak. Parę sekund później mknęliśmy za nimi - pozostanie w tyle skończyłoby się tym, że musielibyśmy pytać przypadkowych ludzi o drogę do Ame. Potem zapewne czekałby nas opierdol i niepotrzebne komplikacje, na które nie miałam ani czasu, ani ochoty.
   - Zabiję cię, skurwielu, jeśli jeszcze raz będzie przez ciebie smutna - zarejestrowały moje czujne na wszelakie dźwięki uszy, choć jedno zerknięcie na Hidana uświadomiło mi, że nie miałam tego słyszeć. Nie zrozumiałam o co mu chodziło, musiałam powędrować spojrzeniem za jego wzrokiem, skupionym gdzieś na przedzie naszej świty, by pojąć kim jest odbiorca tej szeptanej wiadomości. Z Kisame opartym na jego ramieniu pędził na czele, wskazując nam drogę i wydając krótkie rozkazy.
   Ale teraz nie patrzył przed siebie, tylko zerkał sobie przez ramię, wbijając w naszą dwójkę spojrzenie tak przeszywające, że dostałam dreszczy.
   Z drugiej strony - nawet z tej odległości potrafiłam zatopić się w czarnych, bezdennych oczach i zupełnie zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Już niżej upaść nie mogłam.
   W sumie pewnie mogłam.

~***~

   Ame było... mega brzydkie. A skoro mówię to ja - dziewczyna, która wychowała się w rozsypującym się Zakładzie dla Nieletnich Przestępczyń, a potem mieszkała w samych jaskiniach, gdzie pleśń podkrada ci jedzenie, to wyobraźcie sobie co to było za miasto. Przeszliśmy jakimś krętym korytarzem pod ziemią, żeby wyjść na brudnej, śmierdzącej uliczce. Gdy moje jelita związały się w ciasny supeł, a żołądek skurczył się i wysłał mi wiadomość, że niedługo zwymiotuję, choć od dawna nie miałam nic w ustach, Madara zarządził postój. Z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, oparłam dłoń o ścianę budynku i zakryłam wolną ręką twarz, starając się przyzwyczaić do okropnego smrodu.
   - Niech ktoś zajmie się Aomi, bo jak padnie, to tutaj zostanie - zaświergotał mój mężuś, a ja momentalnie wyprostowałam się, rzucając mu rozjuszone spojrzenie.
  - Jaki ty masz problem? Masz coś do mnie, to powiedz! - warknęłam, a czarnowłosy uśmiechnął się zadziornie, krzyżując ręce na torsie.
   - Zatem powiadam.
  Aż mnie skręciło, by rzucić się na niego z dzikim wrzaskiem i rozerwać na strzępy, ale siłą woli przytrzymałam stopy w miejscu, mrużąc oczy jak dzikie zwierzę. Hidan poklepał mnie po plecach, chcąc zwrócić moją uwagę na siebie, ale odtrąciłam jego dłoń, prychając i podchodząc do Miyu. Dziewczyna przysiadła na puszce po farbie, opierając łokcie na kolanach i wzdychając cicho.
   - Źle się czuję - powiadomiła mnie, kiedy osunęłam się na ziemię obok niej. - Czy musimy stać w tym obleśnym miejscu? Makabra!
    - Nic mi nie mów, zaraz wyrzygam wnętrzności - odparłam, wzruszając ramionami.
  Czyli podzielała moje zdanie, łał. Uniosłam wzrok, rozglądając się po wysokich budynkach, które wyglądały, jakby ktoś zbudował je z fragmentów znalezionych na wysypisku śmieci. Złożone z drewna, złomu i kupy żelastwa, która rdzewiała przez panujące tu warunki klimatyczne. Wszędzie wystawały rury, gdzieniegdzie przeciągniętą żółto-czarną taśmę, mającą ostrzegać przed niebezpiecznymi odłamkami, odpadającymi ze ścian, strzeliste, ostro zakończone dachy przypominały końcówki kunai - Konoha przy tej wiosce wyglądała jak ekskluzywny ośrodek dla vipów. W dodatku ta pogoda! Niebo zasnute ciężkimi, skupionymi gęsto szarymi chmurami, zwiastującymi rychłą ulewę. Uniosłam dłonie, mając zamiar skryć się pod kapturem.
   Tobi przez chwilę stał, po czym uniósł dłoń, machając na nas i ruszając w stronę, skąd dochodził nas gwar ulicy.
  - Ubierzcie kaptury, zaraz zacznie padać - powiadomił nas, a ja natychmiast porzuciłam swój poprzedni pomysł. Nie jestem z cukru, zresztą trochę deszczu mi przecież nie zaszkodzi.
   Jestem cholernie przekorna, wiem.
   Kiedy huknęło, a z nieba lunął strumień wody, nie byłam już taka pewna swoich słów. Brnęłam jednak przez błoto, otoczona przez zakapturzone postacie, podczas gdy mijający nas mieszkańcy przyglądali nam się z zaciekawieniem spod parasoli. Nie miałam wystarczająco zapału, by na wszystkich łypać, więc zrobiłam najbardziej nadąsaną minę, jaką mogłam zrobić, a dłonie wepchnęłam w kieszenie.
   Potem jednak zdecydowałam się puścić wodze fantazji i szłam w pozie zadufanej księżniczki, udając, że otaczający mnie pseudo mnisi to moi jebani sługusi. Wyobrażanie sobie takich rzeczy poprawiało mi nastrój.
   - Czego w poleceniu "Ubierzcie kaptury" nie zrozumiałaś? Było zbyt długie, skomplikowane, czy co? - spytał Uchiha, naciągając mi siłą materiał na głowę i machinalnie odgarniając kosmyki włosów z twarzy. Nawet nie zauważyłam jak podszedł. Dotyk jego palców na skórze zagotował mi krew w żyłach. - Wyglądasz jak mokra fretka.
    - Sam śmierdzisz jak fretka - fuknęłam, zdejmując kaptur i zadzierając głowę do góry. - Daj mi spokój.
   - Czemu ty musisz być taka krnąbrna?
   - Krnąbrna? Kuźwa, nikt już dzisiaj tak nie mówi, chyba tylko dziadkowie do swoich wnucząt. Ogarnij się - rzuciłam prześmiewczo, a czarnowłosy chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć za resztą. Czyżbym wdepnęła na jego odcisk? Oh nie, dobra żona nie powinna robić takich rzeczy, natychmiast go przeproszę. - Głupi stary pryku, zdychaj.
    No nie wyszło mi, trudno.
   Dałaś z siebie wszystko.
   O raju, Houkou! Mamy kontakt! Czyli wracają mi siły!
    Prze...
   Szlag, urwało sygnał. Ciekawe, czy chociaż mam dostępne jakieś połączenie alarmowe na śmiertelnej sieci.
   - Zabiję ją, zabiję jak tak dalej pójdzie - wymruczał do siebie Madara, a ja otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w jego plecy. Gdy odwrócił się, mrożąc mnie spojrzeniem czarnych oczu, pisnęłam. - Ubieraj kaptur. Natychmiast.
   Zanim jednak zdążyłam zaprotestować, jedna z osób przed nami się zatrzymała i zerknęła w górę. Spod kaptura wychylił się blond kosmyk, zatem nietrudno było mi rozpoznać osobnika.
   - Co jest, Dei? - wrzasnęłam do niego, wyszarpując rękę z uścisku Uchihy. Blondyn wskazał palcem coś ponad nami - gdy powędrowałam za jego spojrzeniem ujrzałam posąg jakiegoś dziwnego typa. Najbardziej zdumiewające było jednak to, że na jego języku siedział Pein, opierając dłonie na kolanach i przypatrując się nam z uśmiechem.
   - Fuj, Nagato się uśmiecha - stwierdziłyśmy jednogłośnie my, jedyne przedstawicielki płci pięknej, po czym spojrzałyśmy po sobie rozradowane. Następny level porozumiewania się, nie musimy już na siebie patrzeć!
   - Z łaski swojej, mogłyście sobie odpuścić ten komentarz - syknął rudy, wyginając usta w grymasie. Teraz nawet wyglądał całkiem normalnie. - Zaprowadzę was do pałacu. To już niedaleko.
   Zeskoczył na dół, przez chwilę ślizgając się na błocie i gdy już myślałam, że pierdyknie o glebę, utrzymał równowagę i ruszył w stronę jakiejś uliczki. Mruczał pod nosem coś w stylu "Tędy najkrócej", ale nie słyszałam dokładnie.
  Pewnie dlatego, że wyprzedziłam go i popędziłam przodem, wypełniona matczynym strachem i niepokojem. Skoro już spotkaliśmy Peina, znaczyło to, że jestem bardzo blisko mojego pierworodnego - nie ma szans, bym dłużej czekała!
   Oczywiście za mną rozległo się parę głosów, ale, bądźmy szczerzy, miałam w dupie ich zdanie. Złożyłam znaki i przymknęłam powieki do połowy, starając się nie ugrzęznąć w największym bagnie.
    Houkou, oddaj mi swój węch!
    Za wcześ...
    Dawaj i nie pyskuj, będziesz mi mówił co jest za wcześnie, a co nie!
   Mój nos wypełniła tak potężna dawka smrodu, że aż poplątały mi się nogi i runęłam jak długa na ziemi, przejeżdżając na brzuchu po błocie. Nie zrobiło to jednak na mnie wrażenia, podniosłam się i pognałam dalej, czując delikatny, dobrze mi się kojarzący zapach chłopca. Okazało się, że musiałam się przedrzeć przez jakieś dwa płoty, potem zaś poprowadziło mnie do jakiegoś tunelu, przy którym stało dwóch shinobi. Przygotowałam się na najgorsze, ale oni tylko spojrzeli na mnie i dygnęli, przerażeni, cofając się do tyłu i udostępniając mi drzwi.
   Musiałam prezentować się cudownie!
   - Konan-sama oczekuje was w swym gabinecie - oświadczył jeden z nich, a ja starałam błoto z policzka, prychając prześmiewczo. Rany, wymawiał jej imię z taką czcią i oddaniem, że gotowa byłam stwierdzić, że jest naprawdę ważnym ludkiem tutaj.
    Hmm, pewnie była ważnym ludkiem.
    Muszę przejąć władzę nad Ame.
   Wbiegłam po schodach, tracąc w pewnym momencie dech, tak długo się ciągnęły, aż dopadłam do drzwi, za które szarpnęłam i wpadłam do środka, ledwo powstrzymując się przed położeniem się na podłodze. Mój wzrok przesunął się po pomieszczeniu, kompletnie nie skupiając się nad detalach. Zbyt zajęty był szukaniem czarnych włosków, pokrywających małą, dziecięcą główkę. A gdy w końcu dostrzegłam wpatrujące się we mnie, ciemne oczęta, wyciągnęłam ręce w błagalnym geście, odnajdując w sobie resztki woli, by stawiać kolejne kroki. Ryu przez chwilę wydawał się być zdumiony - wtem pomieszczenie wypełniło się jego śmiechem, a on sam wygiął się w moją stronę, niemalże wypadając z rąk jakiejś blond kobiety w kitce.
   - Mama!
   - Ryu-chan!
   W takich scenach zawsze uruchamia się zwolnione tempo. Ja biegłam w jego stronę z zacieszonym ryjem, a głos, jaki wydobywał się z mich ust brzmiał tubalnie, bo one zawsze tak brzmią jak się zwalnia czas w kreskówkach! Ryu zaś wymachiwał rękoma, wykrzykując jakieś mało zrozumiałe słówka. Kiedy już porwałam go w swoje objęcia, pozwoliłam sobie opaść tyłkiem na ziemię i przytulić malucha, kryjąc go przed całym światem.
    - Tęęskniłam, Ryuuu!
  - Działem buzie! Błyskało mocno! - powiadomił mnie, chwytając za włosy i delikatnie za nie ciągnąc. Kobieta nad nami nie wiedziała co ze sobą począć i przez chwilę chciała zwrócić na siebie moją uwagę, ale warknęłam na nią przeraźliwie, powtórnie spoglądając na syna.
   - Burza była? I nie bałeś się? Mój ty mały twardzielu! - pochwaliłam go, gdy drzwi za mną znów się otworzyły i stanął w nich Pein. Zaraz za nim wtoczył się Madara, Kisame, Itachi i Hidan - ten ostatni miał czerwony odcisk dłoni na policzku.
   - Aomi, powinnaś tam pójść, Miyu odeszły wody - powiadomił nas rybka, więc uniosłam brwi, zszokowana. O matko, tak szybko?! Dopiero zobaczyłam syna, czemu ona musiała już rodzić?! Nie mogła wepchnąć dzieciaka z powrotem i poczekać, aż się nacieszę moim kochaniem?!
     Pieprzona suka, no!
   - Myślałem, że popuściła... - mruknął Hidek, podchodząc do mnie i kucając, by pogłaskać Ryu po głowie. Ślad na policzku przestał był taki zaskakujący, zapewne ruda mu przygrzmociła kiedy ją wyśmiewał. Podniosłam się, umiejscawiając chłopca na biodrze i skierowałam się w stronę korytarza, gdy ktoś bezczelnie chwycił mnie za kaptur i pociągnął do tyłu.
   - Oddaj mi Ryu, pobrudziłaś go błotem. Powinnaś się wykąpać i wysuszyć włosy.
   Nienawidziłam, kiedy mówił z sensem, nie mogłam podważyć wtedy jego zdania. Zerknęłam przez ramię w czarne oczy, które odziedziczył po nim mój synek i uśmiechnęłam się uroczo.
   - Och, oczywiście, natychmiast dostosuje się do twoich poleceń, jak zwykle zresztą - zaświergotałam, po czym wolną dłonią rozpięłam płaszcz i w paru ruchach pozbyłam się go z ramion. W moich rękach Ryu wyciągał łapkę do Madary, zaciskając piąstkę i na powrót ją wyprostowując. To słodkie, machał mu na pożegnanie! Mądry dzieciak! - Hidan, weź Ryu i zabierz tą blond dziunie. Niech ci pomoże go przebrać, żeby się nie rozchorował. Jak zrobi coś nie tak, to możesz się nią pobawić.
   Zdawałam sobie sprawę, że nie mam prawa się tu rządzić, ale kompletnie mi to wisiało. Hidan zresztą potraktował mój rozkaz w taki sam sposób, jakby ten padł z ust Lidera - zabrał malucha i przytknął nos do jego małego noska, mamrocząc coś cicho. Skinięciem ręki zawołał za sobą kobietę, która stała sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić.
    - Konan-sama kazała mi tu zo...
  - Liczę do trzech, po tym czasie twoja głowa potoczy się po podłodze - syknęłam, a dziewczyna podskoczyła i nim zdążyłam mruknąć "trzy", pognała za siwym, znikając za drzwiami. Potarłam dłońmi po ramionach, spoglądając na Peina.
   - Potem musimy porozmawiać, Nagato. Idę pomóc Miyu.
  Jeszcze przed wyjściem do moich uszu dobiegło rozbawione parsknięcie i dźwięk ciała, opadającego na fotel.
   - Patrz jak się smarkula rządzi.
   - Stary pryk - fuknęłam cicho w odpowiedzi, a potem trzasnęłam potężnymi wrotami.

~***~

    Ja pierdolę, ale burdel!
   Stałam w kącie pokoju, obserwując z rosnącym przerażeniem histerycznie biegających medyków, głośno pikające maszyny i wydzierającą się z bolesnym grymasem Miyu. Jej źrenice, aktualnie wyglądające jak dwie pionowe kreski, błądziły po pomieszczeniu, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Gdy dostrzegła mnie, jej oczy się zaszkliły, a dłonie z wyraźnymi pazurami wyciągnęły się w moją stronę.
   - B-Boli - wyszeptała chrapliwie, ale usłyszałam ją wystarczająco wyraźnie. Ruszyłam z kopyta, chwytając za jakiś młotek i rozwalając łeb spanikowanej pielęgniarce, kręcącej się bez ładu i składu. Dopiero wtedy zrobiło się całkowicie cicho, a wszyscy ludzie w pomieszczeniu zerknęli na mnie zaskoczeni.
  - Spokój, kurwa, bo rozpierdolę każdego po kolei! Ty, z krzaczastymi brwiami, podaj jej jakieś znieczulenie - nakazałam, a mężczyzna zamrugał.
   - N-Nie mogę, już za póź...
   Jemu też rozwaliłam łeb. Będzie dyskutował ze mną, niewychowany.
   - Dalej, macie się nią zająć, a nie latać jak ze sraczką! Ona cierpi! - ryknęłam wściekle. W tej samej chwili przez drzwi wpadło paru następnych ludzi, z Deidarą na samym końcu - najwidoczniej sprowadził bardziej doświadczonych medyków, bo sama ich obecność nieco uspokoiła personel. Zabrali się do pracy, zupełnie nie przejmując dwoma ciałami, leżącymi na ziemi - choć nie, po chwili jedna z kobiet kazała je sprzątnąć, bo przeszkadzały. Widząc, że w końcu rudzielcem zajął się ktoś normalny, odrzuciłam broń na ziemię i przysunęłam się do łóżka przyjaciółki, łapiąc ją za rękę i robiąc przy tym zatroskaną minę. Z drugiej strony przystanął blondyn, powtarzając mój gest. Po chwili obydwoje wykrzywialiśmy ryje z bólu,  bo dziewczyna miażdżyła nam dłonie w stalowym uścisku. Kiedy pierwszy raz zawyła, a ktoś polecił jej robić serię dziwnych oddechów "Hu hu hi, hu hu hi, pani powtarza, hu hu hi", z twarzy Deia odpłynęła wszelaka krew. Ściągnęłam brwi, wpatrując się w niego przeszywająco, ale on spoglądał niewidzącym wzrokiem na twarz Akai. Gdy Miyu nagle wygięła się, wrzeszcząc, jego głowa zatoczyła się i chłopak padł na ziemię jak kłoda, zbijając mnie tym z tropu. No pewnie, też nie czułam się zbyt dobrze, ale żeby zaraz mdleć?! Co to za ciota, co mdleje przy czymś takim?! Jebany artysta od siedmiu boleści, zbyt wrażliwy na takie widoki, czy co? Tylu ludzi rozpierdolił w mak, a tutaj przy porodzie mdleje? Jaki morderca śmie mdleć na widok cudzego cierpienia, no jaki?! Kurwa, doniosę na niego Nagato i zostanie wypierdolony z Aka na zbity pysk, jeszcze takiego mięczaka nam tu brakowało! Pizduś, nie facet!
   - Rozwarcie prawidłowe, widać główkę! Proszę przeć dalej, pani Miyu!
   Z ciekawości zerknęłam z boku, bo zawsze wyobrażałam sobie jak to może wyglądać. Wiecie, mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
   Ja tam uważam, że to pierwszy stopień do utraty świadomości.
   Jakoś tak ciemno mi się przed oczami zrobiło. Hmm, czy tutaj zgasły światła?

~***~

   Matko, co za wstyd, padłam na placu boju! Ja, wnuczka samej Śmierci, poległam na porodówce!
   - ... martwić. Niedługo odzyska przytomność.
   O, o, załączył mi się słuch! Nie wiem ile siedziałam uwięziona w swojej głowie, ale zdążyłam rozegrać z Houkou partyjkę pokera. Miał utrudnioną grę, bo siedział za kratami i w sumie to ja dysponowałam jego kartami - niemniej jednak wygrałam uczciwie!
   Tylko parę kart wymieniłam, ale cicho.
   - Dziękuję, że ją tu przywlekliście.
   - Żaden problem, zawadzała nam, leżąc na środku pokoju.
    Ktoś roześmiał się cicho, a potem usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Oczywiście, potrafiłam mniej więcej rozróżniać głosy. Jeden był damski, obcy dla mnie, stanowczy, należący do osoby pracującej z ludźmi i kierującej nimi - obstawiałam panią medyk, która kazała zająć się trupami. Drugi wywoływał kołatanie w mojej klatce piersiowej z jednoczesnym uściskiem w sercu i szczerze pragnęłam go nienawidzić.
     Chciałam zdradzić, że już nie śpię, ale powstrzymał mnie od tego kolejny głos.
     - Nie mogę uwierzyć, że ona zemdlała. - Pein parsknął cicho, przysiadając gdzieś niedaleko mnie.
     - Spodziewałem się, że prędzej czy później przyniesie mi wstyd - odparł Madara, a ja momentalnie postanowiłam udawać, że wciąż jestem nieprzytomna. Wyłączyłam zatem myślenie - nic trudnego dla kogoś, kto i tak nie ma czasu na tak niepotrzebną czynność - i postanowiłam tylko słuchać. Może to był właśnie moment, w którym miałam się dowiedzieć dlaczego Uchiha wciąż mną pomiata?
     - Obydwoje wiemy, że nie obchodzi cię to, co o tobie mówią. W czym problem, Madara? Traktujesz ją znacznie gorzej niż wcześniej - mruknął Nagato, a ja powstrzymałam się przed triumfalnym okrzykiem. Ja tu chciałam czekać, a oni od razu przechodzą do intrygującej mnie kwestii, jacy wielkoduszni, ha!
     - Kiedy wykorzystałeś to swoje jutsu do przywołania wykasowanych wspomnień z Ziemi... - zaczął, a ja spięłam się niezauważalnie, zapominając o oddychaniu. Szybko jednak moje płuca o sobie przypomniały i zaczerpnęłam cichutko powietrza, nie chcąc zakłócać spokoju. - Chyba odblokowałeś jakieś dodatkowe fragmenty.
      - Hę? Jakie fragmenty? I co to ma wspólnego z Aomi? - Wypowiedział na głos wszystkie te pytania, które zakłębiły się w zakątkach mojego umysłu.
      - Nie uwierzyłbyś jak dużo ma to z nią wspólnego. W zasadzie to dotyczy tylko niej. Z wiedzą o tym, co się kiedyś stało, nie wiem jak się zachowywać w jej towarzystwie - wyznał, a ja bezwolnie wyobraziłam sobie jak z grymasem na ustach bawi się kosmykami swoich włosów. Wyrzuciłam z głowy tą wizję, zdając sobie sprawę, że czyjeś oczy świdrują moją postać.
      Cholercia, żeby to nie był Pein, tylko nie koleś czytający w myślach!
     - To faktycznie problem - westchnął Nagato, a ja poczułam niewysłowioną ulgę. Chyba nie zauważył. - Zawsze możesz ją zabić.
      Ty podły zasrańcu, rumuńska pało, jak śmiesz podsuwać mu takie rozwiązania?! Przyjebię ci jak tylko wstanę!
      - Nie mogę jej zabić.
      Nie? A to nowość.
     - Dlaczego?
     - Mam swoje powody - uciął Tobi, a Nagato zaśmiał się cicho. Słyszałam jak podsuwa krzesło bliżej mojego łóżka i opiera na nim oba łokcie.
      - Czy jednym z nich jest jej wyznanie miłości? - zakpił rudy, a ja poczułam jak pieką mnie policzki. Że też musiał akurat teraz wywlec to na wierzch, zaraz się wydam i będę miała przerąbane! Przez chwilę w pokoju panowała cisza, przez którą słyszałam jak moje serce odtańcza kankana, dudniąc tak głośno, że chyba nie sposób było go zignorować. - Choć może nie powinienem nazywać tego wyznaniem, wykrzyczała, że żałuje swoich uczuć. Ach! Powiedziałeś jej już, że wtedy manipulowałaś nią żeby przechytrzyć...?
      - Zamknij się już - warknięcie zmroziło mi krew w żyłach. Uchiha był nieźle podminowany, co nie robiło wrażenia na Peinie. Dziwne, wydawało mi się, że bardziej boi się mojego męża.
       Hmm, chyba że doszukał się w jego umyśle czegoś, co pozwalało mu teraz tak się panoszyć i swobodnie dominować.
      - Madara, znam cię trochę czasu. Nie ukryjesz przede mną swoich uczuć. Przecież wiem, że ty ją...
      Trzask!
      Drzwi uderzyły o ścianę tak nagle, że aż drgnęłam. Do środka ktoś wbiegł, a ja zwymyślałam nieznajomego osobnika w myślach. Przerwali taką ciekawą rozmowę, no ja pierdolę! Urwać w takim momencie! Mój mózg nie da mi teraz spokoju i zacznę snuć domysły jak można dokończyć to zdanie. Przecież to nieludzkie, żeby tu urywać, nie wyrobię!
       - Pein-san, Konan-sama wzywa cię do siebie. To pilne - odezwał się głos, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Nagato podniósł się z krzesła, szczypiąc mnie jeszcze w ramię, na co ściągnęłam usta, by nie pisnąć.
     - Już idę. Dokończymy tą rozmowę, Madara. Tymczasem zajmij się nią, słyszę, że się przebudza.
      Przebudza? W sensie, że mam teraz ocknąć się i udawać, że nie wiem co się dzieje? Kuźwa, czy to znaczy, że rudy był cały czas świadomy tego, że nie śpię?!
      Jego prychnięcie upewniło mnie w tym przerażającym odkryciu, ale nie miałam zamiaru zdradzić się ze swoim zażenowaniem.
   Poruszałam z trudem palcami prawej ręki, a potem stęknęłam, unosząc ją do góry i zakrywając oczy. Dopiero wówczas zdecydowałam się na ostrożne rozchylenie powiek. Światło było jaskrawe, ale jestem tak kurewsko inteligentna, że dzięki mojej prowizorycznej tarczy z ręki, w ogóle mnie nie raziło.
    Muhahah, geniusz zła!
    Drzwi ponownie trzasnęły, pozostawiając za sobą tylko echo kroków dwóch osób.
   - Wstawaj - usłyszałam nad sobą i sapnęłam.
   - Spierdalaj - fuknęłam, przekręcając się na bok i zakrywając kołdrą po sam czubek głowy. 
  - Zemdlałaś, idiotko - zadrwił Madara, szturchając mnie dłonią w ramię. Nie przejęłam się tym i zachrapałam głośno, dając mu do zrozumienia, że ma mnie zostawić. Dziwnie mi było spojrzeć mu teraz w oczy, choć prędzej czy później i tak będę musiała z nim porozmawiać.
   - Jak morderczyni może zemdleć na sali? Rozumiem Deidarę, on najpewniej nawet świadomy nie był, skąd się biorą dzieci i jak wygląda taki poród, ale ty jesteś już zaprawiona w boju.
   - No i właśnie dlatego pewnie zemdlałam - warknęłam, psiocząc pod nosem i podnosząc się do siadu. - Taki skurwiel jak ty nigdy nie zrozumie co to za ból. Weź przeciskaj arbuza przez oczko od igły!
   - Barwna metafora.
   - Mam tylko takie - mruknęłam, spoglądając na niego kątem oka. Wyglądał cholernie seksownie, szlag by go. Nie miał płaszcza, tylko szarą koszulkę na krótkim rękawku i czarne spodenki za kolana. Niby normalny strój dla shinobi, ale Tobi mógłby ozdabiać okładkę magazynu o modelach. Z tą swoją nadąsaną miną przypominał w sumie niektóre modelki. - O czym chciałeś porozmawiać?
   Zbiłam go z pantałyku. Zmarszczył brwi, opierając się o szafę i wbijając we mnie spojrzenie czarnych oczu. Dopiero po chwili go olśniło.
   - Jesteś idiotką.
   - Powiedz mi coś, czego nie wiem - mruknęłam, krzyżując ręce na piersiach i przewracając oczami. - Jeśli to wszystko co miałeś mi do zakomunikowania, pozwól, że spyta...
   - Nie skończyłem - wciął się. - Jesteś naiwną, łatwowierną, bezmyślną idiotką. Wystarczy powiedzieć ci coś miłego i natychmiast wierzysz w każde słowo, które ci powiedzą.
  - O co ci chodzi?!
  - Raczej o kogo. O Sasoriego. - Jego imię momentalnie obudziło we mnie poczucie winy i skuliłam się w sobie, spuszczając wzrok. - Czy ty nie rozumiesz, że to Sasori był szpiegiem? Wykorzystywał cię do własnych celów.
   - Przesadzasz...
   - Milcz, teraz ja mówię - syknął, prześwidrowując mnie na wskroś oczyma. - Nic nie obchodzisz Sasoriego. Dla niego byłaś jedynie źródłem informacji o Tsuki, miał zamiar zabrać cię ze sobą, byś wskazała mu gdzie ona jest. Myślisz, że ty jedna znalazłaś list od niej? Z całą pewnością Sasori również jeden dostrzegł, ale ten wybuchł w jego dłoniach. Skoro był adresowany do ciebie, co mógł sobie pomyśleć?
   - Że mam kontakt z Tsuki?
  - Dokładnie. Postawił więc wszystko na jedną kartę i zaczął pracować dla Hebi, by stworzyć dla siebie idealną sytuację, w której mógłby zmusić cię do podążania za nim. Był równie głupi co ty, bo koniec końców zginął z rąk swoich sprzymierzeńców - prychnął, zaciskając szczękę. Ja zaś wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami.
   Sasori chciał mnie tylko wykorzystać. Nie zależało mu na tym, bym wychowała Ryu z dala od Brzasku. Te wszystkie słowa padły wyłącznie po to, bym do niego dołączyła.
  Dlaczego miałam wrażenie, że w Akatsuki każdy tylko mnie wykorzystuje, no?!
  - Przecież nie mógł mieć pewności, że będę chciała z nim pójść - zauważyłam cicho, a Uchiha uśmiechnął się półgębkiem.
   - Och, tak. Był przekonany, że w organizacji coś cię trzyma.
   - Dziewczyny - mruknęłam, a Madara roześmiał się i przekrzywił głowę.
   - Bzdura, Aomi. Zostawiłabyś je bez wahania, bo wiedziałabyś, że ruszą za tobą - stwierdził, rzucając mi triumfujące spojrzenie z góry. - Tym, który trzyma cię w organizacji, jestem wyłącznie ja.
   Jego nadmierna pewność siebie wywołała moje prychnięcie. Co za kretynizm, dlaczego niby miałabym męczyć się wśród tych niepełnosprawnych umysłowo pseudo morderców ze względu na niego? Przecież na początku nie miałam nawet pojęcia, że on istnieje! Był tylko Tobim, małym piździelcem, mówiącym o sobie w trzeciej osobie. Mogłam odejść w każdej chwili, ale nie miałam ku temu powodu, ot, proste. Nie znaczy to jednak, że siedziałam tu ze względu na niego! Potrzebowałam Brzasku żeby opanować cały świat!
   - Nie bądź śmieszny. Masz tak wygórowane ego, że aż mnie nim przygniatasz - warknęłam, a Uchiha uśmiechnął się łobuzersko, wybijając moje serce ze spokojnego rytmu. A ledwo je uspokoiłam!
   - Spodziewałem się, że tak zareagujesz. Na razie nic nie rozumiesz, Ao, ale wierz mi, że jesteś tutaj wyłącznie dla mnie.
    Zaczynał mnie wkurwiać, poważnie. Zacisnęłam pięści na kołdrze i nie zważając na to, co ślina przyniosła mi na język, wypaplałam szybko:
   - Ta, jasne, a ty jesteś tutaj wyłącznie dla mnie, co?
   - Coś w tym stylu.
   Łożesz w mordę, co? Przesłyszałam się chyba!
   Powtórzyć? Powiedział "Coś w tym stylu".
   Pierdol się, Houkou, zrozumiałam przecież!
    - A-Ale... ale cco ty... - Świetnie, Ao, jąkaj się. Może jeszcze się oślin, to będziesz mogła udawać, że jesteś niespełna rozumu!
   - Sasori wiedział, że jesteś do mnie przywiązana - rozpoczął znów swój monolog Madara, zupełnie jakby słowa sprzed chwili nie miały dla niego żadnego znaczenia. Najpewniej właśnie tak było. - Odegraliśmy zatem piękne przedstawienie na jego oczach, w którym jasno dałem ci do zrozumienia, że nic dla mnie nie znaczysz. Pamiętasz? Wyszło ci wyjątkowo dobrze, sam byłem zaskoczony jak doskonale sobie poradziłaś. Sasori stwierdził, że to jego szansa - ty byłaś rozchwiana emocjonalnie i załamana. Musiał działać, póki starałaś się mnie nienawidzić. Dorwał cię, kiedy byłaś sama i próbował przekonać. Pewnie dopiąłby swego, ale wtedy pojawiła się Toshiko, prawda?
   - Nie, nieprawda - warknęłam, skopując z siebie kołdrę i stając na łóżku. Wszystko, byleby być wyżej niż on. Uniósł brew. - Nie dopiąłby swego, nie zgodziłam się z nim pójść. Ale teraz żałuje, że jednak postanowiłam zostać. Co ma znaczyć, że odegraliśmy przedstawienie? Jakie znowu my? To ty tam grałeś, dla mnie to wszystko działo się naprawdę, ty nędzny robalu! Znowu zrobiłeś ze mnie swoją marionetkę! Jak śmiesz bawić się moimi uczuciami, za kogo ty się uważasz? Jesteś moim cholernym mężem, powinieneś, kurwa, kłaść się na kałuży, żebym nie zamoczyła butów, a nie wciąż mnie obrażać!
   Moje słowa zawisły w pokoju i rozdarły cały mur, jaki wokół siebie utworzyłam. Nie wiem jak powinnam się w takiej chwili zachować - pewnie normalna bohaterka zaczęłaby płakać i histeryzować, ale ja już wykończyłam swój limit krzyku i bezsensownych wrzasków. Teraz miałam ochotę po prostu to wszystko naprostować, własnymi rękami przywrócić ład i porządek. Chociaż powinnam go zabić, zlikwidować, zakopać gdzieś w ogródku, to jednak spora część mnie nie potrafiła z niego zrezygnować.
   Chciałam go trzymać przy sobie.
  Zeskoczyłam z łóżka i wyprostowana jak struna podeszłam do milczącego Uchihy, chwytając go za koszulę.
   - Czy ja jestem bezużyteczna?
   - Słucham?
   - Odpowiadaj. Czy według ciebie jestem tu potrzebna? - Potrząsnęłam nim, wbijając w niego spojrzenie czerwonych, błyszczących niebezpiecznie oczu.
   - Jesteś - odpowiedział poważnie, więc otworzyłam usta, chcąc zadać kolejne nurtujące mnie pytanie. Zupełnie jakby siedział w mojej głowie, Madara odpowiedział mi na nie nim zdążyłam odpowiednio je sformułować. - I nie żałuję.
   Wciąż mocno ściskałam jego koszulkę, wpatrując się w oczy i po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie czułam się w jego towarzystwie jak rozdeptana dżdżownica. Znów patrzył na mnie i widział wartościowego nukenina, a nie nic niewartego śmiecia. Przełknęłam ślinę, zbierając w głowie wszystkie słowa, które chciałam mu jeszcze przekazać.
   - Sam przyznałeś, że jesteś tu w pewnym sensie dla mnie. Skoro tak, to żądam od ciebie normalnego zachowania, takiego jak na początku. To jest moja definicja normalności. Poza tym masz mi mówić o każdym swoim jebanym planie, bez względu na to, czy jestem w niego zamieszana, czy nie. Nie wymagam od ciebie bycia milusim przychlastem, ale przyhamuj się ze swoim skurwysyństwem, bo Ryu wychowa się bez ojca. Rozumiesz, czy mam ci to przeliterować?
   Pokiwał tylko głową, a potem, zupełnie niespodziewanie, wykrzywił usta w zaskakująco przyjemnym uśmiechu. Nie wiem, czy zrobił to świadomie, ale wymusiło to na mnie dość niezwykłą reakcję. Pociągnęłam go bowiem za materiał bluzki i bezczelnie wpiłam w jego usta. A gdy wreszcie się odsunęłam, zamachnęłam się kolankiem i kopnęłam go w miejsce, które każdy mężczyzna chroni jak najdłużej może. Ciszę przeszyło zbolałe jęknięcie, a ja uśmiechnęłam się szatańsko, przejeżdżając palcem po swoich wargach.
   - Tamto było za ratunek przed Tośką, dobrze, że się pojawiłeś. A to jest za wszystkie inne chwile, w których mnie wkurwiasz. A jest ich dużo, dinozaurze.
   Odwróciłam się na pięcie, gotowa odejść, ale chwycił mnie za łydkę i pociągnął w dół, aż runęłam nosem o posadzkę.
   - Zabiję cię, przyrzekam, że cię zabiję - wychrypiał, opadając na bok i znów jęcząc. Zanim zdążyłby pomyśleć o wprowadzeniu swoich słów w życie, zdążyłam się zmyć, zastanawiając się tylko nad jednym.
    Czemu ciągnie mnie do niego tak bardzo, że wszystkie oskarżenia przeciwko niemu wydają się nieistotne?
___________________________________________________
Rozdział został napisany w sumie z trzy miechy temu, ale wydawał mi się zbyt mało śmieszny, żeby go wstawiać. Starałam się coś w nim pozmieniać, ale koniec końców odpuściłam sobie, bo ja też czasem lubię pokomplikować i was powkurwiać, rozumiecie? ♥
Jak tam u Was?
Bo u mnie nic nie jest do przewidzenia, ląduję wszędzie tam, gdzie najmniej spodziewam się skończyć. Mam nadzieję, że znów trafi mnie na opisywanie losów Aomi.
Nawet jeśli nie, to dokończę tego bloga choćbym miała pisać do 2045 roku!

Enjoy!

7 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział! Czekałam na niego od... dawna. I czekam na następny i mam nadzieję, że za niedługo będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczekałam się! :) już myślałam że porzuciłaś tego bloga, ale nie! Czekam na kolejny i kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarąbisty rozdział! Czytam Twojego bloga od niedawna i stwierdzam, że jest to jeden z najfajniejszych jakie czytałam. Te rozmowy Myu i Aomi zadziwiająco przypominają mi pogawędki z przyjaciółką... Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zamierzam porzucić bloga.
    I dziękuję za komentarze, to aż motywuje do pisania, gdy ktoś ocenia moje wypociny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Wii *,* ja tu wchodzę bez nadziei, a tu taka niespodzianka!! Ten rozdział był super, hiper, mega...(100 lat później) wyrąbany w kosmos xD A on pamięta ziemie!! To najpiękniejsza rzecz na świecie ;3 Ao i Tobi to najlepsze małżeństwo na świecie ;) Pisz szybko ! ;D PS może jakiś świąteczny dodatek?? Ploose ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeey, ciesze się, że jesteś zadowolona! Czy najlepsze małżeństwo to nie wiem, ale na pewno dość nietuzinkowe : D

      Dodatek świąteczny, powiadasz? Hm, a może być nowy rozdział, jako prezent? :)

      Usuń
  6. Dobra jestem jak Internet Explorer i mam zapłon roku 2014.
    Notka mi się podoba, jak każda <3 Kolejny dzidziuś *-* Aka się zaczyna rozmnażać, będzie nas jak mrówków!

    Buziaczki XD <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy