~ *** ~
Znalezienie Miyu nie było zbyt trudne. Po prostu kierowałam się w stronę, skąd dochodził mnie wrzask dziecka. Rety, jak to małe cholerstwo się wydzierało, od razu można było stwierdzić, że to bachor rudej i Deidary. To niemowlę było tak hałaśliwe, że aż mi uszy odpadały!
Ryu oczywiście był znacznie spokojniejszy i nie wrzeszczał, jakby go ze skóry obdzierali. Mój mały twardziel, ach!
O ile dobrze kojarzę, byłaś nieprzytomna trzy dni. Skąd masz wiedzieć, czy nie wrzeszczał?
Morda. Matka zawsze wie.
- Może powinna pani jeszcze...
- Jaka pani, do cholery, un?! Ile raz mam ci powtarzać, że jestem facetem, ty ślepa idiotko?! - wydarł się ktoś z pokoju, obok którego akurat bezszelestnie przemykałam - jak to zaawansowana kunoichi, czaicie bazę? W równie dyskretny sposób otworzyłam drzwi i wsadziłam do środka głowę, spoglądając na blondyna. Akurat o nim myślałam, co za zbieg okoliczności!
- Ej blondyna, masz córkę czy syna? - zagaiłam wesoło, a chłopak zerknął w moją stronę, zdmuchując grzywkę z oka.
- Chyba ciebie powinienem o to spytać, ja... - zaciął się na moment, przygryzając wargę, a do jego policzków napłynęła krew, zabarwiając je szkarłatem. Odchrząknął. - Ja niewiele pamiętam z tamtych chwil, un. Wiesz, te emocje...
- No, emocje - przytaknęłam sarkastycznie, by odgarnąć włosy z twarzy. - Ja nie wiem, zostawiłam Miyu, żeby załatwić parę spraw.
Blondyn ściągnął brwi, przyglądając mi się ze zdumieniem. Znaliśmy się nie od dziś, więc pewnie podejrzewał, że to nie w moim stylu opuszczać cierpiącą przyjaciółkę na porodówce.
- Jakich spraw, un? - spytał podejrzliwie, a ja uśmiechnęłam się promiennie, zerkając kątem oka na czmychającą pielęgniarkę.
- Rozmawiałam z moim mężem. Liderem Akatsuki. Wiesz, tym, który wyjebie cię na zbity pysk, jeśli będziesz zbyt dociekał.
- Wybierasz się do Miyu, un? - spytał Deidara, natychmiast pojmując moją subtelną aluzję i wdziewając na każdą parę ust wymuszony grymas, mający dawać złudne wrażenie uśmiechu. Błysnęłam ząbkami, nie pozwalając radości dojść do moich oczu, po czym obróciłam się na pięcie i machnęłam za sobą ręką.
- Też pytanie, muszę w końcu uciszyć to wrzeszczące dziecko.
Jakby na mój sygnał po siedzibie znowu rozniósł się piskliwy płacz - podejrzewałam zatem, że mamy do czynienia z dziewczynką, ale różnie w życiu bywa. Nie mogłam opierać się zbytnio na zmysłach, wzrok i słuch uwielbiały mnie zawodzić. Idealnym przykładem na to, że pozory mylą i nie należy oceniać płci na podstawie paru informacji - takich jak wygląd - był towarzyszący mi, zdenerwowany blondyn.
No właśnie, czym on się, do diaska, tak przejmował?!
- Co jest, Dei? Pocisz się - mruknęłam, przyglądając się napiętym mięśniom i perlącym się na czole kropelkom potu. Jeszcze parę sekund temu prezentował się normalnie! Nie zdążyłam mrugnąć, gdy chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną brutalnie, wywołując kołatanie mojej głowy w przód i w tył. Zdezorientowana, automatycznie wbiłam paznokcie w jego przedramiona, ale zupełnie nie dochodziły do niego bodźce zewnętrzne, tak był spanikowany.
- Ao, ona mnie nienawidzi przecież, un! Ja przecież wtedy... wtedy zanim ją porwali, ona przecież nie wiedziała o ciąży, un! Teraz jak jest już po porodzie pewnie odbierze mi prawa rodzicielskie, rozwiedzie się ze mną i wymusi na sędzi ogromne alimenty, un! A ja nawet nie mam stałych dochodów, Kakuzu zalega z moją wypłatą od miesięcy, żyję z dnia na dzień, jak ja mam dziecko wychować? Ja się na ojca nie nadaje, un! Jeżeli ona odejdzie z listonoszem, to co ja...
Naprawdę nie mogłam tego dłużej słuchać. Przygrzałam mu z pięści w nos, zmuszając do cofnięcia się, skulenia i cichego zakwiczenia na skutek bólu. Sama rozmasowałam ramiona, krzywiąc się i psiocząc na męską siłę.
- Opanuj się, do cholery! - warknęłam, a blondyn zerknął na mnie wielkimi, niebieskimi oczyma, wyginając usta w podkówkę. Wyglądał jak Czerwony Kapturek, który właśnie zrozumiał, że stoi przed nim wilk, nie babcia. - Po pierwsze, już sobie gruchaliście w czasie drogi, skąd ci się teraz wzięło na dramatyzowanie? I jakie rozwody, jakie alimenty? Nie macie ślubu, każdy szanujący się sędzia prędzej wlepi wam parę lat w pace, niż zabierze się za inne sprawy. I chuj mnie to, że się nie nadajesz, zapłodniłeś to dorośnij.
Powiedziałaś coś całkiem mądrego, choć ubrałaś to jak zwykle w brzydkie słowa.
Komplement demona nieco ostudził moją złość, rozluźniłam zatem pięści, wzdychając.
- Ciężko jest się przyszykować na rodzicielstwo, więc nie przejmuj się zbytnio - dodałam, wpychając dłonie w kieszenie i ruszając dalej korytarzem. Po paru sekundach rozległy się za mną kroki, komponujące się wypowiedzianymi cicho słowami:
- Ty sobie z tym radzisz, też chcę, un.
~ *** ~
Zatkałam uszy, krzywiąc się i przeklinając pod nosem tą nieustannie wydzierającą się kreaturę. Na drugim końcu korytarza ujrzałam grupkę płaszczyków z Liderem na przedzie, więc przyspieszyłam, przystając obok rozentuzjazmowanego Peina. Rozmowa z Konan musiała przebiegać błyskawicznie - najwyraźniej Nagato zależało na przywitaniu nowego członka rodziny Akatsuki. Pamiętałam jaką schizę miał z Ryu, jak go niańczył, kupował mu zabawki i potajemnie robił głupie miny, by uszczęśliwić mojego pierworodnego. Musiał mieć jakiś sentyment do dzieci.
Albo był pedofilem.
- Aomi, do diabła - wykrzyknął na powitanie, prezentując na swoim czole pulsującą żyłkę. Uśmiechnęłam się głupkowato, wytykając mu język. Trzeba było nie czytać mi w myślach, phi! W odpowiedzi uśmiechnął się złośliwie. - Jak tam twoje sprośne wizje o czarnowłosych prostytutkach?
A to chuj.
Momentalnie uwaga tłumu przeniosła się z drzwi, zza których dobiegał nas wciąż naprzemiennie wrzask i chlipanie, na mnie. Hidan przepchnął się przed Kakuzu, spychając szmaciarza na klamkę tylko po to, by chwycić moje policzki w dłonie i ścisnąć je, jak małemu dziecku.
- Przez te pyzate pućki zapominam, że jesteś już dojrzałą kobietą - zaczął wzruszonym tonem, przyglądając mi się z troską. Zmroziłam go morderczym spojrzeniem. - Więc, co to za zboczone wizje, opisuj ze szczegółami! Powiedz, że chodzi o trójkącik z inną laską, proszę!
Spurpurowiałam na samą myśli o takich sprośnościach! Mogę być sobie wnuczką Śmierci, mogę przedstawiać się jako doświadczona morderczyni i matka, a mimo to kierowanie swoich myśli na tematy seksu wciąż mnie onieśmielało i krępowało. Wyrwałam się spod jego dłoni, układając ręce na policzkach i ukrywając rumieńce pod pretekstem rozmasowania sobie twarzy.
- Ty mi lepiej powiedz gdzie zostawiłeś Ryu, ty bucu - burknęłam, a Hidan podparł się pod boki i wyszczerzył szeroko.
- Podrzuciłem go Konan. Kiedy wychodziłem, gryzł jej biurko - powiadomił mnie beztrosko, w konsekwencji czego złapałam za najbliższą lampę i bezceremonialnie rozbiłam na jego głowie, roztaczając wokół siebie krwiożerczą aurę. Zostawił mojego syna z tą suką, świetnie! Niech ona tylko spróbuje położyć na nim łapska, a osobiście dopilnuje, by ją rozczłonkować i porozrzucać fragmenty po biurze Lidera.
- Pewnie ząbki mu się wyżynają, wszedł w drugi etap ząbkowania. Powinnaś dać mu ten gryzak, który kupiłem w zestawie z pluszakiem smoka - powiadomił mnie Pein, pocierając w zamyśleniu brodę, a ja nie zdołałam pokonać cisnącego mi się na usta uśmiechu. Jednego Liderowi odmówić nie można było - potrafił zająć się dzieckiem. Miał taką wiedzę, jakby przeczytał każdą z tych książek, których mi się nie chciało ruszyć palcem.
Z drugiej strony co tu się dziwić, gdy przewodzisz organizacji mężczyzn o mentalności dzieci, to musisz mieć wprawę w zajmowaniu się nimi!
Naszą rozmowę przerwało otwarcie się drzwi, zza których wyjrzał ku nam doktor. Płacz nieco ucichł, przez co przestałam skupiać uwagę na rudym i reszcie Akasiów. Wbiłam oczekujący wzrok w lekarza, a ten uśmiechnął się na widok licznej grupy.
- Wszystko poszło dobrze, pacjent będzie zdrowy - powiadomił nas, ale nie za bardzo słuchaliśmy, bo jak jeden wielki motłoch zwaliliśmy się przez ciasne drzwi do środka. Nie obyło się bez bluzgania, wbijania palców w oczy, przepychania i prób przejścia pod nogami bijących się w przejściu mężczyzn. Kiedy już każdy znalazł się w środku, zerknęliśmy na zieloną firankę, zza której dochodziło kwilenie i z rosnącym zaciekawieniem wypchnęliśmy przed szereg Deidarę. Ten, nieco zestresowany, podszedł i odchylił materiał, ukazując nam... Kisame.
Zapłakanego Kisame.
Rybka na nasz widok zamrugał ze zdziwieniem i zarumienił się - dziwnie to wygląda na niebieskiej skórze, rumieniec jest bardziej fioletowy, niż czerwony, hmm.
- N-Nie sądziłem, że odwiedzicie mnie wszyscy po operacji przyszywania ręki i kciuka - wybełkotał, a Hidan uderzył w ścianę, ściągając gniewnie brwi.
- Co jest, gdzie Miyu?!
- No właśnie, przecież słyszeliśmy wrzaski - dodał Itachi, a Zetsu pokiwał głową. Na powrót wlepiliśmy spojrzenia w rybci, który przekręcił głowę.
- No... może trochę krzyczałem jak mi grzebali w nerwach i mięśniach... Ale wiecie, jestem odporny na znieczulenia, a to cholernie bolało! - zauważył, pozostawiając nas osłupiałych.
- Czekaj - mruknęłam, rozmasowując miejsce u nasady nosa. - Muszę zebrać myśli. Chcesz mi powiedzieć, że ten dziewczęcy wrzask i płacz należał do ciebie?
- J-Jaki dziewczęcy?!
- Gdzie jest Miyu, un?!
- Co wy tu robicie? - usłyszałam z drzwi i jak surykatka, która usłyszała trzask łamanej gałązki, szybko zogniskowałam wzrok na niebezpieczeństwie. Mój małżonek opierał się o framugę drzwi i wyglądało, że doszedł do siebie po zafundowanym przeze mnie kopniaku w klejnoty. - Nie mieliście iść do Miyu?
- Gdzie jest Miyu? - po raz trzeci padło pytanie, tym razem z ust Lidera, a wszyscy odwróciliśmy się twarzami do Madary i oczekiwaliśmy odpowiedzi, ignorując biednego Kisame. Jego uczucia najpewniej były deptane w tej chwili.
Potem przyniosę mu coś do żarcia, no.
- Salka dalej, siedzi z Kotono - powiadomił nas Uchiha, marszcząc czoło. Po chwili parsknął cicho, zerkając pogardliwie w naszą stronę. - Czyżby potężni, poszukiwani ninja klasy S pomylili pokoje?
No tak, coś mi tu brakowało Shi. Nie miałam jednak zbyt wielu przejawów geniuszu, nie powiązałam zatem jej braku z możliwością pomylenia sal. Odchrząknęłam, ruszając w stronę drzwi jak gdyby nic się nie stało i cała akcja była zaplanowana. Moimi śladami poszła reszta płaszczyków, po czym opuściliśmy pokój bez zbędnych problemów.
Prawie.
Oczywiście nie mogłam przejść obok Uchihy bez skupienia na sobie całej jego uwagi. Ten skundlony czarnulek specjalnie stanął tak, bym musiała jak najbardziej się o niego otrzeć przy wyjściu. Nie oszczędził też sobie klepnięcia mnie w tyłek, a na gwizd któregoś z członków posłał im spojrzenie, z którego błysnęło szkarłatem.
Dzięki temu przedstawiciele płci brzydkiej wymazali widok mojego rumieńca i dłoni Uchihy na dolnej części moich pleców i pokornie pomaszerowali dalej, wdając się w krótką dyskusję o ziemniakach. Desperacko próbowali zmienić temat? Tak.
- Zbok - rzuciłam tylko, przymusowo idąc na tyle naszej małej, przemierzającej korytarzami, karawany, z czarnowłosym towarzyszem po swojej lewej.
- Zbyt kusząco nim kręcisz - odparł, wzruszając ramionami, a ja fuknęłam na niego, uśmiechając się mimowolnie. No, było tak całkiem... całkiem zwyczajnie chyba. Serce naturalnie kołatało mi w piersi, ale z ust Madary nie padała żadna bolesna uwaga. Było parę kąśliwych, złośliwych komentarzy - wątpliwe, by potrafił się powstrzymać przed uraczeniem mnie nimi - ale i tak wyczuwałam znaczny progres w naszych relacjach.
Do następnej salki wbiliśmy bez pukania, wyrywając się między sobą do zajęcia najlepszego miejsca przy łóżku. Pociągnęłam za płaszcz Lidera i wyrzuciłam go za siebie, by dzięki delikatnemu popchnięciu przez Uchihę zająć doskonałą pozycję tuż przy zdezorientowanej Miyu i po drugiej stronie łóżka od zirytowanej Shi. Nasze spojrzenia zatrzymały się na przykrytej kocykiem dziecince w ramionach kotowatej, której podwinięty materiał skutecznie zasłaniał twarz. Poza tym istotka zwrócona była w stronę matki, bo akurat była karmiona.
Zaraz, stop.
Miyu karmiła. Momentalnie zdałam sobie sprawę, że moja przyjaciółka siedzi z odsłoniętym cyckiem w towarzystwie stada facetów. Nie zdążyłam jednak dojść do głosu, bo ciszę przerwał jej warkot.
- Wynoście się. Natychmiast. Precz - syknęła, na wpół zawstydzona, na wpół wkurwiona, ciskając pioruny oczami. Tłumek odstąpił o krok od łóżka. Kotono podniosła się, zaciskając dłoń na swoim obrotowym krześle. Tłumek zrobił dwa kroki w stronę drzwi. Deidara wystąpił, zasłaniając widok swojej roznegliżowanej dziewczyny i posyłając mordercze spojrzenie. Tłumek miał go w dupie, to ciota.
- Dobra, wyłazimy, raz raz - zagrzmiałam, wypychając jednego przez drugiego, kopiąc ich i przypiekając zadki dzięki części zregenerowanej już chakry. Kiedy dość brutalnie wyrzuciłam za próg własnego męża, doszedł do mnie głos Miyu i zatrzasnęłam drzwi przed nosem płaszczyków, odwracając się przodem do czerwonej jak cegła dziewczyny.
- Na pewno mogę zostać?
- Ta - mruknęła, zaciskając wargi. - Co za wstyd, co za wstyd! Nie mogę uwierzyć, czuje się taka zbrukana, meow...
- Wymażemy im pamięć - zaproponowała usłużnie Shi, przysiadając na powrót na krześle. Miejsce naprzeciw zajął Dei - to było moje miejsce, skurwielu! - więc bez słowa przysiadłam w nogach łóżka.
- I tak nie będę mogła spojrzeć im w twarz! Oni... oni widzieli... - wymamrotała niewyraźnie, spuszczając głowę.
- Dziecko zasłoniło część biustu, un.
- A tam, pierdolić biust! Widzieli moje nieogolone nogi! Jaka hańba!
~ *** ~
Wytłumaczenie Miyu, że chuj nas obchodzą jej nieogolone nogi, zajęło nam chyba z godzinę. W tym czasie dowiedziałam się, że urodziła dziewczynkę i nawet dostałam ją do rąk. Miyu uznała, że muszę mieć doświadczenie z dziećmi i nie zrobię jej maleństwu krzywdy, skoro potrafię w miarę zatroszczyć się o własnego syna. Trzeba przyznać, że trzymanie takiej kruszyny naprawdę rozmiękczało mi serce. Była cichutka, wpatrywała się tylko we wszystko turkusowymi, wielkimi oczyma, wydając dziwne odgłosy, kiedy w jej polu widzenia pojawiała się Akai. Przez ten spokój, wyzierający z zielono-niebieskich tęczówek, musiałam podnieść głowę na Miyu i zadać jej bardzo, ale to bardzo ważne pytanie.
- To na pewno wasze dziecko?
Trochę się wtedy wkurzyli i zabrali mi małą Ayami, ale moje dzikie zapewnienia o tym, że żartowałam sobie tylko, pozwoliły mi ją dostać po raz kolejny. Przejechałam opuszką palca po jej kocim uszku, przyglądając się z zainteresowaniem jak marszczy nosek. Równie wiele radości dawały mi ciche jęki, dochodzące zza drzwi. Chłopaki naprawdę chcieli zobaczyć córkę swojego kolegi. Shi trzy razy przepędzała ich spod sali, ale złazili się z powrotem jak ćmy do światła. W końcu sam medyk przepędził zarówno ich jak i nas w diabły, rzucając formułkami o odpoczynku, cierpliwości i takich tam bzdurach. Gdy zabrali mi jedno dziecko, ruszyłam na poszukiwania swojego własnego.
Kochana matka, sobie przypomniała o synu.
Morda tam, lepiej pomóż go szukać.
Otwierałam akurat kolejne drzwi, gdy koło mnie pojawił się Lider, przyglądając mi się z nietrudną do zauważenia zawiścią.
- Mogłaś ją zobaczyć - burknął, a ja uniosłam brew, zamykając pusty pokój i zerkając na niego sceptycznie. Chwilę potem moje usta rozciągnęły się w rozmarzonym uśmiechu, a ja sama westchnęłam tęsknie, podpierając głowę dłonią.
- Ach tak, prześliczna była. Taka maluteńka, z żółtym ogonkiem i uszkami - mruknęłam pieszczotliwie, przyglądając się z satysfakcją jak Nagato pęka z zazdrości. - Taka kiziamizia, mimimimimi.
Dobra, to brzmiało dziwnie, ale kończyły mi się pomysły na określenia czegoś słodkiego. Zwykle nie musiałam tak się poniżać, moja matka była tą, która latała jak kot z chorym pęcherzem od jednego przedmiotu do drugiego i rozwodziła się na cały głos nad urokiem i słodyczą. Ostatnie określenie musiałam jej ukraść, trudno - widok twarzy Peina wynagradzał mi używanie tak kretyńskich zwrotów.
- I pomyśleć, że tak ci pomogłem w rozmowie z Madarą - bąknął i minął mnie z dumną miną, udając nieprzejętego. Wiedziałam, że poleci przesłuchać Deidarę, więc zatrzymałam go złapaniem za rękaw płaszcza.
- Dzięki za tamto - mruknęłam ze znudzoną minką, by ukryć jak strasznie godził we mnie przymus podziękowania za coś temu nosorożcowi. - A on... on serio pamięta Ziemie?
- Sama go spytaj - odparł Pein, zerkając na mnie z rozbawieniem i ruszając dalej korytarzem. Nadęłam policzki, odprowadzając go spojrzeniem.
- I pomyśleć, że tak ci pomogłem w rozmowie z Madarą - bąknął i minął mnie z dumną miną, udając nieprzejętego. Wiedziałam, że poleci przesłuchać Deidarę, więc zatrzymałam go złapaniem za rękaw płaszcza.
- Dzięki za tamto - mruknęłam ze znudzoną minką, by ukryć jak strasznie godził we mnie przymus podziękowania za coś temu nosorożcowi. - A on... on serio pamięta Ziemie?
- Sama go spytaj - odparł Pein, zerkając na mnie z rozbawieniem i ruszając dalej korytarzem. Nadęłam policzki, odprowadzając go spojrzeniem.
- Zrób sobie własne dziecko, pedofilu!
- Spierdalaj! - doszło do mnie jeszcze, na co zachichotałam złośliwie i skierowałam się do pokoju, w którym się obudziłam. Gabinet Konan był pusty, ale któryś z jej przydupasów powiadomił mnie, że Ryu został zabrany przez kogoś z rodziny. Skoro więc pokój Hidana świecił pustkami, pozostawał tylko Tobi. Wsunęłam się do pokoju, ale witający mnie w progu głos wcale nie należał do mojego małżonka.
- Aomi, powinnyśmy pogadać.
~ *** ~
- Herbaty? Kawy? Znaczy nie wiem, gdzie tu jest kuchnia, ale mogę polecieć i poszukać - zaoferowałam, wydeptując ścieżkę w pokoju. Babcia machnęła ręką żebym usiadła, więc spełniłam grzecznie jej polecenie. Rzadko kiedy denerwuje się spotkaniami z babunią. Kocham kobietę, poważnie, zrobiła dla mnie więcej, niż jakikolwiek inny człowiek, którego poznałam. Będąc jej następczynią zostałam obdarowana większa uwagą niż moje liczne kuzynostwo, dzięki temu miałam najbliższy kontakt ze Śmiercią spośród wszystkich krewnych oprócz matki.
Bo matka to truła babci dupę dzień w dzień, co parę minut. Ciężką, żeby nie miały dobrego kontaktu.
Bywały jednak momenty, kiedy babcia przychodziła do mnie porozmawiać o czymś ważnym. Kiedy przynosiła istotne wieści i nie miała ochoty rozprawiać o pogodzie i moim "radosnym" życiu na ziemi. Łatwo było rozpoznać taką sytuację, bo babunia stroiła się wtedy, jakby szła rwać dupy w dzielnicy ekskluzywnych prostytutek. Jej długa, gotycka suknia zamiatała czarnym tiulem po posadzce, a idealnie przylegający, sznurowany gorset eksponował nieprawdopodobnie wręcz idealne kształty. We włosy wpięła białe lilie, kontrastujące z jej kruczoczarnymi włosami - naprawdę czułam się przy niej jak Quasimodo. Malująca się na jej twarzy powaga nie dodawała mi odwagi.
- Wierzysz w przeznaczenie, Aomi? - spytała mnie głębokim głosem, kołysząc w ramionach śpiącego Ryu. Skołowana, przez chwilę milczałam, nie wiedząc jak jej odpowiedzieć i czy w ogóle zabierać głos - może to był jakiś rodzaj wstępu do monologu?
- Ee... no niezbyt - przyznałam, a babunia westchnęła z utrapieniem, wymuszając na mnie zmianę zdania. - Nie no, jasne, że wierzę! Kto by nie wierzył, że istnieje ktoś, kto układa ci całe życie od początku do końca, wobec czego tak naprawdę nie podejmujesz żadnych decyzji samodzielnie?
- To nie tak wygląda, Aosiu - przerwała mi tyradę rozbawiona czarnulka. - Żałuję, ale pewnie istotę pracy mej ciotki, Fatum, zrozumiesz dopiero po śmierci. - Widząc moje zdziwienie, przewróciła oczyma. - Nie teraz, Aomi, załatwimy tę kwestię później, mam nawał pracy. Jakiś pseudonaukowiec wysadził w powietrze małą wioskę, masa roboty mnie czeka, więc do rzeczy. Chodzi o Uchiha Madarę.
- O niego? - spytała zaskoczona. To był ostatni temat, na który spodziewałabym się rozmawiać. Myślenie o nim w tej chwili zdawało się być po prostu absurdalne. - Ale co z nim jest?
- Musisz wiedzieć, że nie miałam o niczym pojęcia, kochanie. Nie miałam dostępu do tych danych, dalej powinnam żyć w błogiej nieświadomości, ale to zostało wywleczone na powierzchnie. Kto by pomyślał, że nasza rodzina wplącze się w coś takiego! - Pokręciła w roztargnieniu głową, po czym ściszonym głosem, wyszeptała parę słodkich słów do śpiącego Ryu.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, babciu. Jakie dane? W co się wplątaliśmy? - spytałam, podnosząc się i zerkając na kobietę z góry. Tak, zdenerwowałam się. Ale, do cholery, znowu miałam wrażenie, że wszystko dzieje się za moimi plecami, każdy mówił niezrozumiałym szyfrem i nic nie było wyjaśniane w sposób prosty i zrozumiały. Tylko tajemnice, zagadki, niedokończone zdania, które mogłam swobodnie interpretować i po cichu błagać, by ktoś mnie nareszcie wtajemniczył. - Dlaczego nie mogę aktywnie brać w niczym udziału? Czemu dowiaduje się o wszystkim ostatnia, babciu? - wylałam swe żale, a czarnowłosa zacisnęła usta.
- Bo to wszystko kręci się wokół ciebie, drogie dziecko. Trafiłaś w samo centrum wszelkich powikłań i manipulacji. Przepraszam.
- Za co ty mnie, do diabła, przepraszasz?!
Śmierć zamilkła. Choć zbierała myśli tylko przez parę sekund, dla mnie minęły wieku nim nareszcie rozchyliła usta.
- Widzisz, w przeszłości Madara...
- Ja w przeszłości co? - dobiegł mnie głos z drzwi i przeniosłam wzrok na stojącego w progu mężczyznę.
___________________________________________________________
Dum, dum, duuuuum! *pioruny w tle*
Dobra, starałam się ubrać w słowa swoje absurdalne pomysły : D
To taki mój prezent świąteczny. Ho, ho, ho! Wiem, że nawet przegniłe skarpetki Hidana byłyby lepszym prezentem, ale podarunkami się nie gardzi, je się pokornie przyjmuje!
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku, kochani ♥
Enjoy!
Świetny rozdział! Kocham Twojego bloga:) czekam na następny rozdział... I Wesołych Świąt i pijanego Sylwestra :)
OdpowiedzUsuńNie dostałam powiadomienia że jest ;_; Ale już nadrabiam!
OdpowiedzUsuńZbliża się koniec świata i wszystko pierdutnie! Chyba o_o Takie śliczne dzieci *-* Nie powiem, że nie ale zrobiło mi się troche szkoda rypci.. No ale... Jakieś podejrzenia co do imienia dla "kiziamizii, mimimimimi" ? XD
OdpowiedzUsuńNie miałam jak wtedy powiadamiać, wysłałam i znów traciłam dostęp do kompa </3
UsuńAhaha, koniec świata zawsze na propsie!
Biedny rypcia, musiałam go trochę skrzywdzić. :c
Podejrzenia podejrzeniami, to tylko dziecko Miyu, niech ma jakiekolwiek imię : D
Bardziej się namęczę przy imionach dla Twoich!
I to nie tak, że zamierzam zrobić przedszkole w Aka, nie no, skąd...
Jakich moich D: Chce kagańce w zestawie.
UsuńKolejny kiciuś w Aka i znów mleko na minusie :< Ja się dziwie, że to jeszcze funkcjonuje, to już wszystko dawno powinno wybuchnąć XD
Ahahaha, okej, da się załatwić, na przecenie jakieś widziałam!
UsuńJakie mleko? Żeby mieć mleko trzeba mieć pieniądze, a żeby mieć pieniądze, trzeba mieć lepszego Lidera D:
My deszczówkę pijemy, jak prawdziwe ninja! xD
Prawdopodobnie w końcu wybuchnie : D
Jestem numerem 11000!
OdpowiedzUsuńGratuluję, wygrałaś! Tylko teraz jeśli zrobić pierdyliard przysiadów wyślemy Ci złote kalesony i dorzucimy gratis bambosze z wełny jaka! xD
UsuńTo chyba zbyt spore koszty XD
UsuńBardzo podoba mi się twój blog, dodaję do obserwowanych i czekam na dalsze rozdziały;D
OdpowiedzUsuńA w między czasie zapraszam na http://lapacz-snow-honii.blogspot.com/ to dopiero początek ale codziennie coś nowego ;D także zapraszam ;3
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Zakończyłaś ten w takim ekscytującym momencie, że chce się czytać dalej ;))). Czekam niecierpliwie na następny ^.^
OdpowiedzUsuńPostaram się niedługo wrzucić nowy rozdział : D
UsuńJak zwykle u mnie są spore różnice między pojawianiem się kolejnych części, ale prędzej czy później na pewno coś napiszę xD