Poranek mogłam określić jako istny melodramat. Wczoraj było melo, bo spiłam się jak głupia, a świt powitał mnie dramatem, kiedy pulsująca głowa niemalże mi wybuchła. Przekręciłam się ostrożnie w łóżku, jęcząc z bólem i starając się otworzyć choć jedno oko. Niewielka piąstka zatrzymała się na moim policzku, więc uśmiechnęłam się leniwie, unosząc dłoń i palcami gładząc miękką skórę na rączce chłopca.
- Ryu - wychrypiałam, unosząc powieki tylko po to, by powitał mnie obraz uśmiechniętej, pyzatej buźki mojego dziecka. Podniosłam się wolno, zgarniając włosy z twarzy i mlasnęłam parokrotnie, rozglądając po pokoju. Stolik leżał przewrócony, na krześle walały się moje ubrania, na biurku leżały pedantycznie ułożone dokumenty Madary, obok siedziała Levi, zabawki ktoś ładnie uprzątnął do koszy... stop.
- Levi?! - wrzasnęłam spanikowana, chwytając się zaraz za głowę i kuląc na łóżku. Usłyszałam złośliwy chichot blondynki, potem zaś do moich uszu doszły kroki. Zogniskowałam na jej twarzy złote tęczówki, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień jej wizyty.
- Nie wyglądasz na zadowoloną z powodu moich odwiedzin - zauważyła spokojnie, ukazując w uśmiechu rząd ostrych ząbków. - Coś się stało, kuzynko?
Och, jasne, że się stało, ty mała wiedźmo, przemknęło mi przez myśl. Jakoś wewnętrzna podejrzliwość nie pozwalała mi łudzić się, że wpadła tutaj przypadkiem. Ledwie wczoraj spędziłam połowę wieczoru na knuciu i rozgryzaniu zagadek, dzieląc się swymi myślami z Uchihą, a tu nagle pojawia się Leviathan? Może nie powinnam z góry zakładać, że była zamieszana w całą aferę, ale przeczucie mówiło mi, że się nie mylę. Swoje domysły zepchnęłam jednak na sam skraj swego umysłu, chowając je nawet przed samym Houkou.
- Chyba powinnam odstawić alkohol - burknęłam bardziej do siebie, a blondynka roześmiała się, kiwając z pobłażaniem głową. - W każdym razie, co tutaj robisz?
- Odwiedzam! - zaświergotała, wyciągając dłoń do mojego synka i głaskając go po głowie. - Ostatni raz widziałam cię na twoim ślubie, chyba trochę zaniedbałam nasze relacje.
Mruknęłam coś pod nosem, wzruszając ramionami na jej słowa. Nawet mi się nie chciało komentować tej bredni.
- Zejdźmy na śniadanie - zaproponowała, biorąc Ryu na ręce i cmokając go w czoło. Synek zmroził ją morderczym spojrzeniem, przez które parsknęłam śmiechem. - Och, jaki podobny do mamy.
Wypięłam z dumą biust, zdejmując nogi z łóżka i przystając na miękkim dywanie. Owinęłam się szlafrokiem, nawet nie przejmując się tym, by umyć zęby (zresztą, po kiego chuja, pozbędę się przynajmniej niespodziewanych pocałunków). Dajcie spokój, łeb mnie tak napieprzał, że nie chciało mi się robić nic. Nawet jeść - ale musiałam zejść choćby po to, by dowiedzieć się po kiego grzyba ten potwór się tutaj pojawił.
Bo ja musiałam wszystko odkryć!
Dopiero teraz, po tylu latach, zaczęłam mieć świadomość tego, że byłam kontrolowana z każdej strony. Ani na sekundę nie spuszczano ze mnie wzroku, śledzono każdy mój ruch, gest, rejestrowano myśli i słowa. Z pozorną nonszalancją przemieszczałam się korytarzami posiadłości Konan, skupiając się na każdym pomijanym przeze mnie jak dotąd szczególe. Miyu, Shi, Nagato, Madara, Houkou, Leviathan, Itachi, Hidan - jak wielu z nich wiedziało co się wokół mnie dzieje? Ile razy postępowałam zgodnie z ich wytycznymi?
Dostawałam takiej paranoi, że potrafiłam nawet nieufnie zerkać na paprotkę w korytarzu.
W kuchni było zupełnie pusto - pewnie dlatego, że była godzina trzynasta i większość osób już zjadła śniadanie - więc usiadłyśmy przy stoliku, naprzeciw siebie. Ryu zdecydował się okupować ziemię, zamiast kolana swojej ciotki, a gdy tylko jego tyłek zetknął się z podłogą, ruszył na czworaka na podbój lodówki. Obserwując go z ukosa, zbierałam myśli, szukając dobrego punktu zaczepienia dla tej rozmowy.
- Więc powiadasz, że odwiedziny - mruknęłam bardzo inteligentnie, chcąc to odpowiednio rozegrać.
- Aomi, odpuść sobie to wszystko - doszło do mnie i odwróciłam głowę w stronę Lev, unosząc brew.
- Że co, proszę? - spytałam, a Levi westchnęła ciężko, pstrykają palcami. Z kranu buchnęła woda, by po kilku minutach zacząć wypływać z przepełnionego zlewu na ziemię. Z kałuży zaś wynurzył się topielec, wymijając Ryu i posuwając się w stronę lodówki. Po niecałej minucie na stoliku znalazły się dwie miski, mleko i pudełko czekoladowych płatków. Demon wrócił do kałuży, ściągając za sobą całą wodę, a Levi po prostu zabrała się do jedzenia, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Wiesz - zaczęła nonszalancko, machając łyżką. - Nie jesteś idiotką. Podejrzewasz, że dzieje się coś niedobrego, prawda?
No i masz babo placek, ja to jednak miałam instynkt. Levi była w to zamieszana! Czy ktoś w ogóle nie był?! Czy ktoś w ogóle jeszcze nie knuł za moimi plecami?
- Czemu mam dziwne wrażenie, że wcale nie chcesz mnie uświadomić, co jest grane?
- Bo nie chce - przyznała, uśmiechając się.
- Ach, więc zaczynasz temat, bo jesteś popieprzoną suką i próbujesz mnie zirytować, tak? - dopytałam, układając brodę na skrzyżowanych dłoniach i zawieszając na niej ciężkie spojrzenie. Błysnęła złowrogo niebieskimi oczyma, zamierając w kompletnym bezruchu. - Nie zamierzam przyglądać się temu z boku, wszyscy razem coś knujecie i dowiem się co.
- Nie knujemy razem - wtrąciła kuzynka, kręcąc głową. - Na chwilę obecną są trzy grupki.
- I wszystkim chodzi o mnie? - Kiwnęła głową, zadowolona z moich rozsądnych domysłów. - Cudownie być w centrum uwagi. Czemu mi to mówisz?
- Bo tylko nam możesz zaufać - oświadczyła, podnosząc się na krześle i nachylając w moją stronę. Przekonywujące jak cholera! - Ze wszystkich sił będą usiłowali się ciebie pozbyć, przekonać cię, owinąć wokół palca. Tylko my pilnujemy porządku. Ale uniemożliwiasz nam to, gdy wtykasz nos nie w swoje sprawy, Ao.
- No świetnie - rzuciłam zgryźliwie, krzyżując ręce na piersiach. - Oczekujesz, że mam nic nie robić?
Leviathan odsunęła krzesło, podnosząc pustą miseczkę i odnosząc ją do zlewu. Podniosła z ziemi Ryu, wspinającego się wolno po szufladach, by przysiąść z nim znów na krześle i spojrzeć na mnie z uwagą. Cierpliwie czekałam na odpowiedź, przekonana, że odwlekaniem próbuje mnie tylko rozdrażnić.
- Zaraz tam nic - mruknęła w końcu, nadymając policzki. - Żyj tak jak dotąd, bezmyślnie i leniwie!
~***~
A to sucz, no.
Do tej pory nigdy nie przejmowałam się konsekwencjami swoich działań. Przekonana, że podejmuje wszelkie decyzje samodzielnie, tym samym nakreślając własną przyszłość, żyłam sobie wesoło, ignorując większość reguł i zasad. Bawiłam się, szalałam, wymiotowałam czasem do kalosza, kiedy zdarzyło mi się spić na wzór menela. Siedząc w pokoju, pozostawiona własnym myślom, próbowałam tylko określić moment, w którym przestałam kontrolować własną egzystencję. Czy to było ustalone od samego początku? Zagrane według scenariusza, które napisał jakiś wariat? Może moja matka tak naprawdę nie była zwykłą szmatą, tylko zostawiła mnie samą z powodu jakiegoś polecenia, ha!
Nie no, na pewno była głupią szmatą, co do tego nie miałam wątpliwości.
Owinęłam włosy wokół palca, przyglądając się białym jak śnieg kosmykom. Czemu to wszystko stawało się takie skomplikowane? Przymknęłam oczy, materializując się myślami naprzeciw wielkiej klatki, skąd zerkały ku mnie z zainteresowaniem złociste ślepia olbrzymiej bestii.
- Wyglądasz nad wyraz poważnie, dziecino - powitał mnie głęboki głos, a ja wzruszyłam ramionami, zbliżając się do prętów. Oparłam się o jeden z nich czołem, wyciągając dłoń i wczepiając palce w futro Houkou.
- Współpracujesz z Levi, czy to jakaś inna organizacja trująca mi dupę? - spytałam, a demon zmrużył lekko oczy, by zarechotać z rozbawieniem i odsunąć się nieco ode mnie. Wyprostował się, majtając wodnym ogonem, przez co już po chwili stałam po kostki w zimnej cieczy.
- Co da ci ta wiedza? Nie wolałabyś przypadkiem wciąż się bawić, Aomi? Chodzić na misję, wychowywać Ryu, kłócić się z resztą członków Brzasku? - spytał z ledwo wyczuwalną nutą kpiny. - Wy, ludzie, macie wrodzony talent do podejmowania najgorszych dla was decyzji.
Pewnie miał rację. Pokiwałam głową potulnie, przymykając na moment oczy, by przecisnąć się nieco wgłąb klatki i z całej siły szarpnąć za futro demona. Rozprysł się na moich oczach, zmieniając w olbrzymie źródło chakry, mnie zaś wyrzuciło na zewnątrz, przywracając myślami do ciała. Podniosłam się na łokciach, wbijając wzrok w kołyskę i wpadając na jeden z tych niezwykle głupich pomysłów, których później żałuje się do końca życia. I nie czekając na to, aż odezwie się zdrowy rozsądek, postanowiłam wprowadzić go z miejsca w życie.
Jak przystało na przezajebistą kunoichi, prócz sztuk walki miałam opanowaną też do pewnego stopnia grę aktorską. Byłam jak te wszystkie sławne gwiazdy filmowe, potrafiące się z miejsca rozpłakać, a potem zacząć się szaleńczo śmiać, ot, bez powodu. Borze sosnowy, mój plan był jedynym wyjście, zbyt skrupulatnej obserwacji byłam teraz poddawana, by móc wykombinować cokolwiek innego. To wiśta wio, Aośka, czas zaprowadzić ład i porządek w tym przegniłym, pełnym patafianów świecie!
~***~
- Na wszystkich świętych, co ty pieprzysz, nyaan?! - spytałam zszokowana, podrywając dłonie i zaciskając palce na ramionach Deidary. Na widok grymasu oderwałam z lekka paznokcie, a blondyn sapnął z rozdrażnieniem i przeczesał palcami kitkę.
- Przecież ona tak czasem miewa, un - mruknął, a ja powstrzymałam się od jebnięcia go z łokcia w nos, zamiast tego wdziewając na usta rozkoszny uśmiech. Wdech, wydech, Miyuś! Spokojnie!
- Tak, tak - przyznałam, zakręcając kosmyk włosów na palcu. - To takie normalne, że Aomi nagle wychodzi bez powiadomienia o tym, zostawiając wszystkie rzeczy. Czy ty siebie słyszysz, ty pacanie, kurwa?! Toć ona nawet wyjście na siku w czasie zebrania ogłasza, żebyśmy "nie tęsknili za bardzo", a teraz po prostu wyszła z Ryu, bez rzeczy, meoww - zakwiliłam, rozglądając się w popłochu. Czym prędzej wystrzeliłam z pokoju, przymykając na moment oczy i kierując się w stronę gabinetu Konan, gdzie - jak się okazało - zjawiła się cała reszta mojej niekociej ferajny. Plus Uchiha. Madara na mój widok skrzywił się wyraźnie, ale niespecjalnie interesowały mnie teraz jego babskie foszki, więc zatrzymałam się dopiero przed biurkiem, uderzając w nie obiema dłońmi. Prowadząca obróciła w dłoniach spinacz, przyglądając mu się z zainteresowaniem godnym dziecka, które po raz pierwszy wpuścili do sklepu z zabawkami.
- Noo? - spytałam niecierpliwie, unosząc dłoń i machając palcem jak rasowa murzynka z amerykańskich seriali. - Powiesz mi gdzie iść, żeby ją zawrócić, czy nie?
- Nie wiem - odparła gładko, a ja odsunęłam głowę, unosząc brwi.
- Ale przecież Ho...
- Zapieczętowała go.
Hę? Hę, kurwa?!
Przez wiele lat Aomi psuła mi nerwy, nie przeczę. Bywała nieznośna, upierdliwa i uciążliwa, wpakowywała się w kłopoty, zajmowała łazienkę na dwie godziny, poza tym zabijała każdego świadka jehowy, listonosza, akwizytora i księdza - a ich ciała zostawiała na wycieraczce, przez co wiecznie pakowałam się po kostki w mięso, wychodząc z domu. Mimo lat znajomości potrafiła mnie zaskoczyć zarówno w pozytywnym sensie, jak i negatywnym. Obecnie lawirowałam na granicy zdumienia zmieszanego z irytacją, a dumy i podziwu, bo oto podjęła zaskakująco rozsądną decyzję. Zablokowała pluskwę w samej sobie, pozbawiwszy się samowolnie wszystkich korzyści, płynących z chakry demona, odcięła go od kontaktów z nami. Po prawdzie nie wiedziałam nawet, że potrafi coś takiego zrobić, Hanai nie zwykła pozbawiać się każdego możliwego źródła chakry. Używała zbyt wielu wyczerpujących jutsu, by zrezygnować dobrowolnie z demona, więc obecnie pozostawała wystawiona na praktycznie wszystkie ataki. No pięknie.
- Ale jak w ogóle do tego doszło?
- Możliwe, że ktoś ją ciut wtajemniczył - usłyszałam oskarżycielski ton z boku i powędrowałam za oczami tej osoby, zawieszając wzrok na twarzy Levi. Blondynka wzruszyła tylko ramionami, a ja przetarłam sobie dłonią po twarzy.
- Nie. No kurwa nie, ja pierdolę, nyaaan, coś ty odwaliła? - warknęłam, dzielnie znosząc zbulwersowane spojrzenie blondynki, która zeskoczyła z krzesła, obracając w dłoniach długopis. Na niemą groźbę zawartą w niebieskich, hipnotyzujących oczach odpowiedziałam strzeleniem paroma wyładowaniami. Nikt nie stanął między nami, nie padło nawet słowo, które miałoby powstrzymać którąkolwiek z nas od rzucenia się sobie do gardeł.
- O co się wściekasz, pchełko? - spytała Leviathan, rozkładając niewinnie ręce. - Czemu nie wywąchasz jej zapachu, hę? Ciężko ci się schylić? Pomóc ci dotknąć podłogi tym twoim sprasowanym ryjem? - dodała rozkosznym tonem, a mnie z miejsca szlag wziął.
- Próbujesz sprowokować kłótnię, szmato? - odparłam momentalnie, napinając wszystkie mięśnie i podciągając rękawy. Nawet w fioletowym dresie i rozciągniętym, babcinym sweterku mogłam zlać ją na kwaśne jabłko, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
- Szmato? Hej, to nie mój tyłek jarzyłby się jak neon w Las Vegas, gdyby sperma mogła świecić - zauważyła, sugestywnie lustrując mnie od góry do dołu. W tym momencie czara się przelała, a ja wyrwałam z szybkością pioruna uderzającego w drzewo do przodu, gotowa rozerwać jej tchawicę gołymi rękami. Nie chodziło o te głupie wyzwiska, odkąd pamiętam nie darzyłyśmy się sympatią i tego rodzaju wymiany zdań stały się zasadą, rutyną, nudnym, monotonnym schematem. Stanowiły jednak dobrą przykrywę, dzięki której nie musiałam pokazywać, że najbardziej bolało mnie zniknięcie Aomi. Jasne, zdarzało jej się uciekać, brać nogi za pas w najmniej odpowiednich porach, jak przystało na dość absurdalną główną bohaterkę - tym niemniej na ogół wiedziałam, gdzie się znajdowała. Mówiła mi, zdradzała się z sekretami, nawet w momencie śmiertelnego oburzenia zwracała się z każdą nową informacją, by teraz zniknąć bez słowa. Jak miałam wypełniać swoją pracę, w jaki sposób Fatum przewidywało dalszy los naszego stowarzyszenia? Czy ktoś był teraz w stanie określić przyszłość? W żadnym moim poleceniu nie znajdowała się wzmianka o takiej ucieczce, Ao kpiła sobie zwyczajnie z przeznaczenia, wyszydzała je i pokazywała środkowy palec. Wychodziła z klatki.
Tylko kto miał ją ustrzec przed konsekwencjami tego czynu?
Nim moje pazury zanurzyły się w białej skórze Levi, męskie ramię objęło mnie w pasie i uniosło, odstępując parę kroków do tyłu. Szarpiąc się, odwróciłam ostatecznie i stanęłam oko w oko z Madarą, wyniosłym, paniczykowatym Uchihą, którego wzrok był ostrzejszy niż nowa brzytwa. Nie cierpiałam ich wszystkich, rozglądając się dookoła coraz silniej utwierdzałam się w przekonaniu, że to wcale nie był dobry pomysł. Gdzieś tkwił błąd, niczym drzazga w palcu.
- Już - usłyszałam nagle i zerknęłam z ukosa na biurko. Prowadząca podrzuciła spinacz, klaszcząc dwa razy w dłonie. - Już wiem, co trzeba zrobić.
~***~
O w mordę, gdzie ja w ogóle zaszłam?
Zacmokałam z dezaprobatą, lustrując wzrokiem otoczenie i drapiąc się po nosie. Ryu cicho pochrapywał w nosidełku z przodu, wtulony we mnie jak mała koala. Cmoknęłam jego czarną główkę, w zamyśleniu stukając zwiniętą w rulon mapą o udo. To było znacznie głupsze niż sądziłam. Nawet rzeczy nam nie zapakowałam, tylko wsadziłam dupę w tego zapyziałego, rozklekotanego autobusu. Komunikacja miejska była okrutnym wymysłem samego Szatana, zapadające się siedzenia irytowały wbijającymi się w tyłek sprężynami, kierowca był wredny i prawie przyciął mi nogę drzwiami, a moim towarzyszem w podróży okazała się rodzina cyganów, bezdomny mieszkaniec Suny i jakiś ANBU. Oczywiście nie obyłoby się, gdyby ten ostatni w końcu nie rozpoznał we mnie zbiegłej kryminalistki, ale ugodowo - ach, znaj łaskę, nędzny robaku! - umówiłam się z nim, że załatwimy wszystko po wyjściu na moim przystanku, bo mi dziecko właśnie zasnęło i budzić nie wypada.Także po wyjściu kulturalnie pomógł mi wyjść z pojazdu, kurtkę własną ułożył na ławce, by Ryu sobie spodenek nie ubrudził, a potem jak przystało na dżentelmena, rzucił się na mnie z zamiarem zajebania. W sumie to nie ma co mówić, wiadome, że załatwiłam gościa w trybie ekspresowym, a jego gałką oczną puściłam kaczkę po kałuży, nic wielkiego. W każdym razie potem tak błądziłam po tym ciulowym lesie, szukając oznaczonego wcześniej na mapie miejsca. Szczęście, że byłam głupia, to przynajmniej szczęście się do mnie zawsze uśmiechało.
Albo może to po prostu świat był po mojej stronie, bo byłam główną atrakcją? Chuj wie.
- Hanai Aomi?
- O, szukałam cię! Ej, pliska, przygarnij mnie i dziecko!
_____________________________
Okej, to nie jest notka najwyższych lotów. W sumie niewiele wciąż wiecie, ale ja przynajmniej ogarniam, dokąd to opowiadanie zmierza, także słuchajcie - mamy progres! Autorka nareszcie wie, o czym pisze! Szok! Brejkin njus! Złamana wiadomość!
A tak bardziej poważnie - choć rozdział ciulowy, to jednak chciałabym zadedykować go tym Anonimkom, które choć nie podpisują się żadnym nickiem, to jednak ratują to opowiadanie swoją egzystencją, komentarzami, czytaniem. Najbardziej dziękuję Anonimowej za ten ostatni komentarz, który zmotywował mnie do zebrania tyłka i zrobienia czegoś z tym opowiadaniem. Serio chciałabym skończyć tego bloga, ale pewnie do usranej śmierci nie dam rady.
Bez zbędnego pitolenia.
Enjoy! ♥
PS. Postaram się zacząć wyjaśniać pewne niedopowiedzenia z ostatnich notek, aj pramis!
Huhuhu, to ja dziękuję ^^
OdpowiedzUsuńNO NARESZCIE ROZDZIAŁ! Już się doczekać nie mogłam. Zakładałam, że po moim komentarzu szybciej ci to pójdzie i oczywiście miałam rację! (Wiem, ta wrodzona skromność XDD). Ten rozdział niewiele wyjaśnia, nadal pozostaje dużo niedopowiedzeń, ale wydaje mi się, że tak jest lepiej. Jest straaaasznie ciekawa co dalej, więc spinaj dupsko i pisz dalej! :D
Hahah, muszę przyznać, że śmiałam się jak głupia przy tym rozdziale. Aż wypiszę ci twoje najlepsze teksty:
"Poranek mogłam określić jako istny melodramat. Wczoraj było melo,(...) a świt powitał mnie dramatem..."--> tak bardzo prawdziwe XD, muszę przyznać, że naprawdę podoba mi się twoje poczucie humoru :D
" kranu buchnęła woda, by po kilku minutach zacząć wypływać z przepełnionego zlewu na ziemię. Z kałuży zaś wynurzył się topielec, wymijając Ryu i posuwając się w stronę lodówki. Po niecałej minucie na stoliku znalazły się dwie miski, mleko i pudełko czekoladowych płatków"--> WTF kobieto, zmień dilera XDD
"a jego gałką oczną puściłam kaczkę po kałuży, nic wielkiego."--> hahahahahah, no nie mogę, śmieje się za każdym razem gdy to czytam :D
I teraz uwaga! NAJLEPSZY TEKST:
" Szmato? Hej, to nie mój tyłek jarzyłby się jak neon w Las Vegas, gdyby sperma mogła świecić " to jest po prostu MISTRZOSTWO :D
W zakładce "O blogu" pisałaś, że na onecie miałaś więcej czytelników. Jeśli chcesz zwiększyć teraz tą liczbę, to dodawaj swój blog do różnych spisów. To na pewno coś zmieni, dużo osób na takie strony wchodzi (między innymi ja :D). To tylko taka mała sugestia z mojej strony, zrób jak uważasz ;).
To już koniec, komentarz troochę krótszy niż ostatnio, ale jak to gdzieś tam ujęłaś "leniwe ze mnie dziewcze".
Dużo weny, samych dobrych pomysłów i żeby rozdziałpojawił się niedługo!
PS Informuj o stanie rozdziału na bieżąco,bo wiele osób to ciekawi ;)
Pozdrawiam, Anonimowa (Mariolka^^)
Spinam, spinam, żeby Wam to w końcu powyjaśniać!
OdpowiedzUsuńPoza tym zawsze raduje mnie widok ludzi, którzy rozumieją moje spaczone, wulgarne niekiedy poczucie humoru, hell yeah!
Pisałam o odwiedzinach, w dodatku raczej żartobliwie, bo na nic się nie skarżę. Co do czytelników, kłamstwem byłoby, gdybym powiedziała, że ich nie chcę - każdy, kto tworzy bloga, pragnie widzieć jakiś odzew pod notkami. Niemniej po tylu latach przyzwyczajona jestem do tego, że ludzie pojawiają się i znikają - jakby nie patrzeć sposób prowadzenia bloga jest jaki jest, to pewnie ma jakiś wpływ na ilość czytających :') I jestem zapisana w dwóch spisach. Bo ładne są, to zgłosiłam tam bloga, heh.
Będę informować w ogłoszeniach :D
Również pozdrawiam cieplutko! ♥
powiem tyle:zajebiste.
OdpowiedzUsuńGdzie Madara?????!!!!! ;((((
OdpowiedzUsuńCzeka na właściwy moment z boku :C
UsuńSuper. Tyle powiem.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! oby więcej takich c;
OdpowiedzUsuńI tutaj też życie, wow!
OdpowiedzUsuńSzaleństwo, sza-lee-ństwo!
Cos ta stara kadra odżyła ostatnio <3
To chyba sesja tak działa xD
Łaziłam po linkach na moim blogu, pomyślałam, że wpadnę, co u ciebie? :D Piszesz jeszcze na poważnie?
Pozdrawiam z domu starców, Żal Anonim deixtsu
Kiki!
UsuńO rety, rety, niektórzy "weterani blogów" się jeszcze trzymają, widzisz xD Sesja teraz daje tyle czasu, że faktycznie aż się ręce rwą do pisania C:
U mnie całkiem dobrze, nie narzekam, chociaż niektóre egzaminy wolałabym mieć już za sobą xD Pisanie na poważnie jak zwykle mi nie wychodzi, ale coś od czasu do czasu naskrobię, bo obiecałam tego bloga skończyć. :') A jak u Ciebie? Sesja daje w kość?
Pozdrawiam cieplutko! <3
Oj daje, ostatni egzamin oblałam, w piątek II termin meeeeh.
UsuńAle za to rysuję tyle co nigdy, bo mózg rozpaczliwie próbuje się skupić na czymś innym... Mam nadzieję, że w sobotę już będę mieć ferie.
Ja już u siebie pisać skończyłam, prologu nie wstawiam z pewnych względów... Ale jak to czytam wszystko teraz to maaasakra, porażkaaa i słów szkoda xD
No i wpadłam na genialny pomysł, że zrobię komiks na podstawie mojej historii, bo mi jej szkoda :P Całość scenariusza już jest odmangowiona, wszystko się "przeniosło" w inne miejsce, w inne czasy, postaci zmieniły imiona i wygląd, w niektórych przypadkach ^^
Zapraszam do wglądu, jakby co, na dniach na devie będą rysunki koncepcyjne. A w ferie zaczynam rysować strony!
Również pozdrawiam, ponownie :D
O rety, to trzymam kciuki! Ty rysujesz, a ja piszę, tylko akurat nie na bloga. Normalnie im bliżej egzaminów, tym więcej stron w wordzie xD
UsuńNic mi nie mów, jak ja patrzę na pierwsze notki tutaj, to aż mam ochotę się zakopać. Wierz mi, że Twoje prezentują znacznie wyższy poziom xd
Ej, świetne! Ja na pewno będę śledziła, kocham tą opowieść, rety! Także na pewno wpadnę, chociaż kurczaki, zniknie mój ulubiony Deidara :x
Moje ferie zaczynają się dopiero 16, do tego czasu to tylko egzaminy :<
Odpuszczę sobie kolejne pozdrowienia, bo wpadniemy w błędne koło - będę taka niekulturalna, ahahahah : D
Haha, dokładnie, sesja pobudza wenę, że szok :D
OdpowiedzUsuńeee, twoje rozdziały są na pewno sto razy lepsze niż moje. Do dziś nie umiem pisać dialogów, gwałcę interpunkcję i język...
Ha ha :D
Wstawiłam już rys. koncepcyjne na deva ^^ można podejrzeć :P
Dei nie zniknie, zmieni tylko imię, ciuchy i narodowość :P.
Meh, nie zdałam żywienia, jutro poprawa buuuu.
Dobra, już bez pozdrowień :D
Ja co prawda już interpunkcji tak nie gwałcę, jak dawniej (chociaż zdarza się, nigdy nie sprawdzam postów przed wysłaniem, lenistwo bierze górę </3), ale w życiu się z takim stwierdzeniem nie zgodzę : DD
UsuńOooo, to sobie w wolnej chwili zerknę! 8-)
O rety! Mi się cudem udało zaliczyć historię medycyny, nie cierpię takich zapychających przedmiotów :<
Napisałam ci piękny komętasz, a teraz widzę, że go nie dodało o_o
Usuńwhyyyyyyy world is soooo crueeel T.T
W każdym razie a już jestem po sesji i wróciłam do psychicznej homeostazy :P
Rysuje pełna parą, zapraszam przy okazji :D
https://www.facebook.com/Kikifukoart
Wybacz, że piszę z konta studyjnego za dużo zachodu z logowaniem xD
Ale smuteg :C
UsuńJa mam jeszcze poprawkę z jednego przedmiotu. A że uczelnia porąbana, to tydzień poprawkowy koliduje mi z zajęciami, fak je :/
Uuuu! Aż Cię lajknę, taka będę B|
Ej, usunęłaś stronę?! :C
Usuńnienienie, ale zamiast Kikifukoart jest samo Kikifuko :D
UsuńZawsze mnie to ciekawiło: ile masz lat? xd Wiem, że to pytanie jest trochę (albo i bardzo) głupie, ale proszę, odpowiedz :D.
OdpowiedzUsuńO nie, porównanie mojego wieku ze znajdującą się na tym blogu twórczością, może być druzgocące! W każdym razie już nie jestem słit nastką : D
UsuńIle procent juz masz? Chodzi mi o rozdzial oczywiscie ;]
OdpowiedzUsuńZ 15%? Nie idzie mi zbyt szybko, bo sesja .__.
UsuńDobre i te 15%! Ucz się lepiej, bo jak nie zdasz to popadniesz jeszcze w jakieś załamanie nerwowe i już w ogóle nie będzie rozdziałów ;D
OdpowiedzUsuńMy lovely little thing <3 Wiedz, że zawsze jestem na bieżąco i wiem co się dzieje, tylko czasu mniej ale i miłości w sercu do Twoich opowiadań nadal sporo. Kocham. Shi.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej :P
OdpowiedzUsuńDoczekacie się go przed końcem świata,tyle mogę obiecać! <3
UsuńA ruszyły procenty już? :)
Usuń